"Myślisz, ze seria się zmienia, ale to ty się zmieniasz, nie seria."
- rozmowa z Yvesem Sente


Yves Sente jest nowym scenarzystą serii "Thorgal". W październiku bieżącego roku był w Łodzi gościem XVIII Międzynarodowego Festiwalu Komiksu, podczas którego promował album pod tytułem "Ja, Jolan". Bardzo chętnie udzielił wywiadu dla KaZetu.

KZ: Na początku chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat przejścia pomiędzy scenarzystami "Thorgala", to znaczy Jeanem van Hamme i panem. Jak to przejście wyglądało? Czy van Hamme pomagał panu w pisaniu scenariusza albumu "Ja, Jolan", czy też jest on całkowicie autonomiczny?

Yves Sente: Jak najbardziej autonomiczny. Kiedy Jean zaproponował mi pracę, dostałem od niego scenariusz "Ofiary". Mogłem się z nim zapoznać, zanim Grzegorz Rosiński zaczął go w ogóle malować, tak więc znałem z wyprzedzeniem całą historię. Pod koniec albumu Jolan ma wypełnić przyrzecznie dane Manthorowi. Przyrzeczenie, które złożył mu w zamian za uratowanie życia Thorgalowi. I to wszystko. "Rób co chcesz!"

KZ: Zakończenie było otwarte...

Y.S.: Dokładnie tak. Zaproponowałem Jeanowi, że byłoby dobrze, gdyby Jolan nie był sam w trakcie swojej wędrówki. Jak wiadomo, saga "Thorgal" jest oparta o motyw rodziny. Kiedy poznaliśmy Thorgala był już młodym mężczyzną zaręczonym z Aaricią. Wkrótce potem miało narodzić się ich pierwsze dziecko. Faktycznie, w dwóch albumach poznajemy dzieciństwo Thorgala, lecz nigdy nie widzimy go jako typowego nastolatka, a jest to bardzo ważny etap w życiu każdego z nas, kiedy z dziecka zmieniamy się w dorosłego. Dla mnie ów okres, na który przypada obecny wiek Jolana, jest "wiekiem grupy". Chcesz wtedy być gwiazdą rocka. Chcesz robić wiele szalonych rzeczy. Ale chcesz to robić z przyjaciółmi. Dopiero później, kiedy już dojrzewamy, zdajemy sobie sprawę z tego, że nasze życie to nasze życie, i że musimy prowadzić je sami, chociaż nadal chcemy pozostawić przy sobie przyjaciół. To właśnie chciałem przedstawić. Zastanawiałem się i doszedłem do wniosku, że jeśli Jolan ma być sam przez kilka albumów, to potrzebna mu nowa rodzina, nowi przyjaciele, towarzysze, dzięki którym ukształtuje swój charakter, swoją osobowość.

KZ: Jolan będzie mógł się w nich przejrzeć.

Y.S.: Dokładnie. Będą oni odzwierciedlać to, czego Jolan chce i to, czego nie chce. Dzięki nim będziemy wiedzieli, jak reaguje na pewne sytuacje. Tym samym postanowiłem wprowadzić nowych bohaterów. Rozwiniemy cechy ich charakterów oraz moce w dalszych albumach.

KZ: A co z "naturalną rodziną" Jolana?

Y.S.: No właśnie. Zastanawiałem się, co z Thorgalem. Pozostał on przecież w domu ze swoją żoną i dwójką małych dzieci: Louve i Anielem. "Nudne." Tak pomyślałem. Czytelnik chce, żeby coś się z nimi działo. I co wpadło mi na myśl? Kriss de Valnor znikła, lecz przecież zostawiła dziecko. Co też mogłoby z tego wyniknąć.... Kiedy czytałem scenariusz "Ofiary" był tam niewielki fragment dotyczący ojca Manthora. Van Hamme powiedział tylko tyle, że został on spetryfikowany przez Odyna. Zastanowiłem się, co mogę zbudować w oparciu o ten materiał i wymyśliłem historię, którą można teraz przeczytać. Zdecydowałem, że Kahaniel, dziadek Aniela, powróci w ciele dziecka, kiedy to skończy dziesięć lat. Aaricia dowiaduje się tego od Mary, czarownicy. Na końcu najnowszego albumu uświadamia sobie, co się wydarzy w przyszłości. Że dziecko - Aniel, jest swego rodzaju bombą (tik, tik) i nie wiadomo, jak szybko wybuchnie. Przecież tak naprawdę nikt nie wie, kiedy chłopiec skończy dziesięć lat.

