Komiksowa kawa

Kończy się lipiec i dopiero teraz zaczynam odczuwać, że jesteśmy w środku sezonu ogórkowego. Jakoś do tej pory ciągle było o czym pisać, było o czym informować na WRAKu. W ostatni poniedziałek (28.07) zauważyłem, że nic, kompletnie nic nie mam do opublikowania. Poczułem się nieswojo.

Ostatnio często podkreślam, że jestem więźniem swojego hobby, że nie mogę (nie chcę!) ruszyć się z domu na dłużej, niż 2-3 dni itp. Ma to swoje bardzo oczywiste wady, ma też, ku mojemu zdumieniu, pewne zalety. Zawsze wstając rano wiem co będę robił. Zawsze budzę się i patrzę z przerażeniem na kilkadziesiąt komiksów, których jeszcze nie przeczytałem i kolejne kilkadziesiąt, które co prawda przeczytałem, ale ich nie opisałem. Zawsze prędzej czy później siadam do komputera, by rozejrzeć się, co się w świecie komiksu dzieje i w miarę możliwości niezwłocznie o tym poinformować. Zawsze widzę przed sobą cel. Z drugiej jednak strony, od dawna nie brałem pod uwagę takich oczywistych spraw, jak wyjazd na dwa miesiące w takie czy inne miejsce, by odciąć się całkowicie od świata i spokojnie sobie malować landszafty.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że muszę wybrać: albo będę dziennikarzem-naturszczykiem, albo profesjonalnym rysownikiem. Może ugodziłem w ten sposób sam w siebie, ale wybrałem ten pierwszy kierunek. Siedząc nieraz przed komputerem myślę sobie, że źle zrobiłem. Czy jednak mógłbym teraz się wycofać? Czy po ponad trzech latach upartego uczenia się, głównie na własnych błędach, roli dziennikarza mógłbym rzucić to wszystko w cholerę? Nie, nie mógłbym. Nawet w chwilach największego zwątpienia, największego zniechęcenia mam świadomość, że moja praca jest potrzebna i muszę ją kontynuować, ciągle dążąc do tego, by robić to coraz lepiej. Nawet w środku wakacji nie chcę Was zawieść i kosztem własnej swobody dłubię przy WRAKu ile mogę. No, może jednak wyrzeźbię jakiś komiks, skoro już faktycznie nie ma o czym pisać...

Jarek Obważanek, 2.08.2003