Versus: kicz, czy arcydzieło? "300" Franka Millera na kinowym ekranie.

Tytułem wstępu: dyskutowaliśmy z ffreakiem o kinowych "300", dzieliliśmy się wrażeniami i okazało się, że - jak rzadko - mamy na temat tego filmu skrajnie odmienne zdanie. Zatem zakasaliśmy rękawy, nadstawiliśmy policzki, a efekt naszego słownego starcia przedstawiamy poniżej. (Uwaga, pojawiają się liczne spoilery!)

Zgadzamy się obaj co do tego, że widok nieba usłanego strzałami (jak w filmie "Hero") był zachwycający, a napisy końcowe zrobiono pięknie i pomysłowo. Waleczność Spartan robi wrażenie, a ich taktyka i pomysłowość budzi podziw ("chociaż za dużo było pokazówek" - ffreak) I... to byłoby na tyle. A co z pozostałymi elementami?

(f) Przede wszystkim, 90% filmu to kicz. Na przykład spowolnienia - było ich za dużo, czasem walka traciła przez nie dynamikę, a spora część z nich prezentowała się wręcz żałośnie - między innymi scena seksu królewskiej pary i wygibasy Wyroczni. Może jedno takie ujęcie na dziesięć "dawało radę" (np. tuż przed tym, jak syn spartańskiego kapitana stracił głowę), ale przy reszcie po prostu ziewałem. Poza tym, spora część spowolnień opierała się na eksponowaniu dość oklepanych momentów, część po prostu śmieszyła (choć w założeniu miała chyba wzruszać), a większość z nich w ogóle nie spełniała swojej funkcji - podkreślała coś, co na widza miało niewielki wpływ.

(Dr) W moim przypadku spowolnienia sprawiły, że wpatrywałem się w ekran jak zaczarowany. Choć idea nie jest nowa (chociażby: "Matrix" i przekombinowane "Equilibrium"), to jej wykorzystanie jest tutaj wręcz rewelacyjne. Utrata dynamiki? Osobiście zdecydowanie wolę to, niż tysiące ruchów, ciosów i strzałów na sekundę, zmieszanych z graficznymi wodotryskami, które zamiast zachwytu powodują oczopląsy - a widz w gruncie rzeczy nie wie, co się w ogóle na ekranie stało. Królewskie zbliżenie? Faktycznie, bywały lepsze. Jednak Wyroczni będę bronił jak lew. Żenujące jest obsadzanie w tej roli dziwaków z epilepsją , oklepane - staruszek parzących ziółka. W "300" scena (nakręcona najpewniej pod wodą) ukazująca Wyrocznię jest piękna - wręcz jedna z najlepszych w całym filmie.

(f) Dialogi: tak płaskie, jak to tylko Amerykanie potrafią. W zasadzie w ogóle nie były potrzebne - równie dobrze narrator mógł powiedzieć: "Spartanie, waleczni wojownicy, ścierają się z potężną armią perską", po czym puścić same tylko okrzyki bojowe (cały film zaś byłby jednym wielkim efektem specjalnym, puszczonym w zwolnionym tempie ;)). Jedynie przemowa królowej do Rady była zgrabnie ułożona i miała sens - trochę to mało, jak na niemal dwie godziny filmu...

(Dr) Ekhem, trzystu wojaków, od dziecka żyjących według harmonogramu: pół dnia siłownia, pół dnia trening, pomyka sobie wesoło przez Grecję na spotkanie z armią kilkaset razy liczniejszą od nich. Szczerze mówiąc zdziwiłbym się, gdyby rozmawiali o poezji, filozofii i sensie życia :P Co innego królowa - stając przed Radą jako najbliższy doradca i rzecznik Leonidasa, musiała przemówić mądrze i rozsądnie. Dla mnie takie rozwiązanie jest jak najbardziej logiczne i naturalne. Podobnie jak aroganckie i pełne pewności siebie poczucie humoru Spartan.

(f) Nie chodzi o to, że mieliby rozważać o sensie życia, ale po prostu o to, że mogliby nawet tego co mówią - nie mówić :P. I film nic by na tym nie stracił. Swoją drogą - po co robić taki film? Hasła "wolność, sprawiedliwość" tam używane to były brednie. Jaki jest cel filmu? Dobra zabawa? Popis efektów specjalnych? Kolejny film tego typu będzie chyba niemy (bohaterowie nie będą nic mówić - i w sumie dobrze), zostaną tylko efekty specjalne, krew i pot i 'HUA!! HUA!! HUA!!' :)). Moim zdaniem to zmierza w tą samą stronę, co wszelkie filmy sensacyjne związane z jakimiś konfliktami zbrojnymi i terroryzmem - są to, co najwyżej, dobre na scenariusze do gier.

(Dr) Po co robić taki film? Może po to, żeby pokazać, iż da się przedstawić powszechnie znaną historię w nieco niestandardowy sposób? Z drugiej strony - czemuż by takiego filmu NIE robić?

