Marvel Knights

Marvel Boy

Sześcioczęściowa opowieść Granta Morrisona jest historią nietypową, jak na Marvel Knights. Opowiada bowiem o wrogu ludzkości, członku rasy Kree, Noh-Varr, którego statek został zestrzelony przez człowieka Dr Midasa. Noh-Varr jako jedyny, który przeżył poprzysięga zemstę Ziemi. Nie jest on typowym bohaterem. W oczach ziemian jest wrogiem, bo jak można nazwać kogoś, kto zrównuje pół Manhattanu z ziemia.

Jednakże to nie on jest tu czarnym charakterem. Jest nieustannie ścigany po kolei przez rządowych super żołnierzy, pożądającego nowych technologii i stania się super istotą Dr Midasa oraz jego córkę, której ojciec mimo swej nieodpartej urody wmówił brzydotę. Po drodze udaje się nawet Marvel Boy`owi uratować świat przed żywą korporacją, lecz tylko dlatego że interferowała z jego planami.

Grupa stworzonych przez Morrisona postaci jest więc zbieraniną dziwaków o niejednoznacznych motywach i tożsamości. Rysunki w wykonaniu J. G. Jonesa w dobry sposób ilustrują tą superbohaterską opowieść o wymiarach kosmicznych, są jednocześnie pełne kolorów, jak i przygnębiające.

Seria kończy się typowym `cliffhangerem` i mimo rozwiązania kilku wątków domaga się zakończenia. Mimo trzech lat, które minęły od zakończenia serii i plotek o kontynuacji, nie ukazało się jej dokończenie co mogło być spowodowane jej małą atrakcyjnością i co się z tym wiąże słabą sprzedażą.

Inhumans

Pierwsza z kilku kolaboracji scenarzysty Paula Jenkinsa i rysownika Jae Lee.

Historia zawarta w dwunastoczęściowej serii opowiada o upadku i odrodzeniu społeczności nieludzi. Mimo swej potęgi mają oni wielu wrogów, zarówno na zewnątrz zamieszkiwanego przez nich Attilan - ludzi uznających ich za mutantów, i w samym jego środku - szalonego Maximusa, brata Black Bolta, króla Inhumans. Teraz, w momencie słabości, gdy ich społeczeństwo chyli się ku upadkowi wrogowie się sprzymierzyli i razem zaatakowali.

Poznajemy losy rodziny królewskiej, ich pragnienia i wątpliwości skonfrontowane z odpowiedzialnością za całe społeczeństwo. Jest to grupa bardzo różnych charakterów, którą łączy całkowite oddanie swemu królowi i sprawie przetrwania nieludzi. Poznajemy także społeczność, która przez ludzi uznawana za mutantów i odrzucana, jest paradoksalnie na wskroś przesiąknięta rasistowskimi podziałami na tych, o bardziej i mniej przydatnych mocach. Muszą się oni nauczyć poznawać wartość jednostki nie po tym, co potrafi, lecz po tym, jaka jest w środku i co dzięki temu może uczynić.

Seria ta jest doskonałym przykładem, jak za pomocą niedocenianych i `obciachowych` postaci można zrobić dobry komiks. Mieszanka ciekawych postaci, dobrego, obfitującego w dramatyzm i tajemniczość scenariusza oraz doskonałych rysunków zdaje egzamin. Fabuła Paula Jenkinsa zapewnia właściwą atmosferę izolacji społeczeństwa i ich nie mogącego wypowiedzieć słowa króla, a rysunki Jae Lee przez swój mroczny i niepowtarzalny charakter wspaniale budują napięcie.

Mimo, że pod tytułem Inhumans wyszła jeszcze jedna mini-seria, a teraz zaczął się ukazywać nowy cykl, nie są to już komiksy z imprintu Marvel Knights. Być może dlatego, że mimo klimatu opowieści nieludzie poprzez swoją tradycję pasują jednak do głównego nurtu herosów Marvela.

