"Saiyuki" tom 1 i 2

 

To nie jest manga dla każdego. Zatem lepiej odejdź, jeśli nie lubisz ironiczno-sarkastycznego, nieco brutalnego humoru. Obrażają, przeklinają, droczą się, chleją, bluźnią, zachowują niepoprawnie, mają mordercze skłonności. Pomijając to wszystko, są bardzo miłymi, przyjacielskimi luzakami, no, chyba że coś im się w Tobie nie spodoba. Genjo Sanzo - mnich, któremu czasem nie odwala, a z twarzy znika żądza mordu. Sha Gojo - zbol (choć wybredny) pełną gębą, dziewczynki tu, dziewczynki tam. Cho Hakkai - najspokojniejszy i najmilszy z ekipy... do czasu, kiedy zechce się zabawić, albo sie wkurzy. Son Goku - szczeniak intelektem i apetytem przypominający Naruto. To NIE jest grupa złoczyńców!!! Kiedy chodzi o ratowanie świata, a tu chodzi o ratowanie świata, kryterium dobrzy-źli zostaje zastąpione przez 'ci-którzy-mogą-wykonać-zadanie'. Grupa antybohaterów, stojących po właściwej stronie, nadaje się do tego doskonale, zwłaszcza, że jeden z nich jest 'bliski bogom' i zostaje przez nich namaszczony do wykonania tej misji. Otóż po świecie Shangri-la, gdzie ludzie i demony żyły do tej pory w pokoju, rozlewa się 'zaraza' doprowadzająca tę kojarzoną z piekłem część mieszkańców do szaleństwa. Wzbudzając w nich chęć patroszenia, przeżuwania i konsumowania niedawnych ludzkich przyjaciół. Poleje się krew, spadną głowy, będzie zabawnie, a nawet od czasu do czasu, niemal przygodnie - śmiertelnie poważnie.

Poważną minę zostawmy na później. W sporej części japońskich historii jest tak, że aby "dotrzeć tam gdzie znajduje się sedno" (jak śpiewała Pidżama Porno), trzeba przejść przez rodzaj 'gry wstępnej'. Saiyuki nie jest tu wyjątkiem. W pierwszych dwóch tomach główny wątek rozwija się dość ślamazarnie, ślimacząc się - bohaterowie podróżują na zachód. Nieśmiałe zarysowanie głównej przyczyny wyprawy i skupienie się na samej podróży, nie jest, oczywiście, bezzasadne. Po pierwsze wynika z kaprysu Kanzeon Bosatsu, która kazała 'herosom' (śmiech) podróżować lądem, bo... "tak będzie zabawniej". (Same trzy aspekty Buddy są dosyć ciekawymi postaciami. Kiedy rozmawiają z Sanzo, widzimy jedynie ich twarze z narzuconymi na głowę kapturami z jakiegoś lekkiego materiału. Później zaś, już w ich siedzibie, widzimy Kanzeon Bosatsu roznegliżowaną, z nudną miną czytającą/przeglądającą gazetę. Dalej. Na jednej stronie, jako bonus, widzimy rysunek przedstawiający Kanzeon Bosatsu w stroju, który pozwala bez większego wysiłku, pomylić ją z typowymi 'paniami podpierającymi latarnie'. Tacy to psikuśni bogowie i rysująca ich ręka autorki.) Wracając do tematu - po drugie podróż przez Raj, tak z nagła rozdarty na dwie części, które żyjąc razem zdołały się chociaż w małej części zintegrować, zasymilować, pozwala ukazać czytelnikowi całe spektrum zdarzeń, problemów i dramatów, które się pojawiły w następstwie 'zarazy'. Pozwala także poznać ciekawy, fikcyjny świat (obfitujący w pomieszanie z poplątaniem, w rodzaju: bohaterowie w dżinsach i z mieczami, magia kontra gnat, Sanzo i jeep).

