Garth Ennis ma świra na punkcie wojny. Może to i dziwne, ale nie ulega wątpliwości. W każdym z jego komiksów, o ile nie jest po prostu związany z tą tematyką, znajdziemy jakieś wojenne akcenty. Nieważne jest, jaki to konflikt: światowy, koreański, wietnamski, w Zatoce Perskiej czy jakiś futurystyczny - walka ludzi na śmierć i życie w imię pseudoszczytnych racji, bohaterstwo i zbrodnie do jakich zmusza ludzi wojna to ennisowe fetysze. I właśnie z tej dziwnej, pokręconej jak cały Garth, fascynacji narodził się jeden z najciekawszych napisanych przez irlandzkiego scenarzystę projektów.

Z półki Chmiela: "Unknown Soldier"


Nieznany Żołnierz to idea wspólna chyba dla większości narodów tak zwanego cywilizowanego świata. Ponieważ synowie i córki każdej nacji na tym ziemskim padole ginęli w imię przeróżnych wartości i sloganów niektóre z narodów wykreowały sobie symbol Nieznanego Żołnierza. Postaci mającej symbolizować tych wszystkich bezimiennych, poległych w walce, o których historia nie wspomina nawet słowem. Nieznany Żołnierz to symbol, ale także hołd dla tych, którzy poświęcili życie dla innych, obojętnie jakim skutkiem zakończyły się ich wysiłki.

W przypadku znakomitej, czterozeszytowej miniserii Gartha Ennisa i Kiliana Plunketta mamy do czynienia z pokrętnym revampingiem klasycznej postaci komiksowej z lat czterdziestych, pochodzącej z osobnej linii komiksów wojennych wydawnictwa DC Comics. Żołnierz bez przeszłości i twarzy wykonujący misje "niemożliwe" w imię amerykańskiego snu, zniknął z kart komiksów, kiedy tylko przestał być potrzebny. Nie zyskał zresztą takiej sławy jak np. Sgt Rock, nie można też stwierdzić żeby znalazł dla siebie szczególnie zaszczytne miejsce w historii gatunku. Do czasu jednak, kiedy to zainteresował się nim nasz ulubiony Paddy Boy. W przypadku Ennisa podejrzewam, że gdyby urodził się w Polsce to ze swoimi fascynacjami byłby niereformowalnym fanem książkowej serii "Tygrysów" i jako domorosły scenarzysta dopisywałby kolejne prequele, sequele i spinoffy "Podziemnego Frontu", "Klossa", "Czterech Pancernych", a jego ulubionym rysownikiem byłby Jerzy Wróblewski. Tym samym, chociaż komiksowy światek zapomniał o Nieznanym Żołnierzu, to Garth, który zapewne w swych wojennokomiksowych poszukiwaniach zabrnął bardzo daleko, nigdy tego nie uczynił. Czekał tylko na właściwy moment. Ten pojawił się wraz z chwilą, gdy po sukcesie "Kaznodziei" okazało się, że wszystko sygnowane na okładce jego nazwiskiem sprzedaje się przynajmniej dobrze. Pod jakże pojemnym szyldem "Vertigo" pisarz zabrał się więc do stworzenia własnej interpretacji postaci pokrytej patyną czasu. Co z tego wyszło? Majstersztyk.

Historia rozpoczyna się w momencie, gdy do komputera agenta CIA nazwiskiem William Clyde, człowieka od mokrej roboty, trafia nazwisko niezwiązane z aktualnie prowadzoną przez niego sprawą. Clyde postanawia sprawdzić, dlaczego personalia mężczyzny przebywającego w domu starców pojawiły się w kontekście nowego rządowego zlecenia. Odwiedza więc staruszka, od którego przypadkiem dowiaduje się o tajemniczym osobniku zwanym Żołnierzem. Zaintrygowany, wszczyna własne śledztwo, które stopniowo zaczyna przynosić efekty. Natyka się jednak na coraz więcej luźnych końców, w postaci osób, które łączy jedno - w przeszłości spotkały tajemniczego osobnika o zabandażowanej twarzy, wykonującego dla amerykańskiego rządu przeróżne usługi, od morderstw po ludobójstwa. Jak to bywa w historiach sensacyjnych luźne końce najczęściej bywają ostatecznie obcinane i tak też jest w tym przypadku. Każda z osób, która mniej lub bardziej chętnie odkrywa przed agentem Clyde kolejne elementy układanki, zostaje zlikwidowana. Zabójcą jest wyjątkowo socjopatyczna niewiasta o jakże profesjonalnie brzmiącym pseudonimie Screwball, działająca na zlecenie wysoko postawionego pułkownika Bootha. Zaangażowanie dziewczyny ma naprawić popełnioną przez niego pomyłkę polegającą na tym, że pozwolił żyć tak długo ludziom, którzy spotkali człowieka o kryptonimie "Unknown Soldier" i pośrednio mogą doprowadzić do ujawnienia kilku bardzo mrocznych szczegółów z nieoficjalnej historii USA. Kiedy jednak Screwball przez przypadek, podczas próby zastraszenia agenta, zabije dziewczynę, w której tamten powoli zaczął się zakochiwać ("Prosiliśmy cię tylko o zastraszenie, Screwball. To co dostaliśmy to materiał na następny film Olivera Stone'a"), stanie się jasne, że Clyde nie poprzestanie póki nie pozna prawdy o Nieznanym Żołnierzu. Oczywiście, na to nie może sobie pozwolić pułkownik, który postanawia zlikwidować zarówno agenta jaki i zabójczynię. Niedawna zwierzyna i myśliwy będą więc musieli połączyć siły, nie tylko, by przeżyć, ale także po to by spotkać żyjącą legendę i dowiedzieć się kim tak naprawdę jest Nieznany Żołnierz. Jak to u Ennisa bywa, prawda okaże się zgubna, a happy-end'u nie będzie.

