Jarek Obważanek

Komiksowa kawa
Striptiz w ubraniu

Tym razem dwa kompletnie oderwane od siebie łyki małej czarnej głównie na temat kobiet (oderwane również stylistycznie, nie kryję) - niedawno ukazały się "Zeszyty Komiksowe" o kobietach w komiksach, więc teksty prawie na czasie. A biorąc pod uwagę jak rzadko ukazuje się ostatnio KZ nie chcę tego rozbijać na dwa kolejne wydania. Bo drugie pewnie pojawi się dopiero po wakacjach.

Zacznę od Dagmary Matuszak, co to napracowała się niemało, by z kilku linijek tekstu Gaimana zrobić całą książkę. To tak, jakby zrealizować pełnometrażową, kinową adaptację "Ławki" Bizona. A jednak Dagmarze się udało, co nie zmienia faktu, że z poematem można zapoznać się przy okazji wertowania książki na stoisku wydawcy. Wydawcy dumnego ze swego dzieła, bo nie dość, że drogie, to jeszcze chodliwe. A że ma licencję na drukowanie albumu we wszystkich wersjach językowych, to można mu tylko pozazdrościć sytuacji. I jak tu dziwić się Wabikowi, że niezbyt interesuje go topienie kolejnych pieniędzy w niedochodowych komiksach i czasopismach. Teraz Atropos nastawia się na produkowanie ekskluzywnych albumów dla kolekcjonerów. Ale jednocześnie pozostaje w kręgu zainteresowania komiksiarzy, którzy Gaimana kojarzą głównie z "Sandmanem". I dlatego nawet niektórzy recenzenci uparcie nazywają kolejne jego produkcje komiksami. Co z tego, że są to ilustrowane poematy czy też zwyczajne bajeczki dla dzieci? Gaiman jest nasz, więc to nie poemat, tylko komiks. No cóż.

A jeśli ktoś kupi "Melindę" dla Gaimana, to srodze się zawiedzie, bo jego poemacik nie jest w zasadzie wart większej uwagi. Na wszelki wypadek czytałem bardzo powoli, smakując każde słowo. Oglądałem przy tym uważnie ilustracje i starałem się jak najwięcej z tego wszystkiego wyciągnąć. Ale nawet przy takim podejściu niewiele z książki wynika. Mała dziewczynka przechadza się po jakiejś nieciekawej, opuszczonej okolicy pełnej kabli i rusztowań. Obraz przefiltrowany przez jej wyobraźnię ożywa - oto żuki stają się katedrami, kable szczupakami, znikąd pojawiają się żołnierze. I tyle, nie ma żadnej pointy, żadnego morału, żadnego sensu - po prostu spacerek ubarwiany przez samotne dziecko. W dodatku cały tekst wydaje się miejscami nieco bełkotliwy.

Na szczęście sprawa ma się zupełnie inaczej z ilustracjami, bo warte są uwagi. Ale chociaż różne, czasem niezbyt tanie, rzeczy mam w kolekcji, to w trakcie oglądania zastanawiałem się czy te grafiki rzeczywiście są warte 60 zł za egzemplarz. Mniejsza jednak z ceną, jak kogoś stać to zapłaci. Ja się szarpnąłem. Dagmara umiejętnie zobrazowała słowa Gaimana, wyciągając z nich esencję, bawiąc się nawiązaniami między poszczególnymi kadrami, zaskakując widza interpretacjami. Pozbawione tekstu, wystawione w galerii byłyby ciekawymi grafikami i obrazami. Zresztą te kilka wklejonych, kolorowych malarstewek niewiele ma wspólnego z treścią poematu. Poza ostatnim wydają się raczej dodatkiem, niż integralną częścią tej "historii". No i pooglądałem sobie to trochę i odłożyłem na półkę. Niewątpliwie ekskluzywnie wydane, niewątpliwie drogie, ale z całym szacunkiem dla tego, co stworzyła Dagmara, pewnie prędzej zdejmę z regału jakieś niekoniecznie genialnie wydane i niekoniecznie tak drogie dzieło Millera. Albo zwrócę swe oczy na półkę z albumami Taschena.

Co w nieco pokrętny sposób wiedzie mnie do ciągle istotnego zagadnienia, jakim jest niewątpliwie biust Jessiki Alby. W sensacyjnym wywiadzie dla Comingsoon.net jego właścicielka oznajmiła, że brała pod uwagę pokazanie go w filmie "Sin City"! "Moglibyśmy to zrobić, gdybyśmy chcieli" (realizatorzy filmu, a nie biust i jego właścicielka). Dlaczego więc tego nie zrobili? Alba uznała, że taniec z lassem jest wystarczająco seksowny, a nagość - uwaga - byłaby ROZPRASZAJĄCA!!! Nie wyobrażam sobie lepszej metody na przyciągnięcie samców, niż naga kobieta, a Alba stwierdziła, że to będzie rozpraszać! No dobra, nie całkiem naga, bo majtek wcale nie zamierzała zdejmować, ale ten biustonosz to rzecz kompletnie niezrozumiała. Alba wiedząc, że gra striptizerkę, celowo zrobiła z niej tancerkę zwykłą, chyba tylko na złość swym fanom, którzy na wieść, że będzie grała Nancy, dziewczynę, co to ubrana jest tylko w cywilu (a w komiksie rzadko kiedy jest poza sceną) doczekać się nie mogli pierwszych fotek i oszukiwali się potem, że w filmie będzie inaczej. Nie będzie.

Moje uwagi na temat wyższości odsłaniania biustu nad jego zasłanianiem ładnie komponują się ze wspomnianym już, podobno feministycznym numerem "Zeszytów Komiksowych" (jeszcze nie czytałem). To dobrze, że po samczym punkcie widzenia w "KKK" pojawiła się jakaś wyrazista przeciwwaga, a może raczej próba rzetelnego i szerokiego spojrzenia na rolę kobiet w komiksach. Co oczywiście nie przeszkodzi samcom takim jak ja w oglądaniu raczej niż czytaniu cudownych dzieł Manary czy Serpieriego, gdzie kobieta jest często sprowadzana do narzędzia zaspokojenia seksualnego popędu i poniżana na wszelkie sposoby ku uciesze widzów. Co oczywiście nie przeszkodzi również mojej koleżance w ozdabianiu swego pokoju ostrymi rysunkami wyżej wspomnianych panów i im podobnych. Bo to niby tylko faceci myślą o seksie?

Jarek Obważanek,, 30.03.2005