"Star Wars: Legacy"

 

Odwiedziliśmy galaktykę "Gwiezdnych Wojen" sprzed czterech tysięcy lat, poznaliśmy erę upadku Republiki, walk Rebelii z Imperium i narodzin Nowej Republiki. Przerobiono właściwie wszystko, może zatem przyszedł czas, by oddać się eksploracji dalekiej przyszłości? Jak pomyślano, tak zrobiono i blisko trzy lata temu oficyna Dark Horse do linii swych wydawnictw Star Wars dorzuciła serię "Legacy". Jej akcję osadzono aż 137 lat po "Nowej nadziei".

Po blisko stu latach od pokonania Yuuzhan Vongów (wydarzenia opisane w serii powieści pt. "Nowa Era Jedi") Sojusz Galaktyczny upada. Odrodzone Imperium sprzymierzone z Sithami, przejmuje władzę nad galaktyką, przy okazji wyrzynając niemal wszystkich Jedi i tym samym doprowadzając Zakon do kolejnego w historii upadku. Ten śmiały skok w chronologii wywołał na początku szereg kontrowersji, ale z wraz z premierą kolejnych zeszytów okazało się, że seria potrafi się wybronić, szybko zdobyła uznanie i aktualnie jest najchętniej kupowaną przez fanów "sagi Lucasa".

Premierowa podseria "Broken" (wydana właśnie w Polsce przez wydawnictwo Egmont jako "Star Wars Dziedzictwo: Złamany") stanowi wprowadzenie w realia galaktyki przyszłości. Natychmiastowe rzucenie w wir akcji sprawia początkowo, że można poczuć się lekko zdezorientowanym, ale też fani filmów natychmiast rozpoznają znajome elementy uniwersum. Istnieje zakon Jedi i są Sithowie, jest Imperium i Sojusz Galaktyczny. Dość szybko pojawia się ekipa przyjaznych typów spod ciemnej gwiazdy podróżująca statkiem kosmicznym i ratująca księżniczkę. Przede wszystkim jednak nie mogło zabraknąć ostatniego Skywalkera (w kolejnych podseriach okazuje się, że nie tak do końca ostatni, ale to już temat na inną opowieść).

W oswojeniu z nowymi realiami pomaga rozpoznanie w aktualnej sytuacji geopolitycznej. Ta nie jest czarno-biała, jak to było w Klasycznej Trylogii. Galaktyką rządzą Sithowie, którzy obalili Imperatora, Roana Fela (potomek Soontira Fela), wespół z którym pokonali wcześniej Sojusz Galaktyczny i stanowiący spuściznę Luke'a Skywalkera, zakon Jedi. Obalony Imperator walczy o odzyskanie tronu, Sojusz Galaktyczny o przetrwanie wojennej zawieruchy, a przywódca Sithów, Lord Darth Krayt, o antidotum, które pozwoli mu pokonać żerującego na nim pasożyta. Szybko okazuje się, że dla wszystkich skonfliktowanych potęg istotne jest przeciągnięcie na swą stronę Cade'a Skywalkera. Ów bohater nie jest bynajmniej kalką słynnego przodka. To uzależniony od narkotyków łowca nagród, na którym piętno odcisnęły dramatyczne wydarzenia z dzieciństwa. Osierocony, musiał przystosować się do mrocznych realiów. Wychowany pośród przemytników i łowców nagród, stał się jednym z nich, lecz żywot ten dobiega powoli końca. Pozostali przy życiu Jedi wierzą, że młodzian doprowadzi do odrodzenia Zakonu, Darth Krayt potrzebuje jego Mocy, by zwalczyć pasożyta, a Imperator Fel przeczuwa, że i jemu przydać się mogą umiejętności chłopaka. I choć Cade Skywalker sam chce decydować o swym przeznaczeniu, to wcześniej czy później będzie musiał odegrać swoją rolę w galaktycznym konflikcie.

W galaktyce przyszłości wszystko wydaje się znajome. Rycerze Jedi nadal uchodzą bardziej za filozofów niźli za wojowników. Odrodzeni Sithowie dążą do władzy absolutnej, ale porzucili regułę dwóch (mistrz i uczeń) i tym samym w komiksie pojawiają się dziesiątki mrocznych wojowników. Imperium Fela kultywuje militarystyczną ideologię, lecz w swych szeregach posiada adeptów Mocy (Rycerze Imperium), którzy nie opowiadają się po jasnej czy ciemnej stronie, a są jedynie wierni Imperatorowi. Jak się można domyślać jest to swoista zabawa konwencją, co przejawia się m.in. w dialogach nawiązujących do klasycznych scen z filmów. Jest to zabawa wierna duchowi "gwiezdnej sagi", czerpiąca garściami ze swego dziedzictwa, czyli przeogromnej ilości historii i panteonu postaci, które fani poznawali przez lata w komiksach wydawanych przez Dark Horse. I tak na przykład wielu bohaterów jest potomkami postaci żyjących we wcześniejszych erach (wspomniany Imperator wywodzi się z dynastii Felów, a jego elitarnym oddziałem jest słynny 501. Legion). Ponadto pojawiają się astralne postaci przodków (np. Luke Skywalker), a w późniejszych podseriach droid Artoo, a także żyjący rycerze Jedi z ery... Wojen klonów! Wierzcie mi, że ta cała seria ma sens i została znakomicie przemyślana przez jej scenarzystę, Johna Ostrandera.

"Legacy" to atrakcyjna seria także od strony wizualnej. Za kreacje galaktyki przyszłości odpowiada Jan Duursema (jej prace fani komiksów "Star Wars" poznali za sprawą serii "Republic"), którą w niektórych zeszytach wspomagają równie utalentowani twórcy (m.in. Colin Wilson). Rysunki Duursemy idealnie oddają wygląd świata "Gwiezdnych wojen", a zwłaszcza znakomicie ilustrują sceny walk na miecze świetlne, które stanowią esencję tegoż uniwersum. Wszystko zostało zaprojektowane tak, by czytelnik od pierwszych stron czuł, że ma do czynienia z doskonale znanym mu światem, tyle, że przedstawionym w nieco innych realiach.

Jak już wspomniałem, "Broken" stanowi zaledwie wprowadzenie do serii, której to kolejne historie odsłaniają maestrię scenariusza. Wraz z kolejnymi opowieściami odkrywane są kulisy zdarzeń poprzedzających serię, co z kolei znacząco wpływa na losy bohaterów i kolejne wydarzenia. Jednocześnie pojawia się szereg nowych, świetnie nakreślonych postaci, których przygody dostarczają wielu niezapomnianych przeżyć. Dobrze się stało, że dzięki "Legacy" polscy czytelnicy znów mogą odbyć podróż do "odległej galaktyki".

Rafał "Rif" Frąckiewicz

PS. Wydanie drugiego tomu "Dziedzictwa" ("Kawałki") Egmont zapowiedział na grudzień, natomiast trzeciego na marzec przyszłego roku.