"Fora komiksowe pełne są przepychanek słownych oraz animozji, które są charakterystyczne dla naszej, polskiej natury, a które nic nie wnoszą."
- wywiad z Andrzejem Baronem

 

KZ: Kiedy mniej więcej zainteresował się Pan komiksem. Jakie to były tytuły?

Andrzej Baron: Było to w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Chodziłem wtedy do przedszkola. Nie wiem, jak tam trafiły, ale na półce z książeczkami było kilka magazynów komiksowych. Najprawdopodobniej były to komiksy francuskie. Przypuszczam tak, gdyż później kilka postaci widzianych we francuskich komiksach dla dzieci mówiło do mnie: "Pamiętasz?". Potem były rosyjskie magazyny "Wesiołyje Kartinki" i "Murziłka". W tej chwili, nieco przez mgłę, pamiętam dwustronicówki, które pojawiały się w tych magazynach. No i oczywiście był jeszcze jeden komiks. Pamiętam, jak wracając kiedyś z przedszkola z moim tatą, moim kuzynem i jego tatą zatrzymałem się przy kiosku i poprosiłem tatę by mi kupił Misia. Na to wujek - taki duży chłopiec i bawi się misiami?. Mój tata odpowiedział - Andrzej nie bawi się misiami, Andrzej czyta "Misia". Może nie zupełnie było to prawdą. Rzeczywiście składałem (jeszcze z trudem) literki, ale moje "czytanie" skierowane było przede wszystkim na historyjki z Gapiszonem. No, a później nastąpił czas zbierania tak zwanych "klasikerów", kilka komiksów DC i Marvela. O dziwo, Tytusa poznałem nieco później.

KZ: Czym kieruje się Pan przy doborze materiału do "Znakomiks"? Przykłada Pan większe znacznie raczej do oprawy graficznej czy też fabuły?

AB: Odpowiadając wprost na Wasze pytanie, muszę przyznać się do tego, że przy doborze materiału do magazynu, tak jak w przypadku moich komiksowych zakupów, mam tendencję do preferowania strony graficznej.

Istotą komiksu jest opowiadanie obrazem. Dlatego przy pierwszym "podejściu" do komiksu najpierw (podświadomie) reagujemy na jego stronę graficzną. Uważam, że bez wyjątku dotyczy to wszystkich miłośników komiksu. Jeżeli strona graficzna nie przypadnie nam do gustu, to raczej niechętnie zagłębimy się w lekturze, a tym bardziej zdecydujemy na zakup.

Tutaj przytoczę anegdotę. Podczas jednego ze spotkań na WSK do stoiska z nowością polskich autorów podszedł młody człowiek. Wziął komiks w ręce i po obejrzeniu kilku stron skomentował: "Ale gniot". Na pytanie, dlaczego tak uważa odpowiedział: "Bo ja nie lubię takich rysunków".

Niezaprzeczalnym jest to, że nie da się zapoznać z fabułą komiksu bez jednoczesnego obejrzenia rysunków. Zdarza się, że jeżeli już przekonamy się do przeczytania danej pozycji, to odkryjemy, że te na pierwszy rzut oka nieciekawe bądź złe rysunki wcale nie przeszkadzają w odbiorze komiksu, a nawet (o dziwo!) do niego pasują, i że to właśnie fabuła zainteresowała nas najbardziej, a rysunki są w tym przypadku jej odpowiednim (bądź wystarczającym) uzupełnieniem. Dlatego nie mam w zwyczaju dyskredytować żadnego komiksu jedynie w oparciu o ogląd jego strony graficznej. Bywa też tak, że wpadające w oko i zachęcające do lektury rysunki opowiadają historię źle lub złą/nieciekawą/banalną. Wtedy to każdy musi zdecydować na czym mu bardziej zależy. Na rysunkach (bo fajne, ciekawe, miłe dla oka), na fabule, czy też na jednym i drugim. Przyznaję, że w mojej kolekcji znajdują się egzemplarze odpowiadające każdej z tych opcji. Ba, są tam nawet egzemplarze, które kupiłem tylko i wyłącznie dla okładki.


