"Kiedyś się inaczej kolorowało komiksy"
- rozmowa z Grażyną Foltyn-Kasprzak,
z udziałem Zbigniewa Kasprzaka,
przeprowadzona podczas XX MFKiG

 

KZ: Proszę mi powiedzieć, w jakich barwach postrzega pani świat?


fot. Mikołaj Ratka

Graza: W różowych. W ciepłych, w każdym razie.

KZ: Czy w jakiś szczególny sposób pokolorowałaby pani ten dzisiejszy szary sobotni poranek w Łodzi?

Graza: (śmiech) Nie, nie odpowiem na to pytanie.

KZ: Grzegorz Rosiński widzi wiele podobieństw między teatrem i komiksem. Pani pracuje w teatrze - jest scenografem i kostiumologiem, jednocześnie spełniając się w roli kolorystki historii obrazkowych. Jak daleko, pani zdaniem, leży komiks od teatru?

Graza: No, jakiś kawałek drogi.

KZ: A podobieństwa, które pani dostrzega między komiksem a teatrem?

Graza: Nie, no zdecydowanie są podobieństwa. Są podobieństwa w wyszukiwaniu klimatu. Ja bym tego nie porównała do scenografii teatralnej, ale na przykład do filmowej, do telewizyjnej. W wyszukiwaniu klimatu, nastroju, jak najbardziej, tak. Tu się zgadzam.

KZ: Czy w roli kolorystki nie brakuje pani tego, że sama mogłaby pani ubrać bohaterów i zorganizować dla nich scenerię? Wydaje się, że kolor to właściwie ostateczny szlif na to, co zostało już na kartce papieru stworzone.

Graza: Nie, zupełnie mi to nie przeszkadza. Zupełnie mnie nie interesuje komiks w sensie opowiadania historii. Nigdy nie miałam ochoty tego robić, nie umiem tego robić. Nigdy nie potrafiłam opowiedzieć historii. Natomiast interesuje mnie nadanie klimatu, koloru, atmosfery. Jak porównamy samą plansze czarno-białą i kolorową, no to widać, że jest to zupełnie coś innego czasami.

KZ: Oczywiście, kolor odmienia rysunek...

Graza: Bo można go pokolorować bardzo różnie, prawda? Można by kiedyś taką próbę zrobić - ileś wersji tej samej planszy...

KZ: Chciałbym się jednak dopytać o ten element stroju. Ponieważ jeśli dostaje pani do pokolorowania komiks, no to rysownik już ubrał występujące w nim postacie. Czy sam kolor to nie jest za mało dla pani?

Graza: Nie.

KZ: A nie ma pani ciągot, żeby mieć na ten element większy wpływ?

Graza: Nie. W komiksie w ogóle nie mam takich ciągot. Zupełnie.

Kas: Ja miałem się nie wtrącać. Żona jest za skromna. Przy projektowaniu ja się często zwracam do niej. Ale ona tego nie powie, no. (do Grazy) Niczego nie odbierzesz, jeśli powiesz prawdę.

Graza: Ale to są wstępne rozmowy.

Kas: Oczywiście, że uczestniczy. Uczestniczy w etapie czarno-białym. We wstępnym etapie szkicowym nawet.

Graza: Ale jakbym nie uczestniczyła, to byś sobie poradził.

Kas: Bardzo często się pytam, co uważa i żeby zaakceptowała tą stronę wizualną. Czyli właśnie dekoracja, kostium, co o tym myśli. Często korzystam z porad. I potem przechodzi do koloru. Oczywiście, że ja rysuję. Do kreski nie wtrąca się za bardzo.

KZ: Pierwszy kolorowany przez panią komiks to album "Sioban"?

Graza: Tak, zgadza się.

KZ: I w niemalże naturalny sposób stała się kolorystką w "Thorgalu". Jak trudno było wejść w świat kolorowany wcześniej przez Grzegorza Rosińskiego. Jak przygotowywała się pani do roli kolorystki?

Graza: W ogóle nie przygotowywałam się do roli kolorystki. Znaczy ja zawsze pomagałam Zbyszkowi w kolorze. Jeszcze w komiksach, które robił w Polsce jakoś zawsze tak było, żeśmy to robili razem, bo tak się składało. A Grześka rysunek jest niesamowicie podobny do rysunku Zbyszka...

Kas: (śmiech) Chyba odwróciliśmy role.

Graza: ...to jest ta sama wrażliwość, w związku z tym, ja nie wiem, no, żadnego problemu nie miałam. Nie przygotowywałam się. No jak można się przygotować?

KZ: No właśnie nie wiem sam.

Kas: Miała doświadczenie.

