"Joker"

Tandetna humoreska ze spaloną puentą

 

Arkham Asylum. Podczas jesiennego popołudnia, nieopodal wrót do zakładu psychiatrycznego, stoi blondyn ubrany w poliestrowy garnitur. Czeka na człowieka o reputacji niezrównoważonego socjopaty, który jakimś niewytłumaczalnym cudem zdołał wyłuszczyć swemu lekarzowi, że jest zdrów na umyśle. Nie musi na niego długo czekać. Po jakimś kwadransie z mrocznych czeluści szaleństwa wyłania się Joker, sławetny Nemezis Batmana. O ile na jego twarzy zauważyć można makabryczny uśmiech, to wgłębi duszy obłąkaniec jest targany gniewem. Miasto, które niegdyś należało do niego, zostało podzielone między żądnych władzy gangsterów i hochsztaplerów. Nadszedł jednak czas na zmianę status quo i odebrania tego, co własne...

"Joker" Briana Azzarello i Lee Bermejo to pierwsza od dość dawna graficzna nowela z DC Comics próbująca podejść do tematyki superbohaterskiej na poważnie. Odosobniony fenomen tegoż komiksu zasadza się na tym, że na parę miesięcy przed oficjalną premierą przylepiono mu etykietę kontynuacji "Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana, tudzież produktu mającego promować film. Sytuacja ta wynikła z faktu, iż przedstawienie wizualne Jokera zarówno w ostatnim obrazie Nolana, jak i w "Jokerze" jest łudząco podobne, by nie powiedzieć identyczne. Zanim więc przejdę do omówienia tego tytułu wyjaśnię, dlaczego powyższe rozumowanie jest błędne. Okazuje się bowiem, że prace nad "Jokerem" trwały na długo przed rozpoczęciem produkcji "Mrocznego Rycerza" (tzn. od maja 2006 roku), a na pomysł ukazania Jokera z bliznami tworzącymi sztuczny uśmiech wpadł pierwszy Barmejo, czego dowodem są rysunki zamieszczone w wywiadzie do szanowanego serwisu fanowskiego "Batman-on-film". Warto zaznaczyć, że Warner Brothers, jak również DC Comics nie poprosiło Azzarello i Bermejo o szkice przedstawiające autorskie wizje Gotham City i jego mieszkańców specjalnie dla Nolana, dla którego podobne wyobrażenia były zresztą drogowskazem twórczym przy pracach nad "Batman Begins". Z tego też powodu należy sądzić, że dziwnie podobne interpretacje Jokera w obu przypadkach są wynikiem najzwyczajniejszego zbiegu okoliczności. Jeżeli mielibyśmy doszukiwać się głębszych inspiracji Nolana i jego ekipy w komiksach to należałoby przeczytać "Batman: Gotham Noir" Eda Brubakera i Seana Phillipsa. Tam Joker ma przetłuszczone włosy i zszyte blizny na ustach. Moim zdaniem wizja Seana Phillipsa wywarła mocny wpływ na wizażystów odpowiedzialnych za wygląd Heatha Ledgera w jego ostatnim filmie.

Wróćmy jednak do komiksu. "Joker" jest zamkniętą pozycją sensacyjną, thrillerem z domieszką psychologii i superbohaterszczyzny kontynuującym konwencję "Lex Luthor: Man of Steel" (jako ciekawostkę dodam, że podobnie jak poprzedni projekt Azzarello i Bermejo, komiks ten zapowiadano jako pięcioczęściową mini-serię). O ile jednak w "Lexie Luthorze" twórcy mieli odwagę eksperymentować z formą arcywroga Supermana, to w tej pozycji nie odczuwa się podobnej siły przebicia. Brakuje przede wszystkim złożonej fabuły pełnej zaskakujących punktów zwrotnych. Przyznam się szczerze, że po przejrzeniu przykładowych stron, jakie pojawiły się w internecie na tydzień przed publikacją graficznej noweli, oraz jej opisów marketingowych wytworzyłem w głowie pewien mgielny obraz tego, czego mogę się spodziewać. Niestety, nie dość, że wszystkie te przypuszczenia się ziściły to jeszcze wyszło na to, że Azzarello wyłożył łopatologicznie oczywiste oczywistości uniwersum Batmana, które przewijały się w wcześniejszych komiksach z większą pomysłowością i klasą. Ograniczę się jedynie do rozczarowującego zakończenia, odpychającego teatralnością i tendencyjnością, gdzie Batman i Joker są odzwierciedleniem prazasad szkoły yin-yang, symbolów jasności i ciemności. Kilkanaście lat temu byłoby to jakimś ciekawym odkryciem, dzisiaj jednak jest to bezbarwne i nijakie. Niestety, takich momentów jest w komiksie więcej, a jego mierna warstwa fabularna potwierdza jedynie to, że Azzarello jest nadal zaledwie rzemieślnikiem w swoim fachu. Potrafi co prawda pisać dialogi wyjęte z życia, ale nie umie zaprezentować ciekawej, bardziej skomplikowanej struktury fabularnej, w której znane i lubiane postacie są postawione w nowych sytuacjach.