KZ: Czy spotyka się Pan z zarzutami, że magazyn komiksowy to w obecnym momencie zbyt archaiczna formuła? Na rynku frankofońskim prasa komiksowa "wymarła" dawno temu. Podobnie u Anglosasów, gdzie chociażby "A.D. 2000", magazyn ze zdawałoby się niekwestionowaną pozycją, ukazuje się w stosunkowo niskim nakładzie. Może czas magazynów przeminął bezpowrotnie, a współczesny czytelnik preferuje zwarte, albumowe fabuły?

AB: Obawiam się, że są to fakty. Na pewno dużo racji jest w stwierdzeniu, że współczesny czytelnik preferuje zwarte, albumowe fabuły. Ponadto, oferta wydawnicza na rynkach frankofońskim oraz anglojęzycznym (dotyczy to również rynków, na języki których przekładane są te oferty) jest tak duża, że czytelnik woli kupić kolejny album niż magazyn, zawartość którego i tak wcześniej czy później zostanie opublikowana w całych albumach. Ponadto, przy możliwości promowania swoich tytułów przez internet, wydawcy nie potrzebują takiego medium jak magazyn. Dodatkowo, nowe możliwości druku (druk elektroniczny) pozwalają na produkcję albumów w małych (często próbnych) nakładach na zasadzie japońskich dojinshi. Na marginesie, rynek japoński to zupełnie inna bajka. Tam magazyny o milionowych lub set-tysięcznych nakładach nadal mają się dobrze, a dojinshi osiągają nakłady, o których wielu europejskich wydawców mogłoby tylko pomarzyć.

Ciekawą próbą na rynku amerykańskim był "Epic" Marvela. Jednak Amerykanie są przyzwyczajeni do innego formatu. Stąd najlepiej sprawdzającą się formułą są, na pierwszy rzut oka nie przypominające magazynu zeszytówki w rodzaju "Dark Horse Presents". Na rynku amerykańskim (lub raczej anglojęzycznym) pozostał "Heavy Metal". W Europie, najbliżej nas wydawany jest m.in. " K-9 " na Ukrainie. Mówiąc szczerze, nie wiem, jak sobie radzi dzisiaj.

KZ: Jak ocenia Pan możliwość rozbudowania działu z publicystyką w Państwa magazynie? Sądzi Pan, że współczesny czytelnik w ogóle jest zainteresowany tego typu tekstami?

AB: Uważam, że czytelnicy są zainteresowani tekstami o komiksach, o ich twórcach i o wszystkim, co dzieje się wokół komiksów. Wielu z nich jednak nie sięga po "słowo drukowane". Wolą siedzieć przed komputerem i z milionów stron wybierać interesujące ich informacje. Mają do nich dostęp niemal natychmiast i teoretycznie za darmo. Ja nie lubię czytać długich tekstów na monitorze, a już definitywnie nie potrafię czerpać przyjemności z czytania komiksów na ekranie komputera. Mimo to, sam czerpię wiele informacji z internetu.

Jak to oceniliśmy przed chwilą, widoczna jest tendencja odchodzenia czytelników od magazynów komiksowych, w tym (a może w szczególności) od tych zawierających głównie teksty. Jeszcze nie tak dawno na naszym rynku istniało kilka magazynów i zinów, których najmocniejszą stroną były teksty. Mam tu na myśli "AQQ", "Krakersa", "KGB" czy "Ziniola" (tj. zina "Ziniola"). Tekstami podpierały się również inne magazyny - "KKK", "Produkt" oraz "Znakomiks".