Sentry

Następne dzieło stworzone do spółki przez Jenkinsa i Lee wprowadza do panteonu bohaterów Boba Reynoldsa. Niby nowy zwykły superbohater, pomyślicie, ale tym razem jest to coś innego. Reynolds jest superbohaterem o imieniu Sentry, tylko dlaczego o tym nie pamięta? Zaczyna sobie jednak wszystko przypominać, a wraz z nim świadomość o nim odzyskuje cały świat, którego kiedyś był obrońcą.

Sentry był superbohaterem na długo przed większością znanych nam bohaterów Marvela: Fantastic Four, Hulka, czy Spider-mana, a później wraz z nimi stoczył wiele walk. Teraz jednak, gdy próbuje odzyskać swoją tożsamość pojawia się także jego odwieczny wróg Void. Poszukuje odpowiedzi na to, czemu wszyscy o nim zapomnieli, a to czego się dowie nie będzie łatwe i przewidywalne. Dopiero wtedy, gdy zrozumie co zaszło, uzyskuje wiedzę, dlaczego nikt nie powinien o nim pamiętać i musi zadecydować, czy być sobą czy ratować świat.

Znowu Paul Jenkins i Jae Lee zapewniają nam odpowiednią dawkę mrocznej i dramatycznej w swym rozwiązaniu tajemnicy.

Co ciekawe ta jednorazowa seria reklamowana była przez Marvela w rzadko spotykany w komiksowych kręgach sposób. Przed ukazaniem się serii puszczono bowiem plotkę o zapomnianym projekcie Stana Lee z Sentry, datowanym na okres czasu powstania Fantastycznej Czwórki.

Ghost Rider

Znowu w drodze. Ghost Rider: the Hammer Lane to sześcioczęściowa seria, dzięki której bohater o płonącej czaszce miał wrócić w szeregi bohaterów Marvela. Nie udało się.

Ghost Rider wyrusza w Amerykę na swym motorze by karać przestępców. Jest bardziej dziki i brutalny, niż zwykle, a Johnny nie może go opanować. W pościg za Ghost Riderem wyrusza wynajęty zabójca, co jak wiadomo kończy się wielką jatką.

Mimo braku oryginalności scenariusza nie to razi tu najbardziej. Przyzwyczajeni do wizerunku mrocznego jeźdźca oraz stali czytelnicy komiksów spod szyldu Marvel Knights poczują się zawiedzeni sposobem w jaki przedstawiany jest główny bohater. Wśród takich komiksów jak Daredevil, czy Inhumans o brudnych i stonowanych barwach wyłania się bardzo kolorowe dzieło, które w połączeniu z trochę kreskówkowym rysunkiem Trenta Kaniuga zdaje się nie pasować do otoczenia.

Mimo nieudanej próby miejmy nadzieję, że uda się w przyszłości na dobre wskrzesić tego bohatera.

Fantastic Four

Marvel Knights staje się doskonałym miejscem by pokazać inna ciemniejszą stronę najukochańszej rodziny ameryki. Fantastyczna czwórka wyglądająca z zewnątrz, jak doskonała i dobrze funkcjonująca rodzina, z bliska okazuje się być tworem na wskroś niedoskonałym. Każdy z członków zespołu ma wady i niespełnione pragnienia, jak każdy z nas. To wszystko stara się wykorzystać Dr Doom, który prowadząc odwieczną grę z Reedem Richardsem używa członków grupy, wykorzystując ich słabości. Tyko intelekt Richardsa i siła charakteru innych członków Fantastycznej Czwórki są w stanie pokonać Dooma. W swojej grze Doom popycha swoich przeciwników do ponownego przesunięcia poprzeczki swych możliwości i pokazania jeszcze większej chęci przeżycia. To, że zakończenie jest łatwe do przewidzenia nie przesądza tego, jak trudno będzie zwyciężyć. Rzadko można zobaczyć Fantastyczną Czwórkę w komiksie tak mrocznym i tak pozbawiającym ich wielkości i chwały, ale warto czekać na coś takiego.

