"Green Arrow: Year One"

Rok Pierwszy po raz kolejny

 

Tendencja do retrospektywnego ukazywania genezy co bardziej istotnych osobowości z nurtu superbohaterskiego sięga swymi korzeniami już schyłku lat czterdziestych minionego wieku. Jednakże dopiero cztery dekady później, gdy wspomnianą konwencję zaczęto odzierać ze narzuconej swego czasu banalizacji, zdolni scenarzyści zyskali unikalną możliwość ponownego ukazania początków herosów DC.
Swoistą cezurę stanowi zapewne autorska mini-seria Johna Byrne'a "The Man of Steel" (sierpień-październik 1986 roku) traktująca o młodym Clarku Kencie rozpoczynającym swą karierę obrońcy Metropolis. Równie brawurowo poradził sobie niemniej utalentowany twórca George Perez rewitalizując Wonder Woman, która nigdy nie wyglądała tak dobrze, jak właśnie wówczas. Oczywiście nie mogło też zabraknąć kolejnego z grona "Wielkiej Triady DC", Batmana. W efekcie współpracy Franka Millera i Davida Mazzucchelliego do czytelniczych rąk trafił "Rok Pierwszy" opublikowany na łamach miesięcznika "Batman" (nr 404-407) pomiędzy marcem a czerwcem 1987 roku (wydany u nas przez Egmont Polska w grudniu 2003 roku). Tytuł tej opowieści stał się niebawem hasłem-kluczem dla szeregu fabuł dotyczących początków już nie tylko osobników znanych z kart komiksów DC, ale także konkurencyjnego Marvela, czego przykładem jest opublikowany również u nas (luty 1996 roku) "Punisher: Year One". Popularność tego modelu opowieści sięgnęła zenitu latem 1995, gdy zarząd DC Comics zdecydował się poświęcić temu tematowi większość wydań specjalnych typu "Annual".

Pośród bardziej popularnych postaci nie zabrakło też miejsca dla "drugoligowców", takich jak Spectre czy Green Arrow. Wczesne dzieje drugiego ze wspomnianych osobników rozpisał Chuck Dixon na łamach "Green Arrow Annual" nr 7 (mniej więcej wówczas obejmował on stery nad miesięcznikiem poświęconym "Szmaragdowemu Łucznikowi") nie wnosząc zbyt wiele oryginalnych motywów do wcześniej ustalonej genezy kariery Olivera Queena. Te same wątki, choć w nieco bardziej skondensowanej formule, zaistniały na kartach m.in. autorskiej mini-serii Mike'a Grella "The Longbow Hunters", a jeszcze wcześniej "Adventure Comics" nr 256 ze stycznia 1959 roku ("The Green Arrow's First Case").

Rok 2007 przyniósł kolejne podejście do tej tematyki. Chciałoby się rzec: "w porę", bowiem tracący na popularności miesięcznik "Green Arrow vol. 3" zniknął z oferty DC Comics. W jego miejsce zaistniała kolejna i niestety wątpliwej jakości mini-seria "Black Canary" zwiastująca zamieszanie związane ze ślubem Olivera i jego wieloletniej partnerki Dinah Lance. Ku uciesze stopniowo wykruszających się fanów krewkiego łucznika dało się słyszeć wieści o planach nowej mini-serii. I rzeczywiście, bo wczesnym latem wspomnianego roku, do dystrybucji trafił pierwszy epizod "Green Arrow: Year One". Niniejsza fabuła, planowana pierwotnie na cztery odcinki, prędko rozrosła się do sześciu, a skala powodzenia przerosła oczekiwania wydawcy. Tym samym realizatorzy tegoż przedsięwzięcia, Andy Diggle i "Jock" (znani u nas z opublikowanego przez Taurus Media pierwszego tomu serii "The Losers"), udowodnili jak spory potencjał wciąż tkwił w tej pozornie trzeciorzędnej postaci. Mało kto spodziewał się tak udanego efektu po miałkiej jakości scenariuszy Judda Winicka we wspominanym miesięczniku. Tym bardziej zaskoczenie było niemałe. Ale po kolei...