W tym ostatnim pojawiały się teksty pisane niemal wyłącznie przeze mnie. Na przestrzeni trzynastu numerów pisma podjąłem kilka prób. W rubryce "Z półki zdjęte" starałem się przybliżyć komiksy i twórców, o których niewielu słyszało, a które zasługują na zdjęcie z półki, przegonienie moli i zaprezentowanie tym miłośnikom komiksu, których jeszcze nie było na świecie, gdy dany komiks powstał. "Za a nawet przeciw" było puszczeniem oka do młodych krytyków i recenzentów. Zrezygnowałem z tych działów, gdyż uznałem, że nie ma potrzeby konkurowania w tym względzie z innymi, znajdującymi się na rynku magazynami i zinami. O starych, dobrych komiksach mogę pisać współpracując z innymi magazynami. Tak było w przypadku "AQQ". Ostatecznie pozostały trzy rubryki publicystyczne. Głównym przesłaniem rubryki "Profesjonaliści radzą", oprócz pewnych wartości szkoleniowych, jest wskazanie na uznanie, jakie w oczach znanych twórców znajduje "Znakomiks". To uznanie, wyrażone gotowością do napisania dla mnie tekstu i pozwoleniem na publikację grafik, wiele dla mnie znaczy. W dziale "Czytelnicy piszą i rysują" prezentuję niektóre z prac nadsyłanych przez czytelników. Pojawiające się tam teksty łączą się z tymi, które zamieszczam we wstępniaku i w rozwinięciu do niego. Staram się przedstawiać w nich moje spostrzeżenia i przemyślenia na temat rynku i środowiska komiksowego w Polsce. Biorąc pod uwagę fakt, że od pewnego czasu redaguję i publikuję magazyn sam, w dużej mierze odzwierciedla on moje postrzeganie komiksów i tego, co dzieje się wokół nich. Jest to też jednym z powodów tego, że nie planuję rozszerzania działu publicystycznego. Drugim powodem jest istnienie na rynku takich magazynów jak "Zeszyty komiksowe" i nowy "Ziniol", które w połączeniu z Waszym "KZ", "Esensją", internetowymi serwisami komiksowymi oraz stronami tematycznymi w pełni zaspokajają zapotrzebowanie.


KZ: Swego czasu wspominał Pan, że numer "Znakomiks" zawierający komiksy erotyczne wyprzedał się do cna. Jak widzi Pan możliwość zagospodarowania tej części komiksowego rynku? Czy w ofercie Studia Domino możemy spodziewać się czegoś więcej w tej konwencji?

AB: Nie jest tajemnicą, że erotyka jest towarem dobrze sprzedającym się, i że przy jej pomocy można wiele sprzedać. Numer ósmy magazynu sprzedał się do zera, jeżeli nie liczyć kilkunastu egzemplarzy z tak zwanych zwrotów.

Kilku wydawców podjęło próby "zagospodarowania tej części rynku". Mam tu na myśli POST (komiksy Manary), różnych wydawców publikujących komiksy do scenariuszy Jerzego Szyłaka, Kasen (antologie yaoi), Egmont, Mandragora, ostatnio Waneko ("Miłość krok po kroku") i oczywiście Hella Comics. Na pewno pominąłem kilku wydawców i kilka komiksów wydanych na przestrzeni kilku ostatnich lat.. Uważam, że ten segment rynku komiksowego całkiem dobrze się zagospodarowuje. W tym przypadku jednak wydawcy nie powinni ograniczać się wyłącznie do tego rynku. Potencjalnych nabywców tego rodzaju lektury jest znacznie więcej poza kręgiem miłośników komiksu. Trzeba tylko do nich dotrzeć. W przeciwnym razie, wiele pozycji nadal będzie zalegało półki sklepów komiksowych.

