"Po prostu trzeba być uczciwym i tyle"
- rozmowa z Grzegorzem Rosińskim, przeprowadzona na XX MFKiG

 


KZ: Na wstępie chciałbym zapytać o wartości. Czy Jean van Hamme, tworząc postać Thorgala, od początku wymyślił go jako tego bohatera, którego znamy z późniejszych albumów serii, czy też jego system wartości rozwinął się dopiero z czasem?

G.R.: Tutaj chyba zadziałał początek naszej współpracy, ponieważ ja byłem w Warszawie, tutaj jeszcze komuna była i mur berliński, i te wszystkie cenzury, i problemy z podróżami, i jeszcze aparat był na korbkę przecież prawie. Żeby się porozumieć z Brukselą trzeba było czekać bardzo długo, a do tego to było wszystko uważnie przeglądane, przede wszystkim to, co się wysyłało na Zachód, co człowiek dawał do publikacji. Dlatego warunkiem naszej współpracy było to, żeby tam nie było właśnie żadnych obscenicznych sytuacji, żeby nie było jakichś gwałtów, żeby nie było seksu niepotrzebnego, żeby nie było mody, żeby nie było reklam zachodnich, ponieważ... Ja nie wiedziałem nawet jak to robić. Ja nie wiedziałem wtedy, że to nie wolno. Na Zachodzie wiedziałem, że jak rysowałem scenę ulicy, to musiałem ich unikać. Przecież mi za to nikt nie płacił. W tamtych czasach nie widziałem, co to reklama, nie wiedzieliśmy tego. To były "kartofle jak pomarańcze", prawda, albo "margaryna jak masło". Takie, za które i tak nikt nie płacił. Wiem, bo pracowałem w tygodniku kulturalnym, tam byłem grafikiem, robiłem makiety i tak dalej.

I teraz... No i to powstało z tego. Po prostu przy uniknięciu pewnych tematów zostało coś, czego żadna cenzura, czy komunistyczna, czy inna, czy nawet pewnie nazistowska by nie odrzuciła... Pozostał problem rodziny. A to jest problem uniwersalny. Na tle natury też jest uniwersalny. Nie ma tutaj jakichś innych problemów. Tam nie ma ani prehistorycznych żadnych referencji konkretnych, ani nawet geograficznych nie ma. Bo nie wiadomo, gdzie to się dzieje, nie wiadomo nawet, w jakiej epoce się to dzieje dokładnie. Nie ma żadnych referencji do prawdziwych królów, czy miejsc. Nic z tego nie ma. Dlatego ja bardzo uważałem na to, żeby się nikomu nie narazić na początku, żeby nasza współpraca mogła się odbywać regularnie. I się odbywała. O dziwo. I potem żeśmy się zorientowali, że to właśnie było to. Że na to właśnie rynek czekał, tego oczekiwali czytelnicy, że dorośli ludzie odkrywali tam wartości pewne w tym "Thorgalu" i dlatego postanowiliśmy to ciągnąć dalej. Potem już nawet wszystko było wolno, jak już byłem za granicą, więc mógłbym sobie pozwolić na różne rzeczy. Ale po co?

