The Mystery Play

 

Prawdopodobnie żaden z komiksów szkockiego scenarzysty Granta Morrisona nie budzi tak różnorodnych i często sprzecznych opinii jak "The Mystery Play". Jest w nim coś co utrudnia interpretację tej opowieści, co sprawia kłopot a zarazem w jakiś podskórny sposób drażni, bo przecież sama linia fabularna tej historii jest raczej stosunkowo prosta i łatwa do określenia. W komentarzach na temat "The Mystery Play" często przewijają się opinie starające się wyjaśnić ten komiks przez pryzmat twórczości intuicyjnej - cokolwiek miałoby to w tym wypadku oznaczać; bądź zwracające uwagę na klimat niejednoznaczności i poetycki potencjał tkwiący w niewątpliwie bardzo dobrych akwarelach Jona Mutha - twórcy strony graficznej komiksu. Bez względu jednak na to czy sądy te pochodzą od fanów komiksu i twórczości Morrisona w ogóle, czy też od jego potencjalnych krytyków, posiadają one często raczej wrażeniowy charakter i rzadko kiedy wchodzą w szczegóły, w próbę odszyfrowania gry, do której tekst komiksu "The Mystery Play" jest przecież przewrotnym zaproszeniem. Przy czym owa "gra" jest przeprowadzona przez Morrisona w subtelny i przemyślany sposób, wymagający starannego potraktowania go przez czytelnika. Można więc powiedzieć, że zasadniczą sprawą powodującą wspomniane wyżej trudności jest zbyt dosłowne potraktowanie samej konwencji tej opowieści bez próby krytycznego rozszyfrowania intencji jej autora. Ta z kolei przewrotnie odmawia czytelnikowi prawa do tego co - jak można wnioskować z logiki fabuły, mu się należy, co wręcz jest mu przez nią obiecane, tak jakby struktura tej opowieści budziła w czytelniku uczucie i oczekiwanie wobec niej, którego spełnienia sama celowo odmawia, bądź spełnić go z różnych przyczyn nawet nie ma zamiaru. Mianowicie pragnienie odkupienia.

"The Mystery Play" przy całej różnorodności jaka cechuje twórczość Morrisona, zajmuje w niej miejsce dość specyficzne. Komiks ten początkowo powstał jako sztuka sceniczna, dopiero później przy pomocy Jona Mutha, został przetłumaczony na nowelę graficzną i nie można tutaj oprzeć się wrażeniu, że w rysunkach Mutha istnieje zamierzenie by ten "sceniczny" charakter Morrisonowej fabuły w jakiś sposób zachować. W tej stosunkowo krótkiej opowieści można znaleźć nie tylko nawiązania fabularne do gatunku klasycznej powieści detektywistycznej spod znaku Edgara Allana Poe, Arthura Conan Doyla czy Agathy Christie, ale też odniesienia do symboliki chrześcijańskiej, Nietzscheańskiej idei śmierci Boga, Jungowskiej psychoanalizy. Mimo całego "naddatku znaczenia" jakie sam tekst komiksu "The Mystery Play" w sobie nosi, fabuła jest klarowna, wręcz skrótowa, nie zatrzymuje się na zbytnich, niepotrzebnych szczegółach, zmierzając konsekwentnie do swojego ukrytego przed czytelnikiem celu.

W miasteczku Towneley panuje ciężka sytuacja. Życie nie jest zbyt łatwe, panuje chaos; poczucie zwątpienia i braku wiary ogarnia jego mieszkańców. W związku z tą sytuacją burmistrz miasteczka przy pomocy pastora, w nadziei, że to pomoże z powrotem zintegrować miejscową społeczność, decyduje się na wystawienie sztuki scenicznej, misterium (mystery play) poruszającego tematy biblijne. Niestety sytuacja się komplikuje, gdy w trakcie przedstawienia zostaje zamordowany aktor grający w sztuce Boga. Do Towneley przybywa detektyw Frank Carpenter by rozwikłać sprawę tego zabójstwa. Komiks zaczyna się od fragmentu wystawianego właśnie misterium przedstawiającego opowieść o stworzeniu świata przez Boga, upadek Szatana do Piekieł, stworzenie i wypędzenie Człowieka z Raju. Ta scena w jakiś sposób ustanawia sam styl komiksu. Początkowo przedstawiona jest bez żadnego scenicznego charakteru. Wydaje się być bardzo realistyczną wizją, która dopiero później okazuje się tylko przedstawioną na scenie fikcją. Już na samym początku więc mamy do czynienia ze swoistym przenikaniem się świata rzeczywistego z wyobrażeniami i fantazją.

