"Faker"

Każdy ma coś do ukrycia... Nawet Carey.

 

Proszę sobie wyobrazić. Uniwersytet w Minnesocie, środek zimy. Studenci wracają ze świąt Bożego Narodzenia spędzonych z rodziną. Z okazji rozpoczęcia nowego semestru organizują balangę. Wśród nich jest grupka przyjaciół wynajmujących razem mieszkanie niedaleko uczelni - Jessie (niepoprawna szantażystka), Paul (sportowiec mający skłonności depresyjne), Yvonne (miłośniczka jedzenia bojąca się wyrażać samą siebie) i Marky (erotoman bez sumienia). Pierwszoroczniacy po paru chwilach spędzonych na imprezie postanawiają przenieść się do uniwersyteckiego laboratorium. Tam bawią się na całego, pijąc i biorąc bez opamiętania wszystko, co wpadnie im w ręce. Nagle dochodzi do dziwnego zdarzenia. Wszystkim w tej samej chwili urywa się film. Nie pamiętają, co się stało. Odczuwają jedynie potworny ból głowy. Nie przeczuwają tego, że to najmniejszy problem ich koszmaru. Zgrozy spowodowanej brakiem zdrowego rozsądku, chęcią zemsty i tajemniczym eksperymentem amerykańskiego wojska...

"Faker" jest sześcioczęściową mini-serią, którą Carey opisuje jako komiks, w którym "psychologiczny horror spotyka się z przyprawiającą o mdłości komedią dla nastolatków". I rzeczywiście to, co zaczyna się jako obiecująca historia o kłamstwie, relacjach międzyludzkich i współczesnej młodzieży, okazuje się być beznadziejnym dreszczowcem z dziwnymi rozwiązaniami fabularnymi i nieklejącymi się wątkami. Grupka postaci odgrywająca główne role to banda bezlitosnych egocentryków, nie liczących się z otoczeniem i mających makiawelistyczne podejście do życia. Nie są nośnikami żadnych wartości, a jeżeli jakieś wyznają (chociażby przyjaźń), to szybko zostają ona zrewidowane przez rzeczywistość, przez co wychodzą na hipokrytów. Ale postacie te nie są nieciekawe dlatego, że są złymi ludźmi. Ich gwoździem do trumny są niezajmujące, ogłupiające dialogi, od których wieje szmirowatymi oczywistościami i poczuciem bezsensu. Przysłowiową "wisienką na torcie" jest natomiast kompletnie nieprzemyślane zakończenie, w którym jeden absurd goni drugi, powodując co najwyżej litościwy uśmiech.

Również Jock niespecjalnie zachwyca w "Fakerze". Mam do niego podobne odczucia, co do Dustina Nguyena. Obaj robią świetne okładki, niekonwencjonalne i często z drugim dnem, ale jako artyści komiksowi nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Kadrom często brakuje tła akcji, a postacie są rysowane groteskową, kanciastą kreską. Niemniej w odróżnieniu od scenarzysty, Jock nie zawodzi na całej linii. Jego wizje koszmarów sennych są intrygujące i niecodzienne, znośnie odwzorowuje też samochody i odzież.

Nawet fani Careya nie mają czego szukać w tym nieudanym komiksie. Jeżeli chodzi o atmosferę i jakość, to "Fakera" i "Lucyfera" czy "Hellblazera" dzieli głęboka przepaść. Nie miejcie złudzeń - to jest zły komiks i przypuszczalnie jedno z moich największych rozczarowań z linii Vertigo. Pod żadnym pozorem nie polecam. I niech was nie zwiedzie reklamowy slogan, który promował tę mini-serię - "Każdy ma coś do ukrycia". Może i ma, ale nie wszystkie tajemnice są warte poznania. Do tej na pewno już nigdy nie zajrzę.

Michał Chudoliński

"Faker" SC
Scenariusz: Mike Carey
Rysunki i okładka: Jock
Kolor: Lee Loughridge
Liternictwo: Clem Robins
Oprawa: miękka
Ilość stron: 160
Cena: $16.99