Mike Grell - niepokorny realista

 

Mike Grell, amerykański grafik i scenarzysta, jednoznacznie kojarzony z takimi postaciami jak Green Arrow, Warlord i Jon Sable, urodził się w 1947 roku. Umiejętności konieczne do zaistnienia w branży ilustracyjnej zdobywał na Uniwersytecie Wisconsin-Green Bay, Akademii Sztuk Pięknych w Chicago oraz jako korespondencyjny student The Famous Artists School. Zadebiutował w roku 1972 jako asystent Dale Meesick pracując nad paskami komiksowymi z cyklu "Brenda Starr". Widać nie był to szczyt jego marzeń gdyż już w kolejnym roku wyruszył do Nowego Jorku w nadziei uzyskania zatrudnienia w jednym z większych wydawnictw. Pomimo początkowych trudności w DC postanowiono dać mu szansę, z której skwapliwie skorzystał ilustrując przygody Superboya oraz Legionu Superbohaterów według scenariusza Cary'ego Batesa. Ponadto, udzielał się przy nakładaniu tuszu oraz okazjonalnie koloru w innych seriach.

Przełom nastąpił dlań w 1976 roku, kiedy to wyznaczono go, jak sam wspomina w atmosferze nie wolnej od napięcia, na ilustratora debiutującej wówczas serii "Warlord". Magazyn ten stanowił odpowiedź na wzrastające zainteresowanie opowieściami z nurtu heroic-fantasy, do jakiego doszło wówczas w efekcie kolejnej reedycji opowiadań Roberta Edwina Howarda (oraz nowszych w wykonaniu jego epigonów takich jak Henry Kuttner, Sprague de Camp i Lin Carter) traktujących o dziejach groźnego Cymmeryjczyka, Conana. Wietrząc pewny interes Marvel już w 1970 roku rozpoczął publikacje komiksowej, stosunkowo zresztą luźnej adaptacji tychże opowiadań w formie miesięcznika (w marcu 2006 roku Mandragora opublikowała na naszym rynku zbiór przeszło dwudziestu pierwszych zeszytów tej serii). Wydawca nie zawiódł się. Odzew rynku był na tyle duży, że z czasem (w 1974 roku) zdecydowano się na utworzenie kolejnego magazynu - "Savage Sword of Conan" - oraz spin-offu w postaci "Red Sonji"(1977). Rzecz jasna w DC nie przeoczono tej okoliczności stąd decyzja o zaistnieniu "Warlorda", która to seria premierę miała miejsce w styczniu wzmiankowanego już 1976 roku.

Pomysł serii nie należał do szczególnie odkrywczych; stanowił rodzaj kompilacji motywów różnej proweniencji rodem z powieści Edgara Rice'a Burroughsa (twórcy m.in. "Tarzana"), Juliusa Verne'a ("Podróż do wnętrza Ziemi"), Arthura Conan Doyle'a ("Zaginiony Świat") oraz właśnie opowiadań heroic-fantasy. Jej głównym bohaterem uczyniono pilota Amerykańskich (jakże by inaczej) Sił Powietrznych, Travisa Morgana, który w skutek awarii samolotu przedostał się do równoległej rzeczywistości znanej jako Skartaris. Ów dziki świat pełen bagien i tropikalnych lasów rojących się od wyraźnie dobrze się mających dinozaurów stanowił niebezpieczne, a zarazem wymarzone dla każdego herosa miejsce. Travis prędko wczuł się w rolę obrońcy tej krainy. Odziany w charakterystyczne, stalowe "bikini", równie sprawnie posługujący się bronią białą jak też pochodzącym z Ziemi pistoletem zyskał imię Warlord.

Dzięki koniunkturze na tego typu opowieści oraz starannej oprawie graficznej Mike'a Grella seria powoli zyskiwała coraz większe grono fanów. Stąd u schyłku dekady stała się jednym z najlepiej sprzedających się tytułów DC. W między czasie Grell współpracował też przy tworzeniu przygód innych bohaterów tegoż wydawnictwa takich jak Aquaman, Batman oraz co znamienne dla późniejszych dokonań tego artysty - "Green Lantern/Green Arrow" do scenariuszy Danny'ego O'Neila. Nie krył zresztą swych inspiracji warsztatem Neala Adamsa odpowiadającego za ilustracje w wymienionej serii.