Nie myślcie sobie, że nie czeka na Was nic więcej jak tylko zniszczenia i pożoga. Komedia przeplata się tutaj z tragedią. Nie chodzi jedynie o głupawe odzywki, kłótnie i cięte uwagi bohaterów, ale o dramat zakrapiany śmiechem, napięcie rozładowane błazenadą, strach rozluźnieniem, spokojem. Garść przykładów: a) bohaterowie żartują, nabijają się z siebie nawzajem, nagle bach, kolejna scena - toczą się głowy; b) kiedy w pierwszym tomie ratują nieznajomą dziewczynę z opresji (strach w jej oczach), Goku uderza jednego z jej dręczycieli i widzimy kadr przedstawiający cwaniaczka w powietrzu, wykręconego w typowy dla mang sposób z krwią tryskającą z nosa (rozlużnienie, śmiech); c) w drugim tomiku na początku jest dosyć poważna opowieść o dziewczynie zakochanej w demonie - pełna niepewności, ludzkiego nieszczęścia, twardego oblicza rzeczywistości; opowieść się kończy i kilka stron dalej jesteśmy z ekipą w barze i pojedynkujemy się z miejscowymi moczymordami - pojedynek polega na tym, kto więcej wychleje. Kontrasty między opowieściami, zdarzeniami, są zmienne jak życie, które nigdy nie jest zupełnie poważne, ani też całkowicie niepoważne. Przejście w sielskość umożliwia także sporadyczne, dobrze wyważone wykorzystywanie kadrów ze zdeformowanymi postaciami. Miodzio.

Czyli oni sobie podróżują, a my razem z nimi. Lecz licho przecież nie śpi, więc atrakcji po drodze moc. Sielskość-anielskość przeplatana burzami. Albo na odwrót. Dla czytelnika ważne jest jednak to, iż Saiyuki czyta się wyśmienicie (oczywiście jeśli lubi się głównie cięty, miejscami infantylny dowcip) przeplatany typową dla Japończyków refleksją moralizatorsko-pouczającą. Ważne jest również, że 'czarne charaktery', czyli te stojące w opozycji do naszej czwórki, tj. Kogaiji i spółka, niekoniecznie są czarniejsze niż - dajmy na to - główni 'bohaterowie'. Są równie interesujący i 'ludzcy', co pierwszoplanowe postaci (Chociaż doszły mnie słuchy, że Kogaiji ma więcej fanek niż Goku i Gojo razem wzięci. Fakni? Fakni? Dajcie znać o sobie!) Tak naprawdę różni ich ostateczny cel, ku jakiemu zmierzają, prowadzący ich do konfliktu interesów. Żaden z nich nie jest ideałem. Ba, każdemu daleko do tego. Sympatyczność, bijąca z nich, sprawia, że się lubi wszystkich, bez wyjątku. I bardzo dobrze, mają swoje charakterki, skurczybyki.

Kreska wygląda przyzwoicie. Nie jakoś 'wypierdziście', że się tak wyrażę, ale przyzwoicie. Całość rysowana jest starannie. Dotyczy to głównie postaci, gdyż teł przedstawiających coś więcej niż bliżej niezidentyfikowane mazie, kropki, krzyżyki, kostki i inne takie, jest jak na lekarstwo - ale jeśli już są, to są dobre. Wracając jeszcze do postaci, nie obyło się bez zgrzytów. Np. czasem mają one nierówne oczy (jedno większe, drugie mniejsze), drobne niedociągnięcia anatomiczne też się zdarzają (chociaż te deformacje można uznać, za typowe dla Minekury, podobnie jak specyficzne rysowanie muskulatury), ale ogólnie nie psuje to całości (a tym którzy gustują w stylu tej rysowniczki, w ogóle nie będzie to przeszkadzać). Tak dla porównania zerknijcie na stronę tytułową rozdziału His God i First Game (w pierwszym tomie) - dla mnie różnica jest znacząca, na korzyść His God oczywiście. Swoją drogą te strony tytułowe rozdziałów w pierwszym tomie są jakieś dziwne, zupełnie inne od reszty stron (może oryginalnie były kolorowe?). Na szczęście, w drugim tomiku są już w porządku. Do tego wszystkiego dochodzą sporadyczne, o czym już wspominałem, zabawne kadry z typowo zdeformowanymi ludkami. Doskonale wkomponywujące się w całość.

