Ryczący bohater dla dorosłych

 

Ostatnimi czasy JPF zaczął nas raczyć mangami dla dorosłych. Po całkiem niezłym Heat, wydawnictwo tym razem sięgnęło po klasyka japońskiego komiksu - Kazuo Koike. Twórca ten lepiej jest znany wśród fanów z historycznej mangi Lone wolf and cub, która również w najbliższym czasie doczeka się debitu na naszym rynku (Mandragora). Autor ten tworzył przede wszystkim w dwu nurtach komiksu - historycznym i sensacyjnym. JPF postanowił uraczyć nas tytułem z tego drugiego nurtu. I tak to doczekaliśmy się pojawienia się na naszym rynku jednej z lepszych mang sensacyjnych - Crying Freemana.

Akcja komiksu umieszczona zostaje we współczesnej Japonii, a jej głównym przedmiotem, wbrew pozorom, jest miłość płatnego zabójcy i zmęczonej życiem młodej malarki. Oczywiście wszystko to w tle rozgrywek mafijnych i kolejnych wyroków wykonywanych przez płatnego zabójcę. Ale kto powiedział, że gdzieś tam w między czasie nie może kwitnąc miłość? Prowadzenie akcji dowodzi, że Koike równie dobrze radzi sobie ze współczesną scenerią jak i z opowieścią historyczną. Jako miłośnik Lone wolf and cub jestem mile zaskoczony ciągle wysokim poziomem narracji.

Niewątpliwie duży wpływ na odbiór mangi ma również warstwa graficzna. Również tutaj dobór współpracownika dokonany przez Koike padł na człowieka doskonale operującego szarościami i potrafiącego stworzyć doskonałe tło akcji. Moim zdaniem Ikegami jest jeszcze lepszy w dbałości o szczegóły niż stary przyjaciel Koike G. Kojima. Współczesna kreska zaprezentowana w Crying Freemanie doskonale nadaje się do opowieści sensacyjnych.

Polecam ten powiew świeżości na komiksowym rynku produktów dla dorosłych.

Paweł "timof" Timofiejuk

 

"What in the name of fuck?"

 

Japończyk, który został mordercą chińskiej mafii "Hundred Eight Dragon". Jego pseudonim to Crying Freeman. Dlaczego po każdym zabójstwie po jego policzkach spływają łzy? Za tym dziwnym pytaniem kryje się zdumiewająca i mroczna historia młodego mężczyzny o imieniu Yo i pięknej kobiety Emu. Przed Wami kolejny przebój mistrza "poważnej kreski" Ryoichi'ego Ikegami, którego styl mieliście okazję poznać podczas lektury innego jego przeboju mangi "Heat", która ukazała się niedawno nakładem naszego wydawnictwa. "Crying Freeman" znany jest także z wyświetlanego w telewizji filmu "Wybrany", będącego adaptacją tej mangi!

Mistyczny świat chińskiej mafii i japońskiej jakuzy, w którym przede wszystkim stawiana jest lojalność do zwierzchników. Wojny gangów i pojedynki zabójców oraz uczucie wyrastające na tym nieprzyjaznym gruncie, to główne atuty tej opowieści! Przemoc i seks, miłość i śmierć po prostu kawał dobrej sensacji!

----JPF----

Tak sobie pozwoliłem zacząć od przytoczenia tego małego opisu "Crying Freemana", zaczerpniętego ze strony wydawcy, żebyście wiedzieli, o co mniej więcej chodzi (a ja żebym miał mniej pisania i ściemniania). Postawmy sprawę jasno. Crying Freeman to chłystek, którego zaraz znokautujemy!