Oliver Queen, dziedzic rodowej fortuny, wiódł żywot typowy dla podobnych mu osobników. Elitarne szkoły "obsługujące" zblazowanych dzieciuchów bogaczy i beztroska naznaczona ekstrawaganckimi imprezami. Nic zatem dziwnego, że w początkowych partiach niniejszej opowieści wspomniany osobnik jawi się jako wzorcowy wręcz przypadek syndromu Piotrusia Pana. Infantylny hulaka, amator kosztownych alkoholi, wielbiciel nowych doznań i odległych podróży. Rzecz jasna takowy tryb życia raczej nie sprzyja regularnemu doglądaniu rodzinnych interesów, ani też rzeczowym konsultacjom z zarządem firmy. Po co, gdy lepiej balować, beztrosko szastać kasą, robić z siebie pośmiewisko przy okazji publicznych wystąpień, a do konkretnych prac zatrudniać osoby pokroju niejakiego Hacketta, który zawsze zajmie się naglącymi sprawami. Jednak do czasu...
"Green Arrow: Year One" śmiało moglibyśmy uznać za fabularne przeciwieństwo "The Longbow Hunters". O ile na kartach mini-serii z 1987 roku mieliśmy do czynienia z dojrzałym, lekko już znużonym życiem Oliverem Queenem, o tyle tym razem otrzymujemy możliwość szczegółowego spojrzenia na jego przemianę z fasadowego emocjonalnie dzieciucha w osobnika świadomego swych możliwości, a co najważniejsze - skłonnego do poświęceń za innych... Okradziony z majątku, oszukany przez powiernika, a równocześnie przyjaciela (wspomnianego wyżej Hacketta), obity Ollie trafia na bezludną wyspę gdzieś pośród bezmiaru Pacyfiku. I właśnie tu czeka nań życiowy egzamin, podczas którego może liczyć jedynie na własne siły. Albo przetrwa i - jak zwykł mawiać niejaki "Fryc Nicki" - "co go nie zabije, to uczyni silniejszym", albo... Początkowo nie jest mu łatwo, bo odchowany w puchach paniczyk nie unika problemów adaptacyjnych. Rychło okazuje się, że z pozoru niewinna, łucznicza pasja staje się kluczem do przetrwania Ollie'go. Młodzik stopniowo przystosowuje się do panujących na wyspie warunków, równocześnie odnajdując ślady niegdysiejszego osadnictwa. Nie mija wiele czasu, gdy przekonuje się, że nie jest on jedynym "rezydentem" tej wyspy. Oto bowiem musi zmierzyć się z plantatorami słomy makowej (chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć przeznaczenia tegoż surowca), którzy właśnie z tego skrawka lądu uczynili autentyczny obóz niewolniczy.

