W serii Elseworlds bohaterowie zostają wyrwani ze swego normalnego położenia i przeniesieni w osobliwe czasy i miejsca - niektóre z nich kiedyś istniały, inne nie mogły bądź nie powinny istnieć. Rezultatem są opowieści, które kreują postacie znajome jak dzień wczorajszy, a przy tym świeże jak dzień jutrzejszy.

BATMAN ELSEWORLDS:
" Detective no. 27"

Ameryka lubuje się w teoriach spiskowych. Przedmiotem tych teorii jest w zasadzie wszystko: od początków amerykańskiej państwowości (że Stany Zjednoczone założone zostały przez lożę masońską, która chciała się uniezależnić od wpływów lóż brytyjskich), poprzez najbardziej dramatyczne momenty amerykańskiej historii (że J.F. Kennedy zginął z rąk zahipnotyzowanego agenta, który działał na zlecenie amerykańskiego wywiadu), największe triumfy (że lądowanie na Księżycu odbyło się w rzeczywistości w jednym z hollywoodzkich studiów filmowych), aż do współczesności (że administracja Busha celowo pozwoliła na atak na WTC, aby zyskać społeczne poparcie dla wojny z Afganistanem).

Trudno jednoznacznie wyjaśnić, skąd ta fascynacja spiskami. Być może przyczyną jest krótka historia Stanów Zjednoczonych; spiskowe teorie dziejów dodają jej kolorytu i podtekstów, są dla amerykańskiej historii tym, czym starożytne mity dla historii europejskiej. Powszechność teorii spiskowych może również - paradoksalnie - wiązać się z siłą i stabilnością amerykańskiej demokracji. Amerykanie mogą snuć podobne teorie i w żaden sposób nie podważa to ich zaufania do państwowych instytucji czy mechanizmów demokracji (można sobie wyobrazić, jaka polityczna awantura wybuchła by, gdyby teoria spiskowa podobnego kalibru zyskała popularność w Polsce).

Naturalnie, jak zwykle w takich przypadkach bywa, owa fascynacja nie umknęła twórcom kultury masowej. Historia prawego obywatela, który staje się marionetką w rękach podłych polityków i przypadkiem okrywa ich wielopiętrowe spiski to w zasadzie samograj, który trudno popsuć. Stąd zatrzęsienie filmów, powieści czy seriali opartych na tym pomyśle. Zwłaszcza zwraca uwagę treść współczesnych amerykańskich seriali sensacyjnych, z których już chyba co drugi nie może się obyć bez porządnego politycznego spisku ("24 godziny", "Skazany na Śmierć" czy "Herosi", że poprzestanę tylko na tych znanych w Polsce).

Tendencja ta dotyczy oczywiście także komiksów ("100 naboi", żeby nie szukać daleko). Dziwnym jednak trafem teorie spiskowe omijają szerokim łukiem postać Batmana. A przecież taka postać, aż się prosi o wplątanie w jakiś grubszy spisek. Weźmy choćby wydarzenie będące przyczyną i motywem krucjaty Batmana - śmierć rodziców Bruce'a Wayne'a. Czy rzeczywiście było to przypadkowe morderstwo? Jeśli nie, to kto za nim stał? Komu mogło zależeć na śmierci Wayne'ów? I najważniejsze: dlaczego napastnicy pozostawili przy życiu małego Bruce'a? Czy była to zwykła fuszerka? A może krył się w tym jakiś głębszy zamysł?

Na szczęście zaistniałą lukę skutecznie niweluje one-shot "Batman: Detective no. 27" autorstwa Michaela Uslana oraz Petera Snejbjerga. Komiks opowiada historię skomplikowanego spisku, który rozpoczyna się w kwietniu 1865 roku. Wówczas to ginie w zamachu szesnasty prezydent USA Abraham Lincoln, jednak szybko się okazuje, iż jest to początek gigantycznego, obliczonego na 74 lata planu zagłady Ameryki, który to plan konsekwentnie wciela w życie tajemniczy ruch zwany Rycerzami Złotego Kręgu. W tym samym czasie Allan Pinkerton, legendarny twórca służb specjalnych chroniących prezydentów USA, postanawia założyć Sekretne Stowarzyszenie Detektywów, mające na celu zapobiec szaleńczemu spiskowi. Stowarzyszenie latami rekrutuje najtęższych detektywów amerykańskich, zaś poszczególni jego członkowie przyjmują jako kryptonimy kolejne numery (Pinkerton oczywiście otrzymuje tytuł "Detektywa nr 1").

