Nie taki Diabeł straszny

"Daredevil: Diabeł stróż"

"Hell's Kitchen to moja okolica. W nocy grasuję po dachach i uliczkach i obserwuję w ciemności. Na zawsze w ciemności. Diabeł stróż".

Tymi słowami kończy się filmowa adaptacja "Daredevila", która w ubiegłym roku weszła na nasze ekrany. Opowieść w reżyserii Marka Stevena Johnsona nie doczekała się zbyt pochlebnych recenzji. Jednym z powodów - rzecz jasna, oprócz tragicznej gry Bena Afflecka - stał się fakt, iż kinowa wersja przygód superbohatera z różkami jest to produkcja straszliwie nierówna. Obok scen naprawdę znakomitych, świetnie oddających nastrój obrazkowego pierwowzoru, pełno tu karygodnych kiksów, naiwności i uproszczeń rodem z taniego romansu czy kiepskiego kryminału. Dlatego też radzę najlepiej zapomnieć o tym, co się widziało na ekranie. Komiksowy serial (a zwłaszcza jego wybrane pozycje) jest bez porównania ciekawszy. Warto się z nim zapoznać, jako że okazja zdarza się ku temu znakomita: w maju Egmont wyda w Polsce pierwszą część sagi Kevina Smitha, Joego Quesady i Jima Palmiottiego "Diabeł stróż". Podobnie jak w przypadku innego dzieła Smitha, "Green Arrow: Kołczan", pełno tu cytatów i nawiązań do przeszłości niewidomego superbohatera. Nieznajomość biografii Matta Murdocka może odebrać Wam połowę przyjemności z lektury, dlatego przed polską premierą "Diabła..." polecam zapoznanie się ze ściągawką, w której postarałem się ująć najważniejsze fakty z życia Śmiałka - a w każdym razie te, do których Smith i Quesada najczęściej się odwołują. Witajcie w świecie Daredevila!

Początki zawsze są trudne

Wszystko zaczęło się w maju 1964 roku, gdy Stan Lee i Bill Everett powołali do życia postać niewidomego adwokata, który pod osłoną nocy wymierza sprawiedliwość na własną rękę jako zamaskowany mściciel. Matt Murdock w dzieciństwie stracił wzrok, ratując ślepca spod kół ciężarówki przewożącej tajemnicze radioaktywne substancje. Kontakt z owymi substancjami pozbawił Matta jednego zmysłu, wyostrzył natomiast ponad ludzką miarę wszystkie pozostałe. Gdy ojciec naszego bohatera, starzejący się bokser Jack Murdock, został zamordowany przez bandytów, Matt postanowił pomścić jego śmierć. W kostiumie Daredevila wyruszył na ulicę...

No dobra, myślę, że tę część historii akurat wszyscy znają. Wystarczy zajrzeć do wydanego w Polsce komiksu Franka Millera i Johna Romity juniora "The Man Without Fear", ukazującego rodowód (dzisiaj powiedzielibyśmy "origin") Daredevila. Nawiasem mówiąc, Miller popełnił małe przekłamanie: według jego scenariusza Matt Murdock spuszcza łomot gangsterom jako kilkunastoletni dzieciak, tymczasem według pierwotnej wersji wydarzeń, wymyślonej przez Stana Lee, Jack ginie dopiero, gdy jego syn kończy studia na Uniwersytecie Columbia.

Czytelnikom ciekawym szczegółów polecam historię Jepha Loeba i Tima Sale'a "Daredevil: Yellow", która również opowiada o pierwszych krokach czerwonego Diabła, ale o wiele wierniej trzyma się pierwowzoru. A skąd tytuł "Yellow"? Ano, stąd, że na początku swej kariery DD nosił żółto-brązowy kostium, w którym, delikatnie mówiąc, wyglądał jak pajac. Stan Lee wspomina: "Nie znam się za bardzo na tym, jakie kolory powinny mieć kostiumy superbohaterów. Dla Daredevila wymyśliłem żółty, bo to pierwsza barwa, jaka akurat przyszła mi do głowy. Gdy ukazało się pierwsze kilka zeszytów, doszły mnie słuchy, że ten kostium nie podoba się ludziom. A jako że znany jestem z podejmowania decyzji wymagających gruntownego przemyślenia, stwierdziłem: 'Dobra tam, zmieńcie go na czerwony'"*. Tak oto, poczynając od 7 odcinka, Diabeł został przyodziany w czerwień.

Kto jest kim

Zanim zaczniemy zagłębiać się w meandry losu Matta Murdocka, wypadałoby przywołać na scenę najważniejsze postacie komiksu, aby czytelnik miał świadomość, kim są poszczególne osoby dramatu.

