Fury 2-3

Przed nami kolejne zeszyty Furego. Następne dwa dowody na to, jak bardzo Marvel nie służy Ennisowi. Irlandczyk stał się ofiarą własnego emploi, dostając kolejnego tough guy'a do wyprowadzenia z cienia nic nie znaczących, dalszoplanowych postaci-przydupasów, prosto do typowego dla siebie panteonu neurotyków i psychopatów.

Mandragora zaś postawiła sobie chyba za punkt honoru uwypuklenie ostatnio niezmiennej, bardzo słabej formy irlandzkiego profana, najpierw serwując nam Punishera, później Borna, by teraz to wszystko dopchać tą jednooką reklamą cygar w stylu Lee Marvina. Z jednej strony pozwala to fanom wytyczyć pewną linie demarkacyjną poprzez jego prace, z drugiej zaś rodzi pytanie o sens wydawania coraz to gorszych, przewidywalnych, schematycznych do bólu zeszytówek, będących pożywką jedynie dla totalnych fanów twórczości Gartha Ennisa, jak i dla totalnych kolekcjonerów. Jedni i drudzy kupują wszystko jak leci.

Numer dwa tego cienkiego niczym plasterek serka Hochland zeszytu to dzień z życia Furego. Gościa, który miast przeżywać traumy spowodowane niezliczonymi akcjami na, jak i poza liniami wroga, wraca do swej macierzystej agencji, by pod jej flagą stawić czoła Gagarinowi. "Ruskowi", najemnikowi, który oficjalnie wspierając nowopowstały reżym generała Makawao, w istocie jest głównym przewrotu inicjatorem. Nim jednak dojdzie do tej niecierpliwie antycypowanej konfrontacji, Fury musi rozprawić się z Chińczykiem Li (brakuje już tylko Szweda Johanssona), obecnym headmasterem SHIELD, który nie sprzyja osobie naszego weterana. Przechodzimy do zeszytu numer trzy, gdzie z pierwszej strony "uśmiecha się" do nas Jebłoryjow, żołnierz w szeregach Gagarina, a w rzeczywistości smutny autoplagiat popełniony przez Ennisa. Zdeformowana przez rekina maska miast twarzy, z której wyziera gałka oczna. Brzmi znajomo? Dowiadujemy się o planach Gagarina co do okupowanego terytorium oraz poznajemy trójkę która będzie towarzyszyć Furemu w misji oczyszczenia świata z generała Makawao, Gagarina i ich gębodupego podopiecznego. How cool is that?

Nie udaje się jak dotąd ta seria Ennisowi. I jakoś nie widzę, by wraz z kolejnymi częściami miałoby się coś zmienić. Najbardziej rażą postacie, które sprawiają wrażenie przerysowanych z innych komiksów Gartha. Jakiś Punisher, jakiś Preacher, wszystko tu jest mniej lub bardziej przywołujące pewne skojarzenia postaci. Może i jest to świadoma gra z wypracowaną przez siebie konwencją, ale ja tego nie kupuję. It isn't cool at all.

Suchy

Zakup w