W krytycznym, 1939 roku na scenie wydarzeń pojawia się Bruce Wayne. Zanim jednak to nastąpi, dziesięć lat wcześniej, w ulicznym napadzie giną jego rodzice. Załamany kilkunastoletni Bruce wyjeżdża na studia do Europy. Dziesięć lat później wraca i postanawia wykorzystać swą inteligencję, wiedzę i pieniądze, aby stworzyć superlabolatorium kryminalistyczne i walczyć na własną rękę z przestępczością. Nie do końca jednak wie, w jaki sposób tę walkę prowadzić, na domiar złego okazuje się, iż z kont wyparowała część fortuny Wayne'ów, a głównym podejrzanym defraudacji jest... Alfred. Ostatecznie jednak, na skutek różnych okoliczności, Bruce staje się członkiem Sekretnego Stowarzyszenie Detektywów (jako tytułowy "Detektyw nr 27"). Wkrótce odkrywa, że jest jedynym, który może zapobiec tragedii.

Scenariusz komiksu przygotowany został bardzo solidnie. Tło historyczne robi wrażenie - obok wspomnianych Lincolna i Pinkertona pojawia się wiele autentycznych postaci, takich jak Kate Warne (pierwsza w historii kobieta-detektyw), Gregor Mendel (autor przełomowych dla genetyki teorii), Charles Darwin (wiadomo), Theodore Roosevelt (dwudziesty-szósty prezydent USA), a nawet Zygmunt Freud (wiadomo). Aby czytelnik nie pogubił się w historycznych meandrach pomyślano nawet o szczegółowych przypisach. Jakby tego było mało, mamy tu nawet gościnny występ niejakiego Mr. Hyde'a.

Naturalnie, jak w każdym rasowym elseworldzie pojawia się plejada klasycznych postaci z uniwersum Batmana. Jest więc Catwoman, jest Jonnathan Crane, jest też klasyczny arcyłotr Hugo Strange. Uważny czytelnik znajdzie również bez trudu nawiązania do postaci Jockera czy Robina.

Tym, co w komiksie wydaje się najciekawsze i najbardziej udane, to ciągłe oczekiwanie na pojawienie się Batmana. Rzecz w tym, że oczekiwanie to okazuje się daremne: w tej wersji historii Bruce'a Wayne'a, Batmana po prostu nie ma. Jego potrzeba walki ze złem zostaje skanalizowana w działalności Stowarzyszenia Detektywów, w wyniku czego figura zamaskowanego mściciela przestaje mieć rację bytu. Co ciekawe, kilkukrotnie autorzy komiksu podpuszczają czytelnika sugerując, że za moment Wayne "wymyśli" Batmana. Tak jest na przykład w scenie będące trawestacją legendarnego momentu z "Year One". Tam Wayne dochodzi do wniosku, iż jako człowiek nie ma szans w walce z przestępczą machiną. Musi stać się czymś więcej, symbolem, który będzie budził przerażenie. W tym samym momencie przez okno wlatuje do pokoju zabłąkany nietoperz, a Wayne wie już, jaki to powinien być symbol. W tej samej scenie według Uslana i Snejbjerga wszystko początkowo wygląda identycznie. Jednak gdy nietoperz rozbija szybę Wayne myśli: "Głupie ptaszysko" i wychodzi. W innym momencie komiksu pojawia się Superman, ale to również nie natchnie Bruce'a do przyjęcia roli superbohatera w trykocie. "Wygląda jak dziwadło z filmu Toda Browninga", myśli. Nie brakuje też zabawnych momentów: w jednej ze scen Wayne zostaje nazwany Batmanem, jednak bynajmniej nie w kontekście, jakiego byśmy się spodziewali... Nawet tytuł komiksu jest zwodniczy: "Detective no. 27" przywodzi oczywiście na myśl nazwę magazynu "Detective Comics", w którego dwudziestym-siódmym numerze zadebiutował w 1939 roku Batman.

Mocnym punktem opowieści jest również zakończenie, czyli odpowiedź na pytanie, kto za tym wszystkim stoi? Aby nie psuć zabawy nie zdradzę finału, zaznaczę tylko, że jest dość oryginalnie i odważnie.

Na koniec warto wspomnieć o stronie graficznej komiksu. Rysunki Petera Snejbjerga na pierwszy rzut oka wydają się realistyczne, jednak nie brakuje w nich przerysowania i pewnych uproszczeń żywcem jakby wziętych z "cartoonowych" kreskówek. Duńczyk zadziwiająco łatwo miesza oba, zdawało by się trudne do połączenia style, a efekt jest zaskakująco spójny i świeży. Dodatkowym smaczkiem jest wystylizowana na stary dokument okładka, autorstwa Terry'ego Marksa.

