Ron Jeremy

Atos, Pornos i Cannabis
prezentują...

Bananowy Song

Od dwóch lat z zainteresowaniem śledzę rozmaite fora internetowe, na których od czasu do czasu pojawiają się tematy związane z magazynem "Produkt", z którym, co tu dużo ukrywać, byłem związany od pierwszego do przedostatniego numeru. Szczególnie uwielbiam rozważania odnośnie przyczyn upadku naszego pisma. Większość sugeruje obniżający się poziom artystyczny i odejście czołowych rysowników w rodzaju Bartka Minkiewicza. Niektórzy nieco bardziej trzeźwo wskazują na kryzys rynku magazynów (w przeciągu pół roku upadły takie tytuły jak AQQ, KKK, Znak, Świat Komiksu i jeszcze kilka pomniejszych). To też półprawda, gdyż za każdym z tych upadków stały inne przyczyny często zupełnie niezwiązane z poziomem sprzedaży. Jako że dwa lata to w komiksie szmat czasu, przypomnę pokrótce młodszym czytelnikom czym był Produkt. Pod koniec 1999 w księgarniach nie ma prawie żadnych komiksów, a w kioskach dogorywają ostatnie numery komiksów z Tm Semic/Fun Media. Śledziu - człowiek odpowiedzialny za legendarny zin Azbest wpada na szalony pomysł ogólnopolskiego magazynu - łączy swe siły z Andrzejem Janickim wydającym niemal dekadę wcześniej Awanturę. Pierwsze kroki Śledź kieruje oczywiście do Tomasza Kołodziejczaka - ten jednak nie jest zainteresowany projektem (jak pokaże historia w ciągu kilku najbliższych lat pan Tomasz odrzuci jeszcze wiele projektów, które później staną się komercyjnymi sukcesami). Pieniądze na Produkt postanawia wyłożyć Krzysztof Papliński aka Banan, przyjaciel Michała z branży gier komputerowych związany z magazynem Secret Service, a później Neo Plus. To nazwisko jest ważne, gdyż w dużym stopniu stoi ono za sukcesami Produktu, jak niestety za jego zagładą.

Gdzieś w lecie 2004 w sieci pojawił się dramatyczny list Śledzia o słabych wynikach sprzedaży (z dzisiejszego punktu widzenia te wyniki były więcej niż dobre), a gdy z kolejnego numeru spadła publicystyka zrozumiałem, że to koniec. Mimo prób wprowadzenia czegoś na kształt planu ratunkowego - którego osławionym elementem miał być PDF z publicystyką (sprawdźcie już w najbliższy poniedziałek :) a niestety stał się synonimem niesłowności Michała - Produkt pada.

Podstawową przyczyną upadku "Produktu" był absolutny brak finansowania innego niż zwykła sprzedaż kioskowa. Owszem pojawiały się sporadyczne reklamy, ale tak naprawdę nasz wydawca nie pozyskał żadnej z nich. Ludzie, którzy chcieli się u nas reklamować po prostu sami się do nas zgłaszali, łącznie nawet z patronatem "Jay and Silent Bob strike back". To sytuacja głęboko patologiczna, bo w dzisiejszych czasach sprzedaż powierzchni reklamowej to podstawa działalności wielu czasopism - koronnym tego przykładem jest lifestylowy "Fluid", który ma sprzedaż w okolicach błędu statystycznego, a jednak jest wydawany z powodzeniem od wielu lat. Dość powiedzieć, że budżet przeznaczony na wypłaty dla twórców przy założeniu sprzedania 4 stron reklam lub dwóch stron okładki (w numerze 100 stronicowym) automatycznie wzrastałby o 100%, a wierzcie mi nasz cennik reklam był śmiesznie niski (przy tym poziomie nakładu i sprzedaży). To nie jedyny grzech Paplińskiego. Nasz wydawca nie potrafił wyegzekwować kilkuset euro ze sprzedanej przeze mnie reklamy do jednego z berlińskich sklepów komiksowych, nie potrafił przez 5 lat wysłać faktury do niesławnego Chris Comics Corner, odrzucił propozycję umieszczenia reklamy Amberu (takie wkładki trafiły m.in. do AQQ czy Świata Komiksu), ominęły nas szerokim łukiem duże kampanie reklamowe w rodzaju Heyah czy Frugo, które potrafiły uratować budżety nawet prowincjonalnych pisemek. Mógłbym wymieniać dłużej.

Kolejnym zarzutem wobec naszego wydawcy był brak szacunku do czytelnika, który przejawiał się w gigantycznych opóźnieniach w wysyłce numerów archiwalnych (nie lepiej było z egzemplarzami autorskimi, ale to juz broszka kogo innego, nieprawdaż Michał?), braku stoiska i spotkań z twórcami podczas najważniejszych imprez komiksowych w kraju. Dramatycznie wyglądał też proces nadzoru nad produkcją magazynu - dzięki temu kilka razy fani otrzymali błędnie wydrukowane numery, a szczytem wszystkiego była pikseloza na jednej z okładek stworzonych przez Filipa. Widziałem niekłamany żal w oczach tego gościa i nic tu nie pomoże wysoko wytrenowana asertywność Banana z jego standardowym "OK, zobaczymy, co da się zrobić"

Niebanalnym czynnikiem upadku Produktu było kierowanie przez Paplińskiego projektem "Dobry Komiks". Produkt upadał tuż po rozpoczęciu wydawania DK, a recenzje 4 pierwszych pozycji (swoją drogą dosyć pozytywne) ukażą się zapewne juz w poniedziałek, w PDF-ie z publicystyką. Daleki byłbym od teorii spiskowych łączących te wydarzenia, niemniej powyższe następstwo zdarzeń miało miejsce w rzeczywistości. Interpretację pozostawiam czytelnikom. A o tym jak wyglądały początki Dobrego Komiksu i dlaczego wydał takie komiksy, jakie wydał - już wkrótce, może w poniedziałek, w PDF-ie.....

Ron Jeremy

PS. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie dojrzewania dziewcząt, tudzież przyszłości polskiej piłki, kierujcie je na [email protected]

PS2. Łódzkiemu konwentowi w zasadzie powinienem poświęcić osobny felieton, a za pół roku większość zapewne zapomni o wydarzeniu, także kilka uwaga na gorąco. Po raz pierwszy Urząd Miejski tak mocno zaangażował się w imprezę, jednak - idę o dużą flaszkę - przyczyną tego stanu rzeczy były zbliżające się wybory i fakt, że prezydent Kropiwnicki ubiega się o reelekcję. Trochę to zabawne gdy dziś Adam Radoń aka Mamut odmienia prezydenta przez wszystkie przypadki i jeździ na wycieczki do Brukseli za pieniądze podatników, a jeszcze 3 lata temu odsądzał tegoż samego Kropiwnickiego od czci i wiary, gdy ten zakazał techno parady na Piotrkowskiej (robił zdaje się nawet jakieś śmieszne referendum). Cóż, w dzisiejszych czasach animatorzy kultury i politycy muszą być elastyczni niczym odbyt Audrey Hollander. Tak więc Grand Prix dla Adriana Madeja - mieszkańca Łodzi, za pracę - nie ukrywajmy, niegodną tego tytułu - wcale mnie nie dziwi. Bawcie się dobrze, przyślijcie kartki...