DAREDEVIL alias MATT MURDOCK - jego właściwie przedstawiać nie trzeba. Warto może tylko wspomnieć, iż rudowłosy prawnik z nowojorskiej Kuchni Piekła jest z natury samotnikiem, momentami dość trudnym w codziennych kontaktach. W chwilach nerwowego napięcia ćwiczy w domowej siłowni lub gra na fortepianie. W jego przypadku określenie "sekretna tożsamość" zakrawa na ironię, jako że podczas czterdziestu lat jego kariery blisko pół Manhattanu zdążyło się już dowiedzieć, kim naprawdę jest mściciel z rogami. Ciekawostka: Daredevil, jeśli nie liczyć Nightcrawlera z "X-Men", to najbardziej religijny ze wszystkich superbohaterów, jakby na przekór diabelskiemu kostiumowi.

" WALECZNY" JACK MURDOCK (według niektórych wersji nosił też przydomek "Kid") - ojciec Matta. Starzejący się bokser wychowywał syna samotnie. Zależało mu, by Matt zyskał edukację i renomowany zawód, a przede wszystkim - by trzymał się jak najdalej od ulicznej przemocy. Karierą Murdocka seniora sterował lokalny gangster, niejaki Sweeney alias Fixer. Gdy Jack wbrew poleceniu nie "podłożył się" w ustawionej walce, Fixer zabił go. Matt, już jako Daredevil, pomścił śmierć ojca - ścigając Fixera, doprowadził do tego, że ten ostatni zmarł na atak serca.

GRACE MURDOCK alias SIOSTRA MAGGIE - matka Matta. To znaczy, tak się wydaje, ponieważ Maggie za nic nie chce się do tego przyznać. Najprawdopodobniej z sobie tylko znanych powodów porzuciła Jacka po urodzeniu dziecka i wstąpiła do zakonu. Kilka razy uratowała życie Mattowi (pojawia się przelotnie w "The Man Without Fear", odwiedzając małego Matta w szpitalu; to właśnie ona nosi krzyż zrobiony ze złota).

FRANKLIN "FOGGY" NELSON - najlepszy przyjaciel Matta Murdocka i jego partner w kancelarii "Nelson & Murdock" (a potem "Sharpe, Nelson & Murdock", gdy do składu dołączyła Rosalind Sharpe, bezwzględna mamusia Foggy'ego). Poznali się na studiach, co wiemy m.in. z "The Man Without Fear". Nelsonowi nie można odmówić odwagi, inteligencji i złotego serca, choć szczerze mówiąc, bywa czasami mocno safandułowaty. Wiele razy chronił tyłek Matta, gdy ten spóźniał się na rozprawy bądź nie pojawiał się wcale, zajęty zabawą w superbohaterów i złodziei. Jeszcze jedno: biedny Foggy zdecydowanie nie ma szczęścia do kobiet.

KAREN PAGE - pierwsza sekretarka kancelarii "Nelson & Murdock" i największa chyba miłość Matta. Ich związek jednak należy do kategorii, którą Amerykanie określają mianem "on-and-off relationship"; to znaczy, że Matt i Karen niemal co chwila rozchodzą się i schodzą. W odcinku 62 panna Page postanowiła spróbować swoich sił jako aktorka w Hollywood i zniknęła ze sceny. Powróci jednak, oj, powróci - ale nie uprzedzajmy faktów.
CZARNA WDOWA - prawdziwe nazwisko: Natasza Romanowa (znamy ją z niedawno wydanego w Polsce komiksu "Pajęczyca"). Przed laty była radzieckim szpiegiem, opowiedziała się jednak po amerykańskiej stronie. Jedna z największych miłości Daredevila. Dla niej Matt wyprowadził się nawet z ukochanego Nowego Jorku do San Francisco. W odcinku 125 zerwali ze sobą, nadal jednak pozostają serdecznymi przyjaciółmi. Natasza nieraz dawała Mattowi do zrozumienia, że nadal bardzo jej na nim zależy, on jednak - mimo całej sympatii, jaką do niej żywi - wydaje się obojętny na zaloty Wdówki.

BEN URICH - obdarzony nieprzeciętną inteligencją dziennikarz z gazety "Daily Bugle" (tej samej, do której dostarcza swoje zdjęcia Peter Parker alias Spider-Man). W odcinku 164 dzięki prywatnemu śledztwu odkrył prawdziwą tożsamość Daredevila. Choć za opublikowanie tej informacji mógłby otrzymać Pulitzera, postanowił zatrzymać całą rzecz w tajemnicy, aby nie narazić Matta Murdocka na zdekonspirowanie. Jest jednym z jego najwierniejszych pomocników, choć chwilami bywa podatny na zastraszenie.

KINGPIN - prawdziwe nazwisko: Wilson Fisk. Król zorganizowanej przestępczości w Nowym Jorku. W Polsce znamy go m.in. z przygód Spider-Mana i Ghost Ridera (a także z "TMWF"). Stworzył finansowe imperium, wspinając się na jego szczyt po trupach, dosłownie i w przenośni. Oprócz nadzwyczajnej siły i niesamowitych gabarytów (227 kilo żywej wagi!) nie dysponuje żadnymi supermocami. O ile Daredevil wierzy w prawo i sprawiedliwość, o tyle dla Kingpina są to tylko puste słowa. Z przeciwnikami radzi sobie za pomocą korupcji i szantażu - lub po prostu ich zabija. Co ciekawe, kieruje się swoiście rozumianym kodeksem honorowym: np. dotrzymuje raz danego słowa.

