"Spirit: Najlepsze Opowieści"

 

Zaiste mieliśmy pecha. Trudno bowiem inaczej ująć stan rzeczy jaki zaistniał w Europie po II Wojnie Światowej, gdy rozległe obszary naszego kontynentu znalazły się pod kontrolą Związku Sowieckiego. Abstrahując od licznych, znacznie istotniejszych zjawisk, zapóźnienie cywilizacyjne wynikające z tej mało komfortowej sytuacji nie ominęło także kultury popularnej. Gdy w kolejnych, powojennych dekadach kraje usytuowane po zachodniej stronie "żelaznej kurtyny" niemal na bieżąco korzystały z dynamicznie rozwijającego się rynku amerykańskich historyjek obrazkowych tzw. demoludy (kraje "demokracji ludowej") nie miały szans na taki komfort. Polska rzecz jasna nie była pod tym względem wyjątkiem, stąd pierwszy komiks z Supermanem w roli głównej trafił do naszego obiegu przeszło pół wieku po zaistnieniu tej postaci. Podobnie rzecz się miała z innymi osobowościami superbohaterskich produkcji, jak również z Tarzanem czy Fantomem. Wraz z początkiem 2009 roku kolejny, klasyczny bohater amerykańskiego komiksu w końcu doczekał się spóźnionego debiutu w polskiej wersji.

Spirit, bo o nim właśnie mowa, to postać specyficzna. Mimo, że zaistniał w dobie mnożenia się coraz to nowych pogromców zła odzianych w barwne uniformy, trudno byłoby ot tak zaliczyć go do ich grona. Już w momencie jego debiutu (czerwiec 1940 roku) i pomimo nadnaturalnej genezy (wymuszona "kąpiel" w podejrzanej cieczy) Spirit z założenia jego twórcy, Willa Eisnera, miał stanowić swoisty kontrast dla trykociarzy. Było to arcytrudne zadanie, bowiem wspomniany wzorzec bohaterów bił wówczas rekordy popularności, toteż wydawcy finansujący wkładkę do gazet "Weekly Comic Book" (właśnie na jej łamach "brylował" Spirit) życzyli sobie superherosa. Eisner, mimo oporów i chęci oryginalności, wyposażył Danny'ego Colta (bo tak pierwotnie zwał się parokrotnie wspominany "Młot na Szubrawców") w subtelną maskę. Ponadto błękitny garnitur, kapelusz, rubinowy krawat, twarde piąchy młócące amatorów łatwego zarobku i tym samym przepis na Spirita gotowy.

Wbrew sugestiom sponsorów Eisner nie zamierzał jednak tworzyć jeszcze jednej historyjki o zamaskowanym mścicielu, choć najwcześniej datowane opowieści mogły sprawiać takie wrażenie. Z czasem, w momencie, gdy dodatek znalazł sporą gromadkę nabywców, a pozycja rzeczonego grafika zdawała się ugruntowana, dało się zauważyć, że perypetie Spirita to jedynie pretekst dla ukazania szerszego tła. Eisner bowiem, jako wieczny eksperymentator, drążył jak mógł uprawiane przezeń rzemiosło, a ta okoliczność przyczyniła się do zaistnienia mnóstwa prekursorskich rozwiązań zarówno na gruncie scenariusza jak i oprawy graficznej.

Podobnie jak w przypadku podobnych antologii, także na przykładzie niniejszego albumu mamy okazje prześledzić ewolucje warsztatu tworzącego ją ilustratora. Premierowy epizod albumu pod względem graficznym nie odbiega zbytnio od typowych superbohaterskich produkcyjniaków z kart magazynów typu "More Fun Comics". Trzeba przyznać, że wspomnianego chwilę temu twórcę charakteryzowała większa dojrzałość warsztatowa niż dajmy na to Bernarda Baily czy Morta Weisingera. Mimo to i on zmuszony był wpisać się w stosunkowo sztywne ramy ówczesnej konwencji, co przejawia się zarówno w pierwszej odsłonie dziejów Spirita, jak też kolejnej zatytułowanej "Jedwabna Satina". Za to na przykładzie trzeciej, "Błękitnego tramwaju", da się dostrzec przykład stylistyki, jaką z czasem Eisner zastosował w "Umowie z Bogiem". Formuła zakomponowania planszy dwudziestej-ósmej nie pozostawia pod tym względem wątpliwości. Płynne przejścia od realistycznie naszkicowanych sylwetek czy fragmentów architektury ku pełnokrwistej grotesce nie stwarzają odczucia dysonansu. Jak wyżej wspomniano, to nie Spirit odgrywa tu "pierwsze skrzypce". Jego obecność jest jednak niezbędna, bowiem właśnie ów osobnik generuje sytuacje, w których na pierwszy plan wysuwają się jedynie z pozoru zwykli mieszkańcy Central City. Wraz z rozwojem fabuły poszczególnych epizodów okazuje się, że zapaskudzone miejskie zaułki mają znacznie więcej do zaoferowania niż wymuskane pomieszczenia biurowe "Daily Planet", tudzież rozgłośni radiowej należącej do Alana Scotta (dla wtajemniczonych Green Lanterna Złotego Wieku). Zresztą i sam Danny Colt, twardziel o kwadratowej szczęce, niezmiennie szarmancki wobec dam (nawet, gdy te w żadnym wypadku nie zasługują na to miano) i bezlitosny wobec swych oponentów dalece odbiega od typowego wyobrażenia o ówczesnym zamaskowanym herosie. Czy moglibyśmy spodziewać się po Supermanie czy innym trykociarzu doby lat czterdziestych zdefiniowania zabytkowych, egipskich tkanin mianem szmat? Chyba nie...