Sprzedaż "Znakomiks: XXX Specjał" trudno nazwać sukcesem. Nie mniej jest to numer, którego koszty wydania i dystrybucji zwróciły się. Przy skali mojej działalności wydawniczej jest to pozytywny fakt. Dlatego też nie wykluczam możliwości powtórzenia takiego numeru pisma. Ponadto, mam w planach publikację dwóch tytułów, które właśnie powstają. Termin wydania jest uzależniony od tego, kiedy otrzymam gotowy materiał od twórców. W tej chwili mogę jedynie powiedzieć, że będą to komiksy polskich autorów.

KZ: Jak został odebrany trzynasty numer "Znakomiks", w którym zagościło kilku zagranicznych twórców? Czy ów eksperyment przyniósł oczekiwane efekty?

AB: Ten "eksperyment" polegał nie tylko na zwiększeniu ilości stron z komiksami zagranicznych twórców. Liczba stron magazynu wzrosła z 64 do 72, w tym stron kolorowych z 12 do 40(!). Spowodowało to wzrost kosztu produkcji, co przy niezmienionym nakładzie nie przekraczającym tysiąca egzemplarzy odpowiednio przełożyło się na cenę detaliczną. Niskonakładowy magazyn komiksowy nie jest medium, do którego łatwo jest przekonać potencjalnych reklamodawców, a jeżeli już to nie za znaczące pieniądze. Stąd cena magazynu, która teoretycznie (jako magazynu) powinna być przystępna, odpowiada cenie albumów komiksowych o podobnej objętości i zawartości koloru.

Rzeczywiście, i zwiększenie objętości oraz zawartości stron kolorowych, a również dzięki temu zamieszczenie obok "debiutantów" kilku znanych nazwisk zagranicznych i krajowych, miało na celu zwiększenie zainteresowania magazynem. Numer trzynasty sprzedał się nieznacznie lepiej niż numer poprzedni. Na tej podstawie mogę jedynie stwierdzić, że "Znakomiks" ma grupę stałych odbiorców. To cieszy. Natomiast w pojawiających się komentarzach na temat tego numeru, w zasadzie, niewiele jest opinii o zamieszczonych komiksach, a jeżeli już, to są one tak różne, by nie powiedzieć sprzeczne, że świadczy to jedynie o odmiennych upodobaniach recenzentów. Nie pomaga mi to w podejmowaniu decyzji odnośnie zawartości następnych numerów. Komentujący, tym razem w większości, skupili się na krytyce ceny oraz drobiazgowej analizie pikseli wydrukowanych stron. Dlatego, jeżeli chodzi o zawartość, muszę nadal polegać na moim guście i mieć nadzieję na to, że trafię w gusta większej grupy czytelników. Co do jakości produkcji, to wszystkie słuszne uwagi wezmę do serca.

KZ: Jak widzi Pan przyszłość magazynu "Znakomiks"? Kiedy możemy spodziewać się kolejnego numeru?

AB: Tu odpowiem krótko. Dzisiaj nadal mam zamiar publikować ten magazyn. Przede wszystkim, chcę doprowadzić do zakończenia historii prezentowanych w odcinkach. Najprawdopodobniej zajmie to jeszcze dwa numery i powinno zbiec się z dopracowaniem nowej formuły pisma. Trudno mi jest określić termin publikacji numeru czternastego. Wiele zależy od determinacji i możliwości współpracujących ze mną polskich autorów. Materiał twórców zagranicznych mam gotowy w ręku.

Przed chwilą rozmawialiśmy na temat "wymierania" prasy komiksowej. Muszę to wziąć pod uwagę nie tylko przy dopracowywaniu nowej formuły pisma, ale w ogóle jako fakt.

KZ: Czy "Przebudzone Legendy" jak też "Dogmat" doczekają się kontynuacji?

AB: Wprawdzie nakład i tempo sprzedaży tych albumów nie są duże, to i tak cykl "Przebudzone legendy" cieszy się wśród czytelników sporym zainteresowaniem. Nakłady są bliskie wyczerpania, a wiele osób dopytuje się o kontynuację. Wprawdzie Adam Święcki zapowiedział, iż "Szeptucha" jest ostatnim albumem cyklu to jednak, jeżeli zmieni on zdanie i stworzy część czwartą, chętnie ją wydam.