BULLSEYE - prawdziwe nazwisko: nieznane. Przeszłość i pochodzenie: nieznane. O Bullseye'u wiadomo jedynie tyle, że w jego rękach absolutnie wszystko może stać się niebezpieczną bronią. Ten ogarnięty żądzą zabijania szaleniec nigdy nie chybia. Z jednym wyjątkiem: prawie nigdy nie może trafić w Daredevila. Ta drobna niedogodność stała się powodem istnej obsesji Bullseye'a na punkcie czerwonego Diabła.

TURK - czyli po prostu Turek. Drobny złodziejaszek, który notorycznie wygłasza zmyślone przechwałki (głównie w barze "U Josie"), jak to pokonał w walce Daredevila lub jak BY go pokonał, gdyby go tylko spotkał - i najczęściej zaraz potem dostaje od tego ostatniego bęcki. Na marginesie: w "Powrocie Mrocznego Rycerza" ma miejsce taka oto wymiana zdań między gangsterami: "Turek mówił, że zabił Batmana". "Turek dużo mówi". Jestem dziwnie spokojny, że Frank Miller puszcza w tym momencie oko do fanów superbohatera z różkami.

Era Millera

Przez 15 lat Daredevil egzystował sobie na obrzeżach uniwersum Marvela jako drugoligowy superbohater i nigdy jakoś nie był w stanie przebić się do panteonu największych sław, takich jak Spider-Man, X-Men czy Fantastyczna Czwórka. Komiksowemu serialowi nie pomógł nawet udział takich rysowników, jak Gene Colan czy John Romita (senior, ojciec juniora). Sytuacja zmieniła się w 1979 roku, gdy w siedzibie Marvela pojawił się młody obiecujący artysta nazwiskiem Frank Miller.

Dzisiaj się wydaje, że twórca "Sin City" dokonał w "Daredevilu" jakiejś gigantycznej rewolucji, że niemal z dnia na dzień zamienił sztampową historyjkę o ślepym superbohaterze w dzieło stanowiące absolutny kanon komiksowej mitologii. Otóż nic bardziej błędnego. Przemiana dokonywała się stopniowo - przez pierwszy rok pracy nad "DD" Miller tworzył jedynie rysunki, nie najwyższych zresztą lotów (jego wczesny styl znamy w Polsce m.in. z "Wolverine'a" i wydanej przed laty pierwszej części "The Elektra Saga"), scenariuszem zajmował się Roger MacKenzie. Dopiero w styczniu 1981 ukazał się klasyczny już dziś zeszyt 168, w którym Frank objawił się w podwójnej roli: jako grafik i scenarzysta.

W owym zeszycie 168 Miller wprowadził na scenę postać, która zachwiała światem Daredevila. Elektra Natchios, piękna i niebezpieczna wojowniczka, dawna miłość Matta Murdocka, zmysłowa femme fatale i bezlitosna zabójczyni... Gdy przed laty jej ojciec, grecki ambasador, zginął w strzelaninie, panna Natchios postanowiła wydać wojnę całemu światu. Daredevil zmuszony był stanąć z nią do walki, choć czynił to z prawdziwym bólem. Wspomnienie dawnego romansu z ukochaną "oliwką" nie pozwalało mu traktować Elektry jak wroga. Ich powikłany związek porównać można do finałowego pojedynku Geralta i Renfri w finale "Mniejszego zła": on nie chce z nią walczyć, nie chce jej skrzywdzić, a jednocześnie wie, że musi, bo inaczej ona go zabije, bez względu na cokolwiek, co mogło ich łączyć.

Trudno nie ulec fascynacji taką kobietą. I rzeczywiście, czytelnicy zwariowali na punkcie Elektry - a Frank Miller poszedł za ciosem. Krok po kroku, modyfikował coraz więcej elementów komiksowego świata. "Ujawnił" nieznane dotąd wątki z przeszłości Daredevila, obdarzył go m.in. postacią gderliwego nauczyciela, mistrza sztuk walki, znanego jako Stick (w Polsce pojawił się w "TMWF"). Później okazało się, że Stick należy do tajemniczego bractwa Czystych (the Chaste), toczącego walkę z Dłonią (the Hand), mroczną sektą wojowników ninja (to te czerwone kapturki, których całe mnóstwo wyskakuje nie wiadomo skąd - miał z nimi do czynienia m.in. Wolverine w Japonii).

