"Sandman" tom 2: "Nadzieja w Piekle"

Najnowszy album niemal w całości wypełniają poszukiwania utraconych przedmiotów, będącymi atrybutami Władcy Snów. Są to: hełm, w którym Sandmana widzieliśmy po raz pierwszy i Rubin, któremu bohater oddał część swej mocy. Po hełm wybiera się do Piekła, gdzie Gaiman udowadnia, jak wspaniałą dysponuje wyobraźnią. Perełką albumu jest pojedynek z demonem, Chronzonem. Nie jest to zwykły pojedynek, w którym przeciwnicy okładają się po twarzach lub latają w powietrzu strzelając do siebie różnymi promieniami. Tutaj bronią jest wyobraźnia. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, zapewniam, że scena należy do jednych z najlepszych w albumie. Pomysł taki prosty, że wydawałby się nieciekawy. A jednak...

Geniusz "Sandmana" polega na niesamowitym klimacie, wykreowaniu fantastycznego nastroju. Zaczyna się już od pierwszej planszy. Widzimy bohatera na końcu jakiegoś starego, drewnianego molo wśród mgły, gwiazd i ciemności. Niemalże czuje się ciszę tej chwili, tego świata. Blada, odziana tylko w czerń postać sięga do sakwy, a wyobraźnia już pracuje podsuwając subtelny szmer przesypywanego piachu. Po części jest to także zaletą rysunków, które w innym komiksie uznałbym za koszmarnie niewyraźne. Jednak nie potrafię sobie wyobrazić tej pierwszej planszy narysowanej inaczej. Niestety dalej już nie jest tak różowo.

Owe rysunki sprawdzają się dopóty, dopóki zostajemy w świecie nierealnym, gdzie na porządku dziennym są nieludzkie istoty. Tak jest jeszcze w Piekle, ale już tam pojawia się mały zgrzyt, gdy Sandman przechodzi obok celi Nady. Nagle widzimy, że jego twarz to nie ta, którą znaliśmy do tej pory. Pozostaje się tylko domyślać, czy to rysownikowi omsknęła się ręka, czy może jest to zamierzony efekt (przedstawić młodszą wersję bohatera). Tak czy siak, rysunek jest zły. Jednak to, co w Piekle jest małą wpadką, później nie jest niczym zaskakującym. Po pierwszej historii wracamy do naszego świata, do ludzi, z którymi rysownicy sobie nie radzą. Niestety, erupcje wyobraźni Gaimana (spotykamy nawet siostrę Sandmana) są z lekka temperowane przez słabą oprawę graficzną. Mimo to przydałby się kredowy papier. Dla komfortu czytania (zdecydowanie lepiej się czyta tak wydrukowane komiksy) oraz, przede wszystkim, dla wyjątkowych okładek Dave'a McKeana. Widać jak wiele tracą, jeśli porównuje się przednią, lakierowaną okładkę z tymi wydrukowanymi w środku.

Trudno nie przyznać, że Gaiman posiada niesamowitą wyobraźnię. Na szczęście tym razem ograniczył się w korzystaniu postaci z uniwersum DC. Taki Green Lantern zdecydowanie nie pasuje do nastroju, jaki tworzy scenariusz. I właśnie ze względu na niego polecam ten komiks, gdyż graficznie (poza początkiem) przedstawia się słabo. Cóż, mam nadzieję, że kolejny album mniej skupi się na postaciach ludzkich. No i czekam na zmianę rysowników. A tymczasem pozostaje Gaiman i twory jego wyobraźni. Zapewniam, że warto.

hans

Scenariusz: Neil Gaiman
Rysunki: Sam Kieth, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III
Wydawca: Egmont Polska
Format: B5, 136 str.
Cena: 24,90 zł