"Chciałem stworzyć wiarygodne i pojemne uniwersum"
- wywiad z Edvinem Volińskim

Ilustrację do rozmowy stanowią wcześniej niepublikowane nigdzie strony z będącego w produkcji albumu "Evilive".

 

KZ: Skąd pomysł na serię "Biocosmosis"?

E.V.: Zawsze fascynowało mnie s-f, a w szczególności te traktujące o kosmosie. (Sam chętnie wyruszyłbym w gwiezdną podróż!) Ale im więcej czytałem, oglądałem, grałem, tym bardziej dochodziłem do przekonania, że temat kosmosu nie został w pełni wykorzystany. Przede wszystkim mam na myśli swobodę poruszania się w przestrzeni. Statki kosmiczne, których konstrukcja opiera się na silniku lub zespole silników umieszczonych z tyłu pojazdu, wydają się być bardzo ograniczone i niezdarne. Nie wykorzystują w pełni środowiska przestrzeni kosmicznej. Są jak żaglowce przemierzające ocean, podczas gdy pod nimi przepływa okręt podwodny. Nawet zwinne myśliwce z "Gwiezdnych Wojen" nie mają szans wobec maszyny zdolnej poruszać się swobodnie we wszystkich kierunkach. Jak zestrzelić pojazd, który może nagle polecieć w bok, do tyłu, po czym w górę? Mówię tu oczywiście o statku wykorzystującym jako napęd siły grawitacji. (Temat ten omówiłem szerzej w najnowszym, trzynastym (3/2008) numerze Magazynu Fantastycznego.) Grawitacja rządzi kosmosem, więc opanowania jej jest naturalnym krokiem dla cywilizacji planetarnej, która ewoluuje w kosmiczną. Uniwersum z pojazdami grawitacyjnymi (grawipami) na tyle wydał mi się oryginalny, że z czasem zacząłem tworzyć kolejne elementy Biocosmosis. Przede wszystkim próbowałem stworzyć jakiś sensowny i wiarygodny sposób walki bojowców. Wyszła mi walka wręcz, gdzie piloci jak średniowieczni rycerze zakuci w stal okładają się "żelastwem", w tym przypadku "żaro-żelastwem". To świat, gdzie człowiek znów stał się ważnym elementem doktryny wojennej. Tu nie ma miejsca na ostrzeliwanie się z daleka i chowanie po krzakach, a opanowanie bojowca to piekielnie trudna sztuka. Nie wielu jest w stanie robić to w sposób mistrzowski, więc najlepsi są znani i niezwykle cenni. Później dodałem emnichów, kosmoracje, Preventorian, Sadface itd.

KZ: Czy od samego początku świat "Biocosmosis" był planowany jako coś większego, jako "polskie Gwiezdne Wojny", jak to się je często określa, czy też może początkowo miała być to po prostu krótka mini-seria?

E.V.: Chciałem stworzyć wiarygodne i pojemne uniwersum. Nie myślałem jeszcze wtedy o komiksie. Na całość patrzyłem raczej oczami widza sali kinowej. Zacząłem uczyć się pisania scenariuszy, tworząc jednocześnie 120-sto minutowy film, pt. "Entirum", który wysłałem na dwa konkursy do Stanów. W sumie zajęło mi to parę ładnych lat. Scenariusz wyszedł słaby, ale dzięki niemu uniwersum przetarło się w boju i nabrało szlifów. Zamiast poprawiać "Entirum", zacząłem myśleć o innych mediach. Biocosmosis stało się na tyle rzetelne, że mogłem pozwolić sobie na zainteresowanie nim innych twórców. Rozmawiając o tym z Piotrem Machalewskim, obecnym wydawcą serii, doszliśmy do wniosku, aby spróbować zaprezentować uniwersum w formie komiksu. Udało się skompletować wspaniałą ekipę. I wciągnęło mnie to na dobre. Podczas prac nad "Enonem" okazało się, że jeden czterdziesto-ośmio stronicowy komiks (ostatecznie wyszło nam 52 stron) to stanowczo za mało, aby przedstawić Biocosmosis, które w międzyczasie mocno się rozrosło. Zdecydowaliśmy się na pięć albumów (seria "Emnisi") oraz wstępnie umówiliśmy się na jeszcze dwie takie serie, jeśli pomysł chwyci ("Preventorianie", "Planetardzi").