Za stworzenie tego projektu odpowiadają scenarzysta Grant Morrison, zapewniający niejednoznaczny w odbiorze scenariusz i ponownie rysownik Jae Lee gwarantujący właściwe oddanie atmosfery, dzięki swoim rysunkom.

Jednego możemy być pewni. Trzeba będzie długo poczekać, aby taki projekt jakim jest Fantastic Four 1234 się powtórzył.

Hulk

Pod szyldem Hulk umieściłem dwie mini-serie.

Chronologicznie pierwszą z nich była dwuczęściowa Hulk Smash Gartha Ennisa i Johna McCrea. Zawsze ciekawym pomysłem na opowiedzenie jakiejś historii to przedstawienie jej z innego punktu widzenia. Teraz na siejącego zniszczenie Hulka patrzymy oczyma żołnierzy, którzy zostali wysłani na pustynie Nevada, by pokonać potwora co oczywiście nie jest proste a dla zwykłych żołnierzy nawet niemożliwe.

Druga mini-serią jest czteroczęściowa seria Wolverine/Hulk autorstwa Sama Keitha i tylko jego. Od czasu pojawienia się Wolverine na kartkach the Incredible Hulk ich spotkania są zawsze ważnym wydarzeniem. Tym razem losy dwóch superpostaci połączone są z małą i przestraszoną dziewczynka, której tajemnicę będą musieli poznać razem. To czego można być w tej pozycji pewnym, to poziom jej strony artystycznej, związanej z bardzo ciekawym sposobem tworzenia paneli oraz niekiedy wręcz groteskowym przedstawianiem postaci. Rysunek Sama Keitha o bardziej artystycznym, niż realistycznym podejściu jest właśnie tą rzeczą, na którą od razu zwraca się uwagę. Także sposób prowadzenia akcji (często u Keitha związany z wprowadzeniem postaci płci odmiennej) powoduje, że jest to pozycja godna polecenia.

Captain America

To co stało się pamiętnego 11 września, mocno utkwiło w świadomości Amerykanów i zmieniło całkowicie ich sposób patrzenia na życie. Nie byłoby w porządku, gdyby wydarzenia tamtego dnia nie odbiły się jakimkolwiek echem na amerykańskiej ikonie, na Kapitanie Ameryka (ach ta polityka wydawnicza). Paradoksalnie wydarzenia te stały się powodem do stworzenia innej i lepszej, niż wcześniejsze serii o wiecznym żołnierzu. Tematyka i charakter cyklu stały się wystarczającym powodem do zrestartowania serii pod szyldem Marvel Knights.

Captain America jest tutaj bardziej Stevem Rogersem, obywatelem Stanów Zjednoczonych, który ze wszystkich sił walczy o bezpieczny kraj, niż niepokonanym superbohaterem w lśniącym stroju. Cap obwinia się o brak możliwości działania w tak dramatycznej chwili i rusza do akcji przeciwko terrorowi i terrorystom.

Scenariusz i tekst John Ney Riebera i Chucka Austina jest ujmujący i chociaż momentami zbyt patetyczny pasuje do tematyki.

Rysunkami zajął się John Cassaday dzięki czemu Captain wygląda lepiej, niż kiedykolwiek, a przede wszystkim bardziej autentycznie. Zastanawialiście się pewnie z czego jest zrobiony uniform Captaina. Widać było zawsze rysy łusek zbroi na piersi Captaina, a teraz dzięki Johnowi Cassaday widać je dokładnie (mała rzecz, ale cieszy). Po pierwszej zamkniętej historii jego następcą został Trevor Hairsine, a teraz naczelnym rysownikiem jest Jae Lee, co jest raczej zapewnieniem, że seria przynajmniej pod względem rysunkowym lotów nie obniży.

Dr Strange

Czteroczęściowa mini-seria została wydana już dosyć dawno, zważywszy, że było to na początku istnienia Marvel Knights.