To za sprawą Millera wrogiem numer jeden Matta Murdocka stał się Kingpin (artysta "wypożyczył" go z serialu o Spider-Manie). Król gangsterskiego podziemia, niegdyś zdolny do cieplejszych uczuć (poważnie - był taki czas, kiedy Wilson Fisk, zakochany w swojej pięknej żonie Vanessie, zrobił się łagodny jak baranek i wycofał się z przestępczego interesu), uznał Daredevila za godnego siebie przeciwnika i z chłodną kalkulacją przystąpił do rozgrywki. To Miller uczynił z Bena Uricha pełnokrwistą postać drugiego planu. Miller też sprawił, że Bullseye z przeciętnego szwarccharaktera stał się demonicznym wariatem, zdegenerowanym sadystą, czerpiącym radość z zadawania śmierci.

Nie to jednak przyczyniło się najbardziej do artystycznego sukcesu "Daredevila". Twórca "Hard Boiled", jak nikt przed nim i jak mało kto po nim, niezwykle dużą wagę przywiązał nie tylko do konstruowania atrakcyjnych fabuł, ale także do analizy powikłanej psychiki głównego bohatera. Perypetie Matta Murdocka w jego "cywilnym" wcieleniu stały się równie interesujące, co jego "kostiumowe" awantury. Komiksowy prawnik zaś przeistoczył się w postać z krwi i kości (ci, którzy znają Matta wyłącznie z wersji filmowej, muszą mi w tym momencie uwierzyć na słowo). Miller wziął sobie za cel pokazanie superherosa niedoskonałego, ułomnego, dręczonego typowo ludzkimi słabościami. Innymi słowy, można powiedzieć, że w "DD" przećwiczył i doprowadził do perfekcji motywy, które potem stały się podstawą "Powrotu Mrocznego Rycerza". Artysta ponadto, w odróżnieniu od wielu swoich kolegów po fachu, nie miał zamiaru tworzyć nie kończącego się serialu - chciał narysować historię, która zmierzałaby do wyraźnego finału. I rzeczywiście: "Daredevil" pod jego nadzorem (od stycznia 1981 do lutego 1983) układa się w bardzo długą, wielowątkową, niemniej jednak spójną i konsekwentnie poprowadzoną sagę ze znakomicie dozowanym napięciem i dwiema spektakularnymi kulminacjami.

Pierwsza z owych kulminacji nastąpiła w odcinku 181 "Last Hand" (kwiecień 1982). Bullseye uciekł z więzienia na Ryker's Island, dokąd trafił oczywiście za sprawą czerwonego Diabła. Gdy dowiedział się, że Elektra pozbawiła go pozycji lidera wśród elity zabójców pracujących dla Kingpina, postanowił ją wyeliminować. I zrobił to z całym sadystycznym okrucieństwem, na jakie było go stać. Najpierw złamał Elektrze szczękę, potem poderżnął gardło kartą do gry, na końcu zaś wbił dziewczynie w serce jej własny miecz. Pannie Natchios starczyło jeszcze sił, by doczołgać się do mieszkania Murdocka i umrzeć na progu, w ramionach Matta (morderczy pojedynek w miarę wiernie odtworzono w filmowej adaptacji). Oszalały z rozpaczy Daredevil zrzucił Bullseye'a z biegnącego wysoko nad ulicą kabla. Sparaliżowany sadysta został przykuty do szpitalnego łóżka - jak się wydawało, na zawsze.

Dla czytelników był to podwójny szok. Po pierwsze, nikt nie spodziewał się takiej dawki brutalnej przemocy. Po drugie, Miller usunął z serialu jedną z najpopularniejszych, uwielbianych przez fanów postaci. W wydawnictwie zaczęło się więc kombinowanie, jakby tu przywrócić Elektrę do życia. Efektem owych knowań stała się kulminacja numer dwa, czyli odcinek 190 "Resurrection" ze stycznia 1983.

Wojownicy Dłoni po dramatycznym (i przegranym) starciu ze Stickiem i resztką bractwa Czystych postanowili sięgnąć po broń ostateczną. Wydobyli Elektrę z grobu i rozpoczęli ceremonię ożywienia, aby w ten sposób na powrót mieć superwojowniczkę pod swoją kontrolą (przed laty była jedną z nich). Obrzęd zakłócił im Daredevil, który z pomocą Stone'a (jedynego Czystego, jaki pozostał przy życiu), Czarnej Wdowy, a także... ludzi Kingpina (tak!), rozpędził to plugawe towarzystwo. W wirze walki, wśród płomieni sam dokończył proces ożywienia Elektry. Zanim stracił przytomność, usłyszał jedno uderzenie serca. Stone zamierzał zabić zmartwychwstałą pannę Natchios, odkrył jednak, że Matt, przekazując dziewczynie swoją energię, oczyścił jej duszę. W tajemnicy przed Daredevilem zabrał Elektrę do odległej siedziby Czystych. Murdock pozostał w Nowym Jorku, nieświadom tego, co naprawdę się stało z jego niegdysiejszą ukochaną. Nie stracił jednak nadziei, że być może kiedyś ponownie ją spotka.