Sposób w jaki Grant Morrison otwiera swoją opowieść definiuje to w jakim kierunku sama narracja komiksu będzie zmierzać. Mianowicie zestawia on ze sobą dwa różne typy narracji, a co za tym idzie wartości, które one swoją obecnością przywołują, doprowadzając fabułę do sytuacji gdy one same nawzajem się uzupełniają i dyskutują ze sobą. Z jednej strony mamy do czynienia z opowieścią detektywistyczną z całym jej asortymentem, motywami, typami postaci, które ona implikuje, z drugiej zaś z tradycyjnie katolicką narracją misteryjną, a co za tym idzie z jej wizją świata i człowieka. Dopiero perspektywa ich zderzenia i dialogu między nimi, tworzy jakby "drugie dno" w tym komiksie, przenosi ciężar problematyki jaką "The Mystery Play" porusza na inną niespodziewaną przez czytelnika płaszczyznę. I tak w świecie, w którym raczej spodziewalibyśmy spotkać postaci w typie Herculesa Poirot czy Augusta Dupin pojawiają się elementy sygnalizujące, że temat samej opowieści ma o wiele szerszy charakter niż można by podejrzewać, a główny bohater z klasycznego, posługującego się racjonalnym poglądem na świat i zawsze posiadającego swoją indywidualną metodę śledztwa detektywa, przeistacza się w szaleńca, którego - do rozwiązania zagadki "Śmierci Boga", pchają nieuświadomione i irracjonalne motywy. Historia nabiera, można powiedzieć, cech odnoszących się do czegoś istniejącego "poza" konwencjami, z których ona sama została stworzona.

Dopiero na tej podstawie zabójstwo aktora grającego w spektaklu postać Boga nabiera bardziej ogólnego i złożonego charakteru. Idea śmierci Boga, do której sytuacja opisana w komiksie nawiązuje ma swoją długą historię. Pojęcie to stworzone przez Nietzschego pod koniec XIX wieku zrobiło współcześnie sporą karierę i często bywa przy różnych okazjach podejmowane i dyskutowane. Dość powiedzieć, że kryje się za nim pogląd, iż człowiek przestał odczuwać siłę sacrum w równie intensywny sposób jak to czynił w przeszłości. W związku z tym metafizyczna podstawa, na której opierał on swoje wartości straciła swój sens i rację bytu. Człowiek, chociaż zdaje sobie poniekąd z tego sprawę, odczuwa jednak boleśnie swoją stratę gdyż z racji kultury, wychowania czy też obyczaju, które do idei Boga się ciągle odwołują, znajduje w sobie potrzebę by jakieś sacrum mieć. Formy, jakie przyjmuje w jego poszukiwaniu są jednak puste i pozbawione treści, jaką kiedyś, w swojej długiej historii posiadały. Innymi słowy, kultura, w której żyjemy nie posiada już tych właściwości, w ramach których potrafiłaby świat opisać i nadać mu jakiś głębszy sens gdyż wszystko co je wyraża jest iluzoryczne i nieprawdziwe. Opisana sytuacja była dla Nietzschego synonimem nihilizmu, który zmusza człowieka do udawania przed samym sobą, do niewolniczego ulegania czemuś, co już straciło rację bytu. Według niego człowiek powinien się stać twórcą własnych wartości, pozbawionych starego metafizycznego odniesienia, dzięki czemu wyzwoli się z krępującej go, niższej w jego pojęciu, moralności.