Ja nie będę rysował scen erotycznych tylko po to, żeby podnieść nakład sprzedaży tego, bo mnie to mierzi strasznie. Widzę znakomity film i tam pakują scenę łóżkową tylko po to, żeby fotos pokazać, żeby zachęcić. Ale ja nie chcę. Ja nie zwracam się do jakichś chorych ludzi, obsesjonatów, czy z dewiacjami. Nie, pewne walory moralne są dla mnie najważniejsze, tak w życiu, jak i w pracy. Nigdy się nie dałem, nigdy na żadne porno nie poszedłem, a mam projekt, nawet mam już storyboard gotowy, rozpisany, ale sobie myślę "nie"... Ponieważ ta książka miała sukces duży, to sobie myślę, że nie muszę się wspomagać protezą jakąś, żeby się lepiej sprzedawało. Albo nie będzie. Nie chcę robić tomu dwa, trzy, pięć, dziesięć, tylko dlatego, że to był sukces. Bo ja wiem, jak ja coś robię... Nie wiem, może to brzmi tak jakoś, że ja jestem jakiś zarozumiały. Ale ja przypadkiem wiem, że jak robię coś, jakiś tytuł, to ja wiem z góry, czy to będzie sukces czy nie. Wiele rzeczy się robi nie tylko po to, żeby miały sukces, ale żeby ukazać pewne treści, które trzeba z siebie wyrzucić, pewne pozytywne sprawy, które trzeba... Często znakomite książki cierpią z tego powodu, że wydawca nie chce ich wydać, bo mówi, że to mu nie przyniesie pieniędzy. No ale musi to wydać, no. To niech wydaje takie, które mu przynoszą pieniądze, po to, żeby wydawać takie, które nie przynoszą. To jest odwieczny problem kultury. I tutaj też, ja wiem pewne rzeczy. Co bym nie zrobił, to ma ten sukces. Tak jak van Hamme powiedział - autorzy nie są odpowiedzialni za sukces, to nie nasza wina. Po prostu trzeba być uczciwym i tyle. Tu nie wolno kłamać, łgać, kombinować, bo to prędzej czy później to zostanie odkryte w jakiś sposób. Czytelnicy wyczują sami, że to nie jest autentyczne. Dlatego ja nie widzę potrzeby robienia takich rzeczy, jakie się robi na około: trzeba dynamicznie, trzeba krwi, krwi więcej, tu mózgi się rozpryskują. Zupełnie nie chcę szokować.

KZ: Czy zawsze zgadzał się pan z tymi losami, którymi Jean van Hamme obarczał rodzinę Thorgala. Z jednej strony napędzało to serię, natomiast z drugiej strony czytelnik żałował, że takie rzeczy spotykają kochających się ludzi. Mam na myśli te wszystkie momenty rozłąki, kiedy oni nie mogli być razem.

GR: Nic tak nie wzmacnia rodziny, jak tego typu problemy. Nigdy nie byłem tak blisko z moimi dziećmi, jak po śmierci mojej żony. Zawsześmy się kłócili, jakieś dyskusje były między nami. To nas tak zjednoczyło. Wszystko czemuś służy. Nawet największy dramat ma jakieś pozytywne... Nie jakieś, nawet duże. Tylko trzeba poszukać, trzeba poskrobać trochę. Popatrzeć, obejrzeć ten problem ze wszystkich stron i wtedy się okazuje, że on... To jakby nagroda za cierpienie. Ale trzeba być myślącym człowiekiem.

Każdy dramat ma swoją pozytywną cechę. Nas na przykład to ogromnie związało, bo ja stałem się człowiekiem bardziej dorosłym. Chyba. Ja nie chciałem być dorosły i dalej nie chcę, ale mnie to zmusiło do tego, żebym się nauczył chociażby wreszcie mojego telefonu na pamięć. Przez lata nie mogłem tego zrobić. To właśnie było spowodowane tym faktem, że nie miałem już kogoś, kogo mógłbym pytać z lenistwa o mój własny numer telefonu. A dzieci... No cudownie. Tak się wspieramy teraz, jak nigdy tego nie było. To jest właśnie rodzina.

KZ: A czy pańskie dzieci wychowywały się też na "Thorgalu"?

GR: Wychowały się też na "Thorgalu". Też na "Thorgalu". Bo oczywiście, to było siłą rzeczy. Ale one były niesłychanie zawsze kulturalnie otoczone, bardzo szerokim wachlarzem bodźców kulturalnych. Moja córka... Mój syn robił ten sam dyplom, co ja. Miał swoich studentów na akademii, no i teraz pracuje z firmami różnymi, bardzo poważnymi, również zagranicznymi. Wszyscy poligloci.

Moja córka druga ma trzy dyplomy uniwersyteckie, bardzo różne zresztą. Aktualnie na bezrobociu. Tak to jest, no, jak trzeba świat uratować. Ale kapitalizm nie ma funduszy na to, musi zarabiać pieniądze. Ale nie to, żeby oddać jakąś sumę na uratowanie świata. I tak to jest, no.

Moja najmłodsza właśnie jest bardzo zafascynowana filozofią waldorfską, jak to w Polsce się nazywa, czy jeszcze szkołą Steinera, która jest w Szwajcarii. Bo każde dziecko jest w innym kraju. I moje wnuczki już zasuwają normalnie po hiszpańsku, francusku, polsku... Głównie po polsku i po hiszpańsku. Ojciec jest Hiszpanem.

