"American Splendor" -
- wstrząśnięte, nie zmieszane...

 

"Ordinary life is pretty complex stuff", to napis na okładkach komiksów należących do serii "American Splendor" Harveya Pekara. Nie jest chyba przypadkiem, że właśnie to hasło, a nie żadne inne, stało się znakiem firmowym serii, pomimo faktu, że sam tytuł sugerowałby raczej opowieści o bardziej fantastycznym charakterze. W końcu - co jak co, ale znaczna część amerykańskiej produkcji komiksowej posiada raczej eskapistyczno-trykotowy charakter, więc wydawałoby się rzeczą naturalną, że coś, co nazywa się "American Splendor" tym bardziej będzie taki miało. Tymczasem historie Pekara idą w kierunku, którego, sądząc tylko po tytule, byśmy się nie spodziewali. "Splendor" to mianowicie opowieści z życia wzięte, w dodatku, mające raczej autobiograficzny charakter, których głównym bohaterem jest nie kto inny, tylko sam Harvey Pekar.

Seria zaczęła wychodzić w 1976 r., a jej kariera trwała dość długo, bo wychodziła ona z mniejszymi bądź większymi przerwami do początku lat 90 XX w. W momencie, w którym Pekar zaczął ją tworzyć, rynek komiksowy nie był przygotowany na tego typu historie. Nie chodzi tutaj wcale o to, że ich przed Pekarem nie było, ale nikt przedtem z uporem godnym maniaka nie rozpoczął - na wzór Komedii Ludzkiej Balzaca - zapisywać z ekshibicjonistyczną szczerością swojego życia w formie komiksu. Życia w dodatku - powiedzmy bez ogródek - kompletnie prozaicznego, szarego i nieciekawego.

Pekar pracował jako urzędnik w jednym ze szpitali w Cleveland. Nigdy z tej pracy nie zrezygnował, a większość serii "American Splendor" dzieje się właśnie w tym małym uniwersum, ale nie tylko. Jako zapalony kolekcjoner różnego rodzaju rzeczy, a muzyki jazzowej w szczególności, Pekar wypełnił swoje i tak nie za duże i nie za czyste mieszkanie półkami pełnymi płyt, książek oraz rozmaitych bibelotów, które cierpliwie wygrzebywał na różnych targach staroci, bądź wymieniał ze swoimi znajomymi. O tej pasji, ale także o samotności, o swoich relacjach ze światem i ludźmi, oraz - co, gdy się słyszy Pekara zupełnie nie dziwi - problemach z głosem, opowiada on w swoich komiksach, które - trochę jak filmy Jarmuscha - są nigdy nie kończącymi się, zawieszonymi w czasie opowieściami, czasami bez puenty, ale starającymi się być takimi jakimi je autor zapamiętał.

Seria ta nigdy nie była komiksem, o którym można z czystym sumieniem powiedzieć, że odniósł sukces komercyjny w sensie dużego nakładu, czy też specjalnej popularności - chociaż sam Pekar miał swoje medialne 5 minut, ale z trochę innych powodów, o czym później. Zawsze była serią undergroundową, która jednak miała swoich stałych czytelników. "American Splendor" został w 1987 r. uhonorowany prestiżową nagrodą American Book Award - przeznaczoną raczej dla literatury niż komiksu. Można oczywiście zapytać, co takiego jest w tych opowieściach, że warto na chwilę zatrzymać się nad nimi, skoro, generalnie rzecz biorąc, nic się w nich specjalnego nie dzieje, a ich bohater to typowy, szary everyman jakiego można spotkać na ulicy?

Odpowiedź brzmi: Historie Pekara są ciekawe z dwóch innych - nie licząc tematyki - powodów. Po pierwsze są historiami mocno autotematycznymi, a więc opowiadają także o samym procesie tworzenia komiksu, co mocno wzbogaca samą opowieść pewnym odautorskim dystansem, który powoduje, że historia jest odbierana na trochę innej płaszczyźnie, niż gdyby została opowiedziana od tak po prostu. Po drugie jest to autobiografia w formie komiksu stworzona przez człowieka, który w życiu niczego nie narysował, a co dopiero długą, wydawaną przez blisko 25 lat serię?

