"Skarga Utraconych Ziem" album 6: "Gwinea Lord"

 

Młody Seamus był jednym z wielu nowicjuszy przygotowujących się do roli Rycerza Łaski. Los chciał, że zastąpił ucznia Sill Valta podczas pościgu za mityczną Moriganą na Ziemiach Glen Sarrick, co zostało przedstawione w albumie "Morgiany". Ten sam los szykuje dla niego niepewną przyszłość. Według przepowiedni, chłopak może okazać się zgubą zakonu. Tymczasem przed nim zdarzenia, które powoli kształtują mężczyznę, jakiego znamy z pierwszego cyklu "Skargi Utraconych Ziem". Jean Dufaux w atrakcyjny sposób kontynuuje przybliżanie mitologii stworzonego przez siebie świata, natomiast rysunki Philippe'a Delaby'ego sprawiają, że lektura albumu "Gwinea Lord" to fantastyczna podróż w przepełnione magią zmyślone średniowiecze.

Osią wydarzeń tej historii jest postać Czarownicy, która pod wpływem Łaski została oświecona, to znaczy stała się Czarodziejką, i jest skłonna przekazać wszelkie możliwe informacje dotyczące tajemnic Morigan przeciwnej stronie. Rozpoczyna się zatem wyścig z czasem, bowiem jej siostry nie będą chciały dopuścić do tego, by Rycerze łaski poznali ich sekrety. Scenarzysta próbuje również cały czas nawiązywać do motta wykorzystanego w cyklu "Sioban". O tym, czy faktycznie "zło mieszka w sercu miłości" będziemy się pewnie mogli jeszcze nie raz przekonać, a osobą, która odczuje to na własnej skórze będzie nie kto inny, jak Seamus.

Dufaux wciąż stara się rozbudowywać powołany do życia ponad dekadę temu świat, stara się go eksplorować przy wykorzystaniu jak największej ilości elementów, którymi będzie mógł się jeszcze w przyszłości posłużyć. W albumie pojawia się chociażby tytułowy Gwinea Lord (co do tłumaczenia jego imienia nam spore wątpliwości, ponieważ nie brzmi ono dobrze po polsku). Jest on mrocznym wysłannikiem piekieł, przywdziewającym czarną zbroję niepokonanym rycerzem, na swój sposób przypominającym nie tylko aparycją, lecz również zachowaniem, Lorda Vadera.

Nie na darmo przywołuję w tym miejscu gwiezdną sagę George'a Lucasa. Podobieństw między tym odcinkiem "Skargi...", a mitologią "Gwiezdnych Wojen" jest naprawdę wiele. Chociażby to, co dzieje się w toku wydarzeń młodym Eirellem, uczniem Sill Valta, wydaje się być niejako żywcem zaczerpnięte z "Zemsty Sithów". Jeden z wyróżniających się motywów albumu to właśnie pragnienie szybkiego osiągnięcia niezwykłej mocy, wynikające między innymi z poczucia odtrącenia, podsycone przez kuszenie. Nie razi to o tyle, że Dufaux, podobnie jak Lucas, posługuje się pewnymi archetypami postaci. Ponadto, opowiadania przez belgijskiego scenarzystę historia jest atrakcyjna, wciąga, a udana charakterystyka motywów postępowania poszczególnych postaci, choćby i były swego rodzaju kalkami z dobrze znanych klisz, tylko jej służy.

Historii służy również oprawa graficzna. Mam wrażenie, że w "Skardze..." Philippe Delaby osiągnął szczyt swoich możliwości. Z perspektywy czasu widać, że pierwszy cykl "Mureny" był jedynie przygotowywaniem warsztatu, jakim dysponuje obecnie ilustrator. "Morigany" dowiodły, że potrafi on kreować szczególny nastrój opowiadanych przez scenarzystę historii, "Gwinea Lord" tę tezę podtrzymuje. Tyle tylko, że rzeczony album został pokolorowany nie przez Delaby'ego, a przez Jérémy'ego Petiqueux. Nazwisko to pojawia się już w poprzednim albumie przy okazji podziękowań, co sugeruje jego pomoc w procesie nakładania kolorów, natomiast ten młody i niezwykle utalentowany grafik już samodzielnie kładł kolor w piątym i szóstym albumie drugiego cyklu "Mureny", co jest równoznaczne z tym, że doskonale zna styl Delaby'ego. Tym samym jest dostrzegalna różnica w rysunkach, a to przede wszystkim w ostrości i nasyceniu barw - w "Gwinei Lordzie" oba te elementy są bardziej intensywne. Nie wiem, czy stonowana paleta barw nie podobała mi się bardziej, ale dopiero przy porównaniu plansz z obydwu albumów różnice są na tyle wyraźne, żeby próbować dokonywać konkretnych ocen. Dość powiedzieć, że praca w duecie nie jest rysownikowi obca (również w pierwszych czterech albumach "Mureny" korzystał on z pomocy kolorystki - Diny Kathelyn), a na pewno pozwala zaoszczędzić czas. Summa summarum za sprawą obydwu artystów "Skarga Utraconych Ziem" urzeka plastycznością, za co chwalona była również wtedy, gdy jej pierwszy cykl rysował Grzegorz Rosiński, a kolory nakładała Graza.

Przyznam, że "Gwineę Lorda" pochłonąłem błyskawicznie. Ponowna lektura, po odświeżeniu sobie wątków zawartych w "Moriganach", również sprawiła mi frajdę. Dufaux pisze lekkie historie, w które z przyjemnością można się zagłębić, a dzięki talentom pokroju Delaby'ego, wykreowana w nich rzeczywistość jest niezwykle plastyczna i przyciąga wzrok. Taką rozrywkę bardzo sobie cenię.

Jakub Syty

"Skarga utraconych ziem" tom 6: "Gwinea Lord"
Tytuł oryginału: "Le Guinéa Lord"
Scenariusz: Jean Dufaux
Rysunki: Philippe Delaby
Kolory: Jérémy Petiqueux
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 08.2009
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania oryginału: 10.2008
Liczba stron: 56
Format: 21,5 x 29 cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 29,90 zł