"Mroczny Rycerz kontratakuje"

Wreszcie doczekaliśmy się trzeciej części DK2 i możemy spojrzeć na komiks jak na całość. "Powrót Mrocznego Rycerza" zawierał mnóstwo spostrzeżeń i przemyśleń autora. Czy Miller tworząc "dwójkę" również chciał coś powiedzieć? Pewnym tropem może okazać się wywiad, jaki swego czasu można było przeczytać na stronie DC. Otóż Miller powiedział w nim, iż kolory Lynn Varley są studium i parodią pop-kultury. Duże słowa jak na określenie roli kolorów w komiksie, ale dla dobra sprawy dajmy im wiarę. Otwieramy pierwszy lub drugi album i co widzimy? "Telewizorki", znane już nam ekrany odbiorników telewizyjnych krzyczące największe brednie, byle tylko zwiększyć oglądalność. Wśród tego szumu informacyjnego ważne informacje, jak teorie Jimmy'ego Olsena, nie mają szans. Tak, oto krytyka pop-kultury w czystej postaci! Społeczeństwo ogłupiane przez nie wymagającą wysiłku intelektualnego telewizję, a na dokładkę podobni idioci pojawiający się przed kamerą (otyła kobieta mówiąca o superlalach "One sprawiają, że czuję się gruba"). Jakby tego było mało mamy Mangowe Wiadomości i przerysowane sylwetki ludzkie. Czy trzeba czegoś jeszcze? Moim zdaniem tak. Trzeba konsekwencji, gdyż po przewróceniu paru stron, nie ma już śladu po owej krytyce pop-kultury. Jest mordobicie lub (w drugim albumie) emanujące ciszą dwuplanszowe rysunki (swoją drogą, umiejętne ich zastosowanie każe podejrzewać, że w Millerze zostało coś z dawnego talentu). Za to koszmarki Varley i przerysowania Millera (np. wielkie dłonie) pozostają. Może mam śmieszne spojrzenie na komiks, ale uważam, że grafika powinna współgrać z tekstem. Więc, gdy odchodzimy od krytyki pop-kultury w treści, kolory powinny za tym dążyć. Nie myślę tu o jakiejś rewolucji, wszakże album musi być spójny, ale tu się nic nie zmienia. No chyba, że kolory nie wyrażają tego, co Miller twierdzi, że wyrażają - takie twierdzenie wybija mój argument z ręki. Ale powstaje wtedy pytanie: dlaczego te kolory są takie beznadziejne? Skąd te przerysowania w poważnym skądinąd komiksie?

Realniejszym spojrzeniem na DK2 wydaje mi się po prostu patrzenie na historię, jak na galerię superbohaterów. Moim zdaniem ten komiks to po prostu zabawa ze światem DC. Dodam, że bardzo nieudana. Owszem, zdarzają się tu ciekawe interpretacje starych bohaterów, jak na przykład Superman, Wonder Woman i ich dziecko, lub Atom walczący z bestią na początku historii. Jednak takich przebłysków jest bardzo mało. Nie mówiąc już o tym, że w dobrym komiksie pewnie bym na nie nawet nie zwrócił uwagi. Powszechne jest natomiast upychanie kolejnych herosów, gdzie tylko się da i mnożenie wątków, by dodać ich jeszcze więcej. W komiksie panuje totalny chaos, a scenariusz sprawia wrażenie, jakby Miller pisał "na żywca". Jakby tworzył nie mając pojęcia, co będzie dalej, wymyślając wszystko przy okazji. Najbardziej odczuwalne jest to w trzecim albumie, ponieważ czytając pierwsze dwa mogliśmy mieć nadzieję, że te wszystkie wątki czemuś służą, że do czegoś prowadzą. Ale nadzieje okazały się płonne. A ukoronowaniem tego dzieła chaosu jest bezsensowne zagranie Jokerem. Bezsensowne, bo nie wnosi do fabuły zupełnie niczego.

Powiedzieć też można o pewnych nieścisłościach w stosunku do "Powrotu Mrocznego Rycerza". Najlepszym przykładem jest Arkham, opanowane przez szaleńców pięć lat przed akcją DK2. Ta liczba dziwi, gdyż w części pierwszej, która działa się trzy lata przed drugą, nie ma o tym słowa (nie wspominając już, iż często ów zakład odwiedzamy). Celowo wspominam o tym na końcu, gdyż chciałem, by DK2 bronił się sam, nie chciałem porównywać go do "Powrotu..." - dużo lepsze komiksy by na tym przegrały. "Mroczny Rycerz kontratakuje" przegrywa już bez tego. Przegrywa dziwacznymi kolorami, chaotyczną kreską i takąż fabułą.

hans

PS. Miller we wspomnianym wywiadzie zapowiedział w dalekiej przyszłości stworzenie DK3. Strach się bać.

Scenariusz i rysunki: Frank Miller
Kolor: Lynn Varley
Wydawca: Egmont Polska
Liczba stron: 3 x 80
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: błyszczący
Druk: kolor
Cena: 3 x 15,90 zł