Pekar oczywiście pisał scenariusze i rozrysowywał je na planszach, a później przetwarzali je na formę komiksu zaznajomieni z nim rysownicy tacy, jak: Gerry Shamray, Gary Dumm czy Val Mayerick. Robili to w różny sposób. Czasami lepiej bądź gorzej. Czasami ilustrowali scenariusze Pekara prosto, tak jak zostały napisane, a czasami dodawali do nich swoje komentarze i modyfikowali je na swój własny, rysunkowy sposób. Najbardziej znanymi i chyba jednak - co powiem z przekorą - trzymającymi poziom, są te części serii, które zostały zilustrowane przez nie byle kogo, bo samego Roberta Crumba. Dziwna to autobiografia, której autor - bohater, podlega zarazem interpretacji dokonywanej przez kogoś innego.

Konsekwencje obu tych faktów są ważne dla serii, i zdecydowanie dalej idące, niż by mogło się wydawać. Bo oto typowy sposób, czy też proces powstawania komiksu jako współpracy pomiędzy dwójką bądź większą ilością ludzi, w sposób niebagatelny wpływa na historię, która w swym założeniu miała się odnosić do jakiejś prawdy o rzeczywistości, i zakrzywia ją w sobie właściwy sposób. A to dla nas jest sporym problemem, bo pora w końcu zadać pytanie: kim do cholery jest Harvey Pekar?

Chyba trudno znaleźć zadowalającą odpowiedź. To pytanie istniało implicite w samej specyfice serii, formułowane w różny sposób w zależności od tego kto brał się za jej ilustrowanie. Być może na początku zasadą jej istnienia była próba opowiedzenia czegoś ogólnie o rzeczywistości, ale chyba to, co spowodowało, że seria stała się interesująca, co ją w jakiś sposób wzbogaciło, zaistniało w momencie, gdy zaczęła być ona tworzona z większą samoświadomością. Kim jest Pekar? Jak wygląda? Nie wiem - Crumb rysował go bardzo różnie. Czasami jako zwyczajnego, przeciętnego człowieka, a niekiedy jako odstręczające, ludzkie monstrum, bardziej przypominające postacie, które można spotkać w Crumbowych komiksach, zajmujące się głównie podbudowywaniem swojego - i tak mocno już nadszarpniętego - ego, żyjące w swoim zagraconym pomieszczeniu w charakterze śmietnikowego króla. Wraz z różnymi sposobami przedstawiania zmieniała się też tonacja samych opowieści, które raz były bardzo poważne, o egzystencjalnym charakterze, kiedy indziej pełne dystansu i ciepłej ironii. Ale to Crumb. Biorąc pod uwagę fakt, że w trakcie 25-letniego istnienia serii, współtworzyło ją wielu rysowników wizerunki Pekara różniły się od siebie czasem bardzo diametralnie. Amerykańskiej, szerszej publiczności Pekar objawił się gdzieś na początku lat 80-tych, gdy wziął udział w talk show Davida Lettermana. Został zaproszony do programu ze względu na "American Splendor", ale bardzo szybko rozmowa w programie zeszła na inne tematy, bynajmniej nie komiksowe. Pekar stał się, ze względu na swoją postawę ciekawostką publiczności, a jego relacja z prowadzącym program Lettermanem stała się na tyle interesująca, że częściej zaczął być do jego programu zapraszany. Rozmowa obu panów polegała bardziej na prawieniu sobie wzajemnych złośliwości, niż na rozmowie o komiksie, w jakimkolwiek sensie. Pekar wystąpił tutaj nie jako autor obyczajowego komiksu, a raczej jako istota z Marsa, która przybyła na Ziemię, by zawiadomić ziemian o swoim istnieniu i zapewnić o pokojowych zamiarach, przy czym zapomniała nie tylko o dobrym wizażyście przed programem, ale też o tym, że talk show się do tego nijak nie nadaje. Tak więc różnych wcieleń Pekara jest wiele.

