"(...) to nasz pomnik mokry od krwi i potu zwykłego żołnierza."
Melchior Wańkowicz w rozmowie z Jakubem Grebowskim

"Monte Cassino" album 1

 

To było więcej niż pewne, że ów znamienny epizod polskich zmagań w dobie II Wojny Światowej doczeka się zilustrowania w komiksowej formie. Już przeszło dwa lata temu na niektórych serwisach tematycznych wzmiankowano o tej inicjatywie. Po pewnych perturbacjach ze znalezieniem wydawcy, pierwszy tom "Monte Casino" trafił do dystrybucji niemal równo z obchodami sześćdziesiątej piątej rocznicy krwawego boju o klasztorną górę.

Tłem dla starcia autorska spółka uczyniła relacje pomiędzy temperamentnym Melchiorem Wańkowiczem, a młodym pisarzem Jakubem Grebowskim. Dla wielu niewygodny, skłonny do konfliktów i aż nazbyt zacietrzewiony Wańkowicz usiłuje skompletować jak najwięcej przekazów dotyczących walk o erem Benedyktynów na Monte Cassino. W sytuacji, gdy stawało się niemal pewne, że w powojennym ładzie Polska zaistnieje w innym kształcie niż przed feralnym 1 września 1939 roku, podobna inicjatywa miała na celu przypomnieć światu o czynnym udziale Polaków w walce z Niemcami. Było to tym bardziej konieczne, że coraz głośniej mówiło się o wytyczeniu wschodniej granicy wzdłuż tzw. Linii Curzona1, równoznacznej z utratą wschodnich województw II Rzeczypospolitej. Tymczasem większość rekrutów II Korpusu Polskiego wywodziła się właśnie z tych rejonów, toteż nic dziwnego, że z niepokojem spoglądali na rozwój wypadków. Jakkolwiek nie oceniać dowódcy tej formacji, generała Władysława Andersa, trzeba przyznać, że zarówno on, jak i ówczesny rząd polski na emigracji, nie mieli zbyt wielu argumentów w negocjacjach z coraz bardziej chwiejnym brytyjskim sojusznikiem. Brak stosunków dyplomatycznych z Sowietami oraz ustawiczne zarzuty ze strony Stalina o domniemanej "ucieczce" Polaków do Iranu dodatkowo komplikowały i tak niełatwą już sytuację. Udział II Korpusu w przełamywaniu Linii Gustawa miał przypomnieć światu o udziale polskiego żołnierza w walce z nazistami i stąd wynikłą decyzja o szturmie dotąd niezdobytych niemieckich umocnień w rejonie Monte Cassino.

Już w toku starcia pojawiły się zarzuty o niedowładzie dowództwa i zbyt obfitej "daninie krwi", jaką polski żołnierz musiał złożyć na "ołtarzu" politycznych ambicji gabinetu Mikołajczyka (ówczesnego premiera). Rzecz jasna nie obyło się bez zarzutów, formułowanych momentami w bardzo dosadnej formie, wobec generała Andersa. Abstrahując od oceny strategicznych kompetencji rzeczonego wypada przyznać, że mógł on obawiać się wytworzenia zarówno u współczesnych, jak i u potomnych, wizji jego osoby jako tego, który doprowadził do rzezi podległych mu oddziałów. Straty bowiem były znaczne: niemal tysiąc zabitych i prawie trzy tysiące rannych. Zatem obawy dowódcy Korpusu były w pełni uzasadnione, tym bardziej, że roli kronikarza starcia podjął się wzmiankowany Melchior Wańkowicz nie kryjący swych prosanacyjnych sympatii...

W zamiarze przynajmniej częściowej kontroli poczynań krewkiego literata, przydzielono mu specyficzną kuratelę w postaci Jakuba Grebowskiego, fikcyjnego młodego pisarza, który jeszcze przed wojną zasłynął nie tylko bardzo udanym debiutem, ale też polemiką z Wańkowiczem. I właśnie ów motyw staje się osią fabularną dla tej opowieści. Próżno doszukiwać się tu międzypokoleniowego antagonizmu, choć początkowo Wańkowicz nie tryska entuzjazmem z obrotu sytuacji. Z czasem jednak zacietrzewienie przezwycięża tak charakterystyczną dla osób jego pokroju ciekawość. Zastanawiające, jak scenarzysta dalej poprowadzi ów ciekawie zarysowujący się wątek...