Wraz z początkiem lat osiemdziesiątych komiks jako gatunek stopniowo zaczynał nabierać nowego, jakby nieco bardziej prestiżowego znaczenia. Twórcy realizujący się na tym polu przestali uchodzić za najemnych wyrobników tworzących "chałturowe" opowiastki dla dzieci. Zmienił się czytelnik, a tym samym także profil najchętniej czytanych opowieści obrazkowych. Już niebawem rynek miał się zaroić od znakomicie narysowanych i napisanych komiksów autorskich, częstokroć powstałych w innym niż dotychczas, ekspresowym trybie. Nic zatem dziwnego, że co bardziej ambitni plastycy i scenarzyści postanowili spróbować swych sił w przedsięwzięciu wolnym od pęt terminów, narzuconych z redakcyjnej "góry" wytycznych oraz ograniczeń natury warsztatowej. Tym sposobem narodziła się inicjatywa pt. First Comics, funkcjonująca na amerykańskim rynku w latach 1983-1991. Mike Grell znalazł się w gronie osób, które nie omieszkały skorzystać z nadarzającej się możliwości twórczego eksperymentu. Niełatwe zadanie odnalezienia się pomiędzy dwoma rynkowymi gigantami - Marvelem i DC - okazało się ponad siły ambitnego z założenia wydawnictwa, niemniej w ciągu ośmiu lat jego istnienia czytelnikom sprezentowano kilka autentycznych "perełek". Zalicza się do nich także autorski projekt Mike'a Grella "Jon Sable Freelance" zaistniały w pierwszym roku działalności First Comics.

Seria ta oscylowała w kierunku sensacji inspirowanej twórczością klasyków gatunku takich jak Ian Flaming oraz Robert Ludlum. W związku z wzmagającym się zainteresowaniem ochroną środowiska oraz zagrożonych gatunków fauny także i ten motyw stał się jednym z charakterystycznych rysów cyklu. W serii tej znać już wszystkie typowe cechy stylistyki Grella: pozornie klasyczna, a w rzeczywistości nowatorska kreska (jakkolwiek brzmiałoby to paradoksalnie) z pieczołowitą dbałością o detale, staranność perspektywiczna, brak lęku przed rozmachem kompozycyjnym oraz eksperymentowaniem z układem kadrów na planszy (jak trudna jest to sztuka można przekonać się na przykładzie prac młodego Todda McFarlane'a wykonanych do oryginalnej serii "Infinity Inc."). Zamiłowanie do realizmu oraz niejednoznacznych charakterologicznie, często chwiejnych postaci to również znak rozpoznawczy późniejszych prac tego grafika. Dzięki jego pełnemu zaangażowaniu seria niebawem zyskała liczne grono fanów i wciąż jest wznawiana, często w ekskluzywnych wydaniach zbiorczych. Ponadto, doczekała się ona adaptacji w postaci serialu telewizyjnego co w owym czasie było nie lada osiągnięciem tym bardziej, że "Jon Sable" wywodził się z debiutującego wydawnictwa.

Angażując się w działalność First Comics Mike Grell nie zamierzał rezygnować z współpracy z innymi wydawnictwami. Stąd, gdy w 1986 roku przedstawiciele DC zwrócili się doń z propozycją przygotowania skryptu związanego z postacią znanego mu Green Arrow (Oliver Queen) ten, z typowym dlań entuzjazmem, przystąpił do pracy. Pomysł został zaakceptowany i stąd już w kolejnym roku świat ujrzał trylogie "The Longbow Hunters" - opowieść, która radykalnie odmieniła nie tylko wizerunek tej, póki co drugoplanowej postaci, ale też jej charakter. Grell uczynił zeń bowiem starzejącego się, zmęczonego człowieka, który nie w pełni potrafił odnaleźć się w otaczającej, coraz bezwzględniejszej rzeczywistości. Pomimo tego pozbawiony trickowych strzał, ale za to znacznie brutalniejszy (adekwatnie do wzmagającej się w latach osiemdziesiątych przestępczości) powraca do akcji, choć tym razem na terenie Seattle, a nie Star City, do czego przyzwyczajono czytelników na łamach magazynów takich jak "World's Finest Comics". Całości dopełniła znakomita oprawa graficzna sporządzona przy użyciu zróżnicowanych technik plastycznych, dzięki czemu autor dał istny popis swego kunsztu.

Pomysł chwycił. Green Arrow z miejsca stał się jedną z najpopularniejszych postaci amerykańskiego komiksu, a w roku 1988 doczekał się po raz pierwszy w swych długich dziejach regularnego miesięcznika. Jak można się domyślić tworzeniem scenariuszy zajął się nie kto inny tylko właśnie Mike Grell, dzięki czemu cykl zachował unikalny, czasem wręcz "do bólu" realistyczny charakter znany z "The Longbow Hunters". Niestety, konieczność dostosowania się do nieubłaganych norm rządzących comiesięcznym trybem wydawniczym uniemożliwiły Mike'owi objęcie pieczy na graficzną stroną serii, co sprawiło, że nie wszystkie odcinki zilustrowano porównywalnie do jakości scenariusza. Mimo to przez serie przewinęło się kilku przyzwoitych rysowników takich jak Dan Jurgens, Dick Giordano i Rick Hoberg, którzy starali się by kolejne perypetie Ollie'go, co miesiąc trafiały do rąk jego fanów. Sam zaś Grell, oprócz przygotowania scenariusza stosunkowo często sporządzał także okładki.