Bohaterem jest były chirurg. Po wypadku samochodowym, który zniszczył narzędzia jego pracy - ręce, został mistrzem mistycyzmu. Dr Stephen Strange. Jest to postać występująca w prawie każdej serii Marvela, bo do kogo lepiej się zwrócić z kłopotami związanymi np. z demonami, jak nie do naczelnego doktora mistycyzmu Marvela. Jednakże od kilku już lat Marvel próbuje wskrzesić popularność tego już dosyć starego bohatera, nadal bezowocnie.

Wydana pod szyldem Marvel Knights mini-seria miała przyciągnąć czytelników za pomocą nazwiska popularnego Tony'ego Harrisa. Ponownie Dr Strange wyrusza w świat ,by ratować niewinnych przed siłami mistycznymi. Jednakże odmienność tematyczna, a może słaba jakość historii i brak zainteresowania postacią sprawiły, że trzeba będzie jeszcze poczekać na dalszy ciąg.

Marvel Knights

Cykl ten to tak naprawdę trzy serie mające za zadanie połączyć popularnych bohaterów tytułów spod szyldu Marvel Knights. Nieformalna grupa tworzona przez Punishera, Daredevila, Black Widow, Shang-Chi, Cloak i Dagger oraz wielu innych, których nie pamiętam, za co serdecznie żałuję ;). Co ciekawe miał być to zbitek postaci, które wolą ruszać w miasto solo i tak też prawdziwej grupy superbohaterów nie tworzyli. Zazwyczaj łączyła ich tylko wspólna sprawa. I tak jak grupa ludzi bez mocnych więzów ich łączących nie może długo przetrwać, tak też te wydawnictwa nie miały długiego żywota.

Pierwsza seria przetrwała 15 numerów, druga zakrojona była tylko na cztery odcinki, a ostatnia seria trwała tylko 6 numerów. Ciekawym eksperymentem była cykl drugi Marvel Knights: Double Shot, gdzie przewinęło się trochę znanych nazwisk; Garth Ennis, Joe Quesada, Grant Morrison, Ted McKeever, Greg Rucka, Greg Horn, Gene Ha i Alberto Ponticelli, co mogło zapewnić czytelnikom sporo przyjemnych doznań. Ogólnie serie utrzymane były w ciemnych, zaułkowych klimatach, z tym, że pierwsza seria i tematyką i rysunkiem utrzymywała się bardziej w kanonach typowej superbohaterskiej konwencji; zaś ostatni cykl z wypełnionymi czernią rysunkami Alberto Ponticellego już bardziej korespondował z tematyką rycerzy Marvela.

Jeśli tytuły spod szyldu Marvel Knights dalej będą się tak sprzedawały jak dotychczas, trzeba tylko czasu, aż ukaże się następna seria, mająca za zadanie zebrać w takim, czy innym celu bohaterów tego imprintu.

Killraven

Jest to ekstrawagancka próba przywrócenia do chwały zapomnianego bohatera, lub tez miła niespodzianka dla byłych fanów.

Killraven to żyjący w 2020 roku bojownik o wolność Ziemi, a walczy z Marsjanami, którzy ją opanowali. Brzmi śmiesznie, ale czemu nie. Pozycja ta poza wszechobecną brutalnością, raczej nie przystaje do rycerzy Marvela, ale z drugiej strony imprint ten jest często wykorzystywany jako poligon dla serii, które gdzie indziej nie pasują.

To, co może do tej pozycji przyciągnąć, to piękne rysunki Joe Lisnera, który specjalizuje się zwłaszcza w obrazowaniu kobiet, a robi to w sposób nie tylko urokliwy, ale także bardzo ciekawy.

Jak widać Marvel Knights są imprintem, w którym udało się wydać wiele tytułów, mimo tego, że miesięcznie ukazuje się ich stosunkowo mało. Udało się jednak zgromadzić artystów, którzy tworzą rzadko lub dla wydawnictw niezależnych, ale zapewniają stale wysoki poziom wydawanych pozycji. Mam nadzieję, że potrwa to jeszcze jakiś czas.

Wojciech "dieFarbe" Garncarz