"Ultimate X-Men" nr 2
("Dobry Komiks" nr 6/2004)

 

Nie ukrywam, że nigdy nie byłem (i wciąż nie jestem) fanem bezczelnie komercyjnych, multipłaszczyznowych tasiemców pokroju "X-Men" czy "Spiderman", we wszelkim ich amazingowo-ultimatowo-spektakularnym wydaniu. Rzadko kiedy bowiem można o nich powiedzieć (i napisać) coś więcej, niż jakże króciutkie (a przy tym mało sugestywne) "takie sobie". I choć wyjątki zazwyczaj potwierdzają regułę - "Ultimate X-Men" jest tu wyjątkiem co najmniej chlubnym.

Kreska - standard. Nie jest zła, widać, że rysownik co nieco potrafi (na przykład zgubić proporcje) (i to bardzo), ale w żaden sposób nie wybija się ponad przeciętność. Jest wystarczająco dobra, by bezproblemowo zobrazować historię, lecz nie na tyle dobra, by ją zepchnąć w cień. Niestety podpada też pod pewien graficzny schemat, którego bardzo nie lubię - o ile rysunki ukazujące postacie "z bliska" są średnie/niezłe, o tyle te "z odległości" są po prostu słabiutkie (podobnie, jak w "Wolverine Origin"). Cóż, być może to jakaś cecha charakterystyczna tego typu komiksów, aczkolwiek dla mnie jest to nie do zaakceptowania. Wart odnotowania jest pewien retrospekcyjny przerywnik (8 strona) w postaci szkicu między kadrami - wygląda naprawdę nieźle, niestety jednak jest jedynym w całym albumie. Podobnie ma się rzecz z fragmentami programów telewizyjnych, rysowanymi i kolorowanymi w sposób odmienny niż reszta komiksu - jednak również tego jest bardzo mało... Aha, jeszcze jedna, drobna rzecz - nie rozumiem, dlaczego prof. Xavier wygląda tak młodo? To ma być autorytet? Ech...

Co do kolorów, to jest podobnie jak z kreską - generalnie fajne (choć jednocześnie bardzo pospolite dzisiaj), komputerowe barwy, ale z drugiej strony - "UXM" bez takiej oprawy po prostu nie miałby racji bytu.

Fabuła: tu jest już lepiej. Już pierwszy zeszyt, choć dopiero zaczynał nakręcać całą historię, pozytywnie (choć lekko) zaskakiwał i zapowiadał coś ciekawego. Natomiast drugi - tutaj po prostu zaczyna się dziać. Pierwszy rozłam w szeregach grupy Xaviera, pierwsze konfrontacje z grupą Magneto, pierwsze ofiary bezpośredniej walki o społeczną akceptację. Akcja się szybko (choć nie chaotycznie) rozwija, przez długi czas nie dając czytelnikowi chwili na odpoczynek. I choć dialogi oraz teksty poboczne są chwilami kiepskie i infantylne - całość sprawia przyjemne wrażenie. Co prawda wciąż nie jest to (i raczej nie będzie) pozycja bezwzględnie ściskająca gardło ani wkradająca się niepostrzeżenie w najmroczniejsze zakamarki umysłu i duszy, czyniąc tam nieodwracalne w skutkach spustoszenie, aczkolwiek wrażenia z czytania są niewątpliwie pozytywne.

Oczywiście, żeby nie było zbyt pięknie, muszę się też do czegoś przyczepić. A mianowicie: pseudonimy bohaterów. Wiem, że pewnie ciężko by było znaleźć odpowiednie słowa w naszym rodzimym języku, które nie byłyby zbyt rażąco... dziecinne... a przy tym adekwatne do natury noszących je postaci. Wiem też, że wielu spośród nas przyzwyczaiło się do imion angielskich. Ale czy na prawdę nie dałoby się wymyślić czegoś lepszego, niż Storm, Beast, Cyclops, Colossus albo Toad? Bo ja na ten przykład mam na poczekaniu: Sztorm, Bestia, Cyklop, Kolos i Ropucha. I Rosomak - zamiast Wolverine. Panu Rafałowi Belke pozostawię Marvel Girl, Quicksilver, Iceman, Scarlet Witch, Mastermind i Blob - w końcu to jemu (a nie mnie) płacą za translację. Dobra wiadomość (drobna, ale jednak), panie Rafale - Magneto można zostawić jak jest - fajnie brzmi.

Literówka, błąd w tłumaczeniu i błędy w detalach na kilku rysunkach zasługują jedynie na wzmiankę, gdyż nie wpływają na obraz całości.

Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na pewien aspekt... nazwijmy to: ekonomiczny. "UXM" = dobry komiks, 68 stron (teraz 48) za 4,90zł. "Wolverine Origin" = słaby komiks, 24 strony za 8zł. "Wolverine/Hulk" = bardzo słaby komiks, 24 strony za 8zł. Interesujące, prawda? Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę całe serie (a nie pojedyncze zeszyty), to otrzymujemy: "UXM" = dobra seria, 6 numerów, 308 stron za 29,40zł (prognoza, oczywiście), "Wolverine Origin" = słaba seria, 6 numerów, 148 stron za 48zł ("Wolverine/Hulk" nie liczę, bo był krótszy). Różnica jest (jak dla mnie) KOLOSALNA. Mam nadzieję, że panie i panowie z Mandragory wyciągną z tego odpowiednie wnioski.

Reasumując, cztery słowa: po prostu Dobry Komiks.

Piotr "Dr_Greenthumb" Sujka

 

"Ultimate X-Men" nr 2 ("Dobry Komiks" nr 6/2004)
Scenariusz: Mark Millar
Szkic: Andy Kubert
Tusz: Art Thibert
Kolory: Richard Isanove
Tłumaczenie: Krzysztof Papliński
Wydawca: Axel Springer Polska
Data wydania: 2.07.2004
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: 2001
Liczba stron: 48
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy cienki
Druk: kolorowy
Dystrybucja: kioski
Cena: 4,90 zł