"Unknown Soldier" to komiks rewelacyjny. Historia wciąga od pierwszej do ostatniej strony, wraz z agentem Clyde stopniowo poznajemy szokującą prawdę o wydarzeniach, które doprowadziły do zakończenia Drugiej Wojny Światowej. Czytelnicy interesujący się tamtym okresem i posiadający wiedzę o kilku faktach, o których nie pisze się zbyt dużo w podręcznikach do historii, stwierdzą, że Garth w swych mrocznych podejrzeniach nie odbiega zbyt daleko od rzeczywistości i od tego co tak na prawdę oznacza słynne hasło "The Truth and the American Way". Prawdziwym bohaterem tej opowieści jest oczywiście Clyde, który z przerażeniem odkrywa, że wszystko w co wierzył, czemu poświęcił życie to fasada skrywająca bagno hipokryzji. To i zamordowanie przyjaciółki - agentki Rebecci Wallace stopniowo spychają go poza granicę zdrowego rozsądku. Agent popada w szaleństwo, co symbolizują jego rozmowy z duchem/wspomnieniem Rebecci, za której śmierć czuje się odpowiedzialny. Odnalezienie Nieznanego Żołnierza staje się dla niego obsesją, a konsekwencje grzebania w mrocznej przeszłości tracą dla niego znaczenie. Nie zdając sobie sprawy podąża dokładnie tą samą drogą, którą kiedyś przebył Nieznany. On również poznał prawdę o systemie, któremu służył i nie potrafi już z tym żyć. Jak się okaże w finale to on rozpoczął całą aferę zmierzając do tego, aby William poznał prawdę. Nie o zemstę na dawnych mocodawcach tu jednak chodzi. Nieznany Żołnierz to psychopata, który dopuszczał się w swoim życiu największych potworności, ale to także patriota. Nie potrafi ostatecznie oderwać się od tego do czego go stworzono, nadal wierzy w dawne idee i szuka swojego następcy, osoby, która tak jak on poświęci całe życie dla amerykańskiej flagi. Jak się jednak okaże dla Williama Clyde'a nie jest jeszcze za późno... Drugoplanową postacią tego małego dramatu jest śmiercionośna zabójczyni, chyba jeden z najbardziej sugestywnych ludzkich potworów wykreowanych przez Irlandczyka, stanowiąca pomimo swej bezwzględności przekorny element komiczny całej opowieści - Screwball to dodatkowy atut tej i tak bezbłędnie opowiedzianej historii.

Całość narysowana przez Kiliana Plunketta, którego w Polsce znamy z komiksowej wersji "Star Wars - Cienie Imperium" i "Aliens - Labirynt". W stosunku do tamtych miniserii widać, że artysta poprawił braki warsztatowe, oferując dynamicznie narysowaną historię sensacyjną. To co mr Plunkett prezentuje w "U.S." to klasyczny styl amerykański wzbogacony z lekka brudną kreską, idealnie oddający surowy, zimny klimat opowieści w warstwie plastycznej. Nie jest to co prawda klasa Alexa Maleeva, ale znać, że Kilian to przyzwoity rzemieślnik.

Co do scenariusza to jak zwykle u Irlandczyka nie zabraknie rodzynków w już i tak smakowitym cieście. Rewelacyjne dialogi, zwłaszcza w relacjach między Williamem a ukazującą mu się zjawą agentki Walllace, oraz między agentem a Screwball. Poza tym niesamowite tempo opowieści pozwalające jednak na ennisową, wnikliwą prezentację osobowości bohaterów i postawienie kilku pytań o sens wojny i prawdziwe znaczenie idei, dla których zabija się ludzi. Chyba w żadnym innym ze swoich komiksów Ennis nie pokazuje tak dobitnego obrazu bezsensu wojny, przerażających rzeczy, które są w stanie przygotować dla siebie nawzajem ludzie - dzięki tej opowieści dowiadujemy się, że choć wojna niewątpliwie nakręca pisarza to także go przeraża. Przekonujemy się o tym w kilku niezapomnianych scenach, takich jak ta w wyzwolonym przez amerykańskie wojsko obozie koncentracyjnym w Dachau, w którym Nieznany Żołnierz przerażony skalą potworności dokonuje samosądu na niedawnych strażnikach. Standardowo też nie jest ta opowieść wolna od tego z czego pisarstwo Gartha słynie - bezlitosnej, amoralnej brutalności, bawienia się śmiercią, które pomimo wszystko przełykamy, wierząc, że jednak chodzi tu o coś więcej. W przypadku "Unknown Soldier" ta wiara jest uzasadniona.

Łukasz Chmielewski