KZ: To znaczy, że dowolnie korzysta pan z furtek, które zostawił Van Hamme. A czy zostały udzielone panu jakieś wskazówki dotyczące rozwoju fabuły?

Y.S.: Nie, nie. Wszystko, o co poprosił mnie Jean, to jedna rzecz. Powiedział do mnie tak: "Historia będzie twoja. Ufam ci, w przeciwnym razie bym ci jej nie dał, lecz proszę cię o jedną rzecz - byś uszanował wartości, jakie niesie ze sobą seria i wartości, jakimi kierują się bohaterowie." Thorgal jest bohaterem dla każdego i nie mam prawa zmienić go w złą postać, co byłoby przecież i tak głupie. Oprócz tego, van Hamme prosił mnie, że kiedy będę wprowadzał nowych bohaterów, oni również powinni kierować się jakimiś wartościami.

KZ: A czy odczuwa pan presję związaną z tworzeniem tak kultowej serii, jaką bez wątpienia jest "Thorgal"? Moim zdaniem to dość odpowiedzialne zadanie.

Y.S.: Byłem do tego przygotowany. Z Grzegorzem Rosińskim zrobiliśmy "Zemstę Hrabiego Skarbka", także nie bałem się z nim pracować. Wiedziałem, jak praca z nim wygląda. Poza tym, znam obydwu twórców od siedemnastu lat. Byłem ich wydawcą w Le Lombard. To pomaga. Znam ich, są moimi przyjaciółmi. Wiedziałem, że van Hamme przeczyta mój scenariusz, że będzie musiał go zaakceptować, ale również, że udzieli mi rad. I tak oto, kiedy nieczęsto prawi on komplementy, tym razem, po przeczytaniu efektów mojej pracy, powiedział: "Myślę, że jest dobrze". Stąd wiem, że to, co stworzyłem mieści się w klimacie serii. Inaczej byłbym zmuszony do kolejnych prób, a w razie niepowodzenia, historia mogłaby być powierzona komuś jeszcze innemu. Oczywiście, jestem odrobinę zestresowany. Boję się tego, że ludzie mogą poczuć się zawiedzeni. Ja osobiście nie chciałbym czuć się zawiedzionym, gdybym był czytelnikiem. Zresztą, byłem przecież czytelnikiem. Czekałem na kolejne albumy "Thorgala", jak każdy. W związku z tym robiłem wszystko, by pisząc zatrzymać klimat serii. Starałem się, by bohaterowie mówili językiem, jakiego używali wcześniej. I to może jest najtrudniejsza rzecz. Kiedy piszesz, masz swój własny styl. Jean van Hamme ma swój styl. Kiedy robiłem "Blake'a i Mortimera", musiałem tworzyć w odpowiedni sposób, między innymi używać długich zdań. "Thorgal" to znów inny sposób pisania. Musiałem czytać i czytać i czytać go wciąż na nowo, by poczuć język, w jakim powstawał przez lata. Musiałem nauczyć się używać słów, których użyłby van Hamme, jednocześnie nie używając słów, których on by nie użył. Jest z tym sporo pracy, ale to jest jak gra. Istnieją zasady i celem jest wygrać te zasady respektując. Jeśli nie bierzesz ich pod uwagę, przegrywasz. Natomiast robiąc swoją historię, jak w moim przypadku było z "Zemstą Hrabiego Skarbka", sam tworzysz reguły. Jesteś bogiem. Robisz, co chcesz. Ale świat Thorgala nie jest moim światem. Jestem w pewnym sensie na jego usługach.