W tej właśnie sytuacji, w której ogólnie panujące wartości straciły swoją rację bytu, a może raczej moc porządkowania świata znajduje się Towneley. Będąc wprawdzie miejscem wymyślonym przez Morrisona, jego nazwa nie pojawia się przypadkowo i jest odwołaniem do starej, angielskiej tradycji misteryjnej, a konkretnie do tzw. "Towneley cycles" czyli jednego z bardziej znanych zbiorów sztuk misteryjnych pochodzących z końca XIV w. - z czasów gdy Anglia była jeszcze krajem katolickim, podległym Papieżowi. Ten właśnie fakt próbuje wykorzystać burmistrz Purves i Wielebny Tilley wystawiając dla ludności miasta sztuki o biblijnym charakterze. Jednak żadna z obu tych postaci nie kieruje się tutaj w żadnym wypadku wiarą w rzeczywistą wartość przedsięwzięcia. W trakcie spotkania i rozmowy Carpentera z Wielebnym, Tilley dość jasno określa swoją postawę: "Jesteśmy głupimi wystraszonymi zwierzętami, wpatrzonymi trwożliwie w puste niebo. Jeśli więc mogę uśmierzyć strach moich wiernych przez kłamanie im o Raju, to będę to robić". I dalej, kontynuując swoją odpowiedź: "Czemuż miałbym odczuwać potrzebę zabicia Boga, jeśli od dawna oczywistym jest fakt, że on nie żyje?". Tak więc sam sens czy też raczej metafizyczne konotacje, jakie ponure morderstwo w Towneley z sobą niesie zostają zdemaskowane, pokazane jako rodzaj gry potrzebny jednak do uśmierzenia strachu przed samotnością i nicością.

Dochodzimy w tym momencie do głównego motywu "Mystery Play", do tego co powoduje, że właśnie takie zestawienie dwóch kompletnie różnych porządków narracyjnych ma sens i nie jest tylko i wyłącznie przypadkiem, czy też prostym widzimisię kapryśnego artysty. Opowieść detektywistyczna w swoich ramach nadaje temu komiksowi konkretną strukturę. Mamy niewyjaśnione zabójstwo, detektywa prowadzącego w tej sprawie dochodzenie, potencjalnych podejrzanych itp. W takim kontekście patrzymy na rozwijającą się przed nami fabułę, jako na rodzaj opowieści zadającej proste pytanie "Kto zabił?" czy też "Kim jest morderca?". Patrzymy na nią trochę linearnie, jakby spodziewając się, że na końcu poznamy sprawcę zbrodni, że zostanie nam wyjawiona jakaś prawda, która pozwoli złożyć przysłowiowe klocki do kupy i dać nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Tymczasem w "The Mystery Play" pytanie brzmi: kto ponosi winę? Komiks przeformułowuje standardowy problem z jakim stykamy się czytając powieści detektywistyczne nie oddalając się jednak zbyt daleko od samej konwencji, raczej przenosząc problem na głębszą jej płaszczyznę, ujawniając to o co w niej w istocie chodzi. W końcu to właśnie detektyw jest tą postacią, po której spodziewamy się, że wskaże winnego, oczyszczając potencjalnych podejrzanych od zarzutów popełnienia przestępstwa, zdejmując z nich niejako związane z tym faktem poczucie winy.

W komiksie symbolem winy jest płaszcz. W scenie, w której pojawia się on po raz pierwszy zacytowany jest Yeats: "fifteen apparitions I have seen, the worst, a coat upon the coathanger". Płaszcz przywodzi na myśl coś złowieszczego, wieloznacznego, ale w kontekście detektywa Carpentera posiada on bardziej określone znaczenie. Coś mu przypomina. Carpenter nie jest tym, za kogo się podaje. Ukrywa przed otoczeniem swoją prawdziwą tożsamość po to, by móc prowadzić śledztwo, które w takim samym stopniu wiąże się ze śmiercią Boga jak i z jego własną osobą. Jest zbiegiem ze szpitala psychiatrycznego, w którym znalazł się po popełnieniu brutalnego gwałtu i morderstwa. Nie potrafi odtworzyć biegu wypadków, nie pamięta tamtego zdarzenia, wie tylko, że w przeszłości "nie był dobrym człowiekiem". Motywacją jego kieruje w zasadzie chęć określenia swojej rozbitej psychiki i tożsamości. Gnany niewytłumaczalnym dla siebie poczuciem winy poszukuje czegoś, co pozwoli mu zrozumieć naturę czynu, który popełnił, odnaleźć jego prawdziwe znaczenie. Jak mówi: "Myślę, że wszystko, co dzieje się w pobliżu popełnianego morderstwa ma swoje znaczenie. Lot ptaków, kształt chmur (...) niczego nie można przeoczyć." - i dalej "nie chcę badać porozrzucanych kawałków (...) pragnę zobaczyć wszystko w odniesieniu do całości. Tylko wtedy pojawi się znaczenie". Przebija się przez to wiara, że istnieje jakaś wyższa płaszczyzna istnienia, zdolna nadać jego życiu ogólny sens. Co więcej, nie jest ona możliwa do poznania drogą racjonalną, która według niego dzieli zdarzenia na części oddalając się coraz bardziej od ich istoty. Śmierć Boga jest dla niego zagadką, której badanie może dać mu odpowiedź odnośnie natury popełnionego przez niego czynu, jest sublimacją jego własnego poczucia winy. Co ciekawe, Morrison opowiada poszczególne wydarzenia głównie z perspektywy Carpentera, zmuszając czytelnika do patrzenia na przedstawiony w komiksie świat jego oczami i siłą rzeczy zwodząc go przez nadawanie jego wyobrażeniom i sposobowi myślenia bardziej realnego charakteru. Patrzymy na to, co się dzieje przez pryzmat chorego psychicznie człowieka i w zasadzie tylko dzięki temu zabiegowi łączymy ze sobą w całość dwa różne porządki. Przecież w rzeczywistości - choć co tu nią naprawdę jest? - to nie tyle Bóg został zabity ile aktor wystawiającej sztukę trupy.

