"Warcraft. Trylogia Sunwell" tom 1

 

"Trylogia z Sunwell to fantastyczna, epicka historia pełna przygód i niebezpieczeństw. Głównym bohaterem jest błękitny smok Kalec, któremu pomaga tajemnicza, piękna Anveena. Dziewczyna zostaje towarzyszką podróży smoka, kiedy okazuje się, że nie może już wieść swojego dotychczasowego życia. Nikt nawet nie podejrzewa, jaki ukrywa sekret..."

Tak reklamuje właśnie wydaną mangę Warcraft vol.1 Kasen. Pomijając fakt imienia głównego bohatera, które jest jednym z głupszych jakie słyszałem (można by kiedyś zrobić listę 100 najgłupszych), moje zastrzeżenia budzi słowo 'fantastyczna'. Gdyby chodziło o to, iż jest to historia fantasy, nie byłoby problemu, ale kiedy (jeśli dobrze mniemam) znaczy to tyle co 'wspaniała' - muszę stanowczo zaprotestować. Zaczynając trochę od końca, od kreski mianowicie, błędem byłoby jej nie docenić. Jae Hwan Kim potrafi rysować. Ładnie narysowane postaci i miejscówki cechuje ogrom szczegółów. Stroje bohaterów, bronie, potwory, drzewa, miasteczka, wszystko to zdaje się nie być dla niego problemem. Kreska cieszy oko i poza pewną ułomnością - kiedy idzie o oddanie nastrojów/uczuć postaci za pomocą mimiki twarzy, Kim zawodzi na całej linii - nie ma się czego uczepić. Taki szczególik u rysownika urasta do rangi poważnego zaniedbania u scenarzysty. Tak się bowiem składa, że Richard A. Knaak, ma poważne kłopoty z wyrażeniem tego, co czują postacie za pomocą dialogów i dźwięków nieartykułowalnych ,o zabarwieniu emocjonalnym. Z tego też względu wszelkie sytuacje, w których moglibyśmy spodziewać się radości, bądź smutku, są żałośnie komiczne. Nie wiem jak wy, ale ja nie przepadam za emocjonalnym upośledzeniem bohaterów, przez niezbyt biegłego w sztuce pisania dialogów autora. Ujmując to najkrócej jak się da - wielka sztuczność. Wracając jednak do mojego 'psioczenia' na fabułę, to jej całokształt jest po prostu kolejna kalką kalki... Mamy tu przystojnego, dzielnego smoka (dobrze, że nie księcia), uroczą, o dobrym sercu, słodką do bólu niewiastę (pewnie dziewicę), i w końcu złego, ale w ostateczności poczciwego i sympatycznego krasnoluda i palladyna, czekającego w zabitej dziurami mieścinie na jakąś przygodę, która pozwoli mu zrealizować misję czynienia dobra. Mamy też Wielkiego Brata - zakapturzonego czarnoksiężnika, obserwującego wszystkich i wszystko, oraz wysłannika jakichś potężnych i złych sił maga, opętanego 'chcicą' (tak, to dobre słowo) posiadania wielkiej mocy. Oczywiście początkowo nic ich nie łączy, ale ku wielkiemu (??) zaskoczeniu głupiego Czytelnika (przykro mi, ale ten komiks obraża każdego, nawet tych trzynastolatków do których jest skierowany) ci dobrzy łączą się w drużynę. Niesamowite, wiem. Jednak to dopiero na końcu pierwszego tomu. Cóż dzieje się wcześniej? Coż...standardzik. Ratowanie smoka z opałów, strata rodziny (rzekoma, bo nikt rozsądny w to nie uwierzy), kilka potyczek. Nic, co mogłoby wciągnąć bardziej niż reklama płatków śniadaniowych.