KZ: Pytam dlatego, bo "Niewidzialna forteca" - pierwszy "Thorgal" w pani dorobku artystycznym, jest tak pokolorowana, że tak naprawdę różnice wynikające z pojawienia się pani w procesie twórczym dostrzec było dość trudno. Mnie się kiedyś wydawało, że pierwszym albumem kolorowanym przez panią było dopiero "Piętno wygnańców".

Graza: Kiedyś się inaczej kolorowało komiksy. Jak ja zaczynałam robić kolor, to ten kolor jeszcze nie był aż tak ważny. Inne było znaczenie koloru w komiksie. Mówię cały czas o komiksie frankofońskim, bo w zasadzie tamten rynek tylko znam tak naprawdę, polski komiks wpada mi od czasu do czasu tylko i bardzo mało wiem na ten temat. I dopiero jakby w trakcie się zaczęło zmieniać podejście do koloru. Ten kolor się robił coraz bardziej ważny, coraz bardziej detaliczny, coraz bardziej znaczący właśnie. To już nie był tylko kod koloru, tylko właśnie nastrój.

Kas: To już przestało być kolorowanie, to zaczęło być malowanie. Obojętnie, jakim narzędziem. To może być komputer, prawda? I rzeczywiście, myśmy obserwowali to jako proces od momentu przyjazdu. Od momentu naszego przyjazdu zaczęło się to zmieniać.

Graza: To może to ja rozpoczęłam? (śmiech)

Kas: Bo wcześniej, jeśli mogę pomóc, kolor robili ludzie bardzo mało fachowo przygotowani, jacyś tacy często przypadkowi.

Graza: Na przykład światłem w ogóle nie operowano w komiksie. Bardzo mało. To było tylko takie kodowanie światła.

Kas: Umowność była.

Graza: A teraz, jak się ogląda komiksy realistyczne rynku frankofońskiego, to jest malarstwo bardzo często.

KZ: Mimo wszystko, mam takie wrażenie, że w pewnym momencie kolory w "Thorgalu" stały się dużo bardziej płaskie. A paleta barw stała się bardziej intensywna. Zbiegło się to w czasie z posługiwaniem się zdecydowanie mniej dokładną kreską przez Rosińskiego, z uproszczeniem jego rysunku. Zauważyła pani tę zmianę?

Graza: Może tak: im mniej jest narysowane, tym więcej trzeba namalować. W zasadzie w "Halloween..." jest tylko kreska. Nie ma kierunku światła, nie ma cienia, nie ma nic. Jest tylko kreska, a reszta to kolor.

Kas: Plansza jest rysowana z myślą o kolorze.

KZ: No właśnie, nagle plansze w "Thorgalu" stały się bardziej puste. Wcześniej Rosiński sam wypełniał te miejsca kolorem i dokładnie wiedział, jak to sobie wszystko rozplanuje.

Graza: Tak, ponieważ on sobie od razu przygotowywał, rysował mając jakąś tam wizję koloru i ten kolor był tylko jakby ustawieniem planów, prawda? Natomiast jak tego zabrakło, no to jakby trzeba było to namalować.

Kas: Zainterweniować.

KZ: Czyli to poniekąd dobrze, że Rosiński wszedł na drogę stricte malarską?

Kas: To on musi stwierdzić.

Graza: On zawsze lubił malować, a jak rysował i tylko się posługiwał czernią i bielą przez tyle lat, no to człowiek się męczy, chciałby się odświeżyć. Myślę, że to było głównym powodem.

Kas: Z tego, co nam mówił, szukał pomocy, w cudzym słowie, wśród kręgu najbliższych osób. Już dużo wcześniej zawsze jakaś ręka mu pomagała w tym kolorze, no, może nie zawsze, ale w "Thorgalu" dość wcześnie. Zanim Grażynka weszła w tą historię nie był zadowolony do końca z takich przypadkowych działań, ale to już jakby on powinien się na ten temat wypowiedzieć.

KZ: W pewnym momencie pojawiła się możliwość wejścia w świat "Szninkla", który z założenia był komiksem czarno-białym. Na pewno taki album kolorowało się inaczej.

Graza: Cudownie się kolorowało. Bardzo to lubiłam.

Kas: Pomimo ryzyka.

Graza: Pomimo ogromnego ryzyka. Bardzo się bałam tego, bo to w ogóle jest komiks, który bardzo lubię.

Kas: No i kultowy.

Graza: I on jest tak rysowany, że tam jest właściwie wszystko narysowane. Niewiele się da dopowiedzieć kolorem. Trzeba było wymyślić sposób, który jakby odświeży komiks dla ludzi, którzy go nie znali. Bo on był właśnie po to, takie było pierwotne założenie wydania "Szninkla" w kolorze - wydawca chciał go zbliżyć publiczności młodej, która niespecjalnie często sięga po komiks czarno-biały. A jak go się malowało? Fajnie się go malowało. Bo po prostu nikt się nie wtrącał, wszystko zależało ode mnie, Grzesiek zobaczył gotowy album wydany. I to była dla mnie taka zabawa w wyszukiwanie klimatu na poszczególne sekwencje, na poszczególne sceny. A czy to są te klimaty, czy nie, nie wiem.