No i te kobiety. Teza o domniemanych problemach twórcy serii w kontaktach z płcią przeciwną jest co prawda kusząca, niemniej tym sposobem sięgnęlibyśmy chyba aż nader daleko, narażając się przy tym na zarzut nadinterpretacji. Aby nie dostać w nos drzwiami za wpychanie się w życie prywatne Willa Eisnera poprzestańmy zatem na stwierdzeniu, że podobnego rodzaju osobnic nie brakło także w gangsterskich powieściach groszowych, a także realizowanych z niemałym rozmachem kinowych adaptacji prozy, m.in. Raymonda Chandlera. Stąd i źródła inspiracji "kobiet fatalnych", na jakie zwykł natykać się Spirit, są przynajmniej po części uchwytne. Bezwzględne, do bólu pragmatyczne, żerte na mienie doczesne kusicielki stanowią znaczącą część panteonu złoczyńców, z jakimi miał do czynienia główny bohater serii. W "Najlepszych Opowieściach" dosadnie ukazuje to zjawisko epizod "Poznajcie P'Gell", w którym rzeczony natyka się na współczesny mu odpowiednik biblijnej Dalili, która za odpowiednie wynagrodzenie sprzeda każdego. I taki mniej więcej standard kobiecych postaci dominuje nie tylko w tej antologii, ale też w większości fabuł z udziałem Spirita.

Po lekturze tej pozycji chciałoby się rzecz, że mamy do czynienia z przykładem kolejnej ramoty, "old schoolu" czy też archaiku zupełnego, który trafił pod polskie strzechy o wiele za późno. Jest to z gruntu błędne przeświadczenie, którym nie warto zawracać sobie głowy. Po pierwsze warsztatu graficznego Eisnera, a co za tym idzie zaproponowanych przezeń rozwiązań formalnych, nie powstydziłby się żaden współczesny ilustrator oscylujący na pograniczu groteski i stylu realistycznego. Po drugie zwarte, sprawiające wrażenie gruntownie przemyślanych, a przy tym trafnie spointowane fabuły, także bronią się, pomimo upływu przeszło pięćdziesięciu lat od chwili ich zaistnienia. Te oraz mnogość innych czynników przyczyniają się do satysfakcji z podjętej lektury, a chyba przede wszystkim o to chodzi.

Polska edycja niniejszego albumu stanowi wierne odwzorowanie amerykańskiego oryginału. Solidna twarda oprawa może co prawda rozwścieczyć (chyba zresztą trochę słusznie...) co bardziej krewkich krzykaczy z tematycznych forów. W sumie nic w tym dziwnego, bo w chwili zalewu naszego rynku drogimi komiksami tego typu luksusy to chyba nieszczególnie trafiony pomysł. Z drugiej strony "Spirit" zaistniał w ramach serii "Mistrzowie Komiksu", która z założenia posiada taką formę edytorską. Klimatyczny, niemal gazetowy papier doskonale wpisuję się w charakter zawartych tu opowieści pierwotnie zaistniałych w formie dodatku do lokalnych dzienników. Miłym zaskoczeniem jest także posłowie Tomasza Sidorkiewicza, którego erudycyjne i kompetentne teksty nie raz już stanowiły idealne wręcz uzupełnienie do publikowanych przez Egmont komiksów zza Atlantyku (m.in. "Green Arrow: Kołczan").

Termin polskiej premiery omawianego komiksu z wiadomych względów pokrył się z zaistnieniem w naszych kinach filmowej adaptacji "Spirita". Niestety film zawiódł niemal wszystkich. Pomimo tego piszący te słowa ma szczerą nadzieję, że sprzedaż albumu okaże się na tyle satysfakcjonująca, iż wydawca zdecyduje się spolszczyć także kolejne wydania zbiorcze z nietypowym pogromcą zbrodni w roli głównej. Byłoby to tym bardziej mile widziane, że obok klasycznych historii realizowanych przez zespół Eisnera w kolejce czekają także współczesne wersje "Spirita", m.in. autorstwa jak zawsze znakomitego Darwyna Cooke'a. Wypada zaryzykować tezę, że nisza na tego typu produkcje jest jak na skale naszego ryneczku całkiem znaczna, o czym może świadczyć udana recepcja "Umowy z Bogiem" oraz "Nowego Jorku". A jak wieść gminna niesie na najbliższym Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi doczekamy się ekspozycji oryginalnych prac twórcy Danny'ego Colta. Jest zatem stosowna okazja do zaprezentowania kolejnego albumu ze Spiritem w roli głównej.

Przemysław Mazur


"Spirit: Najlepsze Opowieści"
Scenariusz: Will Eisner
Ilustracje: Will Eisner przy współpracy zatrudnionych grafików
Wydawca oryginału: DC Comics
Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
Czas publikacji wydania oryginalnego: 2005 rok
Czas publikacji wydania polskiego: 26 stycznia 2009 roku
Wstęp: Neil Gaiman
Przekład z języka angielskiego: Jarosław Grzędowicz
Posłowie: Tomasz Sidorkiewicz
Oprawa: twarda
Format: 17 x 26
Druk: offset, kolor
Papier: offsetowy
Liczba stron: 192
Cena: 89 zł