Jakub Syty

I komiksiarz syty, i recenzent cały...
Widz nie znosi przerw pomiędzy sezonami jego ulubionego serialu

 

Wielu producentów filmowych, których dzieła odniosły sukces, bardzo chętnie stworzyłoby ich ciąg dalszy. Być może nawet sam James Cameron żałuje, że "Titanic" nie mógł stać się wieloczęściowym romansem. Co nie udało się w tym przypadku wytwórni Paramount Pictures, udało i wciąż udaje się innym. A niektóre plany wydają się być niesamowicie ekspansywne.

Już w przeszłości w kinie zaobserwować można podobne zjawisko. Ot, chociażby George Lucas zamierzał nakręcić aż dziewięć części "Gwiezdnych Wojen", z czego udało mu się zrealizować sześć, całość uzupełniając pełnometrażową animacją, animowanymi serialami telewizyjnymi i będącym w planach telewizyjnym serialem fabularnym. Za inne przykłady podać można chociażby liczne odsłony "Planety małp" czy "Piątku trzynastego". Dziś na miano serialu kinowego zasługuje bez wątpienia "Harry Potter", a jego sukces miała powielić między innymi siedmioczęściowa adaptacja "Kronik Narni" C.S. Lewisa, co na razie nie jest wcale takie pewne, ponieważ problemy zaczęły się już przy trzeciej części cyklu. Producenci widzieliby w formie wyświetlanych w kinach seriali również przynoszące setki milionów dolarów adaptacje komiksów: "Batmana" czy "Spider-Mana". Fakt podpisania przez Samuela L. Jakcsona umowy na zagranie roli Nicka Fury'ego w siedmiu filmach będących adaptacjami komiksów Marvela daje do myślenia.

Komiks amerykański w zdecydowanej większości tytułów realizowany jest w formie serialu, który regularnie dostarcza swoim wiernym czytelnikom niezapomnianych wrażeń. Najważniejsze, żeby był on stale obecny na półkach, stale o sobie przypominał, stale podsycał oczekiwania. Brian K. Vaughan tak dobrze sprawdził się w roli scenarzysty serialu komiksowego, jakim jest "Y: Ostatni człowiek", że ludzie z branży telewizyjnej zatrudnili go do produkcji jednego z głośniejszych hitów wyświetlanych na ekranach telewizorów. Mowa o "Zagubionych".

W porównaniu z rynkiem amerykańskim, na rynku frankofońskim seriale komiksowe ukazują się niejako w zwolnionym tempie. Przyjąć można, że z reguły wydaje się po jednym albumie konkretnej serii na rok, choć spotykane były przypadki lat pracy nad pojedynczym komiksem, kolejnym albumem cyklu. Ostatnimi czasy sytuacja ta zdaje się nieco zmieniać.

Podczas gdy Grzegorz Rosiński mówi, że kolejny album "Thorgala" będzie powstawał w jego pracowni przez kolejne dwa lata, ponieważ artysta musi odpocząć i zwolnić tempo pracy, czytelnik sensacyjnej serii "Empire USA" dostaje do rąk cykl pięciu albumów w przeciągu trzech miesięcy! Jeden scenarzysta plus trzech rysowników przekłada się na efekt szybkiego wejścia na rynek z serialem, który choć krótki, da czytelnikowi szybko odpowiedzi na dręczące go pytania. I nie będzie trzeba czekać na to, powiedzmy, pięć lat.

Podobna strategia zdaje się mieć przełożenie na powstawanie albumów podocznych do dobrze sprzedających się serii. "XIII Mystery" ma zapewnić regularne, w miarę szybkie tempo ukazywania się albumów nawiązujących do rewelacyjnie sprzedającej się serii pierwotnej. Pomysł na spin-offy "Thorgala" to również zamysł mający na celu zapełnienie na rynku dziury pomiędzy kolejnymi albumami cyklu oryginalnego.

Szum informacyjny i natłok bodźców sprawiają, że odbiorca staje się niecierpliwy. Chętnie obejrzałby w kinie wszystkie premierowe planowane części "Harry'ego Pottera" w tygodniowych odstępach czasu. Chętnie zapoznałby się z kilkoma kolejnymi odcinkami "Zagubionych" w jeden dłuższy wieczór. Chętnie przeczytałby kilkunastoodcinkową serię komiksową na raz. Wydaje się zatem, jakoby podaż nie nadążała za popytem. A na zatłoczonym rynku lepiej nie wystawiać konsumentów na próbę. Bo konkurencja nie śpi i może ich bardzo szybko odebrać. Portfele nie są przecież przepastne.

Jak w takim wypadku znaleźć złoty środek? To kwestia do dyskusji. Trudno sprawić, żeby kura znoszącą złote jajka znosiła je zawsze i jeszcze w odpowiedniej ilości. Nie na tyle dużo, żeby jajecznica z nich nie spowszedniała. Abstrakcja.

Jakub Syty