"Batman: Detective nr. 27" to komiks, który czyta się dobrze. Jest w nim ciekawy pomysł, porządne rysunki, elementy spiskowej układanki trzymają się kupy, a liczba ciekawych nawiązań i smaczków powinna zadowolić najwybredniejszych fanów elseworldów.

Michał Siromski

 

"Batman": "Detective no. 27"
Scenariusz: Michael Uslan
Rysunki: Peter Snejbjerg
Kolory: Lee Loughridge
Okładka: Terry Marks
Wydawca: DC Comics 2003
Stron: 94
Cena: $19.95 (HC)

Michael Uslan - ur. w 1951r.; człowiek, który na zawsze kojarzony będzie z filmową wersją przygód Nietoperza. Znawca i kolekcjoner komiksów (w jego posiadaniu znajduje się, m.in. pierwszy numer przygód Supermana oraz drugi Batmana), który jako pierwszy w 1971 roku poprowadził na uniwersytecie w Indianie kurs akademicki poświęcony komiksom. Kilka lat później został pracownikiem wytwórni filmowej United Artists i jako asystent producenta wspierał produkcję m.in. "Czasu Apokalipsy", "Rocky II" czy "Wściekłego Byka".

Na początku lat 80-tych został producentem i do chwili obecnej pod jego opieką zrealizowano ponad 20 filmów. Zdecydowanie najważniejszym z nich był "Batman" Tima Burtona (1989). To właśnie Uslan był pomysłodawcą filmu, on też przeforsował nową "mroczną" wersję Nietoperza, on też wreszcie wymyślił Burtona jako reżysera. Olbrzymi sukces filmu, a także fakt, iż Uslan wyprodukował wszystkie pozostałe filmy o Batmanie (włącznie z "Batman Begins"), sprawił że mówi się o nim "Man behind the Batman".

Z innych będących na koncie Uslana filmów warto wymienić inne adaptacje komiksów: "Swamp Thing" (1982), "Catwoman" (2004), oraz "Constantine" (2005).

Poza filmami, Uslan zajmuje się również produkcją seriali telewizyjnych (m.in. nagrodzony Emmy serial dla dzieci "Where in the World Is Carmen Sandiego?") oraz filmów animowanych (w tym wszystkie pełnometrażowe animacje o Batmanie: "Batman: Mask of the Phantasm" (1993), "Batman & Mr. Freeze: SubZero" (1998), Batman Beyond: Return of the Joker" (2000) oraz "Batman: Mystery of the Batwoman" (2003)).

Ponadto Uslan jest autorem kilkunastu książek poświęconych komiksom oraz popkulturze. W chwili obecnej pracuje nad produkcją najnowszej odsłony filmowego Batmana "The Dark Knight" oraz największym marzeniem swojego życia - ekranizacją komiksu Willa Eisnera "The Spirit".

Peter Snejbjerg - ur. w 1953r., drugi obok Teddy Kristiansena Duńczyk w amerykańskim przemyśle komiksowym. Zanim jednak wypłynął po drugiej stronie Atlantyku zaczął swą karierę od serii komiksów zrealizowanych dla duńskich magazynów. Zwłaszcza współpraca z jednym z nich - "Kulorte sider" - okazała się bardzo owocna. To na jej łamach ukazywały się kolejne odcinki gigantycznego eposu fantasy Snejbjerga "Hypernauten". Komiks dotarł do dwusetnej strony i pewnie ukazywałby się dalej, gdyby nie upadek magazynu. W 1990 roku komiks ukazał się jako oddzielny album.

W 1991 roku Snejbjerg zrealizował jeden z najważniejszych swoich komiksów "Den Skjulte Protokol". Rok później, dzięki kontaktom Kristiansena podjął się pierwszego zadania dla amerykańskiego rynku - ilustruje 12 numer serii "Black Hood". W 1994 roku razem z Kristiansenem ilustruje premierowy numer "Witchcraft" i od tej pory kariera stoi przed nim otworem: pomiędzy rokiem 1994 a 1997 ilustruje 16 numerów prestiżowej serii Vertigo "Books of Magic" potem pojawia się w 5 epizodach serii "Dreaming", rysuje specjalny numer "Preachera" i wreszcie zostaje stałym rysownikiem serii "Starman". W 2006 roku Snejbjerg zaskakuje czytelników w pełni autorskim komiksem "Marlene".