To są maluchy przecież, a tak żonglują tymi językami. I takie mają przywiązanie do natury...Takie mają pojęcie szerokie, już w tym wieku... One już wiedzą, skąd to się bierze, co to jest, jak to się nazywa. Ale nie zadają sobie głupich pytań. Bo jeżeli dziecko zapytać, skąd się bierze mleko, to powie, że ze sklepu, tak? Ale one wiedzą, że to jest krowa. To jest niesamowite. One cały czas siedzą w dokumentach, nie oglądają kreskówek głupich, mang jakiś tam debilnych. Bo ja nie lubię tego. Zwłaszcza, że to morderstwo na naszej kulturze europejskiej, żeby dawać dzieciom książki czytane od tyłu. Przecież jak ono się nauczy czytać od tyłu, to już wejdzie w ten nawyk i będzie tylko czytało od tyłu. I jak będzie książka normalnie wydana, to ono tego nie weźmie do ręki, bo nie będzie rozumiało. To są jacyś mordercy kultury... Albo jest to zemsta za Drugą Wojnę, cicha inwazja japońska. To ja już wolę koreańskie, bo one są czytane "po naszemu".

KZ: A czy dzieci przebywały często w pana pracowni, kiedy tworzył pan komiksy? Jako dziecko zawsze chciałem móc obserwować pana przy pracy.

GR: Ja nie wiem... Bo jak ja pracuję, to nie wiem, kto za mną stoi, kto za mną siedzi, czy ktoś jest tam. Ale ja lubię, jak po mnie łażą, ten drobiazg taki. Moje dzieci, dzieci moich dzieci. Bo to fajne jest takie. Biegają po mnie ciągle tam gdzieś, a ja się... Nie denerwuje mnie to zupełnie. Tak jak niektóre osoby zamykają na klucz, żeby... U mnie zawsze jest wszystko otwarte i mogą łazić, biegać - robić, co chcą. Mogą sobie tam grzebać po wszystkim.

KZ: Yves Sente wprowadził coś nowego do serii. Uspołecznienie Thorgala. On sam i jego rodzina zawsze byli na uboczu, tymczasem w "Tarczy Thora" bohater jedzie z Wikingami na wyrąb lasu... Nie było tego wcześniej.

GR: Tego nie było wcześniej, ponieważ nie było takiej sytuacji, żeby Thorgal wreszcie wrócił do swojej wioski i żył... To, o czym zawsze marzył i on i cała rodzina - żeby żyć normalnie. On nie szuka jakichś przygód, jest zmuszony... Tam, gdzie działa, jest do tego zmuszony i to z reguły w obronie jakiejś słusznej sprawy. A wyrąb drzew jest to zasadnicza sprawa przecież, żeby zgromadzić drewno na zimę. Potem wraca i co? I dramat. I znowu musi... Uwikłany w sytuację, której nie chce. Ale musi. I to jeszcze nie o swoje... dziecko... Swoje czy nie swoje, nie pamiętam... To jego syn?

KZ: No, jego i Kriss. Przynajmniej z tego, co wiadomo na ten moment...

GR: No i to jest właśnie materia do...Tu jest tyle dziur, miejsc takich do spenetrowania, do wejścia w tą mitologię, że to jest jeszcze na wiele, wiele, wiele, ja powiem nawet na jeszcze więcej, że na wiele lat dla różnych autorów. Bo myśmy dali im znakomity... Taki królewski prezent. Rzadko bardzo się zdarza, żeby ktoś, jakiś autor, podarował wylansowaną przez siebie taką postać, jaką jest Thorgal. Co zrobił van Hamme... Najpierw na mnie wszystko scedował, ponieważ on inne rzeczy chciał robić. I robi. Ogromnie dużo robi. No i powiedział, Teraz ty możesz sobie decydować, Decyduj, ale ja sobie zastrzegam prawo do ingerencji." Takie dbanie o cnotę naszej historii całej, żeby ktoś tego nie zeszmatławił, nie zrobił z tego jakiejś mangi, jakichś Batmanów innych, żeby Thorgal nie zaczął biegać w jakichś trykotach po czubkach drzew jako człowiek pająk. Nie, to ma być historia wiarygodna. Dlatego ja chcę się oddalić... To, nad czym teraz pracuję, jest bardzo w mitologii pogrążone. Jacyś tam bogowie, jakieś tam Thory i Odyny, a ja chcę jak najszybciej zejść. Właśnie trochę żeśmy się spięli ze scenarzystą z tego powodu... Wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, on mi obiecał, że już schodzimy na ziemię, już znajdziemy się znowu w dzikim pejzażu naturalnym, gdzie będą te wąwozy, lasy, jeziora, statki, jakieś drakkary i zwierzęta...