I to właśnie na tle tych zmagań mamy okazji być świadkami ewolucji osobowości niegdysiejszego "Piotrusia Pana" dojrzewającego w przyspieszonym tempie do roli obrońcy uciśnionych (jakkolwiek pompatycznie by to nie brzmiało). Równocześnie "GA:Year One" moglibyśmy zdefiniować jako opowieść o przełamywaniu własnych słabości i odnalezieniu samego siebie. Piszący te słowa zdaje sobie sprawę, że brzmi to niczym zestaw płaskich komunałów; niemniej ujęcie zaproponowane przez duet Diggle/"Jock", mimo podjęcia nie nowej przecież fabuły, okazało się na tyle atrakcyjne, że przyciągnęło do mini-serii liczne grono czytelników rzadko sięgających po perypetie "Szmaragdowego Łucznika". Również pośród krytyków dało się słyszeć donośny pomruk aprobaty. Tym samym omawiana inicjatywa stała się niezbędnym wręcz "świeżym łykiem powietrza" dla wszystkich tych ze znużeniem śledzących poczynania Judda Winicka, swego czasu dobrze zapowiadającego się scenarzysty (w swojej klasie bardzo udana opowieść "Straight Shooter" - "Green Arrow vol.3" nr 26-31). Bowiem eksploatowana w "Year One" do bólu wręcz realistyczna konwencja znacznie bardziej odpowiadała stylistyce Mike'a Grella czy Danny'ego O'Neila, postrzeganej obecnie jako optymalna dla tej postaci. Znaczna część fanów tęskni właśnie za takimi opowieściami, toteż okoliczność braku odzewu na ów wyraźnie dostrzegalny popyt skłania do zastanowienia co do kompetencji decydentów DC Comics. Chciałoby się w tym miejscu odnieść do "wielbionego" przez wielu Dana Dido, koordynatora poczynań wspomnianego wydawnictwa. Niemniej wymagałoby to użycia zbyt dosadnych sformułowań określanych mianem inwektyw... Pewne jest, że miast kontynuować przeróbkę wizerunku Ollie'go Queena według pomysłu Andy'ego Diggle'a (trochę na zasadzie marvelowskiej linii "Ultimate"), na stanowisku głównego kreatora dziejów tej postaci pozostawiono Winnicka, który chyba jak nikt przed nim ma skłonność do, pisząc obcesowo, partolenia własnych pomysłów.

Z drugiej strony Green Arrow to postać zbyt mocno osadzona w głównym nurcie realiów DC, a na podobny eksperyment, jaki miał miejsce pod koniec lat osiemdziesiątych - odseparowanie "Szmaragdowego Łucznika" od spraw tegoż uniwersum - widać zabrakło już odwagi. Stąd, niestety, cierpliwość i dobrą wolę czytelników poddano niełatwej próbie. Afera ślubna, pomimo korzystnych wyników sprzedaży, pozostawiła znaczny niesmak swą miałkością. Nie lepiej wypadł debiut powierzonego - o zgrozo! - Winnickowi miesięcznika "Green Arrow/Black Canary", który po żenująco słabych fabułach doczekał się nie tak znowuż dawno zmiany na stanowisku scenarzysty. Tym samym jak na razie "Year One" pozostaje najbardziej udaną opowieścią z udziałem Queena na przestrzeni co najmniej ostatnich pięciu lat.
Diggle nie miał łatwego zadania, bowiem jak wspominano już wyżej, "operował" na mocno już wyeksploatowanym gruncie. Motyw rozbitka znany jest już z piśmiennictwa tzw. Średniego Państwa Egipskiego (ok.. 2100 - 1780 rok. p.n.e.), toteż i Daniel Defoe nie był szczególnie odkrywczy opisując w "Przypadkach Robinsona Crusoe" perypetie pewnego brytyjskiego żeglarza nazwiskiem Selkirk. Od tamtej pory mieliśmy do czynienia z setkami, o ile nie tysiącami podobnych fabuł. Toteż nie na tym opiera się siła tej opowieści, a na wprawnie sprofilowanych sylwetkach zaistniałych tu postaci. Rzecz nie kończy się jedynie na dwóch skonfrontowanych osobowościach - Ollie'm i Hackett'cie. Również młoda niewolnica więziona na plantacji słomy makowej wraz z rozwojem fabuły okazuje się kimś znacznie więcej niż jedynie bezbronną ofiarą. Wyjawiając nieco szczegółów wypada wspomnieć, że odegrała ona znaczącą rolę w ukształtowaniu postaci znanej jako Green Arrow... Jedyny niedosyt wzbudza niedostateczne, w przekonaniu piszącego te słowa, sportretowanie psychologiczne Chien Na-Wei, "mózgu" przestępczego procederu na wyspie. Zabrakło widać dla niej odpowiednio pojemnej niszy fabularnej, stąd jawi się ona jako postać równie blada i przezroczysta jak jej kostium. Za to antagonizm pomiędzy Ollie'm, a Hackettem niemal dosłownie iskrzy, tym bardziej, że ten pierwszy stara się zrozumieć, z jakich względów ktoś, kto był mu najbliższym powiernikiem, doprowadził go na skraj śmierci. Ich dialogi to doskonały pretekst do ukazania dwóch skrajnie różnych postaw życiowych: obiboka, ale zarazem marzyciela, który potrafił wziąć się w garść (Ollie) oraz wyzbytego zahamowań moralnych cynicznego pragmatyka, którego w pewnym momencie przestała "bawić" rola podnóżka dla dzianego paniczyka (Hackett).

