Pixy

 

Pierwsze powierzchowne spojrzenie - podejrzany osobnik, wyglądający na akwizytora po kiepskim dniu w pracy, z dymiącym automatem w dłoni i ufoludkiem wystającym z kieszeni, stojący w zaułku przyozdobionym równie podejrzaną plamą krwi. Drugie powierzchowne spojrzenie - 35 małych, pokracznych postaci, zdeformowanych, zmechanizowanych, nierzadko martwych, a do tego uzbrojonych zazwyczaj w niezbyt przyjemne narzędzia mordu. Wniosek? Już okładki tego komiksu są wyraźnym ostrzeżeniem, którego nie należy ignorować, bo dalej... jest już tylko gorzej...

Muszę przyznać, że trochę się zawiodłem. Po wszystkich superlatywach, od których kipiały opinie Neila Gaimana i Charlesa Burnsa (zamieszczone na tylnej okładce komiksu), moje oczekiwania względem "Pixy" były duże, bardzo duże. Niestety, okazuje się, że jest to co prawda pozycja dobra, ale skierowana chyba tylko i wyłącznie do najzagorzalszych fanów gatunku (o ile można ten twór jakoś zaszufladkować). Zgodzę się z Gaimanem, że jest to "dzieło mocne, oryginalne i skrajnie dziwaczne", lecz jednocześnie pozostawiające pewien niedosyt. Dlaczego? Z tego względu, iż Andersson zastąpił tradycyjną, konwencjonalną fabułę prostym łańcuchem przyczynowo-skutkowym, w którym powiązanie pierwszego elementu z drugim ma często charakter... co najmniej naciągany. Z jednej strony jest to pozytyw - osobiście bardzo popieram wszelkie przemyślane próby wyjścia poza schematy (i to nie tylko w komiksie), lecz z drugiej - zgadzam się z Katarzyną Nosowską, że "piosenka musi posiadać tekst", a komiks - fabułę. W "Pixy" natomiast obserwujemy ciąg pomysłów i zdarzeń prowokowanych w taki sposób, by kolejne pomysły dało się jakoś w miarę sensownie wpleść i przedstawić. Nie zaprzeczam, są one przednie: na przykład kombinezony antykoncepcyjne, "recykling" ludzi, żywe domy (również wzajemne powiązanie tych wszystkich elementów), królestwo zmarłych i specyfika "życia po śmierci", opiniotwórcze opakowania z mlekiem czy same realia, w których przyszło egzystować bohaterom. Tak, Max Andersson potrafi zaskoczyć. Jednak wszystko to obraca się wokół fragmentu mizerii życia dwojga nieudaczników (Alka Seltzer i Angina Pectoris), którzy po utracie swojego kąta na klatce schodowej i usunięciu niechcianej ciąży, spotykają Wrzoda, który (wespół z Trądzikiem i pewnym małym natrętem) diametralnie odmienia ich życie - oczywiście bez ładu i składu, i niekoniecznie na lepsze. (Sytuacja ta przypomina nieco "Adwokata Diabła" - nowe, duże mieszkanie, on cały czas pracuje, ona przystosowuje dom, on odwraca głowę od jej problemów i ogarniającego ją powoli szaleństwa i tak dalej... Ale to tak na marginesie.) PixyWszystko zostało umorusane humorem czarnym jak bezgwiezdna noc, pokryte warstwą absurdu, który swym natężeniem może śmiało konkurować z Monty Pythonem i okraszone chwilami bezsensownym dialogiem, może ze dwiema literówkami oraz odrobiną Dostojewskiego i Kafki. Dorzućmy do tego stosunkowo prostą kreskę, równie proste, na ogół nie grzeszące szczegółowością tła i kolorystyczne sprowadzenie świata do czerni i bieli (głównie do czerni i bez jakichkolwiek odcieni szarości) - a otrzymamy obraz tego, co znaleźć można w "Pixy".

Jak łatwo można wywnioskować - nie jest to komiks dla każdego. Jeśli nie lubisz niekonwencjonalnych (czasem nawet bardzo) pomysłów, dziwactwa i absurdu, odważnych (szczególnie dla naszego środowiska) treści i "pokracznego" rysunku - trzymaj się od tego z daleka. Garstce pozostałych - polecam.

Piotr "Dr_Greenthumb" Sujka


Scenariusz: Max Andersson
Rysunki: Max Andersson
Tłumaczenie: Wojciech Góralczyk i Dennis Wojda
Wydawca: Kultura Gniewu
Data wydania: 12.2005
Wydawca oryginału: TAGO förlag
Data wydania oryginału: 1992
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 25,90 zł

Zakup w