Z "Dogmatem" jest podobnie. Ja osobiście widzę duży potencjał w scenariuszu Łukasza Chmielewskiego. Podobnie wierzę w umiejętności graficzne Piotra Białczaka. "Dogmat" był jego pierwszą dużą pracą komiksową, a plansze, jakie narysował do drugiego tomu stanowią widoczny krok do przodu. Z różnych powodów Piotr nie może w najbliższym czasie zakończyć pracy nad drugim albumem. Mi pozostaje cierpliwie czekać. Podobnie jak czytelnikom, którzy od czasu do czasu pytają o termin wydania drugiego tomu. Wiem też, że jest pewna grupa czytelników, którzy wstrzymują się z zakupem pierwszego tomu do momentu pojawienia się drugiego. Po pierwsze dlatego, że "Prolog" do końca ich nie przekonał. Często tak bywa. Po drugie dlatego, że wątpią w realność ukazania się kolejnych tomów. Jest to doświadczenie nabyte na naszym rynku.

KZ: Czy możemy spodziewać się zupełnie nowych tytułów sygnowanych znakiem "Studio Domino"? Jakieś niespodzianki?

AB: W związku z tym, że plany dopiero się krystalizują, nie mogę przybliżyć szczegółów. Powiem jedynie, że mam już niemal w całości złożony autorski album jednej ze wschodzących gwiazd polskiego komiksu. Mam nadzieję, że uda mi się go wkrótce wydać. Ponadto, na ukończeniu są prace nad erotykiem, który ze względu na swoją fabułę oraz realizację graficzną prawdopodobnie kwalifikuje się na określenie "niespodzianka". Te dwa tytuły, aczkolwiek jeszcze nie daty ich publikacji, są niemal pewne. W planach są kolejne dwie nowości. Ale najwcześniej w przyszłym roku.

KZ: Jest szansa, że część dłuższych fabuł zaprezentowanych na łamach Państwa magazynu, doczeka się edycji albumowej (np. "Jen")?

AB: Tak. Plany takie mam właśnie wobec "Jen". Jednak najpierw pozwólmy autorce dokończyć pierwszy epizod jej opowieści i rozpocząć sequel. Karolina Tadych to solidna firma, jednak kilka ostatnich zdarzeń życiowych zmusiło ją do odłożenia ołówków. Wspólnie mamy nadzieję, że wkrótce sytuacja unormuje się na tyle, by ponownie zajęła się rysowaniem i swoją bohaterką. Mam też wynegocjowaną albumową opcję dla "Dinostii". Jednak widoczna na stronach "Znakomiksu" niedoskonała jakość dostępnego materiału bazowego (autorzy nie posiadają oryginalnych stron, które zaginęły u wydawcy w Anglii) zainteresowała naszych, rodzimych recenzentów bardziej niż sam komiks, którego (w opinii jednego z nich) rzekomo nie daje się z tego powodu czytać. Sami autorzy są zadowoleni z efektu osiągniętego w "Znakomiksie", który według nich jest lepszy niż ten na papierze gazetowym "AD2000". Jak zwykle, jest to ich opinia przeciwko opinii krytyków. Dlatego też, wobec krytycznych uwag pochodzących z naszego rynku, nawet, jeżeli są to odosobnione głosy kilku krytykantów, trudno zdecydować się na wyłożenie pieniędzy na coś, do czego już teraz przypięto łatkę.

KZ: Nie poprzestaje Pan wyłącznie na działalności wydawniczej pisując również własne scenariusze? Od jak dawna?

