"Biocosmosis"

 

Dawno, dawno temu... Stop! Nie ta bajka. Jeszcze raz. Mniej więcej dwa lata temu natknąłem się w sieci na zapowiedzi pewnego komiksu i jako miłośnik space-oper z miejsca się zakochałem. Moje nadzieje były ogromne, seria ta była moim oczkiem w głowie i wypatrywaną od lat nadzieją na zmartwychwstanie gatunku w Polsce. Pod koniec roku 2006 wyczekiwany komiks trafił w końcu na sklepowe półki i mogłem odetchnąć z ulgą gdyż oto nadeszły dobre czasy dla polskiego sci-fi, nadeszło "Biocosmosis" autorstwa Edvina Solińskiego, odpowiadającego za scenariusz, Nikodema Cabały, rysującego tą historię, oraz Grzegorza Krysińskiego, nadającego temu wszystkiemu kolor.

Historia pierwszego albumu pod tytułem "Enone" obywa się bez zbędnych wstępów, nie doszukamy się tu wprowadzenia do poznawanego właśnie świata, tutaj zostaniemy wepchnięci bezpośrednio w wir wydarzeń i... i wcale to nie przeszkadza. Mimo obco brzmiących nazw takich jak "Kosmoracje", "Delegardzi", "Planetardzi" itd. bardzo szybko czytelnik zaczyna orientować się o co w tym wszystkim chodzi a nawet jeśli nie to naprawdę warto się nad tym nieco pogłowić gdyż podstawy tego świata się niezwykle dopracowane i ciekawe. Gdy patrzy się na światy takie jak "Star Trek" czy "FireFly" widzimy proste podłoże polityczne, imperia, federacje, dobrych i złych, natomiast w świecie "Biocosmosis" takiego podziału na pewno nie ujrzymy. W dużym uproszczeniu świat ten można podzielić na dwie części: Entirum w którym, przynajmniej jak na razie, toczy się akcja serii oraz przestrzeń tajemniczej rasy zwanej Noktoornami. Entirum podzielone zostało na Kosmoracje - państwa-korporacje którym przewodzą Delegardzi. Każda Kosmoracja posiada planety klasy Erra czyli zdatne do zamieszkania, terraformowane setki lat temu przez obcych zwanych Hodowcami i obecnie zarządzane przez Planetardów. Nad tym wszystkim piecze stanowi niezależny Legion Entirum którego Preventorianie samą swoją obecnością zapobiegają konfliktom. Pomiędzy tym wszystkim lawirują Emnisi których zakon wyznając filozofię umiaru obawia się nadciągającego zagrożenia ze strony tajemniczych Mistrzów Kuszenia...

Poza polityką w każdym świecie ważni są jego mieszkańcy. Zdecydowanie do tych najbardziej tajemniczych należą trzy grupy. Pierwszą są wcześniej wspomniani Mistrzowie Kuszenia lecz w gruncie rzeczy nie wiadomo o nich nic. Do następnej z tych kategorii należy zaliczyć Noktoornów, tajemniczą rasę obcych których mogliśmy "poznać" w pierwszym albumie serii jak i w pierwszej antologii. Ostatnimi z tajemniczych mieszkańców tego wszechświata są Hodowcy. Rasa ta terraformowała planety oraz zaludniała je po czym nagle zniknęła. Jaki był ich cel oraz gdzie się podziali pozostaje tajemnicą. Entirum zamieszkują jednak ludzie i nie dajcie się tu zwieść pozorom gdyż jakby nie były wymyślne ich kształty to wciąż ludzie. Jest to jeden z wielu ciekawych i świeżych pomysłów gdyż w tym świecie nie wykorzystuje się niezliczonych hord obcych bądź też rozplenionych wszędzie zwykłych ludzi, tutaj ludzie i ich wygląd dostosowany jest do tego z jakiej planety pochodzą. Tutaj jednak powinienem użyć słów "na jakiej planecie osiedlili ich Hodowcy" gdyż skąd pochodzi ludzkość nie wiadomo.