KZ: Czy ma pan już konkretne pomysły na kolejne albumy?

Y.S.: Owszem. Podpisałem kontrakt na cztery albumy. Zdecydowaliśmy z Jeanem i Grzegorzem, że dam z siebie wszystko i zakończę historię po czterech odcinkach. Wtedy też będzie szansa na ewentualną zmianę scenarzysty. Poza tym, czytelnik będzie miał całkiem szybko zakończenie tegoż cyklu. Podobnie, jak to było z cyklem rozgrywającym się w Krainie Qa, przez cztery albumy akcja będzie układać się w jedną długą historię.

KZ: A czy akcja przeskoczy w czasie?

Y.S.: Być może przeskoczymy w przyszłość na dwa lata, nie więcej. Ale pod koniec całości Jolan zakończy swoją przygodę, zakończy się także historia, którą przygotowałem dla Throgala. Ojciec z synem znów się spotkają. No, a później może mieć miejsce jakaś inna historia.

KZ: Wybierając Jolana jako głównego bohatera chyba odrobinę zmienia pan odbiorców. Thorgal dorastał się, czytelnicy starzeli się razem z nim. W sytuacji, gdy to Jolan staje pierwszoplanową postacią starsi czytelnicy mogą przestać utożsamiać się z serią. W pewien sposób ci bardziej dojrzali odbiorcy mogą poczuć się odrobinę zmieszani. W pana albumie mamy między innymi dziewczynę z punkowa fryzurą.

Y.S.: Seria od zawsze była tworzona dla młodych czytelników. I tego chcą nawet ci starsi czytelnicy. Mam tu na myśli to, że pisząc tę serię dla osób mających dziś trzydzieści, czterdzieści lat, "Thorgal" nie byłby już "Thorgalem". Starzejąc się, nie zdajesz sobie sprawy, że się zmieniasz. Myślisz, ze seria się zmienia, ale to ty się zmieniasz, nie seria. Seria zachowuje swój styl. Ja również chcę go zachować. Ów styl musi być do zaakceptowania przez odbiorcę od, przyjmijmy, dziesiątego roku życia do końca. Oczywiście, Jolan będzie bardziej przemawiał do młodszego czytelnika, lecz to będzie moją dumą. Będą szczęsliwy, jeśli dzieci będą czytać ten komiks i mieć podobne wrażenia, jakie miałem ja będąc w ich wieku. Kiedy byłem małym dzieckiem miałem świetny czas czytając komiksy, co dało mi chęć do tego, by pewnego dnia samemu pisać. Teraz, mając czterdzieści lat, mam taką okazję. Ale to nie znaczy, że nie respektuję starszej publiczności. Sam Jestem jej częścią. Będę respektował samego siebie.

KZ: Tak. Tyle tylko, że nacisk przechodzi bardziej na młodszego bohatera.

Y.S.: Owszem, ale pod koniec następnego albumu okaże się, że Thorgal znów będzie musiał być bohaterem. Będzie miał mnóstwo problemów na swojej głowie..

KZ: A co w takim wypadku z Louve? Ona była ostatnio jedynie "tłem". Jakie są plany jej względem?

Y.S.: Prawdę mówiąc, jeszcze nie wiem. Wiem natomiast, że Aniel będzie miał wkrótce do odegrania bardzo ważną rolę.

KZ: Czy to znaczy, że córka Thorgala popadanie w zapomnienie? Znamy przecież dokładnie jej moce, trudno będzie czymś zaskoczyć.

Y.S.: No, nigdy nic nie wiadomo...

KZ: Zmieniając zakres tematyczny, czy mógłby pan opisać swoją współpracę z Grzegorzem Rosińskim. To już trzeci album, jaki pan z nim robi...