AB: Pierwszy scenariusz do szorta "CDN..." według pomysłu mojego wtedy sześcioletniego syna napisałem kilkanaście lat temu. Tuż przed publikacją pierwszego numeru "Z.N.A.K." (rok 2000), graficznie zrealizował go Piotr Drzewiecki. W jednej z antologii Drzewieckiego zamieszczona została jednostronicówka "Tato" będąca parodią "Obcego". Permutację tego pomysłu zrealizował Janusz Chudzik dla 2-go numeru "Z.N.A.K." Dwa inne scenariusze powstały mniej więcej w tym samym czasie. Były to "Kołysanka" (rys. Piotr Drzewiecki, potem Andrzej Janicki) oraz "Czart" (rys. Piotr Drzewiecki). Również te dwa komiksy pojawiły się w pierwszych numerach "Znakomiksu". Z powodów niezależnych ode mnie jako scenarzysty, od dłuższego czasu czekają one na dokończenie ich graficznej realizacji. W tak zwanej szufladzie leżą pomysły na kontynuację. Oba były pierwotnie pomyślane jako komiksy środka i adresowane do młodszych odbiorców. W tej chwili, szczególnie dla "Czarta" zapisuję pomysły, które mogą zainteresować nieco starszych czytelników. Popełniłem też dwa szorty do "XXX specyjału", czyli do ósmego numeru "Znakomiksu". Ponadto, współpracuję z Karoliną Tadych przy tworzeniu jej "Jen". Karolina wymyśla i rysuje. Ja dorzucam swoje trzy grosze do pomysłów i piszę dialogi, które później podlegają opinii i akceptacji Karoliny. Od kilku lat gotowe są dwa scenariusze do bajek adresowanych do starszego (pierwsza) i do dorosłego (druga) odbiorcy. Zainteresowanie nimi wyraziło kilkoro rysowników. Ale dopiero teraz jedna z nich jest już narysowana w połowie. Druga też ma szansę na realizację przez tego samego rysownika.

KZ: Mógłby Pan wskazać najciekawszych Pańskim zdaniem komiksowych twórców? Rzecz dotyczy zarówno naszego poletka jak i zagranicy.

AB: Biorąc pod uwagę ilość czasu, przez jaki interesuję się komiksem oraz liczbę przeczytanych woluminów, moja lista najciekawszych twórców jest bardzo długa. Nie podejmę się wybrania nazwisk wszechczasów. Pozwólcie, że odtworzę część listy moich ulubionych twórców. Pozwólcie też, że tutaj nie będę uzasadniał. Wobec tego, w przypadkowej kolejności, za granicą: Jack "King" Kirby, Stan Lee, Neal Adams, Joe Kubert, Barry Windsor Smith, Windsor Mc Kay, Katsuhiro Otomo, John Buscema, Jae Lee, Jim Steranko, Moebius, Simon Bisley, Pat Mills, Richard i Wendy Pini, Jeff Smith, Todd McFarlane, Richard Corben, Sergio Toppi, Philippe Druillet, Frank Miller, Alan Foster, Regis Loisel, Arthur Suydam, Frank Bum, Kevin O'Neal, Crisse, Ian Gibson, Clint Langley, Frank Frazetta, John Wagner, Emmanuel Civiello, Jack Katz, Enki Bilal, Zep, Roy Thomas, Mike Plogg, Doug Moench, Charles M.Schultz, Wallace Wood, Carmine Infantino, Yikito Kishiro, Gil Kane, Russ Manning, Hugo Pratt, Mark Crilley, Gościnny & Uderzo, Gościnny & Moris, Mike Mignola, Alan Moore, Osamu Tezuka, Alejandro Jodorowski, Craig Russel, Carlos Ezquerra, Georges Remi, Igor Baranko, Giovanni Luigi Bonelli, John Byrne, Kaja Saudek, Rolf Gohs.