KZ: Gdy pierwszy raz przeczytałem album "Enone" nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że zostałem bez żadnego wstępu rzucony w obcy świat. Z początku czytelnik może czuć się nieco zagubiony czytając o kosmoracjach, delegardach czy też spotykając się z innymi dziwnymi nazwami, zwyczajami. Nie da się zaprzeczyć, że świadczy to o głębi świata przedstawionego, lecz czy takie rzucenie czytelnika "na głęboką wodę" bez słowa wprowadzenia w świat było zabiegiem zamierzonym?

E.V.: W sumie tak. Od początku chciałem, aby struktura fabuły tego komiksu była zbliżona do filmu, a nie powieści. W powieści jest miejsce na wytłumaczenie wszelkich zawiłości świata, które jest dla nas obce, a w filmie nie. Inaczej wychodzi nam film nudny i przegadany. Chciałem ominąć to przegadanie, wyjaśniając wszelkie aspekty w kolejnych albumach. Niewątpliwie liczyłem na wyobraźnię czytelników, czego miłośnikom fantastyki na pewno nie brakuje. I nie zawiodłem się. "Enone" został przyjęty dość pozytywnie.

KZ: Czy praca nad "Biocosmosis" jest opłacalna? Powiedzmy sobie szczerze, człowiek z czegoś żyć musi a jak wiadomo w naszym kraju rynek komiksowy może już się rozwija, ale wciąż jest w wieku niemowlęcym i raczej nie da się z komiksu wyżyć, no chyba że wzorem np. Filipa Myszkowskiego tworzy się dla popularnych pism dla młodszego czytelnika, lecz chyba jeszcze nie było nikogo kto wyżyłby z prowadzenia własnej serii. Jak to więc jest z Panem i resztą ekipy?

E.V.: Ja to traktuję jak inwestycję. Mam nadzieję, że seria "Emnisi" prędzej, czy później ukaże się na Zachodzie. Biocosmosis to kawałek oryginalnego świata, więc może w przyszłości jakieś studio zainteresuje się stworzeniem gry komputerowej. A może powstanie kiedyś seria animowana? Wszyscy w ekipie mniej lub bardziej w to inwestują.

KZ: A czy seria spotkała się z zainteresowaniem zza granicy?

E.V.: Zainteresował się "Heavy Metal Magazine". 30-ego grudnia jeszcze tego roku trafi do sprzedaży marcowy numer z wydrukowanym w całości "Enonem". Tak przy okazji zastanawiam, się czy nie jest to przypadkiem pierwszy polski komiks opublikowany w tym magazynie, a może i w Stanach? To, że Polacy tam się pojawiali to oczywiste, ale polski komiks sensu stricte chyba jeszcze nie.

KZ: Teraz chciałbym przejść w kwestie dotyczące przyszłości. Po pierwsze "Evilive". Czy mógłby Pan nam co nieco o tym tomie opowiedzieć? Może zdradzić jakąś ciekawostkę dotyczącą fabuły?

E.V.: Będzie to album przełomowy pod tym względem, że po raz pierwszy będzie można zobaczyć bojowce w akcji. Ukazanie tych niewiarygodnie szybkich maszyn na statycznych kadrach jest bardzo skomplikowane. Ale efekt pracy kolegów, Nikodema Cabały i Grzegorza Krysińskiego, prezentuje się wspaniale. Po starciu się bojowców, przyjdzie kolej na Preventorian. Funkcjonariusze Supranatium, okuci w pancerze maximum i ultimatum, będą wprowadzać prawo Entirum w apokaliptycznej pyłostrefie przy użyciu nowego "żaro-sprzętu". Nie należy też zapominać o samej Evilive, która wyposażona w pancerz polimorficzny ukaże własną drogę rozumienia umiaru. Do tego dochodzą mutaborgi, które będą miały coś wspólnego z pewnym tajemniczym osobnikiem z albumu "Enone". Pojawi się
Zakye i kwestia Shynaka. Mroczne plany, brutalne akcje, szaleństwo i nadciągająca wojna, do której dążą Bezcieleśni...

KZ: A jak się będzie miała sprawa z "Atlaną", czyli ostatnim tomem serii "Emnisi"? Tytułową bohaterkę poznajemy jako młodą dziewczynę już w "Enone". Czy oznaczać to będzie, że zostanie ona Emniszką w tak młodym wieku, czy też akcja będzie toczyć się w dalszej przyszłości, a co za tym idzie, czy dane będzie nam ujrzeć bitwę o Altomerrę, na którą niewątpliwie czekają czytelnicy?

