"Gołota vs Predator"

Historia zapowiadana od początku istnienia Mandragory wreszcie wydana została w albumie. Mówię tu o tytułowym "Gołota vs Predator", który to miał znaleźć się w "48 stronach". Nie udało się to, gdyż Mandragora nie zdobyła na czas praw autorskich do postaci kosmicznego łowcy. Teraz zostało to naprawione.

Pojawiły się głosy, że próbuje się wcisnąć nam drugi raz ten sam produkt. Jednak nie jest tak, że Mandragora wydała "Gołotę...", żeby dwa razy zarobić na tym samym. Decyzja o ponownym wydaniu "48 stron" zapadła, gdy nakład pierwszego wydania się wyczerpał. Tak więc mamy do czynienia po prostu ze wznowieniem. Natomiast takie przedsięwzięcie zawsze narażone jest na ryzyko braku zainteresowania pozycją. Zapewne, aby zmniejszyć owe ryzyko wprowadzono śmieszny pomysł numerków kolekcjonerskich - zawsze znajdą się tacy, którzy bez zastanowienia rzucą się do sklepów, by zdobyć możliwie najmniejszy.

Jednak nie numerki są ważne, a zawartość albumu, zaś ta jest najwyższej klasy. Zawiera on trzy historie. Pierwsza to tytułowa opowieść o walce Wielkiej Nadziei Białych z Predatorem. Zamieszczona pierwotnie w "Resecie" wyróżniała się na tle dotychczas publikowanych tam komiksów (co przy takim "Pyłku" nie było specjalnie trudne). Jest to jeden z najzabawniejszych komiksów, jakie czytałem. Obiektem żartu może być w nim wszystko, nawet sam komiks. Fabuła nie ma większego znaczenia i bardzo często zdarzają się "niedociągnięcia" robione tylko po to, aby było zabawniej. Elementem nadrzędnym jest humor i wszystko może zostać dla niego poświęcone. Jak to powiedział Piątkowski, ten komiks to "zlew intelektualny".

Kolejna historia to western "New Salt". I tu następuje rozczarowanie. Nie komiksem, a wydawcą. Po zapowiedziach Mandragory ("zapowiedź <Drugich 48 stron>") można było spodziewać się czegoś nowego, rysowanego tylko dla tego albumu. Niestety, okazuje się, że otrzymaliśmy opowieść znaną z "Resetu", która zajmując cztery strony, na jednej zawiera tylko ową zapowiedź. Nie mówiąc już o tym, że powinna ona znaleźć się na końcu, a nie w środku albumu. Tak psioczę, ale są to tylko narzekania tylko i wyłącznie na niespełnione obietnice, gdyż historia jest przednia i bardzo dobrze, że została wydrukowana. Jest to prosty, ciekawy western ze świetnymi tonącymi w deszczu i cieniach rysunkami. Opowieść jest poważna, ale A&P nie byliby sobą, gdyby się do niej nie zdystansowali. Służy temu ostatnia strona, która jest swoistym epilogiem. Znajduje się po zakończeniu właściwej historii, dzięki czemu nie psuje klimatu całości. Traktuje się ją raczej jako dodatek do całości.

Najważniejszy komiks albumu to oczywiście "48 stron", czyli arcydzieło humoru. Poza prologiem na początku nie ma planszy, przy której nie zaśmiałbym się parę razy - niemalże każdy rysunek to świetny żart. Niestety z czasem ta doskonała średnia ulega obniżeniu; komiks wciąż jest zabawny, ale nie tak, jak na początku. Zdarzają się nawet miejsca, gdy ciągłe odwołania do popkultury męczą zamiast bawić. Dzieje się tak, kiedy każdemu filmowi (komiksowi) poświęcone zostaje więcej niż parę kadrów. Są wtedy nawiązania zarówno świetne (jak parodia "Star Treku") i słabsze ("Mission: Imposible"). Generalnie jednak jest się, z czego pośmiać - komiks jest naprawdę świetny.

Wydanie jest oczywiście, jak przystało Mandragorę, wysokiej jakości. Natomiast wydawać by się mogło, że w komiksie, gdzie litery wpisują autorzy, nie będzie miejsca na literówki. Nie mówiąc już o tym, iż w ostatnich komiksach tej firmy one niemal nie występują. Ale, jeśli się chce, zawsze można. Tym sposobem na grzbiecie widnieje tytuł "Golota vs Predsator". Co prawda na półce wygląda to zabawnie, ale można przymknąć oko. Szczególnie, gdy zawartość jest tak wysokiej klasy.

hans

Scenariusz: Tobiasz Piątkowski, Robert Adler
Rysunki: Robert Adler
Wydawca: Mandragora
Format: A4, 72 strony
Cena: 18,90 zł