Gene Kowalski

Poniżej radarów

"Komiks lata poniżej radarów krytyki" - Art Spiegelman

Czytam Mangę.

Należę do pokolenia, które bez wstydu może publicznie przyznać się do tego, że ogląda kreskówki.
I nie chodzi mi tu o sentymentalne powroty do Bolka i Lolka, czy Reksia. Ja mówię o w pełni dojrzałym człowieku, który z pełną premedytacją z całym swoim intelektualnym potencjałem, a także z niepełnym, wyższym humanistycznym wykształceniem siada przed telewizorem i z pełną powagą oddaje się akcji opowiedzianej rysunkiem. Jestem fanem zarówno Cow and Chicken, jak i anime.

Od mangi trzymałem się z daleka. Z anime trafiają do mnie zazwyczaj sprawdzone produkcje. OAV skierowane do specyficznego odbiorcy. Bardziej konsekwentne w konwencji niż główny nurt. Z daleka trzymam się od głupot w stylu Pokemon (chociaż kocham miłością fetyszystyczną pikachu), czy Ju gi oh. Nigdy nie wciągnąłem się w mangowe Gundamy, czy w Appleseeda. Do czasu. Moja głęboka przemiana w stosunkach z mangą zaszła oczywiście przypadkowo. Jako fan japońskiego podejścia do erotyki jestem zapalonym poszukiwaczem hentai (obrazkowej pornografii), a ponieważ o filmy w sieci względnie ciężko oddaję się mojemu niecnemu hobby w postaci komiksowej. Przez pomyłkę na jednym z hentaiowych serwisów trafiłem na komiks Naruto. Przejrzałem 4 zeszyty i stwierdziłem, że niecnie mnie oszukano. Żadnych gołych piersi, żadnego wiązania. Żenada. Ale skoro dałem już im mój adres, narażając się na tonę spamu (na szczęście to taki adres przeznaczony na spam) postanowiłem to coś przeczytać.

Wow!!!

Rysunek jest może prosty. Sam autor chwali się tym, że po to wprowadził bohaterowi bandanę, żeby odróżniał się od innych. Z drugiej strony jest to, co powinno być. Emocje bohaterów da się wyczytać z pozy, czy też z tych kilku graficznych kluczy, którymi charakteryzuje się manga (chociaż nie rozumiem po co stosować je w anime). Wygląda to dużo lepiej, niż wspomniane pokamuny, czy nieszczęsny, nie wiadomo dlaczego popularny, Shaman King (rysownik nie słyszał, że odkryto trzeci wymiar).

Ale historia!!

Fabuły streszczać nie będę . W każdym bądź razie mamy schemat ala Dragon Ball (autor przyznaje się do fasynacji), tyle że poprowadzony poważniej i wydaje mi się, z większym ładunkim emocji. Banalna historia o nie utalentowanym ninja po prostu wciąga. W każdym bądź razie mnie wciągnęła.
Na tyle, że pobiegłem do kolegi, sklepu, zajrzałem do internetu, żeby zobaczyć co z tego wspaniałego świata japońskiego komiksu mnie ominęło.

Wiele, naprawdę wiele.

Najpierw genialny ze wszechmiar 100% punkowy Blade of the Immortal (wyszedł po angielsku, więc nie podaję japońskiego tytułu). Potem Berserk, o dziwo lepszy, niż anime. Od pewnego miejsca (tam gdzie kończy się anime) zmienia się rysownik i wychodzi to tytułowi chyba na lepsze. Widać, że co prawda nie wytrzymał i dołożył drugiego bohatera do wyrównywania mrocznego klimatu (wiecie, taki wątek komediowy, żeby się nie porzygać patosem i mrokiem jak Falstaff u Szekspira czy Gimli u Jordana w Lotr) z całym repertuarem mangowych min, ale nic to. No i na koniec Blame. Komiks tak schizofreniczny, że aż przerażający, mimo że padają w nim dwa zdania na odcinek, a autor uległ niezdrowej fascynacji architekturą.

W każdym bądź razie Japończycy robią kupę dobrych komiksów. Przerażająco dużo. Zastanawiam się po co gdzieś na świecie robi się jeszcze komiksy, skoro Japończycy są w stanie zaspokoić każdego na długi czas tym, co wydają każdego miesiąca. Z całym szacunkiem dla dokonań europejskiego komiksu, to nigdy nie był on tak bliski życia i przeciętnej percepcji jak japoński. Cała punkowość amerykańskiego, tak naprawdę jest lewicową agitką w porównaniu do tego, jaki obraz społeczeństwa pokazują japońscy twórcy. Wyobraźcie sobie komiks w gruncie rzeczy sensacyjny i masowy, w którym bohater najpierw przez 3 strony opowiada nieznajomej spotkanej w barze przy piwie o tym, że mając lat 12 brał udział w gwałcie. Po powrocie do domu spotka się ze swoją dziewczyną, która pyta go czemu jeszcze nie zabił starej (stara to jego niedołężna matka) a potem proponuje, żeby kochali się w jej (starej) lóżku. I ta mina starszej pani... Na dodatek, koleś dostaje ofertę pracy dla firmy, która w majestacie prawa zabija ludzi, którzy są winni nieszczęśliwej miłości. Brudne, zepsute, prawdziwe, genialne. 100% braku dystansu do komiksu. Dla nich to po prostu medium bez żadnego kulturalnego negatywnego nacechowania, nie ma tematów, których nie udźwignie. Na dodatek jest tanie w produkcji i łatwe do rozpowszechniania, więc nie trzeba tak bardzo liczyć się z rynkiem.

Żadnego poszanowania historii, realności, totalny luz,
bo w końcu
liczy sie tylko historia.

Piotr "Geni" Kowalski