E.V: Atlana trafia pod opiekę Syberriańskiego Klasztoru z powodu Tolakiego, który prześladuje jej rodzinę. Ponieważ jest bystra i przejawia "magiczne" zdolności, zostaje uczniem Enona. Fabuła albumu rozegra się 10 lat przed wybuchem wojny, gdy Atlana ma 14 lat. Dojdzie do finałowego starcia emnichów z Mistrzami Kuszenia, gdyż ten wątek spaja całą serię. Ale bez obaw! Na końcu planuję epilog, który będzie traktował o bitwie o Altomerrę. To wydarzenie jest istotne dla zakończenia fabuły. Jest także jednocześnie otwarciem dla przyszłych produkcji. Przy okazji chciałbym dodać, że wraz z ostatnią częścią pojawi się Enone w miękkiej oprawie. Z początku nie wiedzieliśmy, jaka oprawa jest lepsza, stąd to zamieszanie.

KZ: Skoro już mowa o końcu "Emnichów", to co dalej czeka to uniwersum? Jak można było dowiedzieć się z innych wywiadów, losy "Planetardów" i "Preventorian" są niepewne. Ponadto wyraził Pan zainteresowanie grą komputerową osadzoną w tym świecie. Czy są szanse na pójście w tym kierunku? A może książka czy nawet film?

E.V.: Gdyby to tylko ode mnie zależało, to wszystko by powstało. Serio! Ja szczerze lubię ten świat i jestem gotów rozwijać go do końca życia. Seria "Emnisi" ukazuje przecież tylko niewielki kawałeczek tego uniwersum. Zaledwie pięć planet z dwóch kosmoracji, a samych kosmoracji jest przecież dziesiątki. Jeśli tylko popyt przekroczy magiczny pułap sensowności takiej produkcji, to "Preventorianie" powstaną. Stworzyłem już nawet krótki konspekt tej serii. Ma opowiadać historię Shynaka. Od momentu oddania go przez rodziców do służby w Legionie (za odpowiednią rekompensatę), po... Hm. Tu nie będę zdradzał, bo ma to związek z albumem "Atlana". Ale mogę spokojnie dodać, że będą to już czasy Wielkiej Wojny, w której Shynak odegra ważną rolę. Oj, nie dane mu odpocząć na Erra X. Odnośnie produkcji innych niż komiks, to wiele zależy od ludzi zajmujących się tymi mediami. Jeśli tylko moje kosmiczne uniwersum ich zaintryguje, ja jestem otwarty na współpracę. Biocosmosis pozwala na stworzenie różnych gatunków gier komputerowych. Wojna Incognito nadaje się doskonale na grę strategiczną, od razu z furtką na część drugą, ponieważ po paru latach wybucha Wojna Cognito. Emnisi są wdzięcznym tematem na rozbudowanego fabularnie i filozoficznie RPGa. Preventorianie to akcja. Marszandzi - handlówka kosmiczna. Wojny Transformacyjne - wieloplanetarny RTS. Sadeface nadają się do skradanki. A i z przygodówką nie byłoby problemu! A Externet i armia Netnautów? Jest z czego wybierać. Myślałem także o grze bitewnej. Na MFK w Łodzi powstały nawet dwie próbne figurki. Książki też sam nie stworzę. Jestem scenarzystą, nie pisarzem. Układam dramaty, projektuję świat, kreuję technikalia. Nie posługuję się prozą na tyle dobrze, by napisać książkę. Temat musiałby podjąć pisarz z prawdziwego zdarzenia. Serial animowany jest propozycją mocno wspieraną przez Piotra, ponieważ jesteśmy w stanie stworzyć własnym sumptem i we własnym zakresie krótki filmik. I tak też się stanie. Trochę wyprzedzam fakty i zdradzam plany, ale zabieramy się do stworzenia teasera reklamującego Biocosmosis. Za dwa lata powinniśmy ujrzeć efekt tego projektu.

KZ: Mówiąc o rozwoju tego świata nie można uniknąć ponownie skojarzeń z "Gwiezdnymi Wojnami" George'a Lucasa, a niestety wszyscy wiemy, jakim chaosem się to skończyło. Książki wykluczające siebie nawzajem, historie nie mające sensu, czy jeśli dojdzie do rozbudowy "Biocosmosis", to czy fani będą mieli gwarancje spójności świata?