KZ: Coś, co pan najbardziej lubi...

GR: No ja lubię, bo ja, nie wiem, jakąś mam nostalgię za naturą. Zresztą taki samotnik jestem też. I lubię to. I obiecał mi, że jeszcze jeden album zrobię, który będzie się dział tam gdzieś w krainie bogów, a potem już w Midgardzie.

KZ: Mam wrażenie, że klasyczny model rodziny, ukazany w "Thorgalu" i promujący rodzinę jako podstawową grupę społeczną, zderza się obecnie, szczególnie na Zachodzie z nowym, innym podejściem do rodziny. Single, trend krótkotrwałych związków...

GR: Nie ma żadnych trendów specjalnie. To zawsze było. I tak zawsze będzie. To jest naturalne. Ja nie jestem za małżeństwem jako takim, instytucją świętą. To, tu, już... Ja powiem od razu, mnie to irytuje. Na przykład wszelkiego rodzaju taka dydaktyka nachalna, chamska, jak dla mnie. Mam tego dosyć. Ja żyłem czterdzieści lat w tym systemie i wiem, jak to było wcześniej. Przedtem też było podobnie, tam coś tam nakazywano, jakieś wzorce szlachetne itp. A w cholerę! Jestem za naturalnymi instynktami, za naturalnym doborem, za naturalnym wszystkim... Żeby to było naturalne, a nie sterowane z góry, bo ktoś tam sobie wymyślił coś, jakiś polityk, że ma jakieś obsesje na jakimś punkcie. Ale nie ma prawa wpływać na innych ludzi, którzy są ludźmi normalnymi, którzy się dobierają w sposób naturalny, kochają się, są ze sobą, mają dzieci. To jest kwestia nie jakichś tam walorów rodziny, a naturalnego instynktu, prawdziwego instynktu naturalnego.

Człowiek odpowiedzialny, który się wiąże z kobietą swojego życia, którą kocha, z którą ma dzieci, oczywiście będzie o te dzieci dbał i będzie je protegował, czy mu jakiś tam polityk, czy ktoś tam, każe czy nie. Bo to jest naturalne, prawda? Ale to nie ma znaczenia, czy on będzie tę żonę miał jedną, czy dziesięć żon. Moim zdaniem. To tak odbieram. To zależy od pewnych kręgów cywilizacyjnych. Gdzieś jest tak, w innym jest tak, ale zawsze walory rodziny miały największą wartość dla rozwoju społeczeństwa.

Mnie zawsze wbijano do głowy, że rodzina jest podstawową komórką społeczną. Oczywiście, że jest. Ale dla mnie rodzina jest jak gdyby podstawową komórką naturalną. To jak świat się składa z komórek, świat żywy, no to jest to też rodzaj takiej komórki. Obojętnie, jakby to politycznie przedstawiać i manipulować. No bo to wszystko jest manipulacja. Pociągać za sznurki, bo ja mam taką opcję i będę teraz królem. Wygram moją sprawę, tamtych skopię, którzy myślą inaczej. Nie, oczywiście. Homoseksualizm, na przykład, był odwieczny, homoseksualizm był jeszcze przed nawet przed czymkolwiek...

KZ: Ja jednak chciałbym się odnieść do tej odpowiedzialności, o której pan powiedział, bo młodzi ludzie trochę gubią tą odpowiedzialność za rodzinę...

