Jakub Syty

I komiksiarz syty, i recenzent cały...
"Bo Rosiński to nie Thorgal"

 

Owszem, nie raz zawiodłem się na tym, że aktor, bądź aktorka, których znałem z ekranu telewizora, i ceniłem za zapadające gdzieś głęboko w moją podświadomość role, okazali się być w przeprowadzanych z nimi wywiadach zupełnie innymi osobami - tak różnymi od moich wyobrażeń, że rzucało to w danym momencie zimny cień na ich dokonania artystyczne. Ale czy miałoby to sens, gdybym miał tak nagle przestać lubić bohaterów, których wykreowali oni ku rozrywce milionów widzów i mojej własnej?

Podobnie rzecz się miała z pisarzami, którzy w przedziwny sposób potrafili przy użyciu swojej wyobraźni pobudzić moją wyobraźnię niemalże do granic możliwości. Niektórzy z nich w kontaktach z dziennikarzami czy też czytelnikami nie wykazywali się wcale tym samym, powiedziałbym nadprzyrodzonym, talentem, który zaskarbił im rzesze czytelników. Czy zatem miałoby to swoje uzasadnienie, gdybym z tego oto powodu przestał czytać pisane przez nich książki?

Nie, nie będzie mi specjalnie przeszkadzał fakt, że jakaś gwiazda rocka nieszczególnie ciekawie mówi o swoim życiu. Nie muszę lubić jej jako osoby, wystarczy, że będę lubił muzykę, jaką gra i jaką śpiewa. Wywiady z nią mogę sobie najzwyczajniej w świecie puszczać mimo uszu.

Podobnie nie powinienem mieć pretensji do grafika, który niewyjaśnionym magnetyzmem przyciąga mój wzrok płótnami z ożywionymi na nich, nieopisanymi wręcz scenami, za to, że niekoniecznie "dobrze"1 kontaktuje się z otaczającym go światem i nie dzieli moich przekonań. Niech zatem przemawia do mnie za pośrednictwem tego kanału komunikacji, za pomocą którego robi to najlepiej, a ten inny kanał sobie po prostu wyciszam.

Odwołując się do wyżej wymienionych przykładów, to z produktem finalnym, że tak to niepoetycko ujmę, mamy ostatecznie do czynienia, a jego twórca najczęściej jest nam po prostu niedostępny. A przynajmniej nie tak dostępny, bo żyjemy przecież w dobie informacji, jak ów wytwór jego działań właśnie. Stąd tak często utożsamiamy aktora z zagraną przezeń rolą, pisarza z napisaną przezeń książką, piosenkarkę ze śpiewanymi przez nią piosenkami, malarkę z namalowanymi przez nią obrazami. I ten właśnie mechanizm sprawia, że niejednokrotnie doświadczamy rozczarowań, o których mowa.

Mimo wszystko, czasem warto wsłuchać się w to, co ów rozczarowujący nas ni stąd ni zowąd mistrz sceny, pióra, mikrofonu, tudzież pędzla ma do powiedzenia. Ponieważ on również funkcjonuje, lepiej lub gorzej, w społeczeństwie, którego i my jesteśmy częścią. Postarajmy się dostrzec w nim człowieka, odzierając go na ten moment z szat kultu, jakim go jeszcze darzymy, bądź darzyliśmy. Być może, mimo wszystko, powie nam coś interesującego o sobie samym. Może, mimo wszystko, uda nam się lepiej go poznać, zrozumieć jego prawdziwą naturę, czy nawet odnaleźć tę cząstkę osobowości, o jaką go zawsze podejrzewaliśmy.

A koniec końców, nie miejmy pretensji o to, jaki jest. Szanujmy i kiedy to nas faktycznie porusza, zachwycajmy się jego pracą.

Jakub Syty


1Słowo ujęte w cudzysłowie sygnalizuje, że nie istnieje coś takiego jak modelowy i niezawodnie właściwy sposób kontaktu człowieka z człowiekiem. Jednym słowem: to zależy. Zależy od wielu czynników.