Y.S.: To proste. Wiem, co Rosiński lubi. Wiem, czego nie lubi. Oczywiście, staram się pisać takie historie, które on chciałbym rysować. Daję mu gotowe historie i nie widzę się z nim, dopóki ich nie namaluje. Jeśli ma jakiś problem z odczytaniem tego, co miałem na myśli w scenariuszu, dzwoni do mnie po wyjaśnienia. Przekazuję mu wszystkie informacje, których potrzebuje. Ale jeśli widzi coś inaczej, daję mu wolną rękę. Robi to jednak bardzo rzadko.

KZ: A czy planuje pan w jakimś sensie zaspokoić jego artystyczne pragnienia poprzez umieszczanie w scenariuszu konkretnych sytuacji? Miało to miejsce w przypadku historii Skarbku, a czy podobnie było przy pracy nad albumem "Ja, Jolan"?

Y.S.: Oczywiście. Ale to nie może być tak, że bohater przez cały czas chodzi po lecie. Musi przecież robić inne rzeczy. Pisząc wiedziałem, że Grzegorzowi sprawi ogromną przyjemność malowanie sceny w śniegu. Tej, mającej miejsce na początku albumu. I wiedziałem, że efekt będzie niesamowity. Patrząc na te zimowe krajobrazy naprawdę czuje się zimno.

KZ: Racja. Ale w poprzednich albumach "Thorgala" Rosiński nie pokazywał tego wszystkiego, do czego przyzwyczaił przez wiele lat.

Y.S.: Cóż, Jean van Hamme był odrobinę zmęczony po robieniu serii przez tak długi okres czasu. Ja to rozumiem. Historie nie były tak dobre, artysta nie był tak zmotywowany. Tu zrodziło się niebezpieczeństwo. Ale na całe szczęście praca nad "Zemstą Hrabiego Skarbka" sprawiła Rosińskiemu wiele przyjemności. Dzięki temu zyskał "drugą młodość". Ja go nie prosiłem o zmianę stylu tworzenia. Sam o tym zadecydował. Ale potem powiedział mi, że gdyby nie ten pomysł, gdyby nie zdał sobie sprawy z tego, że może tak pracować, nie miałby siły kontynuować "Thorgala".

KZ: Pośrednio jest to jednak pana zasługą. Dał mu pan projekt, który go zainspirował.

Y.S.: Tak się zdarzyło...

KZ: Po dyptyku opowiadającym o losach Skarbka rozpoczął pan nową serię z Boucq - "Le Janitor", napisał pan scenariusz do dwudziestego-dziewiątego albumu "Throgala". Planuje pan jakieś nowe projekty?

Y.S.: Na razie wystarczy. "Le Janitor" będzie się ukazywał w cyklu jednego albumu rocznie, być może "Thoaral" również i to jest maksimum, co mogę zrobić. Może za parę lat zmienię zdanie, ale na chwilę obecną mnie to wystarcza. Nie chcę być zmuszony do pisania zbyt wiele na raz i przez cały czas. Co lubię, po pracy - jako wydawca, to pisanie jako formę relaksu. Po chwili pisania, zabawy w boga, można zwariować. Wtedy potrzebujesz wrócić do realnego świata, do kolegów z pracy, nudnych spotkań. I robisz to z przyjemnością. A potem, po "nudnym życiu", cieszę się mogąc znów usiąść do pisania. To mi pasuje.

KZ: W takim wypadku, kiedy możemy spodziewać się kolejnego "Thorgala"?

Y.S.: Scenariusz jest gotowy. Jean van Hamme przeczytał go w zeszłym tygodniu i prosił mnie o zmianę kilku rzeczy. Poprawek dokonam w przyszłym tygodniu i przekażę scenariusz Grzegorzowi Rosińskiemu. Jego trzeba zapytać, kiedy skończy. Mam nadzieję, że komiks uda się wydać w przyszłym roku, ale jeśli nie pod koniec 2008 roku, to na początku 2009.

KZ: Świetnie. To wszystko, o co chciałem zapytać. Dziękuję za poświęcony czas.

Y.S.: Również dziękuję.


Rozmawiał Jakub Syty.