Po pierwsze historia zdumiewająca i mroczna wcale nie jest. Możecie sobie o takiej, co najwyżej pomarzyć. Rozumiem, że manga ta ma swoje lata i możliwe, że kiedyś 'tam i wtedy' wzbudzała zachwyt, pożądanie, wypieki na twarzy, intelektualny i emocjonalny orgazm (śmiech) czytających. Ze smutkiem (hahahahaha) muszę donieść, że aktualnie, 'tu i teraz' wzbudza zażenowanie, skłania do ziewania, stara się być poważna, a tak naprawdę jest infantylna, płytka i MOCNO średnia. Historia 108 Smoków jest jak to się w Polsce mówi "że pożal się Boże". Wątek miłosny zabawny, jeśli nie komiczny. Szkoda tylko, że nie towarzyszy mu żadne odczuwalne dla czytelnika napięcie. Namiętność kochanków jakaś taka statyczna. Główny wątek jakiś jest... Walka ze złem, płatny zabójca, który nie jest taki zły, starający się dorobić mandze oblicze 'poważności' i dorosłości seks.. blahblahblah... 'Tu i teraz' oklepane i schematyczne. I tak ta historia się toczy. Postaci też niezbyt ciekawe. Jakiś takie nijakie. Dajmy na to Yo, rzewnie wylewający kałuże łez po każdym zabójstwie. Gdyby było to jakaś jedna łezka, to może dodałaby mu oryginalności. Niestety, mamy tu górski potok który wywołuje wręcz śmieszność. Nuda! Totalny brak klimatu, który w tego typu opowieści jest podstawą. Scenarzysta nie potrafi wciągnąć w opowieść czytelnika, gdyż na żadnym etapie scenariusza nie udaje mu się wykreować odpowiedniego nastroju. Zresztą, nawet gdyby dał radę, to...

Po drugie, atmosferę od razu zabiją beznadziejne fragmenty wizualne. Otóż rysownik także się nie spisał, gdy idzie o tworzenie warunków sprzyjających "wessaniu" odbiorcy w wir wydarzeń. Zmieniające się twarze postaci, ich szczegóły anatomiczne, nieproporcjonalne względem siebie części ciała, wydłużające się albo skracające włosy Emu itd. Sama Emu w jednej scenie (pod prysznicem) wygląda jak dojrzała kobieta, a kilka stron dalej (stojąc nago przed panem Yo) jak szesnastoletnia gówniara. Czy nie uważacie, że coś tu nie gra?

Ważnym elementem tego typu opowieści są niesamowite umiejętności zabójców, potrafiących robić różne wygibasy i inne 'matrixy' jak to się teraz mówi. Ale co z tego, że Yo takie zdolności posiada, skoro kiedy z nich korzysta, nie wygląda przekonująco. Dla przykładu wskakując z podłogi, bez rozpędu, na framugę drzwi wygląda jak małpa podczas defekacji; biegnąc przez miasto w tej beznadziejnej masce (gdzieś na początku) wygląda idiotycznie. Jeśli komuś w scenach walki/akcji uda się poczuć jakiś mroczny albo jakikolwiek, byle różny od żenady, klimat, to gratuluję. No i te strugi łez... szkoda słów. Gorzej to już chyba nie można było ich narysować. Idąc dalej podczas starcia z bandziorami w sypialni Emu, czy możecie szczerze powiedzieć, że nóż wystający z szyi szefa bandziorów sprawia realistyczne wrażenie? Mnie ta scena kojarzy się z teatrem i rekwizytami plastikowymi nożami z ostrzem wsuwającym się w rękojeść przy kontakcie z jakimś ciałem stałym. Do tego wszystkiego 'pozerstwo'. Czy naprawdę koniecznym było praktycznie na kilku kolejnych stronach narysować Yo w gatkach, stojącego tyłem, przodem, a później przodem bez gatek?!? Tatuaże i tak pokazuje jeszcze wiele razy.

Psioczę sobie, ale chodzi mi o to, że chociaż kreska obfituje w szczegóły, całościowo nie jest taka zła (tła, ciuchy, broń palna, samochody, ogólnie postaci), to te poszczególne nieudolnie zaplanowane/narysowane fragmenty robią z tego obfitującego w "przemoc i seks, miłość i śmierć(...)" kawałka rzekomo "dobrej sensacji" farsę. Tak się zastanawiam: "Powrót mrocznego rycerza" F. Millera, czytało mi się przyjemnie, "Sandmana" N. Gaimana czyta mi się przyjemnie, a obie pozycje są wiekiem zbliżone do "Crying Freemana". Różnica polega na tym, że w przypadku tej mangi przyjemności z czytania nie doświadczyłem żadnej... Mocno niedopracowany tytuł. Dziwi mnie, że ktoś postanowił to wydać w Polsce, skoro jest multum ciekawszych i lepszych tytułów w kolejce do wydania. Szkoda czasu, pieniędzy i fatygi.