Sęk w tym, że poza osobistym światem Carpentera aspekt winy jest także wpisany w charakter przedstawionego w komiksie misterium i ogólnie miejsca, w którym trwa cała akcja komiksu. Jak wspomniałem w jednym z początkowych momentów historii przedstawiona jest scena kuszenia i grzechu pierworodnego. Trudno więc nie widzieć w tym pewnej analogii lub przynajmniej komentarza do idei Śmierci Boga, która samym swoim faktem skazuje Towneley na życie w poczuciu winy, niszczącym i degenerującym więzi społeczne. To uczucie też domaga się określenia. Po śmierci Bella - czyli odtwórcy roli Boga, na miasteczko pada cień wzajemnych podejrzeń i braku zaufania. Każdy może być potencjalnym mordercą i ten fakt doprowadza do wybuchu zbiorowej psychozy. Tłum pragnie zrzucić z siebie podejrzenie i wiążące się z nim poczucie winy. W końcowej scenie komiksu, gdy zostaje ujawniona tajemnica Carpentera zostaje on w trakcie jednego z przedstawień misteryjnych, brutalnie ukrzyżowany przez rozjuszoną tłuszczę. Cała wina zostaje więc przeniesiona na niego i rozpływa się w ceremoniale o katarktycznym dla społeczności charakterze, przypominającym bardziej składanie kozła ofiarnego rozgniewanemu bóstwu. Dochodzi do paradoksalnej i prowokacyjnej sytuacji, w której chory psychicznie morderca zostaje utożsamiony z umierającym na krzyżu Chrystusem. Umiera w momencie, w którym - w nagłym olśnieniu pojawia się przed jego oczami prawda - upragnione rozwiązanie nurtującej go tajemnicy.

Mechanizm czy też logika stojąca za misterium spełnia tutaj swoją rolę. Akt restytucji i uporządkowania świata został dzięki niemu z powrotem przywrócony i tłum w poczuciu oczyszczenia może już powrócić do swoich domów. Jednak w kontekście komiksu pozostawia on w czytelniku uczucie niespełnienia, bo wie on coś o czym ten tłum nie ma pojęcia. Temu aktowi umyka wyrażona przez umierającego Carpentera - Chrystusa prawda. Staje się ona wręcz zbędna i niepotrzebna bo siła powtarzalnego misterium ma swoją wręcz uwodzącą siłę. Symboliczna śmierć na krzyżu w końcu posiada dla tłumu wagę męczeństwa o odkupienia ludzkich grzechów przez Syna Bożego. W rzeczywistości nie zmienia ona niczego poza ugruntowaniem i umocnieniem starego porządku. Jest aktem pustym i w kontekście komiksu zastępczym. Nie wnosi niczego poza samą formą. W końcu śmierć detektywa oddala nas raczej od poznania prawdy o Śmierci Boga - wręcz ją zaprzepaszcza. Z punktu widzenia logiki śledztwa, nie wskazuje też ona na jakiegokolwiek winnego faktycznie popełnionej w komiksie zbrodni. Wina pozostaje i Annie wychodząc z domu w deszczowy, mglisty dzień, będzie musiała ubrać płaszcz.

Andrzej Rabenda