GR: No gubią, dlatego są sfrustrowani, bo się im coś każe. Jakby im nie kazano, jakby nie było nakazów, to oni by w sposób naturalny... Nie mieliby żadnych wyrzutów sumienia, by czuli sercem, by wiedzieli, co mają robić. Bo jeśli się ludzi traktuje jak idiotów, że jak nie będzie nakazów, jakichś tam małżeńskich przykazań, to oni, to oni... To co oni zrobią? To oni nie będą wiedzieli, na przykład, skąd się dzieci biorą? No przecież to głupota jest wredna. Trzeba ich zostawić, a jak błądzą, jak robią źle, no to jest prawo do tego. Jak ktoś ucieka przed alimentami, to go do ciupy trzeba zamknąć i cześć! No i się nauczy wtedy gówniarz odpowiedzialności. Ale nie takimi jakimiś metodami... Bo to działa odwrotnie zupełnie.

Dlaczego ja się rosyjskiego nie nauczyłem? Bo mi kazali się uczyć rosyjskiego. Cały świat się uczył angielskiego, a ja... Rezultat taki: nie znam ani angielskiego, ani rosyjskiego. Bo to były narzucone jakieś obowiązki, prawda? To jest naturalny bunt, odruch. Człowiek jest wolny i ma być wolny i ma sam prawo decydować, a nie żeby inni za niego decydowali, co jest dobre, co jest niedobre. I tyle, no. I ja to chcę właśnie pokazać tutaj. To Thorgal decyduje, jemu nikt nic nie narzuca, on walczy właśnie z wszelkimi przeciwieństwami. Tam nie ma takiej dydaktyki, zupełnie. To wynika przecież jak gdyby podświadomie. Przecież jak ja to robię, to ja o tym nie myślę, jak ja robię... Scenarzysta też tego nie myśli, on instynktownie aplikuje jak gdyby swoje walory naturalne, które ma. Tak jak ja, aplikuję to do tego właśnie, do tej historii. Ja zawsze uważam, że uczciwy człowiek napisze uczciwą książkę. Musi sam pisarz najpierw być uczciwy...

KZ: Ponieważ on wyrzuci z siebie to, co czuje, a nie coś, co chce, żeby inni poczuli, kiedy on im to narzuci.

GR: No tak. Bo nie można na przestrzeni iluśtam-set kartek kłamać bez przerwy. Zawsze gdzieś to wyjdzie na jaw, że on... Że to jest nie tak. Natomiast jeśli człowiek nie ma nic do ukrycia, a chciałby się podzielić jakimiś pozytywnymi rzeczami z innymi, z czytelnikami, to może wiecznie pisać. Pisz, pisz, człowieku, dziel się, bo jest na miło, przyjemnie nam ciebie słuchać.

KZ: Van Hamme pokazał w "Ofierze" Thorgala jako osobę, która jest mocno zmęczona życiem...

GR: To on jakby siebie pokazał tutaj.

KZ: Natomiast Yves Sente mówi gdzieś pomiędzy wierszami, że to, że Thorgal ma siwe włosy nie znaczy, że jest już zmęczony. Ta scena w "Ofierze", gdy Thorgal mówił Jolanowi, żeby go zostawił to coś, co nie przystawało do tego bohatera.

GR: To nie tak. Chodziło o to, że on był umierający, ale nie umierający ze starości, tylko miał ten amulet, który mu zaczął... Ta perła mu zaczęła czernieć i było powiedziane, że potem jak druga zacznie czernieć, to on umrze... I to się jakby malowało na jego twarzy, na jego fizyce. Potem bardzo szybko pozbierał siły i teraz jest nadal jurny i gotowy do działania. To nie chodziło o to, żeby on się tam się zdegradował i umarł w końcu. Dlatego ja się uparłem teraz, żeby przestać robić Jolana, bo ja się nie czuję dobrze w świecie tych nastolatków. Wolałbym wrócić do bliższego mi pokolenia, czyli do Aaricii, Thorgala i żeby on... Żeby go nie pakować na emeryturę jeszcze, bo on ma jeszcze coś do zrobienia. I chyba tak zrobię. Nie wiem jeszcze. Czy ja wiem, a może to... Nie wiem, co będzie jutro. Ale wiem, co bym chciał, żeby było.

KZ: Nie pytając o jutro, to by było na tyle.

GR: No, to fajnie.

Rozmawiał Jakub Syty