Tok fabuły nie jest wolny od wizyjności i retrospekcji, co także wpływa korzystnie na jej odbiór, bo jednostajne "zaserwowanie" kolejnych sekwencji bitewnych z naturalnych względów rychło znużyłoby czytelnika. Chciałoby się rzec: "Fajna wojna, ale w telewizji". I rzeczywiście, bo kto szuka w niniejszym komiksie wrażeń rodem z "rozwalankowych" gier srodze się zawiedzie. Autorski duet nie omieszkał zawrzeć scen konfrontacyjnych przesyconych skrajnym wręcz naturalizmem. Dlatego też brak tu miejsca na bezrefleksyjną, czysto rozrywkową konwencję rodem z hollywoodzkich produkcji doby lat sześćdziesiątych. Wyraźnie dostrzegalna pacyfistyczna wymowa nie przekreśla jednak bohaterstwa żołnierzy. Rzecz zresztą idealnie wręcz oddaje niniejsze zdanie: "Opowieść wojenna ... opowieść, która zmienia się zależnie od tego, komu ją się opowiada. Małemu chłopcu niesie dumę i natchnienie, dorosłemu cywilowi półprawdy o cierpieniu, a towarzyszom broni prawdę o bezmiarze ludzkiego szaleństwa, które niszczy wszystko, co napotka na swej drodze (...)" (strona 127).

Autorka ilustracji sprawia wrażenie zdolnej entuzjastki rysunku, która jednak nie miała okazji "szlifować" swych umiejętności w ramach regularnego kursu plastycznego. Efekt jej prac to raczej przejaw osobistego zacięcia i przemożnej chęci realizacji swej pasji niż w pełni wypracowanego profesjonalizmu. Widoczna w tle architektura, elementy wojskowego ekwipunku czy też pojazdy są bez zarzutu, a momentami wręcz imponują detaliczną precyzją (np. na stronie 62, 68 czy 69). Nie sposób także dopatrzeć się istotniejszych błędów w proporcjach postaci. Niestety dalece bardziej problematycznie jawi się brak biegłości pani Gabrieli Becli w ukazywaniu twarzy postaci. Chociaż fizjonomie znaczących bohaterów (Wańkowicz, Grebowski) są wystarczająco charakterystyczne, to jednak niemal nagminnie stwarzają wrażenie niedopracowanych i mało naturalnych. Wiążę się to także z najbardziej chyba dostrzegalną bolączka autorki - niskim stopniem biegłości w ukazywaniu skrótów perspektywicznych. Nie da się ukryć, że ta część warsztatu rysownika należy do szczególnie trudnych. Niemniej w omawianym przypadku jest to szczególnie widoczne i momentami aż żal, że szczegółowo dopracowany detal czy postać psuje właśnie brak trafnego ujęcia m.in. perspektywy linearnej. Właściwe zaznaczenie struktury odzieży ("zagięć" materiału etc.) to również zagadnienie z którym graficzka chyba powinna jeszcze nieco "powalczyć". Zaistniałe błędy rysunkowe z miejsca wzbudzają skojarzenia z opublikowanymi na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych komiksami Romana Pierzgalskiego (m.in. "Good Morning Wietnam" i "Spring Young"). Wówczas, gdy zapotrzebowanie na komiks w niemal każdej postaci wciąż pozostawało niezaspokojone, czytelnik traktował z rezerwą podobnego rodzaju niedociągnięcia. Obecnie, gdy polski odbiorca jest już zaznajomiony z dokonaniami klasyków europejskich, amerykańskich i japońskich, tego typu fuszerki nie powinny mieć miejsca. Niemniej w tym objętościowo rozległym komiksie (128 stron) z kolejnymi stronnicami da się dostrzec wyraźną tendencje zwyżkującą.

Nie brakuje natomiast autorce pomysłowości w urozmaicaniu toku narracji. Formuła czarno-biała idealnie wręcz pasuje do, co tu kryć, realistycznie ponurej nakreślonej opowieści. Chwilami nie sposób ustrzec się odczucia, że ma się do czynienia z filmowanym "z ręki" dokumentem odnalezionym przez przypadek w którymś z polonijnych archiwów. Niektóre "chwyty" formalne ("pędząca" taśma RKMu, modyfikacja ostrości widzenia) świadczą o rozwiniętej wyobraźni narracyjnej ilustratorki.

Pomimo widocznych na pierwszy rzut oka niedostatków graficznych wypada mieć nadzieję, że autorskiej spółce nie zabraknie determinacji, by zrealizować dalszy ciąg rozpoczętej przez nich opowieści.

Przemysław Mazur

"Monte Cassino" album 1
Scenariusz: Zbigniew Tomecki
Rysunki: Gabriela Becla
Konsultacja historyczna: prof. dr hab. Witold Zdanowicz
Wydawca: Stowarzyszenie Pokolenie
Czas publikacji: maj 2009 roku
Okładka: miękka
Druk: czarno-biały
Format: 21 x 30
Liczb stron: 128
Cena: 25 zł

1Brytyjski polityk, mister spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa w dobie konferencji wersalskiej, pomysłodawca wytyczenia linii demarkacyjnej pomiędzy Polską, a bolszewicką Rosją mniej więcej wzdłuż biegi rzeki Bug.