Podobnie zresztą wypada określić graficzną oprawę niniejszego komiksu. Ascetyczna, ale zarazem realistyczna kreska dalece kontrastuje z manierą zastosowaną w miesięczniku "GA v.3", gdzie z reguły preferowano styl "animacyjny" (np. w wydaniu Scotta McDaniela). "Jock" skupia uwagę czytelnika na postaciach traktując tło jedynie pretekstualnie. Można by rzecz z odrobiną ironii: "Nie chciało się chłopu przysiąść nad rysownicą". Nic z tych rzeczy! Ta celowa metoda ilustracyjna idealnie wpisuje się w dramaturgie fabuły rozgrywającej się w głównej mierze w scenerii bezludnej wyspy (choć jak wyżej wspomniano tamtejsze realia okazują się zgoła odmienne niż mogło się to pierwotnie wydawać). W początkowych partiach Ollie mało jeszcze przypomina dobrze znaną postać pretensjonalnego anarchosyndykalisty. Rozpieszczony, duży dzieciuch musi jednak dorosnąć, co przejawia się także w jego wyglądzie fizycznym. Można zaryzykować tezę, że "Jockowi" udało się uchwycić tę metamorfozę. Dynamika scen konfrontacyjnych - a takowych tu nie brak - również jest bez zarzutu. Dla zwolenników realistycznych, finezyjnych ilustracji zsyntetyzowana, a tym samym uproszczona stylistyka może wydać się początkowo nie do przyjęcia. Prędko jednak można się doń przyzwyczaić, a okładki poszczególnych epizodów, również autorstwa rzeczonego, to udane połączenie wyrazistej kreski i soczystych plam udatnie dynamizujących całość kompozycji.

Zgodnie z polityką wydawniczą DC Comics pierwotne wydanie zbiorcze tej opowieści ukazało się w twardej oprawie. Niebawem, w kwietniu 2009 roku, na rynek trafi miękkokładkowa, a tym samym tańsza wersja. Zaiste warto skorzystać z nadarzającej się okazji, biorąc pod uwagę, że ów komiks ma szansę przypaść do gustu także tym, dla których superbohaterska konwencja jest nie do przyjęcia. Mimo mniej, lub bardziej uzasadnionych animozji, tej publikacji warto dać szansę. Z kolei wielbiciele produkcji spod znaku Marvela znajdą tu szereg analogii do ubiegłorocznej ekranizacji "Iron Mana" i to nie tylko z tego względu, że zarówno Tony Stark jak i Ollie Queen zwykli nosić bródkę...

Przemysław Mazur


"Green Arrow: Year One"
Scenariusz: Andy Diggle
Ilustracje i okładki: "Jock" (Mark Simpson)
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji wydania zeszytowego: wrzesień-listopad 2007 roku
Czas publikacji wydania zbiorczego: kwiecień 2008 roku (wersja miękkokładkowa - kwiecień 2009 roku)
Druk: kolor
Format: 17 x 26 cm
Liczba stron: 160
Cena wersji w twardej okładce: $24, 95
Cena wersji w miękkiej okładce: $14, 95