(f) Bo to strata pieniędzy? Przejdźmy jednak dalej. Kolorystyka. Wszystko, co nie było zbożem, wyglądało plastikowo. Owszem, były pozytywne elementy: stroje Persów (poza ich wodzem vel Michałem Wiśniewskim i potężnym ogrem vel Jean-Claude Van Damme'm), zwierzaki (poza wilkiem), czy gra cieni (dziecka w pierwszej splądrowanej wiosce, królowej rozmawiającej z przedstawicielem rady, wilka przeszytego włócznią). Z drugiej jednak strony, bohaterowie wyglądali nieraz jak woskowe figury, niebo było nienaturalne, raziły mgliste tła (np. podczas walki, w tle widać było czasem jakby burzę piaskową z lekko zarysowaną armią perską) i niektóre zbliżenia na twarze bohaterów. Tak samo było w przypadku "X-Men". W zasadzie "300" można określić jako połączenie właśnie "X-Men" (plastik) z "Gladiatorem" (walka, oręż, całość lekko mdła). Ogólnie rzecz biorąc efekt był dobry w czarno-białym "Sin City", ale w kolorze chłopakom zdecydowanie nie wyszło.

(Dr) Tu oczywiście też się nie zgodzę. Oglądając film miałem wrażenie, jakby twórcy wycięli kadry z komiksu i nadali im ruch, tchnęli życie w statyczne obrazy. Dobór kolorystyki jest - podobnie jak we wspomnianym "Sin City" - genialny, tworzy specyficzny, niepowtarzalny klimat, którego wielu filmom brakuje ( "X-Men", "Daredevil" i inne, oparte na komiksach [i nie tylko]). Co do Kserksesa, Nieśmiertelnych, scenerii i sfery graficznej ogólnie (kata i olbrzyma na łańcuchach nie liczę) - twórcy filmu bardzo wiernie i szczegółowo odtworzyli to, co Miller i Varley umieścili w komiksie (chwała im za to, swoją drogą). Choćby właśnie Kserkses - dla mnie to znów logiczne i naturalne (niech to, powtarzam się), że jako samozwańczy "pan świata", "bóg-król" i w ogóle szef wszystkich szefów, podróżuje na barkach swoich niewolników, odziany w złoto od stóp do głów, a przeciwników przekupuje obietnicą udziału w jego widocznym, niewyobrażalnym bogactwie. Czy ubrany w zbroję albo zwykłe łachmany chudzielec, który oferuje komuś góry złota i spełnienie wszelakich zachcianek, byłby przekonywujący?

(f) Fabuła. Każdy (teoretycznie) tą historię zna, kojarzy ją albo przynajmniej coś o niej słyszał. Nie znaczy to jednak, iż należy ją opowiedzieć w taki sposób, że można łatwo odgadnąć, co się za chwilę wydarzy - kto kogo zdradzi, kto straci głowę, kto się z kim prześpi itd. Zresztą w tym konkretnym przypadku można się bawić nie tylko w "co się za chwilę stanie", ale też w "jak będzie wyglądało następne spowolnienie" :P. Poza tym, jakiś dramat powinien rozgrywać się także na polu bitwy, a nie tylko w rodzinnych stronach bohaterów (zmagania królowej, zdrada dyplomaty, głupota i obłuda rady starszych, chciwość kapłanów opiekujących się Wyrocznią [swoją drogą, ciekawe jak wielki, masywny emisariusz perski wszedł na tę górę...]). Krótko mówiąc, pod względem fabuły nawet "Apocalypto" było lepsze.

(Dr) Racja, historia jest ogólnie znana i momentami przewidywalna. Dlatego też osobiście wysłałbym twórcom list z wyrazami uznania, gdyby umieścili w niej coś zaskakującego :P. Według mnie, w tym przypadku nie chodzi o to, co jest opowiadane, tylko - w jaki sposób. A do tegoż sposobu zastrzeżeń żadnych nie mam. Co więcej - autor scenariusza wykonał kawał dobrej roboty, przenosząc historię z komiksu (który pod tym względem też nie zachwycał) na ekran. Jest to jeden z bardzo niewielu znanych mi przypadków, w których ekranizacja jest lepsza od oryginału.

(f) Na koniec jeszcze muzyka. Chwilami brzmi, jak wyjęta z rockoteki... Jest scena, przedstawiająca idących na bój Spartan, w zwolnionym tempie, z ostrą muzą w tle. Mnie się to na przykład ze "Słonecznym Patrolem" skojarzyło - zarówno z powodu obrazu (spowolnienie), jak i dźwięku (muzyka z zupełnie innej bajki).

(Dr) Ciekawe skojarzenie, nie powiem :P Ale jakby się uprzeć, to każdą scenę, w której grupa ludzi porusza się w zwolnionym tempie przy akompaniamencie muzyki, można skojarzyć ze "Słonecznym...". W każdym razie - dla mnie oprawa dźwiękowa w "300" jest świetna - muzyka, odgłosy, okrzyki, wszystko to wzbogaca ten film o coś, czego naturalną koleją rzeczy brakowało w komiksie i potęguje niesamowity klimat, wytworzony przez oprawę graficzną.

(f) Oj, nie każdą scenę i nie z każdą muzyką można tak skojarzyć... Podsumowując: na pewno lepiej zobaczyć ten film w kinie, niż na DVD w domu. Ale jeszcze lepiej jest go w ogóle nie oglądać - nikomu bym go nie polecił.

(Dr) A ja z kolei chętnie poszedłbym do kina raz jeszcze (bo domowe pielesze to faktycznie kiepski pomysł w tym przypadku). Film jest dokładnie taki, jaki być powinien - i warto go obejrzeć.

Adrian "ffreak" Grabiński
Piotr "Dr_Greenthumb" Sujka