Miller zakończył swoją kadencję efektownym epilogiem (zeszyt 191 z lutego 1983). Odcinek "Roulette", stanowiący samoistną całość, przez wielu uważany jest za najlepszy z całej serii. Zaczyna się od tego, że DD siedzi przy szpitalnym łóżku Bullseye'a i gra z nim w rosyjską ruletkę. A dalej jest jeszcze ciekawiej... Zresztą, sami się przekonajcie. Jeśli jest to w zakresie Waszych możliwości, sięgnijcie po trzyczęściowe wydanie zbiorcze "Daredevil Visionaries: Frank Miller". Naprawdę warto.

Odrodzenie

Podobno nie można wejść dwa razy do tej samej wody. Frank Miller udowodnił, że to nieprawda. W 1986 roku kilkakrotnie powrócił do świata Daredevila - ze znakomitym efektem! Razem z Billem Sienkiewiczem opublikował poza serią dwie opowieści: "Daredevil: Love And War" oraz "Elektra: Assassin" (tutaj Matt pojawia się tylko w krótkiej retrospekcji, główną bohaterką jest grecka wojowniczka, która wraz z agentem SHIELD Johnem Garrettem walczy z wojownikami Dłoni i nie tylko). W ramach serialu zaś stworzył do spółki z Davidem Mazzucchellim sześcioodcinkową sagę "Born Again" (zeszyty 227-233).

Teoretycznie to nie miało prawa się udać. Wiadomo, że tego typu powroty kończą się na ogół spektakularnymi porażkami (żeby daleko nie szukać, przypomnijmy sobie, co się stało z sequelem "Powrotu Mrocznego Rycerza"). Miller stworzył wcześniej jeden z najsłynniejszych mitów amerykańskiego komiksu i teraz po prostu nie mógł przeskoczyć samego siebie. A jednak przeskoczył.

Od pierwszych stron "Born Again" wiadomo, że ta opowieść na zawsze zmieni świat Daredevila. Oto po długiej nieobecności pojawia się znów Karen Page. Ale po romantycznej blondyneczce nie zostało nawet śladu. Karen, która marzyła o karierze aktorki, załapała się jedynie na występy w tanich pornosach. Teraz jest już tylko zniszczoną i spłukaną narkomanką, która za działkę heroiny wyjawia ludziom Kingpina prawdziwą tożsamość Diabła. Wilson Fisk zaś powoli i metodycznie wprawia w ruch machinę, która ma zmienić życie Matta Murdocka w piekło. Nasz bohater zostaje pozbawiony prawa wykonywania zawodu, odcięty od funduszy, opuszczony przez przyjaciół. Bliski załamania nerwowego, błąka się po ulicy. Gdy jego mieszkanie wylatuje w powietrze, Matt wreszcie domyśla się, że za wszystkim stoi Kingpin. Wycieńczony, staje do walki, ale Fisk pokonuje go niemal bez wysiłku. Jego ludzie pakują nieprzytomnego Matta do samochodu i zatapiają auto w rzece. W ostatniej chwili jednak Murdockowi udaje się odzyskać świadomość. Bliski śmierci, dociera do przytułku, który prowadzi... siostra Maggie. Tam Murdock powoli dochodzi do siebie i zaczyna planować kontratak. Kingpin zaś szaleje z wściekłości, widząc, iż jego plan nie wypalił. W tym samym czasie do Nowego Jorku przybywa Karen Page, uciekając przed zabójcami Fiska. Ben Urich zaś prowadzi dziennikarskie śledztwo w sprawie zaginięcia Matta Murdocka...

" Born Again" to jeden z najważniejszych epizodów w życiu Daredevila. Mimo paru konstrukcyjnych wpadek (pod koniec zupełnie niepotrzebnie wtrącają się we wszystko Avengers) to także jedno z arcydzieł amerykańskiego komiksu. Niektórych scen nie sposób zapomnieć (np. moment, gdy w hałaśliwej redakcji "Daily Bugle" przerażony Ben Urich słucha przez telefon odgłosów śmierci Nicka Manolisa). Nic więc dziwnego, że do tej opowieści odwołują się niemal wszyscy scenarzyści późniejszych przygód Murdocka, włącznie z Kevinem Smithem ("Diabeł stróż") i Brianem Michaelem Bendisem ("Wake Up").

Upadek

Żeby nie zdradzać zbyt wiele (kto wie, może ktoś kiedyś wyda w Polsce "Born Again" i inne przygody Śmiałka? Egmont mógłby się tym zająć, zamiast publikować pierdoły w rodzaju "Inhumans"), powiem tylko, że Matt Murdock zerwał z dotychczasowym życiem. Kancelaria "Nelson & Murdock" przestała istnieć. Matt wybaczył Karen Page zdradę, a ich miłość odżyła na nowo. Razem osiedlili się w Hell's Kitchen, gdzie założyli darmową poradnię prawną. Kingpin jednak nie zrezygnował z zamiaru pozbycia się Daredevila. Napuścił nań swoją nową zabójczynię: Typhoid Mary (postać tę stworzyła po odejściu Millera nowa scenarzystka, Ann Nocenti, zadając jednocześnie kłam twierdzeniu, że pisanie opowieści o superbohaterach to zabawa zarezerwowana wyłącznie dla dużych chłopców).