Z rzucających się w oko błędów, chciałem wspomnieć o jeszcze kilku. O głównej bohaterce nie świadczy najlepiej, że nieprzytomnego Kalca (Kaleca?? (eee, nieważne, nie ma się co się produkować - przyp. Red.)) wyciąga za prawą rękę, chociaż dobrze wie, że w tą właśnie został on zraniony. Sam Kalec walcząc z jakąś paskudą-potworem, będąc przez niego prawie obejmowany, ni stąd ni zowąd tnie go z góry, chociaż nie miał miejsca na taki manewr. Już nie będę czepiał się takich szczegółów, jak to że teoretycznie jajko smoka umieszczone pod zgliszczami domu, który właśnie spłonął, powinno się ugotować (przyjmijmy dla dobra wszystkich, że smocze jaja są ognioodporne); że Anveena rzuca się na tlące się szczątki jej domu i zaczyna je rozgrzebywać, ani się przy tym nie raniąc, ani brudząc; że w jednej chwili płacze sądząc, że jej rodzice spłonęli, a w drugiej cieszy się ze znalezienia jajka i ze smoka, który się z niego wykluł. Mógłbym jeszcze wymienić kilka dziwolągów zdaniowych, dialogowych. Np. kiedy Anveena odpowiada Kalecowi: "Przepraszam, straciłam wątek" (heh, głupiec ze mnie, przecież oczywistym jest, że każdy, kto właśnie stracił rodziców i stał się posiadaczem małego smoka odpowiada w ten sposób; tyle emocji!!). I tak dalej, i tak dalej...

Jednak można by te wszystkie niedociągnięcia wybaczyć, przymrużyć oko, gdyby była to manga jakiegoś debiutującego pisarza, gdyby fabuła w ogólnym rozrachunku porywała, wciągała albo zawierała choć odrobinę nowatorstwa. Niestety ktoś chyba uznał, że na rynek mangowy można wrzucić coś, co już było miliony razy i nikt się nie zorientuje. Nie wystrychniecie nas na dudka, panowie i panie (twórcy mangi + zespół redakcyjny Kasena). W ostatecznym rozrachunku jest to twór artystycznie ładny i wart uwagi (chociażby przeglądnięcia), merytorycznie zaś - pierwszorzędny gniot. Kupcie sobie batonika, zajdźcie do Empiku czy jakiejś księgarni i przejrzyjcie (nawet przeczytajcie, nie zajmie Wam to wiele czasu), natomiast kupowanie stanowczo odradzam - zbyt wątpliwą przyjemnością jest obcowanie z tą mangą, aby za nie płacić. Chyba, że ktoś zakocha się w kresce pana Jae Hwan Kima. Ma to być trylogia, więc zobaczymy, może się jeszcze coś porządnego z tego zrobi, chociaż szczerze wątpię. Na razie stanowczo poniżej przeciętnej przeciętnej.

Na koniec załączam jeszcze opinię mojej koleżanki o smokach: ja jestem stworzenie mangą skażone i dla mnie smok, spadający na ziemię po strzale z flinty, to podróba, nie smok, padalec, aksolotl albo gekkon udający smoka. Wschodnie smoki są na ogół bogami albo półbogami i całą taką krainkę obróciłyby w perzynę jednym dmuchnięciem. Howgh. Oczywiście nie za bardzo wiemy (ani ona ani ja) jak sprawa ma się w świecie Warcrafta. Może tam smoki nie są aż tak majestatyczne jak wydawałoby się, że powinny być.

p.s. Za stroną wydawcy, Tokyopop, i większości stron w sieci określiłem Warcrafta - Trylogię Sunwell vol1 jako mangę. Co prawda komiksy koreańskie nazywają się manghwa, nie manga, ale w sieci takie określenie Warcrafta w tej postaci istnieje tylko pod dwoma linkami (google;).Jeden to link to podstrony Tokyopop, gdzie dziwna sprawa, jest słowo 'manga' i ani widu ani słychu 'manghwa', drugi odsyłacz to jakaś stronka gdzie szukane słowo pojawia się dwa razy w opinii prywatnych osób. Sam Kasen określa Warcrafta komiksem fantasy. Reasumując wychodzi na to, że brak podstaw aby nazywać Trylogię Sunwell manghwą (chyba, że koreański rysownik jest warunkiem wystarczającym). To tak gdyby ktoś chciał się czepiać.

Adrian "ffreak" Grabiński

"Warcraft. Trylogia Sunwell" tom 1
Scenariusz: Richard A. Knaak
Rysunki: Kim Jae-Hwan
Tłumaczenie: Katarzyna Demusiak
Wydawca: Kasen
Data wydania: 11.2005
Wydawca oryginału: Tokyopop
Data wydania oryginału: 2005
Liczba stron:
Format: 126 x 189 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: salony prasowe
Cena: 19,00 zł

Zakup w