Adrian "ffreak" Grabiński

 

INNE OPINIE

Kilka miesięcy temu obejrzałem film Crying Freeman w reżyserii Christophe'a Gansa. Odbyło się to w dość niejasnych okolicznościach, przyznaję, że sam nie wiem skąd ten film znalazł się w moim posiadaniu. Z projekcji zapamiętałem niewiele, chyba tylko tyle, że film był bardzo słaby. Na tym kwestię tę można by zamknąć, gdyby nie to, że właśnie ukazał się w Polsce komiksowy pierwowzór tego filmu. Kupiłem do metra, żeby bezmyślnie nie wpatrywać się w reklamy i stwierdzam, że komiks jest tak samo słaby jak film. Słabe jest tu wszystko, poczynając od scenariusza w klimatach trochę "Karate Kid" a trochę "Dempsey i Makepeace na Tropie", kiepskie jest tłumacznie rojące się od durnych onomatopei w stylu "chwiej chwiej", "zryw", "Szmer" czy "łyp" i raczące czytelnika zdaniami w stylu: "zobaczyłam twarz mordercy, przyglądnęłam się jej aż zbyt dokładnie". Marne jest wydanie naszego edytorskiego czempiona: JPF, mieszczczące się gdzieś między ruskim samizdatem, a PRLowskim fandomem. Denerwują ocenzurowane genitalia, co sprawia, że nawet podręcznik wychowania seksualnego dla dziesięciolatków zawiera ostrzejsze sceny. Odpycha nawet rażąco symetryczna okładka i logo jak z edytora tekstów z lat osiemdziesiątych (okładka drugiej części w zapowiedziach jest już znacznie lepsza). Komiks kończy się w środku zdania, to nawet nie jest zawieszenie akcji, to jest redakcyjny błąd w podziale na części, zresztą wszystko jedno, bo nawet nie chcę wiedzieć co będzie dalej. Nawet bym się tak nie
znęcał nad tym przeciętniakiem, gdyby nie dość pozytywna recenzja Timofa, która zdecydowanie wymaga zaprezentowania kontropinii. Na plus piszą się tylko rysunki Ryoichi Ikegami, w tych miejscach, w których nie są wyszarzone. W sumie - słaby komiks dla mało wymagającego czytelnika, który mógłby być narysowany choćby na lekcji geografii przez nudzącego się, mało rozgarniętego gimnazjalistę i raczej nie zasługuje na zainteresowanie ani wydawców ani klientów.

Arek "xionc" Królak

 

Pierwszy tom Crying Freeman - podobieństwa do innej serii tego rysownika na naszym rynku (Heat) narzucają się same. Heat jednak rozwijał się powoli, pierwszy tom nie był rewelacyjny, następny był lepszy... i przy czwartym można już powiedzieć, że to niezła jest seria. Po przeczytaniu pierwszego tomu Crying Freemana - ja już wiem, że to jest niezła seria. Taka jest różnica.Rysunki są świetne - takie jakie właśnie powinny być w tego typu komiksie/mandze, a "wyszarzenia" - standard w mangach, które nie pretendują do miana "hentai", mnie one nie przeszkadzają. W końcu nie są w tym komiksie najważniejsze i nie dla nich kupiłem ten komiks. Wszystkim niezdecydowanym szczerze polecam.

Robert "graves" Góralczyk

 

" Crying Freeman" tom 1
Scenariusz: Kazuo Koike
Rysunki: Ryoichi Ikegami
Tłumaczenie: Rafał "Kabura" Rzepka
Wydawca: J.P.Fantastica
Data wydania: 02.2006
Wydawca oryginału: Koike Shoin Publishing
Data wydania oryginału: 1986
Liczba stron: 208
Format: 12 x 17 cm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 16,95 zł

Zakup w