W Polsce: Jerzy Skarżyński, Tadeusz Baranowski, Grzegorz Rosiński, Jacek Michalski & Andrzej Janicki, "Śledziu", Daniel Grzeszkiewicz, Jerzy Szyłak, Parowski & Rodek & Polch, Grzegorz Janusz & Krzysztof Gawronkiewicz, Aleksandra Czubek-Spanowicz, Leśniak & Skarżycki, Andrzej Janicki, Mateusz Skutnik, Wyrzykowski & Piątkowski & Janicz, Gawronkiewicz & Wojda, Krzysztof Owedyk, Filip Myszkowski, Marek Turek, Szcześniak & Ronek.

KZ: Jakie zjawiska uważa Pan za najbardziej irytujące w polskich realiach komiksowych? Dystrybucja, słaby popyt, a może środowisko?

AB: Dystrybucja jest problemem, który w Polsce negatywnie dotyka nie tylko rynku komiksu. Mała i w dużej mierze zależna od kilku monopolistów sieć dystrybucji komiksów nie sprzyja sprzedaży i wymusza na wydawcach akceptowanie mało korzystnych warunków współpracy, w tym finansowych. Koszty dystrybucji, w niektórych przypadkach, sięgają 50% ceny okładkowej (marże, transport). Wpływa to na cenę detaliczną komiksów. W świetle tego, mamy do czynienia z "dobrymi wujkami", którzy, "broniąc czytelników przed pazernymi wydawcami", w swoich sklepach na "świeżynki" oferują rabaty nawet do 25%. Czytając fora dyskusyjne wiem, że wielu kupujących (zapominając o wysokich marżach dla pośredników) narzeka na wydawców za wysokie ceny komiksów i deklaruje, iż nie kupi komiksu, jeżeli na dzień dobry nie uzyska rabatu minimum tyle to a tyle. Nie mówię tego by kogokolwiek potępić. Chciałbym abyśmy mieli świadomość złożoności sytuacji. Monopoliści mają określone koszty sprzedaży. Do tego dokłada się polityka handlowa, której istotnym aspektem jest korzystanie z pozycji monopolistycznej. To wpływa na wysokość żądanej marży. W oparciu o warunki wynegocjowane z tymi sprzedawcami (marże), koszty własne, marże dla twórców i oczekiwany dochód, wydawcy kalkulują ceny detaliczne. Mniejsi handlowcy, a szczególnie internetowi, mają niższe koszty prowadzenia działalności. Dlatego, konkurując z monopolistami, zadowalają się mniejszym dochodem jednostkowym ze sprzedaży, który dzięki temu może przełożyć się na większy dochód ze sprzedaży większej liczby egzemplarzy. Faktem jest, że robią to dając rabaty rezygnując z części marży wynegocjowanej od wydawców, a więc ich kosztem. Marża jest bowiem kosztem wydawcy, o czym wielu kupujących zdaje się nie wiedzieć. Kończąc ten wywód powiem jedno. Irytującym będzie to wtedy, gdy wszyscy sprzedawcy, we wszystkich punktach sprzedaży będą dawali rabaty na nowości. Takiego absurdu (tj. źli wydawcy z wysokimi cenami vs. dobrzy sprzedawcy z rabatami na dzień dobry) oczekuje kilkoro z forumowiczów.

Co do popytu, to powiem jedynie, że jego słabość jest faktem wynikającym z małego zainteresowania komiksami. Nie jest to sytuacja, którą należy się irytować. Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale należy działać w kierunku zainteresowania komiksem coraz to nowych grup odbiorców. Jest to zadanie dla "środowiska komiksowego".

