Wydawnictwa komiksowe w weekend:
Post

Pośród wielu wydawnictw, które zaczęły wydawać komiksy w Polsce jest jedno, które zasługuje na szczególną uwagę.

Tym wydawnictwem jest Post.

Na swoim koncie ma niewiele tytułów, ale te które są, wystarczą w zupełności, by krakowskie wydawnictwo wyraźnie zaistniało w polskiej rzeczywistości komiksowej.

Jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek prowadził dyskusję z jakimś malkontentem Daj-Spokój- Przecież-Komiks-To-Dla-Dzieci-Jest, to musiał prędzej czy później użyć argumentu: "A 'Mausa' widziałeś?". To dzięki Postowi mogliśmy poznać komiks Arta Spiegelmana. O planach jego wydania w Polsce głośno było już na początku lat dziewięćdziesiątych. Jednak drobnomieszczański "wąsaty" patriotyzm co rusz stawał przeszkodą na drodze polskiej edycji tego dzieła.

Dopiero Post na samym początku XXI w. dokonał tego co dotychczas było niewykonalne. Zaprezentował polskim czytelnikom jeden z ważniejszych komiksów w historii. Oczywiście nie mogło obyć się bez protestów ludzi którzy w całym przekazie "Mausa" potrafili dostrzec tylko jedno: Polacy są przedstawieni jako świnie. To już nawet Żydzi mają lepiej, bo oni są przedstawieni jako myszy i to w dodatku - tytułowe myszy.

Jednak zostawmy rozkrzyczany, lepperowski patriotyzm w spokoju i skoncentrujmy się na uczcie, jaką przygotował Post wydając "Mausa". Jest to dzieło niebanalne. Jeden z ważniejszych komiksów jakie się dotychczas ukazały. Właściwie należałoby powiedzieć Powieść Obrazkowa. Jest to rozliczenie z holokaustem na miarę końca XX w. na miarę epoki prymatu obrazu nad tekstem.

Post wydając "Mausa" w Polsce, zmusza odbiorcę do zredefiniowania takich pojęć swojego prywatnego słownika jak: patriotyzm, ojczyzna, naród, stereotyp, dystans, historia, obiektywizm, tradycja, ojcostwo, pamięć. Dyskusja jaka rozgorzała nad "Mausem" wybiegała daleko poza komiksowy światek. Poważane dzienniki i tygodniki umieszczały mniej lub bardziej naukowe elaboraty na jego temat. Nagle ni stąd ni zowąd, wszędzie gdzie tylko nie spojrzeć widniały kadry z komiksu i nawet mało uważny i zainteresowany odbiorca musiał wychwytywać fragmenty przekazu "Mausa". Polacy - świnie, Żydzi - myszy, Niemcy - koty, polowanie trwa. Holokaust - nagonka jednych na drugich, komiks - nagroda Pulitzera, komiks - holokaust?!, II wojna światowa - dramat, komiks - dzieło, rozrywka czy poważna literatura?

Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie Postowi, w dużej mierze, zawdzięczamy trwającą do dziś obecność komiksu w mediach niezorientowanych na ten środek przekazu. Oczywiście, polski boom komiksowy nie zaczął się od Postu. Trwał już w swojej początkowej fazie zanim mogliśmy przeczytać dzieło Arta Spiegelmana. Już wcześniej uważni obserwatorzy rzeczywistości kulturowej mogli zauważyć, że odradza się pewne zjawisko, które na czas jakiś pogrążone było w letargu. Cały czas jednak brakowało medialnej sensacji, która spowodowałaby, że rozmowy o komiksach weszłyby na salony, że temat ten stałby się "sexy", lub co najmniej, by nie wstyd było przyznać się w szanowanym gronie: "Tak czytam komiksy. Bardzo je lubię."

Taką sensację wydał Post. Komiks, który zdobył nagrodę Pulitzera. Komiks, który opowiada o holokauście. Komiks, który nie podoba się prawicowym krzykaczom. Komiks, przeciwko któremu próbowano wytoczyć sprawę sądową. To wszystko pomogło historiom obrazkowym zająć dumnie miejsce na półkach studentów i licealistów. Przez jakiś czas wypadało mieć jakiś komiks na półce, choćby to były odkurzone Tytusy. Przez krótki moment jedną z najbardziej modnych lektur wśród młodych intelektualistów był nie Umberto Eco, Kurt Vonnegut, Marcin Świetlicki czy David Coupland, ale Art Spigelman. Tak jak prawie dwadzieścia lat temu "Wejście Smoka" spowodowało, że wschodnie sztuki walk zaczęto traktować jako sport, a nie narzędzie dla chuliganów, tak "Mausowi" zawdzięczamy to że o komiksie zaczęto myśleć jak o pełnoprawnej dziedzinie sztuki, a nie jak o prostackiej rozrywce dla dzieci.

Dość niezłe osiągnięcie dla wydawnictwa, które debiutowało wydając tę pozycję. Dalej należało iść za ciosem. Po wydaniu drugiej części "Mausa" nadszedł czas na inne pozycje. Post idzie tym samym tropem, który już się sprawdził. Tym tropem jest RAW - amerykański magazyn komiksowy prezentujący dorobek undergroundu, z którym współpracował Art Spigelman. Na internetowej stronie "Mausa" można całkiem sporo dowiedzieć się o tym magazynie. Miedzy innymi można zapoznać się ze specyficznym superbohaterem: prywatnym detektywem o imieniu El Borbah. Dzięki Postowi możemy się z nim zapoznać bliżej czytając album z jego przygodami.

