"Farewell to weapons"

 

W roku 2020 na Dalekim Wschodzie eksplozja o nieznanej przyczynie rozpętuje IV Wojnę Światową. Z początku wydaje się, że "Czerwony Niedźwiedź" z łatwością zagarnie całą Europę, jednakże zjednoczone siły Zachodu dokonują desantu w Zatoce Perskiej, uderzając w najbardziej czuły punkt przeciwnika. Dzięki powodzeniu tej operacji obydwie strony zasiadają do negocjacji w New Delhi. Jednak te wkrótce zostają zerwane. Wojna trwa nadal, Zachód zyskuje przewagę odzyskując kontrolę nad Europą Centralną. Równocześnie posuwa się w głąb Bliskiego Wschodu. Niewielki oddział sił aliantów odbywa właśnie patrol w zniszczonym mieście, z którego wycofał się przeciwnik. Czy jednak aby na pewno?

Powyższy akapit to krótkie wprowadzenie do rzeczywistości "Farewell to weapons", 24-stronicowego komiksu stworzonego w 1981 roku przez Katsuhiro Otomo. W chwili wydania Otomo był już doświadczonym i ukształtowanym twórcą. Od dziesięciu lat wykonywał zawód profesjonalnego rysownika mang, a jedna z jego ostatnich prac (genialne "Domu") zyskała niewiarygodną popularność w Japonii.

W "Farewell..." zauważyć można już elementy fabularne typowe dla twórczości Otomo, o ile w ogóle można mówić o typowości w przypadku tak płodnego artysty. Jednym z nich jest pomysł wyniszczającej ogólnoświatowej wojny, który pojawił się w późniejszym "Akirze" oraz "Legend of Mother Sarah". Inny to wątek zwykłych, przeciętnych jednostek ludzkich rzuconych w wir niezwykłych okoliczności, który przewinął się w całym szeregu mang Otomo, widoczny choćby w "Memories" i we wspomnianym już "Domu".

Bohaterem tego komiksu jest niewielki oddział sił Zachodu. Składa się on z zaledwie kilku osób, które kierowca dowozi do miejsca wykonania zadania - patrolu opuszczonego i zdewastowanego miasta. Co ciekawe, samo miasto wygląda jak otoczony morzem piasku Manhattan. Na początku lat 80-tych była to dość futurystyczna wizja, ale cóż - "the future is now" i obecnie taki obrazek w państwach arabskich nikogo nie zdziwi.

Wracając do samej mangi, na wspomniany patrol składają się sami mężczyźni. Żadni z nich komandosi czy konkurencja dla G.I.Joe. Są zwykłymi zawodowymi żołnierzami, którzy przed wykonaniem zadania rozmawiają o tym, co zrobią po zakończeniu służby. Owszem, do akcji zakładają na siebie nowoczesne zbroje (tzw. "power suit"), jednak wydają się one być dla nich równie naturalne jak dla dzisiejszych żołnierzy hełm i karabin.

Ich filozofia również jest prosta: dotrzeć na miejsce, odbyć patrol i wrócić do bazy. Tym razem jednak to rutynowe zadanie w ciągu kilku minut zmienia się w walkę o przetrwanie. Zdewastowane miasto okazuje się mieć bowiem jednego, ale niezwykle niebezpiecznego mieszkańca...

Nie będę zdradzał dalszej fabuły i zakończenia komiksu, mając nadzieję, że zachęcę tym kogoś do lektury, ponieważ to czysta przyjemność widzieć jak Otomo znakomicie konstruuje historię, prowadząc ją - podobnie jak inne jego utwory - z filmową manierą, co widać w precyzyjnie dobranych ujęciach. I ten scenariusz: krótkie, treściwe wprowadzenie, kilka scen charakteryzujących bohaterów, znakomite budowanie napięcia, stworzenie "tajemnicy" - wszystko to umiejętnie dawkowane by stworzyć logiczną historię i zaciekawić nią odbiorcę. Po chwili lektury mamy pierwszy moment "zagrożenia", które okazuje się być fałszywym alarmem, po czym następuje "ujawnienie" prawdziwego niebezpieczeństwa i kulminacyjne starcie. Zwieńczeniem tej historii jest wyborny finał: przewrotny, niemalże groteskowy.

Autor pokazuje swój kunszt także w warstwie graficznej: wspaniale narysowane miasto, dopracowane projekty kombinezonów oraz machin wojennych. Jeśli ktoś lubi projekty maszynerii, którą tworzył Bogusław Polch do "Ekspedycji" i "Funky'ego Kovala" to z pewnością spodobają mu się pomysły Otomo, choć niektórzy mogą stwierdzeć, że to po prostu zwykła japońska precyzja, którą warto by przeszczepić na nasz grunt.

Oprócz samego komiksu w zeszycie znajdziemy również kilkustronicowy opis dioramy opracowanej na podstawie "Farewell to weapons". Historia tego pomysłu sięga roku 1981, gdy jeden z japońskich producentów zabawek planował wykonanie modeli na podstawie rysunków Otomo do tej historii. Ostatecznie jednak pomysł został zarzucony.

Na koniec kilka informacji przydatnych dla kolekcjonerów. Wersja oryginalna mangi ukazała się 16 listopada 1981 roku w japońskim "Young Magazine". Wersja, którą omówiłem, została wydana w 1992 roku przez Epic Comics, oddział Marvela wydający bardziej ambitne pozycje, takie jak np. "Metropol" McKeevera czy "Akira" Katsuhiro Otomo. Kolory w "Farewell..." położył Steve Oliff, czyli sam ojciec komputerowego koloru.

"Farewell to weapons" w angielskiej wersji można też znaleźć w zbiorczym tomie "Memories - The Collection" (inny tytuł to "Anthology #1: Memories of Her") wydanym na początku lat 90-tych, jednakże jego osiągalność jest znikoma, a cena dość zawrotna.

Karol Wiśniewski

"Farewell to weapons"
Scenariusz i rysunki: Katsuhiro Otomo
Kolor (wydanie amerykańskie): Steve Oliff
Wydawnictwo (amerykańskie): Epic Comics
Data wydania (amerykańskiego): 1992
Liczba stron: 24
Cena: $3,50