"Yans" tom 1 - "Ostatnia Wyspa"

Strażnicy, patrolujący Strefę Mrozu leżącą poza Miastem, spotykają idącego wśród śniegów mężczyznę, który nie pamięta niczego, poza swoim imieniem - Yans. Zabierają go ze sobą w celu ustalenia kim jest.. Szybko okazuje się, że jest to prawdopodobnie gość z innej epoki. Yans szybko uwalnia się spod "opiekuńczych skrzydeł" strażników, kiedy ponownie udają się razem do Strefy, próbując odnaleźć jego prawdziwą tożsamość. Nasz bohater natrafia przy tej okazji na Zewnętrznych - ludzi, którzy nie chcieli żyć w zamkniętym i dusznym Mieście, pod rządami Raktora. Nie zlikwidowano ich tylko dlatego, że są postrachem, dla mieszczuchów, uosabiają zewnętrzne zło, z którym należy walczyć...

Tak rozpoczyna się pierwszy tom przygód Yansa (na zachodzie znanego pod imieniem Hans), który za sprawą Egmontu, trafił wreszcie do rąk polskich czytelników. Jest to seria, która eksploatuje stare jak świat wątki znane już z wielu serii SF. Mamy tu głównego bohatera podróżującego w czasie, który na skutek wypadku doznał amnezji. Mamy też Ziemię po katastrofie atomowej, z jej jedynym miastem (stąd chyba tytuł albumu). Wszystko to jednak łączy się w jedną zgrabną całość, która ze znanych wątków, tworzy zupełnie nową jakość. Świat naszego bohatera, to świat nieprzyjazny. Z każdej strony czyha niebezpieczeństwo fizyczne, lub czai się zdrada. W pierwszym albumie serii jeszcze tak bardzo tego nie widać, ale późniejsze przygody pokazują, że Yans oprócz kilkorga przyjaciół i ukochanej Orchidei, nie może liczyć na niczyją pomoc...

Album ten był już kiedyś u nas wydany w ramach magazynu "Komiks-Fantastyka" - prawie 15 (!) lat temu. Nosił wtedy tytuł "Przybysz z przyszłości". Tamto wydanie czytałem "n" razy, już nawet nie pamiętam ile dokładnie. Kiedy więc wziąłem do ręki album z Egmontu, ze zdziwieniem odkryłem, że jest to niby ten sam, a jednak inny Yans! Dlaczego? Otóż dokonano powtórnego przekładu tego komiksu z języka francuskiego i
tak oto n.p. zupełnie niespodziewanie stary dobry Rons, zamienił się w Jeżynę...

No cóż, brzmi to co najmniej dziwnie, szczególnie dla kogoś, kto miał styczność z pierwotnym tłumaczeniem. Nawet sekretne hasło robotów uległo zmianie z Reder-or na Srednyr. Ciekawi mnie czy tłumacz, czyli W. Birek czytał pierwotną wersję polskiego tłumaczenia? Mnie osobiście rażą neologizmy które pojawiły się niespodziewanie w albumie Egmontu, chociaż nie czytałem oryginału po francusku i prawdopodobnie są one z nim bardziej zgodne niż pierwsze polskie tłumaczenie z którym zetknąłem się najpierw. Ktoś, kto czyta ten komiks po raz pierwszy, może nawet nie zwróci na takie drobiazgi uwagi i po prostu zainteresuje się samą fabułą. Moim zdaniem z tłumaczeniem tego albumu Yansa jest podobnie, jak z tłumaczeniami dzieł Tolkiena na język polski. Okazuje się bowiem, że pierwsze było najlepsze, a próby spolszczenia nazw własnych nie koniecznie wyszły dziełu na dobre.

Mimo całego mojego narzekania na przekład, miło jest znowu ujrzeć na świeżo zadrukowanym papierze stare przygody Yansa, narysowane oczywiście przesz Grzegorza Rosińskiego, w jego starym stylu, wraz z charakterystyczną, miejscami psychodeliczną (:>) kolorystyką. Miło jest znów obserwować zmagania naszego bohatera z przeciwnościami losu, w których to zmaganiach towarzyszy mu ukochana Orchidea.

Tak więc odpowiedź na pytanie "Czy warto zakupić ten komiks?" zdecydowanie brzmi TAK . Jest to bowiem pozycja, która już dawno wpisana została do kanonu komiksu europejskiego, zdobywając sobie, rzesze zagorzałych fanów. Niestety powyższe stwierdzanie dotyczy tylko pierwszych pięciu albumów serii rysowanych przez Rosińskiego, ale to już temat na zupełnie inny artykuł...

aegirr

Scenariusz: A. P. Duchateau
Rysunki: G. Rosiński
Wydawca: Egmont Polska 2002
Format A4, 48 stron
Cena:16,90 PLN