KZ: Są osoby, które w ogóle negują ten zabieg, którym się to nie podoba.

Graza: Ale to jest tak samo, jak jakikolwiek film stary, powiedzmy z Charliem Chaplinem, nagle byśmy zobaczyli w kolorze, prawda? Nie do oglądania.

Kas: Też w zasadzie postawiłbym sobie pytanie, czy to jest nie do oglądania.

Graza: No, myślę, że dla tych, którzy znają czarno-biały, jest to nie do oglądania. A dla nowych...

Kas: To jest kwestia wieku publiczności, generacji.

Graza: Ale to jest chyba ten sam problem.

Kas: Żeby człowiek dojrzał jakby innego potraktowania. Albo wręcz przeciwnie. Przyznaję, jeśli mogę się znowu wtrącić, nawet przestrzegałem żonę, mówiąc, Za co ty się bierzesz? Po pierwsze podniesie się wrzask ze strony publiczności, nawet, jeśli Casterman miał taki pomysł, to chyba jest to niezdrowy pomysł.

Graza: Nie, nie, ale to w ogóle była jakaś tendencja, bo ileś takich serii czarno-białych było pokolorowanych w tym czasie, wydanych w wersji kolorowej.

Kas: Dla mnie, prywatnie, jest to najpoważniejsze i najlepsze dzieło Grzegorza, on się może ze mną nie zgadzać, nie wymienialiśmy do tego stopnia poglądów, ale dla mnie prywatnie jest to chyba jakby szczyt jego osiągnięć i możliwości i ten rysunek rzeczywiście stuprocentowo przeznaczony był do pozostawienia w takiej formie. On tam sobie smarował i kredką i przyklejał rastry, po to żeby osiągnąć efekty z powodu braku koloru.

Graza: I to było trudno malować, bo, jak wiadomo, ja robię to tradycyjną metodą, czyli na bleu, na planszach niebieskich.

Kas: To się nazywa blaudruki, bodajże.

Graza: I były takie momenty, że ja nic nie widziałam, co ja maluję.

Kas: Tym bardziej, że wydawca nie chciał usunąć. Grzegorz domagał się, chciał się poddać, ale wydawca nie chciał usunąć tych rastrów, jakiś tam efektów. Bo mówi, To trzeba wyczyścić, żeby można było kolorować. A nie, nie, to w ogóle bałagan będzie, to my sobie z tym nie poradzimy, to musiałby autor robić, Ja nie będę tego robił, z kolei, ja dam wskazówki. Dyskusja się ucięła i stanęła na tym, że nie, że niczego oni nie ruszają w czarno-białym, że kolorystka musi sobie znaleźć swój sposób. I Okazało się, że jest miejsce na kolor. Moim zdaniem, absolutnie. I rynek to pokazał. Jak już nie ma innych argumentów, jak jest dyskusja artystyczna i nie ma innych argumentów, to do jakiego się odwołujemy? Działa, albo nie działa, prawda? W oczach publiczności. I aczkolwiek i tu i tam ciągle są ci, którzy, jest to bardzo wąski krąg w efekcie, którzy jakby zatrzymują się na tym etapie co do "Szninkla" czarno-białego. Czyli on istnieje, jest sprzedawany w wersji czarno-białej, ale bardzo jest to chyba ograniczone.

Graza: Znaczy chyba równolegle jest.

Kas: Natomiast to zadziałało znakomicie. Jeśli chodzi o publiczność zadziałało znakomicie, ponieważ młode pokolenie, które wszystko widzi w kolorze sięga po tę wersję.

KZ: Brała pani udział w promocji polskiego komiksu "Achtung Zelig!", wydanego na Zachodzie przez oficynę Casterman w kolorze. Ten komiks również pierwotnie był czarno-biały.

Graza: To był jeszcze trudniejszy komiks do pokolorowania.

KZ: Dlaczego?

Graza: Nie wiem, chyba ze względu na temat. Bo to w zasadzie trzeba było tak pokolorować tak trochę bez kolorów.

Kas: To jest taki szary, stłamszony świat.

Graza: Takie półtony. Takie niuanse,. To chyba była ta trudność.

KZ: Na koniec zapytam znów o teatr. To on pozostaje teraz na pierwszym miejscu?

Graza: No na pierwszym miejscu to on był, tak szczerze mówiąc, kiedyś. No teraz, powiedziałabym, jest równolegle. Ale w sercu teatr pozostaje na pierwszym miejscu. Tutaj nie ma dyskusji.

Rozmawiał Jakub Syty