W 2003 r. powstał kameralny niezależny film, "American Splendor". Jest on oparty na motywach serii Pekara i komiksu - rownież autobiograficznego, który Pekar zrobił wspólnie ze swoją żoną, Joyce Brabner pt. "Our Cancer Year". Film, zresztą bardzo chwalony, dostał główną nagrodę na Sundance Film Festival, nagrodę krytyki na festiwalu filmowym w Cannes i nominację do Oscara w kategorii "najlepszy scenariusz adaptowany". Zresztą zasłużenie, bo bez wątpienia jest on jedną z bardziej udanych prób przełożenia komiksu na język filmu. Jego twórcy - Shari Springer Berman i Robert Pulcini, postanowili mianowicie z autobiograficznego komiksu stworzyć fabularyzowany dokument, w "prawie dosłownym" sensie tego słowa.

Film "American Splendor" można by porównać do niektórych filmów Woody Allena, szczególnie tych, w których odwołuje się on do konwencji dokumentu. Filmy takie, jak choćby debiut Allena pt. "Bierz pieniądze i w nogi" czy "Zelig" w pomysłowy sposób czerpały z tej formuły i często właśnie fakt jej naśladowania determinował ich późniejszy odbiór. Jest to porównanie tyleż trafne, co równie wprowadzające w błąd. Allen mianowicie, opowiadał fikcję, która podszywała się w jakiś sposób pod rzeczywistość, natomiast film Berman i Pulciniego na odwrót, opowiada o faktycznie istniejącej postaci, która ze swojego życia uczyniła trudną do oddzielenia od siebie fantazję. Właśnie to, w sposób być może najdoskonalszy, zostało wyrażone w filmie.

Jak opisać czyjeś życie, które już wcześniej zostało zapośredniczone i poznane przez inne medium? Życie, które w dodatku bardziej kojarzy się z historiami raczej o fantastycznym niż stricte realistycznym charakterze? W końcu, jeśli opowiemy w filmie historię tylko i wyłącznie realistyczną, równie dobrze moglibyśmy po prostu zrealizować następny odcinek komiksu "American Splendor", a przecież może nie do końca o to w tym przedsięwzięciu chodzi. Czy można spowodować, by film zaistniał w sposób integralny, różny od samej serii i stał się dla niej rodzajem bardziej osobistego komentarza?

Akcja filmu rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Pierwszej, w której w postać Harveya Pekara wciela się aktor Paul Giamatti - który zresztą w tym filmie pokazał faktyczny talent komediowy - posługującej się scenami "żywcem" wyjętymi z komiksu; zarówno gdy chodzi o postacie, jak i całe partie dialogowe. Tej części filmu zostaje przeciwstawiony z drugiej strony wywiad z prawdziwym Harveyem Pekarem, który komentuje w sobie właściwy sposób, to co dzieje się na ekranie. W taki właśnie "dwugłosowy" sposób poznajemy kolejne wydarzenia w życiu Pekara. Od jego pracy w szpitalu i znajomych tam poznanych - często zresztą osób dość szczególnych i charakterystycznych, przez wynikłą ze wspólnego zamiłowania do muzyki jazzowej znajomość z Robertem Crumbem, do dramatycznej w swoim wyrazie historii o walce z rakiem. Warto przy tej okazji wspomnieć, że wywiad z prawdziwym Pekarem odbywa się w studiu filmowym i de facto dotyczy jego uwag odnośnie właśnie powstającego filmu. W studiu zresztą pojawiają się ludzie odgrywający w nim konkretne role i - co ciekawe - raz są to wykwalifikowani, profesjonalni aktorzy, a czasem "naturszczycy", którzy faktycznie od wielu lat znają Pekara. Film w inteligentny i wciągający sposób bawi się swoją niby-realistyczną estetyką i różnymi, znanymi z komiksu wizerunkami samego Pekara. W pewnym momencie w filmie aktor Giamatti, czyli filmowy Harvey Pekar ogląda na ekranie telewizora jeden ze wspomnianych wcześniej wywiadów z Lettermanem, w którym oczywiście występuje prawdziwy Pekar. Giamatti przeciera oczy ze zdumienia i stwierdza, że siebie kompletnie w tym programie nie rozpoznaje.

W wielu momentach film "American Splendor" w otwarty sposób odwołuje się do estetyki komiksu. Dotyczy to szczególnie tych momentów w których pojawia się Giamatti i film fabularyzuje wydarzenia znane wcześniej z serii. Widać to szczególnie w koncepcji wizualnej filmu, która często stara się naśladować sposób kadrowania wykorzystywany w komiksach Pekara. Już sama kompozycja czołówki filmu przywodzi na myśl okładki i panele serii "American Splendor".