Tyfoidalną pannę (debiut w odcinku 254) można bez zbytniej przesady nazwać kobiecym odpowiednikiem Two-Face'a. W jej umyśle toczy się nieustanna walka pomiędzy dwiema osobowościami: łagodną i wrażliwą Mary oraz perwersyjną morderczynią Typhoid. Postanowiła uwieść rogatego Śmiałka, używając obydwu swoich wcieleń: jako Mary robiła słodkie oczy do statecznego Matta Murdocka, jako niebezpieczna Typhoid zafascynowała zaś Daredevila (czyżby powtórka z Elektry?). Niewidomy bohater długo nie był w stanie odkryć, że jego dwie adoratorki to w istocie jedna i ta sama osoba; gdy wreszcie domyślił się prawdy, było już za późno. Jego psychika, rozchwiana po wydarzeniach z "Born Again", nie zniosła kolejnej huśtawki. Daredevil został złamany, fizycznie (po morderczym pojedynku z Typhoid Mary) i psychicznie (odurzony urokami Mary - a potem porzucony - tym razem to on zdradził Karen Page). Osamotniony, przez wiele miesięcy włóczył się po ulicach Nowego Jorku, żyjąc praktycznie z dnia na dzień. Doszło nawet do tego, że stracił pamięć i zaczęło mu się wydawać, że jest swoim własnym ojcem! Po niepokonanym Śmiałku nie zostało nawet śladu. Wydawało się, że Kingpin wreszcie zatriumfował.

Miłość jest ślepa

Mała dygresja: jeśli uważnie przyjrzeć się serii o Daredevilu, to okaże się, że wszystko, co najgorsze, zawsze spotyka naszego bohatera z powodu jakiejś kobiety. Matt Murdock, choć niewidomy, umie otaczać się urodziwymi damami. Zazwyczaj jednak albo one przez niego marnie kończą, albo on przez nie. Przyjrzyjmy się innym nieudanym romansom Matta Murdocka.

ELEKTRA - o niej była już mowa (i jeszcze będzie). Za każdym razem, gdy Daredevilowi wydawało się, że "oliwka" coś do niego czuje, panna Natchios wyprowadzała go z błędu. Albo wyrzucając go przez okno, albo zwalając mu na głowę ceglaną ścianę.

KAREN PAGE - jak wyżej. Ma ciekawy zwyczaj: znika na długo bez wieści, po to tylko, by po powrocie wpakować Matta Murdocka w jakieś kłopoty.

HEATHER GLENN - dziedziczka olbrzymiej fortuny (debiut w odcinku 126); najpierw sekretarka, potem narzeczona Matta. Nasz bohater oświadczył się jej (co ciekawe, w tym samym czasie, gdy zalecał się do Elektry!), nigdy jednak nie traktował jej zbyt uprzejmie. Po śmierci panny Natchios Matt, i tak na co dzień dość trudny, zrobił się kompletnie nie do zniesienia. Niemal wykończył psychicznie dziewczynę, na szczęście Foggy i Czarna Wdowa dzięki odpowiednio sfałszowanym listom zakończyli ten nieudany związek (odcinek 189). Heather popełniła samobójstwo w odcinku 220, czyli na krótko przed sagą "Born Again".

GLORIANNA O'BREEN - sympatyczna rudowłosa panienka, której pasją jest fotografia. Pochodzi z Irlandii. W serialu debiutuje w odcinku 205 (ratuje Daredevila przed utonięciem). Nie wie o podwójnej tożsamości Matta, ma jednak dość jego samotniczej natury i na początku sagi "Born Again" odchodzi, nagrywając pożegnanie na automatyczną sekretarkę (twórcy ekranizacji wykorzystali ten motyw, z tą różnicą, że w filmie na sekretarkę nagrywa się Heather). Przez pewien czas związana z Foggym Nelsonem. Zamordowana w odcinku 340 przez niejakiego Kruela, który chce poznać tożsamość Daredevila.

Wygląda więc na to, że jedyną kobietą, na jakiej nasz bohater nigdy się nie zawiódł (choć niekoniecznie z wzajemnością), jest beznadziejnie w nim zakochana Czarna Wdowa. Cóż, powiedzmy krótko: miłość jest ślepa**...

Kryzys

Czas leczy rany. Po długiej i pozbawionej celu wędrówce Matt pozbierał się do kupy, a z pomocą Foggy'ego Nelsona odzyskał pamięć i reputację. Pogodził się również z Karen Page. Oczywiście musiał przy tym stoczyć kilka pojedynków, między innymi z uzdrowionym Bullseye'em (jego szkielet, podobnie jak Wolverine'a, został wzmocniony metalem o nazwie adamantium), a także z Typhoid Mary (w tej rozgrywce to on był stroną dominującą; wykorzystał jej rozdwojenie jaźni, aby osaczyć słabą i pasywną Mary, po czym posłał ją do zakładu zamkniętego***). Z pomocą agencji SHIELD zniszczył imperium Kingpina, tego ostatniego zaś doprowadził do bankructwa i niemal fizycznego wyniszczenia (okładka polskiego wydania "The Man Without Fear" tak naprawdę pochodzi z zeszytu 300, przedstawiającego tę historię - i nie ma nic wspólnego z komiksem Millera i Romity juniora).

