Ranma 1/2

Jak zrobić dobrą historię mangową, która będzie się dobrze sprzedawała? Musi to być historia z motywami romantycznymi i sztukami walki, trzeba dbać o jak najszerszą grupę docelową. Najlepiej jeszcze, aby była to lekka komedyjka. Mając to na uwadze, zawiązujemy historię.

Aby było śmiesznie, główna para kochanków zostanie wyswatana przez swoich rodziców i nie będzie pytana o zgodę, dzięki temu będzie szerokie pole do powstawania konfliktów. Jakby się sami w sobie zakochali, było by zbyt spokojnie. Ale, na czym owe konflikty mają się opierać? Zróbmy postaciom dziwne charaktery. Ona będzie miała trochę cech męskich. Będzie zadziorna, agresywna i w razie potrzeby będzie potrafiła walczyć. W końcu to komedyjka, gdzie walki będą na porządku dziennym. Właściwie to ona może walczyć nawet dla przyjemności. Jak nie będzie potrafiła gotować, będzie jeszcze więcej powodów do śmiechu. Jeśli chodzi o wygląd, zostanie mocno obitym przez kogoś o wyglądzie anioła jest bardzo śmieszne.

Skoro ona ma już odpowiednie męskie cechy, to jakie żeńskie dobrać do niego? Zamiłowanie do sztuk humanistycznych, ogłada, gotowanie, szeroka erudycja. Nie, przy takich cechach za szybko by się polubili i trzeba by było szukać nowego pomysłu na fabułę. Walczyć też musi potrafić, inaczej relacje między główną parą kochanków raczej byłyby pozbawione rękoczynów. Czyli zostaje wygląd. Dwie piękne dziewczyny, które są w sobie zakochane, nie pasują do konwencji.

Pozostaje więc tylko, że on będzie zmieniał swoją aparycję, najlepiej w mało kontrolowany sposób. Najlepiej, aby ktoś mógłby zrobić mu na złość i zmienić wygląd w najmniej odpowiednim momencie. Czyli to coś, co będzie mu zmieniało wygląd musi być powszechne, najlepiej aby naturalnie spadało z nieba co pewien czas. Tak, woda będzie odpowiednia.

W podobny sposób powstały chyba założenia fabularne do mangi Rumiko Takahashi pod tytułem "Ranma Nibun no Ichi" w Polsce wydanej jako "Ranma 1/2". Tytułowe pół bohatera to ten nieszczęsny osobnik, który ma problemy ze swoją płcią. Jego kochanką z przydziału została zaś Akane. Tyle chyba wystarczy w ramach wstępu.

Ogólnie o tytule mogę powiedzieć, że spełnia swoje zadanie. Czytało mi się go bardzo przyjemnie. Zagęszczenie komicznych sytuacji było bardzo duże i uśmiech często pojawiał się na mojej twarzy. (Oczywiście osoby, które nie gustują w japońskim humorze mogą być innego zdania.) I właściwie tyle mogę na ten temat powiedzieć. Nie czułam potrzeby natychmiastowego przeczytania kolejnego tomiku, który dopiero pojawił się w sklepach. Nie miałam też problemów z cierpliwością podczas oczekiwania na następny tom. Cóż, w sumie idealna, lekka lekturka.

Rysunki są typowe, jak na lata '80. Postacie są takie trochę okrągłe, a w znacznej większości mają czarne włosy. Rastry są zaś stosowane z dużym umiarem. Różni się to trochę od dzisiejszych standardów, ale wygląda całkiem dobrze. Występują typowe dla mangi problemy z odróżnianiem postaci, ale jest z tym trochę lepiej, niż wynosi przeciętna. Ładnie jest uchwycony ruch. Specjalnie nic więcej na ten temat nie można powiedzieć.

Najważniejsza w komiksie jest jednak fabuła. Tutaj brakuje mi niestety wyraźnego wątku głównego. Niby jest główna para, która przymierza się do ślubu. Ale robią to bardzo nieśpiesznie. Właściwie cały czas są na takim samym etapie, jak na początku pierwszego tomu. Aby fabuła jakoś się kręciła, trzeba było znaleźć wątki zastępcze, wprowadzono więc dużo pobocznych bohaterów.

Taki zabieg pociągnął za sobą kolejny problem. Jeśli liczba bohaterów jest tak wysoka, nie można zająć się ich pogłębianiem, w efekcie postacie są dość płytkie. Cóż, kolejna rzecz, która mi w tej mandze nie odpowiada. Z drugiej strony płytkie, przewidywalne postacie całkiem dobrze sprawdzają się w komedii i podczas samego czytania nie czuć niedostatku.

Wypada powiedzieć też coś o samym wydaniu Egmontu. Mówi się, że tłumaczenie jest jak kobieta, może być piękne albo wierne. Niestety nie mogę zaliczyć tego tłumaczenia do żadnej z tych kategorii. Na szczęście błędów w tłumaczeniu się jednak nie dopatrzyłam. Liternictwo jest oczywiście fatalne. Najlepiej by zrobili, gdyby nie usiłowali przepisywać wszystkich tekstów w kadrach na język polski, a zostawiliby przypisy. Pozostałe aspekty też nie wyglądają dobrze. Tylko jakość papieru trzyma przyzwoity dla mangi poziom, ale to akurat jest bardzo łatwe do spełnienia. Kartki są oczywiście tylko klejone, a okładki są miękkie. Obwoluty oczywiście brak. Na szczęście nie dopatrzyłam się mory, która tak bardzo mnie drażni. Aczkolwiek sam druk nie wygląda najlepiej.

Ogólnie o komiksie mogę powiedzieć, że jest wart kupienia. Ciężko będzie znaleźć równie zabawną lekturę na polskim rynku, oczywiście, jeśli ktoś gustuje w japońskim humorze. Oczywiście nie spodziewałabym się po nim niczego ambitnego. Można płakać nad jakością polskiego wydania, a właściwie na braku owej jakości. Niemniej jednak w ostatnim czasie o dobrą mangę jest bardzo ciężko, więc mogę ostatecznie polecić ten zakup.

Agnieszka Tukowska

Wydane do tej pory w Polsce:




Zakup w