Daredevil: Wake up

 

To nietypowa opowieść. Nietypowa zarówno dla postaci Daredevila jak i dla Briana Michaela Bendisa. Żaden z elementów jego pisarstwa, za które można (i trzeba) go cenić tutaj nie występuje. Ta historia nie opiera się na wątku kryminalnym, narracja prowadzona jest poprzez myśli, zapiski z dziennika Bena Uricha. Dialog, znak firmowy Bendisa, jest tutaj szczątkowy, ostry i doskonale oddający emocje bohaterów, jednak nie służy tak jak w innych jego komiksach do sterowania akcją, która zawsze u niego wartka, tutaj zwalnia, wszystko jest stłumione, rozgrywane na "pół gwizdka". Nie znajdziemy tutaj zapierających dech w piersiach scen walk głównego bohatera, Daredevil tym razem nie spotka kobiety swojego życia, która go niebawem rzuci, zostanie zamordowana bądź okaże się zabójcą do wynajęcia. Nie tym razem. Sam śmiałek pojawia się w tej opowieści w tle, na drugim planie. To nie o nim ta historia, w każdym razie nie tylko o nim. A wszystko po to, by umożliwić Davidowi Mackowi zilustrowanie diabelnie prostej i starej jak świat historii, w której dorośli potrafią działać bezmyślnie i okrutnie, a ofiarami tych działań są dzieci.

Bendis lubuje się w stosowaniu trików polegających na zacieraniu różnic między tym co rzeczywiste, a tym co jest jedynie komiksowa fikcją. Od takiego właśnie triku zaczyna się ta opowieść. Na dwóch pierwszych planszach bajecznie kolorowy Daredevil walczy z równie kolorowym złoczyńcą w lateksie. Wszystko utrzymane jest w stylu rysunków Quesady, znanych z wydanego niedawno w Polsce Daredevila: Diabeł stróż. Jeżeli jakiś typ rysunku można określić mianem komiksowego, to z pewnością ten. Sceny z udziałem śmiałka ulegają powolnej degradacji, kolory matowieją, postaci są coraz mniej wyraźne, przechodząc z tej "komiksowej" konwencji w styl rysunków z dziecięcego zeszytu. Bo tym w istocie są. Tak poznajemy głównych bohaterów tej historii. Timmiego - chłopca, który na skutek niewyjaśnionych okoliczności popadł w stan katatonii, stracił kontakt ze światem, a jedynym przejawem jego aktywności jest rysowanie komiksów, w których Daredevil dostaje porządne baty. Drugim z głównych bohaterów i zarazem narratorem tej historii, jest Ben Urich, dziennikarz Daily Bugle, który zamiast opisywać proces Kingpina zajmuje się nikogo nie interesującą historią małego chłopca. I to on przedstawia czytelnikowi opowieść o odpowiedzialności, miłości i zwykłym prostym draństwie, które nawet w zabawnym lateksowym stroju, pozostaje zwykłym draństwem.

Timmy jest synem trzecioligowego super złoczyńcy o uroczym pseudonimie Leap Frog, który zniknął na chwile przed zapaścią syna. Urich słusznie łączy te dwa wydarzenia oraz postać Daredevila z obecnym stanem chłopca. Dziennikarz Daily Bugle uczy empatii, definiując na nowo, to czym jest zawód dziennikarza dochodzeniowego. Nie chce psuć lektury ujawniając kto, zrobił co i dlaczego. Wake up nie jest skomplikowaną historią i właśnie w jej prostocie tkwi siła. Co mnie w niej zadziwia to, to, iż żadna z postaci nie jest cukierkowym manekinem, zbawcą świata jak przystało na komiks superbohaterski. Każdy z bohaterów ma swoje małe, bądź większe grzeszki na sumieniu. Silna jest ta opowieść, silna prostotą i emocjonalnym podejściem do tematu. Komiks jest wart polecenia przede wszystkim ze względu na jego inność, późniejsze historie z udziałem Daredevila to klasyczne "bendisowe" historie z kryminałem w tle i diablo wciągającą akcją. Wake up taki nie jest, to przykład na to jak głównonurtowe pozycje radzą sobie z tematami do niedawna zarezerwowanymi dla twórców i wydawnictw niezależnych.

Karol Konwerski

Daredevil: Vol. 3 Wake Up
Marvel Comics
96 stron
9,99$