O ile Daredevilowi udało się podnieść z upadku, o tyle serial o jego przygodach zaczął tracić w notowaniach odbiorców. Scenarzyści dwoili się i troili, aby zatrzymać czytelników, coraz bardziej znudzonych powtarzalnością i monotonią cyklu (bez Millera na pokładzie to już nie było to samo). W rezultacie bez większego echa przeszło nawet tak sensacyjne wydarzenie, jak odkrycie przez Foggy'ego Nelsona podwójnej tożsamości Matta (odcinek 348). Dla porządku odnotujmy jeszcze, że w epizodzie 354 matka Foggy'ego, Rosalind Sharpe, dołączyła do dwójki prawników, kancelaria zmieniła nazwę na "Sharpe, Nelson & Murdock"; w zeszycie 359 Karen Page została prezenterką radiową (wspominam o tym nie tylko z kronikarskiego obowiązku, ale także dlatego, że echa tych wydarzeń odnajdziemy w "Diable stróżu").

Z czasem przygody Śmiałka stały się coraz bardziej udziwnione: Matt Murdock sfingował własną śmierć i przywdział nowy kostium, kojarzący się raczej ze zbroją Iron Mana; przeżył kolejny kryzys tożsamości, za sprawą którego powrócił do starego stroju; na zlecenie agencji SHIELD podjął się też pewnej misji w Paryżu, podczas której stracił pamięć (czyżby powtórka z "Tożsamości Bourne'a"?)... Wszystko to blednie jednak w porównaniu z powrotem na scenę Elektry Natchios (rok 1993, saga "Fall From Grace", odcinki 319-325)! Jak pamiętamy, piękna wojowniczka została oczyszczona ze wszystkich "złych pierwiastków" (w oryginale: "evil essence") podczas ożywienia jej przez Stone'a i Daredevila. Wojownicy Dłoni postanowili powołać do życia nowego superwojownika - w tym celu wykorzystali elementy osobowości dawnej Elektry, zaczerpnięte z umysłu... Johna Garretta (tak, tego z "Elektra: Assassin"). Panna Natchios postanowiła temu zapobiec, ale w ferworze walki na powrót została skażona złem - i taka pozostaje do dziś, jako że Marvel poświęcił jej osobny komiksowy serial.

Nietrudno się domyślić, iż Frank Miller wpadł w furię, widząc, co wydawnictwo zrobiło ze stworzoną przez niego postacią. Autor "Sin City" przed laty wymógł na władzach Marvela obietnicę, że nikt oprócz niego nie będzie zajmował się przygodami Elektry. Dla pewności zaś sam zabił ją... po raz drugi.

W 1991 roku (czyli dwa lata przed powrotem panny Natchios do serialu) Miller stworzył bardzo dziwną opowieść "Elektra Lives Again". Akcja toczy się gdzieś pomiędzy odcinkiem "Resurrection" a sagą "Born Again". Matta Murdocka dręczą koszmary, w których Elektra najpierw torturowana jest przez dawnych wrogów, potem zaś powraca z zaświatów i jeszcze raz staje do walki z wojownikami Dłoni. Senna wizja staje się rzeczywistością: Elektra naprawdę wraca do Nowego Jorku i, jakby na znak, że nie można uciec od wyroków przeznaczenia, jeszcze raz umiera w ramionach Matta, zabita przez Bullseye'a (ten ostatni także ginie).

Dzisiaj, z perspektywy czasu, można odczytać historię Millera jako wyraźną deklarację: artysta uznał wątek Elektry za zakończony raz na zawsze. Wydawnictwo jednak miało inne zdanie. Uśmiercenie dwóch ważnych postaci (komiks o Daredevilu bez Bullseye'a to jak "Dynastia" bez Alexis) sprawiło, że władze Marvela po prostu... nie uznały "Elektra Lives Again" za część serialu, a raczej za alternatywną opowieść typu "What If" czy "Elseworlds"****. A tym, że słowo dane Millerowi zostało złamane, nikt się nie przejął. Nic więc dziwnego, że "those lying bastards" to najłagodniejsza rzecz, jaką rysownik ma do powiedzenia na temat wydawnictwa Marvel.

Druga młodość

W drugiej połowie lat 90. firma przeżyła poważny kryzys. Wyniki sprzedaży spadły na łeb, na szyję. Niektóre tytuły zamknięto, inne zaś poddano poważnym reformom. W przypadku "Daredevila" zdecydowano się ciągnąć serię do numeru 380, który ukazał się w październiku 1998. Zaledwie miesiąc później na rynku pojawił się nowy zeszyt, oznaczony (jak gdyby nigdy nic) numerem 1.