"Jokera" ratują właściwie dwie rzeczy: świat przedstawiony i oprawa graficzna. Twórcy zapraszają nas do Gotham w klimacie neonoir, z mocniejszym naciskiem na ukazanie gangsterskiego półświatka. To nadal mroczne miasto, ale o wiele bliższe współczesnemu odbiorcy, który być może miał styczność z ostatnimi odsłonami gry "GTA". Cieszą osobiste odczytania ikon Gotham City przez twórców, odarte praktycznie ze swej komiksowości a udowadniające jednocześnie kowalność tych postaci. Joker to przewidywalna w swojej nieprzewidywalności deus ex machina przypominająca z wyglądu Christophera Walkena z "Królów Nowego Jorku". Pingwin to dość obleśny i obsceniczny kombinator finansowy. Killer Croc wrócił zaś do swej pierwotnej wersji, przez co widzimy go jako mięśniaka z rzadką chorobą skóry. Najbardziej cieszą jednak Harley, jako milczący ochroniarz Jokera o urodzie Gwen Stefani, niczym z "Bonnie i Clyde'a", oraz Two-Face jako paranoidalny boss przestępczości w Gotham, postać zakłopotana i niejasna, będąca w konflikcie z samym sobą. Te wszystkie kreacje sprawiają, że przekonujemy się do tego świata śmiertelników, w którym nie widzimy protektora przebranego za nietoperza na własne oczy, ale wyczuwamy jego obecność. Podoba mi się ten nastrój, tak jak zobrazowanie Gotham jako odbicia naszej miejskiej rzeczywistości w krzywym zwierciadle, uwypuklającego nasze obawy i lęki.

Rysunki zaś są wykonane solidnie. Ponad dwuletni wysiłek Barmejo nie poszedł na marne, chociaż mógł on sam nałożyć tusz na cały komiks, dzięki czemu nieprzerwanie mielibyśmy styczność z zjawiskową brzydotą i ascetyczną, brudną atmosferą zgnilizny. W wywiadach artysta wspominał, że zaprosił do współpracy tuszownika Micka Graya, gdyż chciał nadać lekturze komiksu poczucie rytmu. Według mnie technika ta nie działa, a to z tego względu, że tempo czytania komiksu nie jest zależne od tuszu, lecz od intensywnego, przemyślanego kadrowania. Na szczęście tego w komiksie nie brakuje. Bermejo lubi przedstawiać akcję z różnej perspektywy, składając przy tym hołd warsztatowi reżyserskiemu Scorsese, a ponadto ubóstwia zabawę kadrem w momentach nagłej zmiany stanu egzystencjalnego poszczególnych postaci. Oglądanie tego albumu to wielka przyjemność, chociaż z drugiej strony nie stałaby się wielka tragedia, gdyby rysunki dopracowano tuszem. Nawet, jeżeli miałoby to oznaczać znaczne opóźnienie opublikowania komiksu.

"Joker" z pewnością będzie sukcesem finansowym. W końcu jokeromania wynikająca z fenomenalnej kreacji Ledgera, wznowienia nakładów klasycznych historii z Jokerem i ostatnich wyczynów Morrisona w "Batman R.I.P." zrobi swoje. Natomiast z artystycznego punktu widzenia jest to komiks połowicznie udany. To szablonowa opowieść, która miała szczęście do świetnych rysunków i dobrego montażu, z której jednak treść ulatnia się niczym gaz z balonu. Stąd też uważam ten komiks jako mocno przeciętną pozycję do jednorazowej lektury. Uszczerbek to wielki, bo zapowiadał się tytuł z potencjałem do zmiany skostniałego kanonu komiksów z Batmanem.

Michał Chudoliński

"Joker"
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Lee Bermejo
Okładka: Lee Bermejo
Tusz: Mick Gray, Lee Bermejo
Kolor: Patricia Mulvihill
Liternictwo: Robert Clark
Oprawa: twarda, obwoluta
Ilość stron: 128
Cena: $19.99