Ponownie wydawnictwo nie ma zamiaru publikować czegoś obok czego można przejść obojętnie. El Borbah to komiks wymagający deklaracji dotyczących postawy wobec otaczającej rzeczywistości, wobec rzeczywistości popkultury. El Borbah jest absolutnie niepoprawny politycznie. Nie obchodzi go dla kogo pracuje byleby tylko ten ktoś odpowiednio zapłacił. Nie szanuje nikogo nawet swoich zleceniodawców. Jednak sprawy, które rozwiązuje, zawsze mają jakiś związek z problemami współczesnego świata. Pomimo absolutnej apolityczności samego bohatera komiks ma wyraźne lewacko-anarchizujące przesłanie, mające swoje źródła w kontrkulturowej kontestacji lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jego postawa życiowa jednak bliższa jest punkowemu "no future", niż hippisowskiej "make love not war". Jest to plugawy bohater godny plugawej rzeczywistości. Podobnie jak w przypadku "Mausa", jest to kolejna propozycja Postu osadzona w bardzo konkretnym kontekście kulturowym i zmuszająca do odniesienia się do rzeczywistości i weryfikacji swojego zdania o niej. Nie podaje jednak gotowych rozwiązań i odpowiedzi. Nie do końca wiadomo po czyjej stanąć stronie.

Czy głównego bohatera, który ciągle żłopie piwo i je meksykańskie żarcie, czy zleceniodawców, którzy często nie potrafią zauważyć czegoś co mają prawie pod nosem, a co nie jest im wskazane palcem, czy złoczyńców, którzy są kierowani żądzą zemsty i swoim chorym poczuciem sprawiedliwości, czy ofiar, które nie potrafią walczyć o swoje prawa i często gęsto same są sobie winne?

Wszystko to podlane sosem krytyki mentalności człowieka ery konsumeryzmu. Post nie ma zamiaru wydawać rzeczy, które mogłyby zasługiwać na miano komiksu środka. Stawia na wykształconego, inteligentnego odbiorcę, który potrafi lawirować między kontekstami.

Trzecim i jak na razie ostatnim wydanym tytułem jest Janosik. Pomimo wyraźnych konotacji z telewizyjnym serialem z czasów realnego socjalizmu o bohaterskim chojraku, zbóju, polsko-słowackim Robin Hoodzie, również tym razem Post oferuje nam pozycję, która wymaga odrobiny wysiłku ze strony odbiorcy. Nie jest to już tak mocno osadzona w rzeczywistości historia jak "Maus", czy "El Borbah", ale podobnie jak w tam mamy do czynienia z odmienną stylistyką niż ta z którą kojarzony jest komiks, a która przypisana jest bajeczkom zza oceanu o superbohaterach.

Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to niewiele. Trzy tytuły. Średnie wydawnictwo wydaje tyle w ciągu miesiąca. Więc czym tu zaprzątać sobie głowę. Post starannie wybiera tytuły jakie wydaje. Wyraźnie widać, że głównym powodem dla którego wydają komiksy nie jest chęć zysku. Wydają rzeczy, które wymagają od odbiorcy pewnej wrażliwości. Swoim repertuarem bardziej przypominają galerię sztuki niż wydawnictwo komiksowe. Ich tytuły nie pozostawiają odbiorcy obojętnym. Prowokują, poruszają tematy zakazane, zmuszają do opowiedzenia się po konkretnej stronie barykady, albo za albo przeciw. Przy czym, każda decyzja ciągnie za sobą następne, jeszcze trudniejsze, łapiąc w sieci co raz to nowych pytań i odpowiedzi.

To jednak jeszcze nie wszystko najciekawsze dopiero przed nami Post zapowiada superwydarzenie mianowicie komiks zrobiony wspólnie przez Manarę i Felliniego. To się nazywa strzał. Teraz dopiero się zacznie. Znany i uznany twórca arcydzieł kultury XX wieku jest autorem scenariusza do komiksu!!! Ten, powszechnie uznany przez szanowanych krytyków, filmowiec, reżyser dzieł epokowych wyjdzie w wydaniu komiksowym. Przy czym aby nie było wątpliwości, nie mamy tu do czynienia z jakąś tandetną adaptacją polegającą na przerysowywaniu kadrów z filmu ze szczególnym uwzględnieniem tych na których panie są niezbyt ubrane. Chodzi o projekt w który Fellini był zaangażowany osobiście i który realizował z innym artystą, mistrzem w swojej kategorii: rysownikiem Milo Manarą.

Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości, co do tego, że komiks jako środek przekazu nie musi być infantylny i skierowany do niedojrzałego widza, niech sięgnie po losowo wybraną pozycję z oferty Postu a przekona się, że jest w błędzie i uwaga: może się nagle okazać, że komiks jest zbyt trudny by go odebrać.

kamil.macejko

www.post.krakow.pl
www.maus.com.pl