"Priest" tom 2


Wprowadzenie:

Na początku pierwszego tomu, główny bohater stał przed kościołem w jakiejś zabitej dechami mieścinie na Dzikim Zachodzie, otoczony chmarą zombiaków. Później akcja nieco się cofa, następuje mała retrospekcja, rzucająca odrobinę światła na to, w jaki sposób Ivan w ogóle znalazł się tam, gdzie go zastaliśmy. Kto czytał, ten wie, że miejscówką, a raczej miejscem wielkiej rzeźni w poprzednim tomiku, był pociąg. W drugim akcja przenosi się przed kościół. Nowe miejsce mega-naparzanki i rozpierduchy.

Meandry fabuły:

Fabuła właściwie niewiele posuwa się naprzód. Jest jednak pewien postęp. Otóż, tak się jakoś złożyło, że "przebłysków z przeszłości" jest więcej niż w tomie poprzednim. Nie, żeby wyjaśniały coś nowego, oto bowiem czytelnik dowiaduje się, że Isaac ma wyrzuty sumienia, w związku ze śmiercią jego ukochanej - Jenny. Niezwykle oryginalne...tylko, że na taką przypadłość cierpi co drugi mangowy bohater. Ale! To jeszcze nie wszystko. Ilość pseudo filozoficzno-religijnego bełkotu demonicznego kaznodziei Jarbillonga również nieco się zwiększyła w tym tomie. Nie, żeby urozmaiciło to jakoś specjalnie fabułę, która ciągle nie może doścignąć tej z filmów pana George'a A. Romero. Innych zmian nie odnotowałem. Priest ciągle najpierw strzela, a później przerzuca się na nóż, identycznie jak w pierwszym tomie - tradycjonalista jeden.

Dialogi:

Hmm...jakie dialogi? Faktem jest, że postaci coś krzyczą do siebie, jednak niekoniecznie coś z tego wynika... Najfajniejsze z tego wszystkiego i najbardziej treściwe są wyrazy dźwiękonaśladowcze. Największe zabarwienie emocjonalne zaś posiadają trzy zwroty ze słowem "kurwa". Resztę porównać można albo do bełkotu albo do ujadania psa, którego każdy chce jak najszybciej uciszyć. Na szczęście onomatopei jest więcej niż tekstu innego rodzaju, więc da się bredzenie bohaterów wytrzymać.

Postacie i kreska:

To, że "statyści" wyglądają, jakby właśnie wypuszczono ich z obozu koncentracyjnego pominiemy milczeniem, uznając za skutek przyjętej konwencji. Że wszystko składa się z prostych kresek, przez co nawet tzw. "krągłości" są kwadratowe (spójrzcie chociażby jak wygląda naga Jenna), też. Problemy z anatomią, brakiem teł, sporą ilością czarnych stron, które tylko brudzą paluchy czarna farbą, to wszystko na pewno przemyślane działanie autora i rezultat obranej z rozmysłem, formy. Tym oto sposobem do tej kiepskiej, mało intrygującej, niewyraźnej bazgraniny i plątaniny kresek nazywanej dla zmylenia "rysunkiem" nie możemy się w ogóle przyczepić.

Chodzi przecież o naparzankę... no właśnie. Esencją tego dzieła jest sieczka, sieczka i jeszcze raz sieczka, więc po co komu przyzwoita kreska? Ważne, żeby były stosy ciał i ogólna pożoga. Rozróba. Efektowna? Nie. Znakomicie wyreżyserowana? Nie. Dynamiczna? Nie poczułem. Wspomniane stosy ciał i pożoga? Tak. Czy to bronią palną, nożem, kośćmi, zębami albo czymkolwiek innymi, wszyscy walczą, a walka odbywa się na prostej zasadzie: ty mnie nożem, to ja cię granatem, ty mnie granatem to ja ciebie.... (bazooką, bombą konwencjonalną, bombą atomówką). I panowie jadą z tym koksem (że się tak wyrażę), dopóki nie wyczerpią im się wszystkie sztuczki i mega-super-duper-ataki. Wtedy bowiem okazuje się, że przeciwnika da się zabić gołymi rękoma czy "kosmiczną wykałaczką". Bezsensowna przemoc, aż się ziewać chce. Naprawdę! I nie ma w zupełności znaczenia jak bardzo obrywa główny bohater, czy jego oponent. Walczyć i okaleczać się (bez większego skutku) będą przez cały tomik. Wyciągając coraz to nowe "asy z rękawa" licząc, że przyciągną uwagę i zaciekawią znudzonego czytelnika.

Ktoś gdzieś, kiedyś wspomniał, że to horror i w dodatku dla ludzi dorosłych. Nie rozśmieszajcie mnie. Zombiaki zna każdy szczyl, który ogląda TV albo gra na komputerze czy konsoli. Może kiedy pan Romero zaczynał kręcić swoje filmy, wywoływały one strach. Teraz wywołują śmiech. Typowe zombiaki, a takie znajdziemy w tej mandze, nie są w stanie nikogo przestraszyć. Może więc prawdziwe oblicze Jarbillonga kogoś przerazi? W mojej skromnej opinii, większości czytelników wyda się ono żenujące. Płonący ukrzyżowany zombiak, masowe mordy, wszystko zupełnie pozbawione emocji więc nikogo to nie przestraszy. Na stronie patrona Priesta (www.innyswiat.pl) znalazłem takie dwa komentarze pod informacją o dacie wydania recenzowanego tutaj tomiku:

"Adalgrim: Pierwszy tom był bomba! Od samego początku naparzanka ;) Szkoda tylko, że papier tak rączki brudzi :)"

"Lady Baton: Super... Kocham to! Czyham na tomik! (ano papier nie za bardzo)"

Są zatem ludzie kochający czystą, kiepsko narysowaną naparzankę pozbawioną jakiejkolwiek treści merytorycznej. Im wszystkim tomik drugi polecam gorąco.

Adrian "ffreak" Grabiński


"Priest" tom 2
Scenariusz: Min-Woo Hyung
Rysunki: Min-Woo Hyung
Tłumaczenie:
Wydawca: Kasen
Data wydania: 11.2005
Wydawca oryginału:
Data wydania oryginału:
Liczba stron:
Format: 126 x 189 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 19,00 zł

Zakup w