"Star Wars. Dziedzictwo" tom 3: "Smocze szpony"

 

Cade Skywalker, ostatni z potężnego rodu użytkowników Mocy, przerywa kolejny raz swoje szkolenie Jedi, lecz tym razem z własnej woli. Zanim będzie gotów na ukończenie treningu musi załatwić pewną sprawę, która nie daje mu spokoju - uwolnić Hoska Trey'lisa, którego wcześniej wydał w ręce Sithów, aby ratować swoją własną skórę. Przy pomocy starego "przyjaciela rodziny" - R2-D2, wyrusza w paszczę potwora, na Coruscant...

Tak z grubsza zakończył się poprzedni tom serii o nieszczęsnym (o tak!) tytule "Kawałki". Tym razem z tytułem nie było problemów, bo jak inaczej, czy sensowniej można przetłumaczyć "Claws of the Dragon"? Idąc tym wątkiem zacznę recenzje nietypowo, od tłumaczenia. Jako, że miałem styczność z oryginałem (nota bene w formie zeszytowej), to chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na kilka spraw. Jacek Drewnowski wykonał kawał dobrej roboty, fakt, choć czuć w komiksie pewien niedosyt, jeśli chodzi o tak zwany slang, jakim posługują się bohaterowie. Sprawa jest trudna do przetłumaczenia i o ile wydaje się, że tłumacz wyszedł z sytuacji obronną ręką, o tyle oryginał zdawał się mieć więcej takiego, że tak go nazwę, "ulicznego klimatu". Być może, a raczej na pewno, to moje subiektywne odczucie, lecz uważam, że nie udało mu się w pełni oddać pierwotnej atmosfery panującej w tym komiksie.

Przejdźmy jednak do spraw istotniejszych, acz nie najistotniejszych - do oprawy graficznej. Warstwę fabularną zostawię sobie na później. Serię "Dziedzictwo" w zdecydowanej większości rysuje ulubienica fanów Star Wars nie wychylających nosa poza komiksy z tego uniwersum - Jan Duursema i jak zwykle sprawdza się w tej roli doskonale. Jej rysunki są dokładne i dynamiczne. Styl Duursemy doskonale sprawdza się w ponurym i zepsutym świecie, choć chciałoby się mimo wszystko czegoś więcej. Tak czy inaczej, nie ma na co narzekać, ponieważ strona graficzna historii stoi na dobrym poziomie. Wspomnieć można również przy okazji o tym, że wedle zapowiedzi Egmontu w lipcu w serii "Star Wars Komiks" ukaże się sympatyczna historyjka pod tytułem "Ghost", do której ta właśnie graficzka nie tylko stworzyła rysunki, ale i scenariusz. Tak więc miłośnicy tej autorki mają na co czekać, a i wszyscy pozostali fani uniwersum zapewne z chęcią się dowiedzą, dlaczego Han Solo nigdy nie spotkał żadnych dowodów na istnienie Mocy... No ale odszedłem od tematu, więc czas do niego powrócić, a konkretnie do samej fabuły "Smoczych Szponów".

Jak pisałem na początku, historia opiera się na pozornie samobójczej misji Cade'a, który pragnie ocalić uzdrowiciela Jedi - Hoska Trey'lisa, gdyż jak tłumaczy, nie chce żeby ktoś się za niego poświęcał. Jak można się jednak domyślić, złowieszczy Darth Krayt widzi dla młodego Skywalkera zupełnie inną przyszłość. Cienka linia dzieląca naszego (anty?)bohatera od Ciemnej Strony Mocy powoli zaczyna zanikać. Czy Cade zostanie nowym Sithem? Czy ocali Hoska? Jak potoczy się konspiracja pewnego Moffa? Co zresztą załogi "Mynocka"? I jakie tajemnice swojej przeszłości zdradzi Krayt? Tego nie dowiecie się z tej recenzji, lecz z lektury komiksu. Ja jedynie chciałbym wam, drodzy czytelnicy, powiedzieć, czy to wszystko ma jakiś sens. Otóż ma. Ba, ma nawet więcej sensu niż by się wydawało. Cade, jak na Skywalkera przystało, postanawia, że "poudaje trochę Sitha" i gdy będzie trzeba wróci na Jasną Stronę. Znamy to skądś, prawda? Tak na marginesie, główne hobby tego bohatera to wskrzeszanie zmarłych, bądź uzdrawianie konających. O dziwo podczas lektury jakoś to specjalnie nie razi. Pomysły pozornie durne, tu sprawdzają się wyśmienicie i nawet, gdy widać ich wtórność, nie bije ona po oczach tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Jakimś cudem John Ostrander po wymieszaniu starych motywów z nowymi, nie do końca racjonalnymi, uzyskał nie tylko mieszankę strawną, a nawet całkiem smakowitą.

Najmłodszy Skywalker kroczy swoją dziwną i przewidywalną ścieżką w taki sposób, że podczas lektury zapomina się nawet o scenariuszowych niedociągnięciach, a nawet z małym uśmiechem na ustach wychwytuje znane sobie smaczki. Oczywiście dla przeciętnego czytelnika pozostaną one niezauważone, ale sympatycy "Gwiezdnych Wojen" z radością ujrzą Vergere czy też znanego z serii "Republic" Cha'ka. Dla fana komiks ten będzie z całą pewnością miłą lekturą, nie mniej nawet nieobeznany z sagą czytelnik może znaleźć w nim coś dla siebie, choć bez najmniejszego cienia sympatii dla tego świata raczej nie zachwyci się nim - a prawdopodobnie nawet nie sięgnie po niego na półkę.

Mateusz "Strid" Chmiel

"Star Wars. Dziedzictwo" tom 3: "Smocze szpony"
Scenariusz: John Ostrander
Rysunki: Jan Duursema
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Data wydania: 04.2009
Wydawca: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 06.2008
Format: 22,8x15 cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie, salony prasowe, internet
Cena: 39 zł