Skoro omówiłem już obraz polityczny jak i zaludnienie tego świata to warto również wspomnieć o technologii. Cóż, mógłbym w tym momencie rozpisać się o zbrojach Preventorian które posiadają niezliczone funkcje takie jak podtrzymywanie życia, ochrona przed telepatią i... zwyczajnie wyglądają fantastycznie. Ale tak naprawdę to co w technologii tego uniwersum jest najciekawsze to tak zwane grawipy czyli mówiąc staromodnie "statki kosmiczne". Jak sama nazwa wskazuje pojazdy te nie wykorzystują do przemieszczania się silników rakietowych, jonowych czy innych wariacji napędu konwencjonalnego lecz napęd grawitacyjny dający im nieograniczone możliwości manewrowe. Co ciekawe sytuacja ta wymusiła zmianę w podejściu do walki gdyż zbyt duża zwrotność uniemożliwia bądź też poważnie utrudnia walczącym ostrzał z wszelkiego rodzaju broni palnej lub tez promieniowej i stąd zdecydowano się na dość niekonwencjonalne rozwiązanie. Myśliwce, a właściwie bojowce czyli grawipy bojowe używają tak zwanych żaro-ostrzy które pierwszy raz mogliśmy zobaczyć w albumie "Quiciuq".

Podłoże to może z początku wydać się zawiłe ale w gruncie rzeczy takie nie jest. Mimo to trzeba przyznać że autorzy, mówiąc kolokwialnie, odwalili kawał dobrej roboty tworząc świat w którym wszystko ma sens. Ale jak ten świat wygląda? Otóż wygląda przepięknie. Szczegółowe rysunki Nikodema Cabały ukazują nam coraz to nowsze cuda techniki czy też ciekawe postaci i plenery ale mówiąc szczerze to kolory Grzegorza Krysińskiego nadają temu wszystkiemu niezapomniany i piękny obraz. Wystarczy przyjrzeć się pierwszym stronom każdego tomu czy też zachodowi słońca nad Altomerrą z tomu "Quiciuq" aby zakochać się w
tych krajobrazach.

Wydawaniem serii zajęło się raczej nieznane czytelnikom wydawnictwo Pro-Arte, znane za to jako studio reklamowe i promocyjne. Stąd wydanie komiksów ze świata "Biocosmosis", jak i ich promocja stoją również na wysokim poziomie.

Co więc mamy? Ciekawą historię, piękne rysunki, dobre wydanie, niemal nieograniczony potencjał ale... No właśnie? Czy jest jakieś ale? Otóż jedynym, moim zdaniem, "ale" dla świata "Biocosmosis" jest polski rynek. Powiedzmy sobie szczerze: w Polsce wyżyć z komiksu autorskiego nie można a i budowanie całego świata w konwencji sci-fi, rozbudowywanie go i promowanie nie trafi do szerokiej publiczności. Polska to nie USA (i dzięki bogom) czy też Francja i raczej dla twórców tego uniwersum świetlanej przyszłości nie widzę lecz tym bardziej mam do nich ogromy szacunek że nie tylko chcieli nam przedstawić swoje pomysły ale też dopięli tego i wykonali to na niezwykle profesjonalnym poziomie. A że rynek w naszym pięknym kraju nie dorósł jeszcze do takich dzieł? Cóż, jak to zwykle bywa "zagranica" interesuje się tym co mamy najlepsze i w marcu w czasopiśmie amerykańskim "Heavy Metal Magazine" ukaże się w całości "Enone" a jeśli Edvinowi Volińskiemu, Nikodemowi Cabale i Grzegorzowi Krysińskiemu się poszczęści to zbiją niezłe pieniądze na tym świecie za granicą a my będziemy mogli po raz kolejny narzekać że obcokrajowcy podbierają nam naszych wielkich.

Mateusz "Strid" Chmiel