Kropki. Potrafią być straszne. Szczególnie, kiedy tylko one tworzą tło - przypominają wtedy jakąś straszną staromodną tapetę. Okropieństwo. Tak samo jak kadry, gdzie postaci są obrysowane jakby pustą (białą) przestrzenią, nad którą znowu jest 'kropkowa tapeta'. Ohyda. Z teł poza tymi przedstawiającymi świat materialny, podobają mi się jeszcze te, na których widoczne są różne dziwne jakby ornamenty, sensowne, przedstawiające coś, co się da określić jako wzorki ukazujące pewien swoisty kunszt artystyczny. Brawo za pomysł. Wszystkie inne przedstawiające jakieś bliżej niezydentyfikowane 'mazie' z reguły mi się nie podobają. Może to te kropki? W każdym razie bądźcie czujni! Ale w czytaniu to nie przeszkadza.

Bluzgi na wydawcę - skrzydełko przedniej okładki pierwszego tomiku. Słowo od autorki, więc co tam robi wyraz "musiałem" w drugim zdaniu?? Podkreślam, AUTORKI!! Sprawa kolejna dotyczy cenzury. Nigdzie nie znalazłem oznaczenia sugerującego wiek odbiorcy. Zatem, jeśli można pokazywać nagie piersi, pozwala się głównym "wyrostkom" bluzgać i używać ostrych słów, to cenzura dwóch z nich: "zajebać" (str. 65 i 66 #1) oraz "kurwa" (str. 77 #2) wydaje mi się bez sensu.

Reasumując- niektóre kropki należy potępić, wygumować! Poważnie zaś rzecz ujmując - szata graficzna, przynajmniej dla mnie, nie jest najmocniejszą stroną tej mangi (chociaż w drugim tomie jest jakby lepiej). Jest znośna, przyzwoita i tyle (oczywiście nie mówię o okładkach, stronach kolorowych i tytułowych rozdziałów w #2, gdyż te są wypaśne). Nie przeszkadza to jednak w żadnym razie czerpać przyjemność z czytania, bo treściowo jest bardzo dobrze. Fabuła zapowiada się ciekawie, a i to, co się dzieje na tych pierwszych trzystusześćdziesięciu stronach wciąga, zmusza do małej refleksji i DUŻEJ dawki smiechu. Całość spełnia podstawową rolę - nie jest płytka i jednocześnie bawi. Oczywiście, niektórym mogą nie przypaść do gustu wulgarne odzywki, luzacki styl pierwszoplanowych zawadiaków z misją uratowania świata, 'serio' wymieszane z 'żartem', ale to już ich problem. Tako rzekłem w oczekiwaniu na kolejny tomik *.*


Bohaterowie o sobie*:
- "YO! Jak się mają popieprzony mnich (Genjo Sanzo) i przygłupia małpa?!" - Gojo
- "Nie nazywaj mnie przygłupią małpą, ty zboczony Szuwarku!" - Goku
(spotkanie starych druhów - powitanie)

- "Cały świat dla demonów!!!" - zdążył powiedzieć pewien demon, zanim zwykle spokojny i miły Hakkai (człowiek, który, po zabiciu tysiąca demonów sam stał się jednym z nich) uciszył radykalistę, miażdżąc mu nogą głowę.

- "Jakim cudem taki bezbożny, zakłamany mnich może być najwyższym kapłanem?!" - Gojo o Sanzo.

Adrian "ffreak" Grabiński

* cytaty pochodzą z mangi


"Saiyuki" tom 1
Scenariusz: Kazuja Minekura
Rysunki: Kazuja Minekura
Tłumaczenie: Magdalena Malinowska, Kenichiro Watanuki
Wydawca: Waneko
Data wydania: 12.2005
Liczba stron: 200
Format: 116 x 169 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 16,90 zł

"Saiyuki" tom 2
Scenariusz: Kazuja Minekura
Rysunki: Kazuja Minekura
Tłumaczenie: Magdalena Malinowska, Kenichiro Watanuki
Wydawca: Waneko
Data wydania: 02.2006
Liczba stron: 200
Format: 116 x 169 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 16,90 zł

Zakup w