Żywe Trupy #2

 

George Romero to postać, o której będą się za jakiś czas uczyć dzieci w szkołach. Facet miał w końcu swój niemały wkład w historię nie tylko kina, ale też literatury czy muzyki. Że niby przesadzam? Zróbmy mały eksperyment - ja powiem "Zombie" a wy oczami wyobraźni widzicie nadgniłe ludzkie zwłoki, które jakimś cudem łażą po ziemskim łez padole i żrą tych bardziej żywych mieszkańców planety. Kto odpowiada za taki, a nie inny wizerunek żywych trupów? Właśnie nasz drogie George. Cały świat kojarzy martwiaki poprzez prosty schemat, stworzony w umyśle tego amerykańskiego Włocha. A jakże inaczej wyglądałaby historia rozrywki wszelakiej bez Zombie?

Pomińmy brak ukochanych przez wszystkich miłośników kina klasy B horrorów straszących za młodu, a śmieszących na starość, bo to rzecz oczywista. Zauważyć należy rzecz ważniejszą- Zombiaki, szczególnie w erze hippisowskich odjazdów lat '70 i kontestacji, służyły za obraz amerykańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego (Dawn of the Dead, 1978), były katalizatorem obaw podczas zimnej wojny (pierwszy Night of the Living Dead, 1968) a także, co być może zabrzmi śmiesznie, przekazywały inne równie ważne kwestie społeczne - rasizm zadupiastych miasteczek Ameryki (znów pierwszy Night), zagrożenie skażeniami biologicznymi i nuklearnymi (seria Return of the Living Dead), nadmierna władza rządowych korporacji (ponownie seria Return), czy wciąż wyraźne podziały społeczne wynikające ze stanu posiadania, nasuwające skojarzenia z przyczynami Rewolucji Październikowej (najnowszy Land of the Dead). Kto by się spodziewał, że nieskalane myślą inną niż "Jeeeeeść!" ożywione zwłoki potrafiły wnieść tak wiele?

W ten sam nurt opowieści pozornie prostej, a jednak przekazującej głębsze treści, wpisuje się komiksowa seria Walking Dead, wydana u nas przez Taurusa jako Żywe Trupy. I piękno owej historii leży właśnie w owej prostocie, gdyż scenariusz to absolutny klasyk historii o Zombie. Mamy głównego bohatera, który z początku jest zagubiony, przerażony, nie ma pojęcia skąd, gdzie i dlaczego martwi wstali z grobów. Potem spotyka grupkę innych ocalałych. I jak w każdej dobrze przemyślanej fabule z tego gatunku, truposze stanowią tylko tło, a osią są relacje między członkami małej społeczności - konflikty, podejrzenia, miłości, tragedie. To nie Zombie są wrogiem, są zaledwie przeszkodą. To sami ludzie stają przeciwko sobie. Taaaak, to jest coś, co każdy wielbiciel dobrych opowieści lubi najbardziej.

Scenariusz to najmocniejsza strona tego komiksu. Robert Kirkman postarał się o wiarygodne portrety psychologiczne dla każdej z postaci, które przeżyły wyprawę rozpoczętą w poprzedniej części. Ale, tak jak w pierwszym albumie, i tu nie braknie zaskakujących zwrotów akcji i znakomitych pomysłów, szczególnie jeśli chodzi o indywidua, jakie nasi bohaterowie spotykają po drodze - na przykład patent z lekarzem i stodołą (przeczytacie, zrozumiecie) to rzecz wprost znakomita. No i oczywiście mrugnięcia okiem do znawców zombie i kina. W jedynce było to zawiązanie akcji, parafrazujące początek 28 days later czy kadry wprost wyjęte z filmów Romero. W dwójce także takowych sympatycznych zagrywek w stronę fanów nie brakuje, dlatego też oni będą tym komiksem najbardziej usatysfakcjonowani.

Rysunkowo Wiele mil za nami wydaje się trochę gorsze od pierwszej części, ale tylko minimalnie. Kreska jest nawet bardziej realistyczna niż w jedynce (w której postacie były narysowane w nieco bardziej "cartoonowym" stylu). Dbałość o szczegóły w każdym kadrze jest zachowana (szczególnie podczas scen bardziej krwawych, których trochę się znajdzie), drugi plan i tło dopracowane. Złego słowa na oprawę graficzną Trupów powiedzieć się nie da - zobaczymy, jak wypadną w trzeciej części. Okładka już zapowiada dobrą rozrywkę.

Właśnie - rozrywkę, ale nie dla wszystkich. Ci, którzy oczekują po tym komiksie zwyczajnego wygrzewu i masakry, nie znajdą tu nic ciekawego. Ci, którzy uważają opowieści o Zombiakach za pierdoły, też raczej nie zostaną przekonani do tegoż gatunku. Natomiast każdy szanujący się niepoprawny fan "martwego" kina i ci, którzy lubują się w śledzeniu losów grupki ludzi o rozbudowanych osobowościach (Lost, anyone?) będą mieli kawał dobrej historii do przeczytania.

Yoghurt

Żywe Trupy: Wiele mil za nami
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Charlie Adlard
Okładka: Tony Moore
Wydawca: Taurus Media
Rok wydania: 2006
Format: 26x17 cm
Liczba stron: 136
Oprawa: miękka
Papier: Kreda
Druk: czarno-biały
Cena: 27,90 PLN

Zakup w