Czy to środowisko mnie irytuje? Nie, jako środowisko to nie. Irytujący są może niektórzy jego przedstawiciele. Szczególnie ci z nich, którzy ze względu na rodzaj swojej aktywności na polu komiksowym powinni być bardziej otwarci na dyskusję, krytykę, radę, wymianę doświadczenia. Niestety, często mamy do czynienia z podejściem w rodzaju "moja prawda jest najmojsza". Fora komiksowe pełne są przepychanek słownych oraz animozji, które są charakterystyczne dla naszej, polskiej natury, a które nic nie wnoszą. Ot, po prostu są. Jak ktoś powiedział - "takie są prawa forum". Z założenia, fora te skupiają reprezentantów środowiska (twórców, recenzentów, redaktorów stron internetowych, wydawców i czytelników). Ale czy reprezentują one środowisko czy tylko samych forumowiczów? Mam też wrażenie, że to środowisko jest zbyt mało skonsolidowane. Szczególnie wokół celów, o których mówi się i mówi, tj. "promocja sztuki komiksu" i "promocja czytelnictwa komiksu". Podejmowanych jest wiele pojedynczych działań, które realizowane są przez jednych i chwalone bądź często krytykowane przez drugich. Najłatwiej jest nam krytykować i narzekać. Tutaj powinienem przestać, bo chyba sam wpadam w ten ton.

KZ: Czy poczuł Pan satysfakcję, kiedy wydawnictwo Znak zaczęło wydawać komiksy Raczkowskiego? (Kiedyś wspominał Pan, że musiał zmienić nazwę pisma ze "Znak" na "Znakomiks" po proteście tego wydawcy, który nie chciał być kojarzony z komiksami.)

AB: Nigdy nie mów nigdy. To przydarzyło się Znakowi.

Natomiast z mojego punktu widzenia, "dyskusja" z tym wydawnictwem zakończyła się pozytywnie, to jest zmianą nazwy magazynu ze "Z.N.A.K. - Zupełnie Nowy Magazyn Komiksowy" na chyba lepszą "Znakomiks - magazyn komiksowy". Pozostaje mi tylko kontynuować wysiłki by osiągnąć to, co ta nowa nazwa sugeruje. A dla "człowieka orkiestry" nie jest to łatwe, gdyż możliwość popełniania błędów jest duża.

KZ: Krążą legendy o Pańskiej, liczonej w grubych tysiącach kolekcji komiksów. Mógłby Pan się pochwalić jej przybliżoną liczbą oraz co bardziej cenionymi przez Pana "Perełkami"?

AB: Hm, szczerze mówiąc sam nie wiem dokładnie, ile ich mam. Jakiś czas temu przestałem je katalogować. W tej chwili notuję tylko to, czego brakuje mi do kompletu określonych serii i to, co chciałbym kupić z nowych rzeczy. Komiksów, magazynów i albumów z grafikami oraz rysunkami satyrycznymi, które razem zbieram już ponad czterdzieści lat, mam blisko dwadzieścia tysięcy. Trzy czwarte tej liczby to zeszytówki. Są to wydawnictwa polskie, amerykańskie, brytyjskie, skandynawskie, frankofońskie, włoskie, niemieckie, rosyjskie, czeskie, ukraińskie, japońskie, chińskie i może kilka innych. Przy tej liczbie i przy okresie czasu, jaki moja kolekcja obejmuje, bardzo trudno jest zdecydować, które z posiadanych egzemplarzy stanowią cenione przeze mnie "perełki". Co roku pojawiają się komiksy, które dla mnie są "perłami". Dołączają one do tych, które były "perłami" w latach wcześniejszych. Przy moim eklektyzmie w zbieraniu, pozycji takich jest naprawdę wiele. Wszystkie zasługują na to by je wyróżnić. Chcąc być fair wobec siebie oraz wobec tych komiksów, które uznaję za "perełki", obawiam się, że tylko po to, by je wymienić, powinienem zająć kilka stron maszynopisu. Są też komiksy, które może nie są "perłami", ale mimo wszystko warto je przedstawić. Dlatego, jeżeli znajdzie się zainteresowany magazyn lub serwis oraz w miarę wolnego czasu, może powinienem powrócić do pisania tekstów podobnych do tych "z półki zdjęte".

Pytania zadali Arek Królak i Przemysław Mazur