Tu mała uwaga natury porządkowej. Odcinki "Daredevila" od 1 do 380 (plus wszystkie wydania specjalne z tego okresu) określa się mianem serii pierwszej (Volume One). Seria druga (Volume Two) zaczyna się od owego pierwszego numeru, wydanego w ramach imprintu Marvel Knights (należą do niego m.in. znienawidzeni przeze mnie "Inhumans"). Przy czym tak naprawdę podział ten jest czysto umowny; seria druga jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej. Nie ma tu żadnego "powrotu do korzeni", retellingu ani podobnych sztuczek. Odcinek 1 serii drugiej równie dobrze mógłby nosić numer 381.

Szefowie Marvela wiedzieli jedno: rzecz ma się sprzedać. Rysunkami zajął się Joe Quesada, tuszem - Jimmy Palmiotti, scenariuszem zaś - utalentowany reżyser i zapalony fan komiksów o superbohaterach, Kevin Smith. Razem postanowili stworzyć historię, która zmieniłaby świat Daredevila w równym stopniu, co saga "Born Again".

Tak powstała ośmioodcinkowa saga "Diabeł stróż", dzięki której serial o Śmiałku powrócił do łask czytelników - i cieszy się nimi do dziś. Już niedługo sami będziecie mogli przeczytać tę opowieść, nie będę więc ujawniał zbyt wiele, aby nie psuć zabawy. Dla zaostrzenia ciekawości mogę wspomnieć tylko, że na samym początku Karen Page znów odejdzie od Matta (po to tylko, by za chwilę wrócić ze zwalającą z nóg wiadomością), Foggy zostanie oskarżony o morderstwo, a w biurze "Sharpe, Nelson & Murdock" pojawi się dziewczyna, która - jak twierdzi - urodziła drugiego Zbawiciela i anioły kazały jej oddać go w opiekę Daredevilowi...

W "Diable stróżu" nie zabraknie zarówno postaci znanych z uniwersum Marvela (m.in.: Spider-Man, Dr Strange, Fantastyczna Czwórka, a w retrospekcji także Hulk), jak i z poprzednich odcinków serialu (Kingpin, Czarna Wdowa, siostra Maggie, no i oczywiście Bullseye). Dla bystrookich czytelników Smith i Quesada rozsiali w komiksie sporo nawiązań do Jaya i Cichego Boba (mnie najbardziej podoba się plakat "Jay And Bob Destroy Japan") oraz mnóstwo innych wiców: np. graffiti "Who Watches The Watchmen" (nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, o co chodzi). Odwiedzimy też knajpę "Ennis Tavern", w której popija się piwo "Dillon Ale", a jednym z klientów jest... Jesse Custer. W ogóle będzie działo się dużo i dobrze, o czym przekonamy się już w maju.

Tak sobie myślę, przeglądając oryginalne wydanie "Guardian Devil", że źle się stało, iż w ekranizacji "Daredevila" Kevin Smith pojawił się tylko po jednej stronie kamery. To on powinien był wyreżyserować ten film. Albo przynajmniej napisać do niego scenariusz. Mogła wyjść z tego znakomita superbohaterska superprodukcja. A tak... niestety. Końcowy efekt okazał się, krótko mówiąc, diabła wart. Poprzestańmy więc na tym, co tygrysy lubią najbardziej, czyli na komiksach. Zapraszam do lektury!

Krzysztof "KoLeC" Lipka-Chudzik

PS: mała ciekawostka dla fanów Millerowskiego "Daredevila". W wydanej w ubiegłym roku antologii "AutobioGraphix" (Dark Horse) znalazła się szczesciostronicowa nowelka pana Franka "Man With Pen In Head", w której autor opisuje swoje wrażenia z planu filmowego "DD". Co ciekawe, Miller przerysowuje swoje stare kadry z komiksu (w manierze późnego "Sin City"), tyle że zamiast Diabełka, wstawia na obrazkach... siebie.


Przypisy:
* - wypowiedź Stana Lee zaczerpnąłem z dokumentu "The Men Without Fear: Creating Daredevil", wydanego jako jeden z dodatków do wersji "Daredevila" na DVD.
** - tak naprawdę z Wdówką też nie zawsze było różowo. W historii "Widow's Kiss" (odcinki 368-369) Matt i Natasza poróżnili się do tego stopnia, że Czarna Wdowa postrzeliła Daredevila. Gdy kobieta wpadnie w furię, sam diabeł nie ma szans.
*** - w wydaniu specjalnym "Daredevil/Deadpool" (annual '97) wychodzi na jaw, że Typhoid Mary pojawiła się już wcześniej w życiu Daredevila. A konkretnie: w jednej ze scen opowieści "The Man Without Fear" (więcej nic nie powiem, sami spróbujcie domyślić się, o który moment chodzi).
**** - na marginesie: w 1982 roku powstała obrazkowa nowelka "What If Bullseye Had Not Killed Elektra?". Kto jest jej autorem? Nie zgadniecie: Frank Miller.