W ten sposób, umiejętnie wygrywając różne wynikające z konstrukcji filmu paradoksy samej fabuły, udaje się stworzyć coś, co chyba bardzo rzadko pojawia się w tego typu filmach. Mianowicie udaje się przedstawić postać w sposób bardziej złożony i skomplikowany, niż gdybyśmy mieli do czynienia z typowym, jednostronnym dokumentem. Paradoks filmu polega na tym, że po to by powiedzieć coś, co zabrzmi naturalnie i prawdziwie, bierze on w nawias to, co stanowiło o integralności i specyfice serii. Tak jak wspomniałem wcześniej, Pekar zaczął tworzyć swoje komiksy w opozycji do głównego nurtu amerykańskiego komiksu, specjalizującego się w mnożeniu kolejnych superbohaterskich mitologii. Im właśnie Pekar przeciwstawiał typ szarego i nikogo nie obchodzącego człowieka, którego historie miały przedstawiać tę "drugą" twarz Ameryki. W związku z faktem, że "Splendor" posiadał autobiograficzny charakter, miały one predyspozycje do tego, by być traktowane jako jakaś prawda o człowieku. Film natomiast przedstawia życie Pekara, trochę bardziej na zasadzie kalejdoskopowej. Czerpie on zarówno ze stricte realistycznej konwencji dokumentu, wywiadu, które miesza z typowym dla komiksu sposobem opowiadania i w sumie żadnej z tych konwencji nie faworyzuje. Historia Harveya Pekara staje się rodzajem atrakcyjnej układanki i to jak zostanie ona ostatecznie złożona, czy też odebrana, zależy od widza.

Film jest zrobiony ze świadomością, że powstaje w innych niż komiks czasach i że w dobie gdy np. w telewizji królują różnego rodzaju reality show, historie Pekara na pewno stały się bardziej oswojone i mniej kontrowersyjne niż w latach 70-tych, gdy komiks zaczął powstawać. Autorzy zdawali sobie też sprawę z faktu, że ten typ kontestacji przynależy do przeszłości, że czasy się zmieniły i teraz nie da się prawdziwie opowiadać historii w taki sposób, jak to robił Pekar 20 lat wcześniej. Postanowili więc wywrócić "na opak" rzeczywistość adaptowanego komiksu. Wzbogacić ją o to, co w komiksie było, ale nie stanowiło jego głównego tematu. Zderzyć ze sobą Pekara znanego z komiksów z rzeczywistą postacią i zobaczyć, który z nich jest bardziej realnym. Film zamiast wmawiać, że to, co mówi jest prawdą, w sposób konsekwentny, dowcipny i udany postanowił jak najmocniej skomplikować problem opowiadania historii o kimś.

Jak widać odnalezienie odpowiedzi na pytanie: kim jest Harvey Pekar, jest dość trudne. W zasadzie można wymyślić a priori jakąś teorie, a przykłady by ją podeprzeć znajdą się same. Borges kiedyś powiedział, że z jakiegokolwiek ludzkiego życia można stworzyć każdą biografię - wystarczy tylko wybrać i odpowiednio złożyć ze sobą fakty, a historia stworzy się sama. Jak widać, "ordinary life is pretty complex stuff" i może każda opowieść na nim oparta musi w sobie z konieczności zawierać element zwykłej blagi, ale prawdopodobnie bez tego byłaby tylko nic nie mówiącym, suchym sprawozdaniem, którego nikt nie chciałby czytać. Patrzę w Internet i widzę, że kolejnym wcieleniem p. Pekara stała się plastikowa figurka za jedyne 11.30$, którą można dostać na stronie komiksu "American Splendor" pełniącej zarazem funkcję bloga jego autora. Figurka prawdopodobnie powstała z zamiarem bezwstydnego naciągnięcia kilku fanów komiksu na parę baksów, pod pretekstem kupna undergroundowego fetyszu - i wiecie co? Ja jej nie kupię, bo z tego Pekara to bardzo złośliwa jest bestia...

Andrzej "ARh+" Rabenda