Przeznaczony dla dojrzałego czytelnika cykl cieszył się sporym powodzeniem chociażby z tego względu, iż doskonale kontrastował z innymi seriami DC, gdzie dysponujący nadnaturalnymi umiejętnościami osobnicy dokonywali równie nadnaturalnych czynów. Tymczasem Ollie krążył nocami po Seattle ucząc moresu szeregowych opryszków i okazjonalnie wdając się w konflikt z mafią lub też prowadzącymi szemraną działalność korporacjami, których to Green Arrow, jako "wojujący lewak" jest zagorzałym oponentem. Około sześćdziesiątego numeru dało się jednak zauważyć wyraźne symptomy wypalenia formuły serii, o czym nie omieszkali dać do zrozumienia także czytelnicy. Lata osiemdziesiąte minęły bezpowrotnie. Zmieniły się czasy, zmienił się też konsument. Do głosu dochodziło nowe pokolenie twórców takich, jak Rob Liefeld, Jim Lee i Todd McFarlane, którzy podobnie jak dekadę wcześniej Grell oraz jego koledzy tworzący pod szyldem First Comics, pragnęli więcej swobody twórczej. Stąd w 1992 roku zawiązali oni nową inicjatywę wydawniczą. Mowa tu rzecz jasna o Image, które wywołało na amerykańskim rynku komiksowym istną rewolucję. Przesadnie muskularni, naszpikowani cyborgizacjami mutanci, biuściaste, ponętne panny o talii osy i z mega-giwerą pod pachą oraz obwieszone łańcuchami umarlaki posługujące się magią naznaczoną piekielnym rodowodem - właśnie tacy herosi (i heroiny) mieli zawładnąć umysłami większości czytelników w ostatniej dekadzie XX stulecia.

Nie miejsce tu na kompleksową ocenę, w opinii wielu szkodliwej dla "superbohaterskiego" komiksu "rewolucji" zainicjowanej przez Image, niemniej oczywistym jest, że przy takich tendencjach rynkowych sprzedaż "Green Arrow" gwałtownie malała. Grell usiłował ratować serię sięgając po sprawdzone motywy (saga "The Hunt of the Red Dragon" opublikowana w numerach 63-66 latem 1992 roku); niestety jego wysiłki jedynie chwilowo powstrzymały zainteresowanie kierowanym przezeń tytułem. Znużeni nadmiernym realizmem czytelnicy domagali się radykalnych zmian; z treści listów zamieszczanych w comiesięcznej, klubowej rubryce można jasno wyczuć, iż pragnęli oni ponownie ujrzeć Ollie'go w gronie najważniejszych herosów DC, ścierającego się z łotrami dysponującymi nadludzkimi zdolnościami. Mike Grell nie zamierzał poddawać się tej presji, stąd wydawcy, zaniepokojeni słabnącym zainteresowaniem tym tytułem podziękowali mu za współpracę. W numerze osiemdziesiątym (z listopada 1993 roku) zamieszczono ostatnią historię jego autorstwa, po czym od następnego miesiąca niemal całkowicie zmodyfikowano profil serii. Przejawiło się to nie tylko w przybyciu do Seattle różnej maści super-łotrów (rzecz do tej pory niedopuszczalna), ale też nawet zmianą kroju pisma w logo na okładce. Mike Grell miał ponoć ciężko przeżyć zaistniałe zmiany, oraz - nazwijmy rzeczy po imieniu - wykolegowanie go ze stworzonego przezeń od podstaw tytułu. Z drugiej strony taka panowała wówczas tendencja rynkowa, zaś "sztab" DC robił co mógł by powstrzymać miesięcznik przed upadkiem; przyniosło to jedynie połowiczne efekty. Zgodnie z ówczesną "modą" Ollie'go brutalnie uśmiercono zaledwie dwadzieścia numerów po odejściu Grella, a rolę Green Arrowa przejął świeżo ujawniony syn Queena, Connor Hawke. Tym samym, serię ukierunkowano na młodszego czytelnika, niemal całkowicie odcinając się od przeszłości.

Tymczasem, nieco zawiedziony Grell angażował się w różnego rodzaju projekty albumowe (m.in. adaptacje prozy Iana Flaminga ) oraz ilustrował w latach 2002 i 2003 przygody Iron Mana dla Marvel Comics. Nic jednak nie zdobyło takiego poklasku jak wcześniejsze pracę z lat osiemdziesiątych, co zresztą widać na jego oficjalnej stronie internetowej (www.mikegrell.com), mocno tkwiącej (choć niewątpliwie pięknie zilustrowanej) w czasach dawnej świetności. Należy nad tym ubolewać tym bardziej, że jego aktualne prace wskazują jasno, iż pozostaje on w pełni sił twórczych. Oby jeszcze nas zaskoczył, tym bardziej, że łączy w sobie unikalną cechę talentu zarówno plastycznego jak i literackiego.

Przemysław Mazur