"Sandland"

Sandland to kraina piasku. Wszystko przez wojny, które zamieniły planetę w jedną wielką pustynię. Teraz wszyscy cierpią na niedobór wody. W związku z tym jest ona dobrem pożądanym. Dobrem, o które wszyscy są gotowi walczyć. Tym bardziej, że król, mający swoje źródło, handluje życiodajnym płynem w sposób, powiedzmy szczerze, nieuczciwy.

Sandland to kraina zamieszkiwana zarówno przez ludzi, jak też inne stwory. Ale wszyscy są równie nieszczęśliwi z powodu braku wody. Toriyama po raz kolejny stawia na równi bohaterów ludzkich oraz takich jak demony, czy postacie o nadludzkich zdolnościach. To przenikanie się różnych światów nadaje zawsze komiksom tego autora specyficzny, bajkowy klimat. Dla niego nie ważnym jest to, kto należy do jakiej rasy, ale czy postępuje słusznie i uczciwie. Podoba mi się ten sposób kreacji świata.

Szeryf Rao jest człowiekiem pewnym tego, że gdzieś na południu pustyni znajduje się ukryte źródło. Pragnie go dla wspólnego dobra wszystkich mieszkańców krainy, ale nie czuje się na siłach, by wyruszyć na poszukiwania w pojedynkę, toteż przychodzi do przybytku demonów prosić o wsparcie.

Belzebub jest synem samego diabła, pana ciemności. Razem ze swoimi towarzyszami: demonami, napada w przerwach między graniem na gameboy'u, na transporty królewskiej wody. Nie koniecznie zabiera je dla własnego użytku. Demony nie są takie. Pomagają też innym. Belzebub ma pomóc Rao odnaleźć źródło.


Pokolorowane obrazki wyglądają dużo lepiej niż czarnobiałe.

Na wyprawę organizowaną przez szeryfa rusza ostatecznie trzech odważnych. Rao, Belzebub i Chef - także demon. Nasi bohaterowie będą musieli stawić czoła pustynnym rabusiom, armii królewskiej, czy też super silnemu Ant-manowi. Podczas ekspedycji poznają prawdę, która dotyczy Sandlandu. A my poznamy między innymi obraz rodzącej się przyjaźni, jak również wiele negatywnych stron natury ludzkiej. Ale nie obędzie się też bez humoru.

Fabuła tej mangi nie jest tak prosta, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. Historia krainy okazuje się być dość złożona, właściwie to nie do końca taka, jaką wszyscy znają. Zupełnie jak osoba szeryfa, który skrywa pewną tajemnicę z przeszłości. I ostatecznie nie chodzi w niej tylko o samą przygodę, ale również o ukazanie pewnych wartości. Toriyamy nie bawił tym razem jakiś banał.

Akira Toriyama nie stosuje jakiś specjalnych środków do opowiedzenia swojej nowej historii, a jednak jest ona trochę inna niż poprzednie. Przede wszystkim wydaje mi się bardziej dojrzała, poważniejsza. Nie zawaham się powiedzieć, że tym razem Toriyama postawił na jakość treści zawartej w opowiadaniu, a mniej na humor, czy walki. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie pojawiło się wiele przezabawnychych żarcików, a bohaterowie nie musieli z kimś walczyć, ale historia sama w sobie jest już na tyle dobra, że te dwa elementy są tylko dodatkami, upiększaczami.

Warto nadmienić słów kilka o kresce Toriyamy. Ta różni się trochę od tej z ostatnich tomów serii "Dragonball", czy opisywanego przeze mnie "Kajiki". Jest dokładniejsza, a ponadto rysownik stosuje sporo cieniowania, które dodaje rysunkom specyficznego klimatu. Prezentowany obok kolorowy obrazek, pochodzący z japońskiego wydania, jest ponadto dowodem na to, że barwa doskonale pasuje do tych rysunków.

Shueisha wydała tę pozycję w 2000 roku, a więc można powiedzieć, że jest ona dość świeża. Jednakże widać, ze tempo pracy mangaki nad nowymi pozycjami znacznie spadło. I nie tyle nie decyduje się on na rozpoczęcie nowej, wielotomowej serii, co sporadycznie wypuszcza nowe tomikowe one-shoty.

"Sandland" to bardzo dobra manga. Znakomicie się ją czyta, przyjemnie ogląda. Z dotychczas poznanych przeze mnie komiksów Toriyami jest moim zdaniem najlepsza. Nikt z miłośników tego autora nie powinien być nią zawiedziony. Fajnie byłoby, gdyby również polski czytelnik mógł się z nią zapoznać. Jest naprawdę warta przeczytania. Tori w wyśmienitej formie!

Jakub "Tiall" Syty