E.V.: Ja już mam taki charakter, że u mnie wszystko musi być solidnie poukładane. Nie pozwoliłbym sobie na rozbudowaną fabułę bez uprzedniego ustalenia konkretów. Można się z nimi zapoznać w Antologii: chronologia świata, opis pojazdów, broni etc. Fani nie muszą się martwić, wszystko jest pod kontrolą.

KZ: Kolejną cechą łączącą "Biocosmosis" z "Gwiezdnymi Wojnami" są niewątpliwie gadżety. Zaczęło się skromnie, od plakatów, lecz na tegorocznym MFK w Łodzi można było nabyć również koszulki, przypinki a nawet figurki! Czy taka polityka "gadżetowa" będzie dalej kontynuowana, czy też może był to jednorazowy zabieg?

E.V.: Nie wiem, czy porównywanie Biocosmosis z SW jest odpowiednie. To jednak nie ten kaliber. Chociaż dziękuję. Polityka "gadżetowa" będzie się rozwijać. Jednakże planujemy raczej rozwój wirtualny. Tzn. powstaną np. nowe wzory koszulek, ale tylko jako prezentacja na stronie wydawniczej. Dopiero po zamówieniu zrealizujemy druk i oczywiście wysyłkę. To pozwala na zróżnicowanie gadżetów, nie zamrażając finansów. Ale na konwenty przygotujemy coś specjalnego. Zawsze tak robimy. Kto odwiedzał nas regularnie, musiał zauważyć ogromny rozwój naszego stoiska. Od skromnego stolika z 50 egzemplarzami "Enona" po Strefę Biocosmosis, jaką zmontowaliśmy na tegorocznym MFK, dzięki wsparciu wielu ludzi.

KZ: Jak ocenia Pan inne polskie "space opery" komiksowe, takie jak "Funky Koval" czy też "Ekspedycja"? Są to legendy polskiego komiksu sci-fi, Lecz mimo mojej ogromnej sympatii dla "Kovala", patrząc obiektywnie trzeba chyba przyznać, że dopiero "Biocosmosis" w pełni zasługuje na tytuł "space opery".

E.V.: Nie mnie to oceniać. Pozostawiam to czytelnikom i recenzentom. Poza tym moja wypowiedź byłaby całkowicie tendencyjna, gdyż wychowałem się na tych seriach i nadal czuję do nich wielki sentyment.

KZ: A jak się ma sprawa kontaktu z fanami? Jak wiadomo najprostszą metodą takiego kontaktu jest blog czy też forum dyskusyjne, co sprowadza nas za razem do kolejnej kwestii - strony internetowej serii www.biocosmosis.com, która, no powiedzmy sobie szczerze, nie jest zbyt rozbudowana, acz trzeba również przyznać, że wykonana jest bardzo schludnie i profesjonalnie. Moim zdaniem taka forma sprawdziłaby się w przypadku mini-serii komiksowej, lecz niestety rozbudowane uniwersum potrzebuje chyba czegoś więcej, nie sądzi Pan?

E.V.: Nie wiem, czy umiałbym stworzyć ciekawego bloga, bo co ja bym miał tam niby umieścić? To Biocosmosis jest ciekawe, nie ja. Forum wydaje mi się sensowniejsze i myślałem o stworzeniu kiedyś takowego na stronce. A sama strona? Hm, no cóż. Trochę się zdezaktualizowała - przyznaję. Ale to tylko dlatego, że poświęcam cały czas albumom, które mają tu zdecydowany priorytet. Co fanom po super stronce, gdy komiks będzie wołać o pomstę do nieba? A proszę pamiętać, że przygotowanie jednego albumu to rok pracy z nawiązką. Ale obiecuję odświeżyć ją i rozbudować. Już poczyniłem pierwsze kroki. Po zakończeniu serii mam zamiar robić to już regularnie, stale rozbudowując uniwersum. Znajdzie się też miejsce na informacje o kolejnych projektowanych albumach, jak i newsy o innych planach dotyczących uniwersum.

KZ: Dziękuję za odpowiedzi.

E.V.: Dziękuję.

Pytania zadał Mateusz "Strid" Chmiel