Incal

Na naszym rynku wydawniczym przez pewien czas gościły kolejne tomy serii "Przed Incalem", będącej tak zwaną "wodą po kisielu", czy może raczej po Incalu. W końcu, po długim oczekiwaniu, na półki księgarskie zawitał pierwowzór, na bazie którego powstała wspomniana wyżej seria komiksowa, a także kilka innych jak na przykład: "Kasta Metabaronów" czy "Technolapłani".

Jest takie stwierdzenie, którego kiedyś użył Alfred Hitchcock, ale nie jestem go w stanie przytoczyć dosłownie, którego jednak sens był taki, że film powinien zaczynać się od wielkiego wybuchu, a potem akcja powinna jeszcze nabierać tempa. Nie wiem, czy scenarzysta Incala, Alexandro Jodorowsky, świadomie kierował się tą maksymą filmowego mistrza, jednak fakt pozostaje faktem, że akcja Incala zaczyna się i toczy według takiego właśnie schematu. Opowieść rozpoczyna się bowiem mocnym uderzeniem, w postaci skoku głównego bohatera w przepaść, na której dnie znajduje się jezioro żrącego kwasu. Dalej akcja nie zwalnia, a wręcz przeciwnie, okazuje się bowiem, że chcąc nie chcąc, podrzędny detektyw klasy R, nazwiskiem John Difool, będący jednocześnie totalnym życiowym nieudacznikiem, zostaje wplatany w nie lada aferę. Wkrótce, niespodziewanie dla samego siebie, Difool staje się obiektem zainteresowania wielu różnych ugrupowań, pragnących zdobyć na swój użytek tajemniczy przedmiot o wielkiej mocy, posiadający jednocześnie świadomość - Incal. Dzięki Incalowi, Diffol zostaje wplątany w walkę dobra ze złem, obejmującą wkrótce nie tylko jego macierzystą planetę, ale cały kosmos.

Tak w wielkim skrócie przedstawia się zarys fabuły tej opowieści. Choć brzmi to nieco banalnie, bo przecież opowieści o armagedonie było i powstanie jeszcze zapewne wiele, to jednak, wbrew pozorom, historia o Incalu i Johnie Difoolu, okazuje się naprawdę ciekawa i wciągająca. Opasłe tomisko, bo w takiej właśnie postaci Egmont zaserwował nam tą opowieść, przypomina trochę swoimi rozmiarami magiczne grimoiry, krótko powiedziawszy nie jest to książka, lecz raczej potężna księga w twardej oprawie. Jeśli chodzi o gatunek, do jakiego można zakwalifikować tą opowieść, to należy ona do nurtu, zwanego space operą. To zadziwiające, jak wiele wątków udało się autorom zgromadzić na tych kilkuset stronach. Incal jest bowiem historią, w której patos łączy się z komedią, kryminałem mistyką i symbolizmem. Można go odebrać jako ciekawą, barwną komiksową opowieść o wartkiej akcji, można się tu też doszukiwać drugiego dna, bogatej symboliki, a także licznych nawiązań, szczególnie do "Diuny" Franka Herberta, który to projekt miał reżyserować Jodorowsky. No cóż, moim zdaniem ten komiks zdecydowanie zasłużył na wydanie w serii mistrzowie komiksu.

Jedna rzecz która bardzo mnie osobiście drażniła w polskim wydaniu Incala to kolory... Już spieszę z wyjaśnieniem. Otóż, czytałem już kiedyś tę opowieść w wersji oryginalnej, francuskiej. Uważam, że z wersją którą dostali do rąk polscy czytelnicy, jest trochę tak, jak z tłumaczeniem "Władcy pierścieni" autorstwa pana Łozińskiego. Pan ten wymyślił sobie swego czasu, że może lepiej oddać klimat klasycznego działa, tłumacząc je od początku, podchodząc do tego w zupełnie nowy sposób. Efekt jednak okazał się całkowicie odwrotny od zamierzonego. Nie dość, że tłumacz ten napracował się (zapewne solidnie), to jeszcze później z każdej niemal strony zbierał niepochlebne opinie na temat wykonanej przez siebie pracy. Podobnie jest też z kolorami w Incalu. W tym przypadku napracowała się kobieta - Valerie Beltran, a efekt jej pracy jest denerwujący dla kogoś, kto zna wersję pierwotną, w moebiusowych kolorach. Rysunki tracą w swej nowej kolorystycznej wersji wiele ze swojej urody. Komiks wygląda na przytłumiony, zgaszony - porównując go z oryginalnymi, nieprzekolorowanymi pracami Moebiusa i jego psychodelicznej kolorystyki. Należy tu zaznaczyć, że nie jest to wina polskiego wydawcy. Po prostu właściciel praw do Incala opracował jakiś czas temu nową wersję i tylko w takiej sprzedaje prawa do tego komiksu (a szkoda).

Niektórym zapewne włos zjeży się na głowie, kiedy ujrzą cenę tego opasłego tomu, jednak, logicznie rzecz biorąc, gdyby 6 tomów zostało wydane oddzielnie, powiedzmy po 25PLN, to wcale nie wyszło by taniej, nie mówiąc o tym, że musielibyśmy czekać miesiącami na kolejne tomy (a może nawet latami, jak to miało miejsce z serią "Przed Incalem", która w sumie była wydawana jakieś 3 lata). Podsumowując, mimo całego mojego narzekania odnośnie kolorystyki, polecam ten komiks wszystkim fanom twórczości Jodorowskyego, miłośnikom komiksów z gatunku SF, ale nie tylko. Myślę, że niemal każdy znajdzie dla siebie w tej opowieści coś interesującego.

aegirr

Incal
Scenariusz: Alexandro Jodorowsky
Rysunki: Moebius
Wydanie: I
Data wydania: lipiec 2006
Rok wydania oryginału:
Wydawca oryginału:
Tłumaczenie: Wojtek Birek
Druk: kolor, kreda
Oprawa: twarda
Format: 220 x 295 mm
Stron: 312
Cena: 150 zł
Wydawnictwo: Egmont