"Obiecujemy poprawę"
- wywiad z wydawnictwem Manzoku, w osobie Grzegorza Ciecieląga

 

KZ: "Manzoku" oznacza w języku japońskim "rozkosz". Jak się to ma do idei wydawnictwa komiksowego?

Manzoku: W zasadzie to nie "rozkosz", a "satysfakcja". Rozkosz kojarzy się nadzwyczaj zmysłowo, podczas gdy satysfakcja - bardziej formalnie (śmiech). A jak ta satysfakcja się ma do idei wydawania komiksów? Zależy nam, by wszyscy byli zadowoleni i osiągnęli ten cudowny stan - i my, jako wydawnictwo, bo przecież trzeba z czegoś żyć; i czytelnicy, którzy dostaną w swoje ręce światowej klasy tytuły wydane w wysokim standardzie i w atrakcyjnej cenie; i drukarze, którzy też muszą się narobić; i księgarze... No, na dłuższa metę uzbierałaby się całkiem spora grupka usatysfakcjonowanych ludzi z uśmiechem na twarzy.

KZ: Jaki cel przyświecał pomysłowi na wydawanie komiksów w Waszym przypadku?

Manzoku: Najprostsza strategia wydawnicza, o jakiej można by pomyśleć: zapytać czytelników, co tak naprawdę chcą przeczytać, na co są skłonni wydać swoje ciężko zarobione pieniądze. Jeśli już mamy inwestować w licencje, tłumaczenia i druk, warto wiedzieć, czy dane pozycje mają szansę zadomowić się na polskim rynku. To przecież przede wszystkim biznes i niejeden wydawca popełnił błąd zarzucania rynku tytułami, które - jak to wykazały wyniki sprzedaży - nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Chcieliśmy zminimalizować to ryzyko.


"Grzegorz Ciecieląg (po prawej) podczas 7. WSK"

Okazało się przy tym, że czytelnicy mają naprawdę dobry gust i oczekują konkretnych, uznanych na arenie międzynarodowej tytułów. Świadczy to przede wszystkim o tym, że komiksiarze w Polsce po prostu orientują się, co jest wydawane na Zachodzie i na co warto zwrócić uwagę. I z różnych powodów chcieliby te komiksy zobaczyć także w Polsce.

KZ: Dziś jest Wam pewnie zdecydowanie łatwiej niż na początku działalności wydawniczej. Choć to swego rodzaju truizm. Jak dużo nauczyliście się przez ten czas?

Manzoku: Nie publikować zapowiedzi ze zbyt dużym wyprzedzeniem. I uważać z podawaniem konkretnej daty publikacji - przekonaliśmy się, że między składem komiksu a wysłaniem gotowych egzemplarzy do sklepów wiele rzeczy ma okazję się spartolić. A to materiały okażą się słabej jakości, a to - o zgrozo - w ogóle nie dotrą, a to drukarnia poinformuje, że nie wyrobi się na termin, bo musi drukować plakaty dla jakiejś partii... A potem wydawca dostaje po tyłku za opóźnienia (śmiech).

KZ: Ile osób pracuje nad wydawanymi przez Manzoku komiksami?

Manzoku: W zależności od tytułu - od 3 do 5 osób.

KZ: Jak odnieślibyście się do fali krytyki związanej z tłumaczeniem pierwszego tomu serii "Y: Ostatni człowiek"?

Manzoku: Z tego, co pamiętam, krytyka odnosiła się przede wszystkim do sporej liczby przypisów i zdecydowania się na imię "Yoryk" zamiast na jakąkolwiek inną jego wersję znaną z licznych tłumaczeń dzieł Szekspira. Szczególnie dziwi mnie krytyka przypisów. To prawda, że sporo się ich uzbierało. To prawda, że dla części z nas pewne fakty są oczywiste. Jednak pracując nad wprowadzeniem "Y" na polski rynek mieliśmy na uwadze, że po komiks sięgną także ludzie młodsi, którzy nie interesują się tym, co było - dla nich ważne jest to, co jest teraz... Nie wychowali się słuchając Nirvany, nie interesują ich dzieła literatury światowej czy produkcje filmowe mające więcej niż 5 lat. To dla nich przede wszystkim są przypisy. Dla młodych ludzi, którzy nie żyli w tym samym świecie, co starsi czytelnicy, mający tę wiedzę przecież w małym palcu. Świat się zmienia, i my musimy o tym pamiętać. Ten, kto świetnie orientuje się w aluzjach scenarzysty po prostu nie musi czytać przypisów. Ten, kto się nie orientuje, ma możliwość wyłapania dodatkowych smaczków. I nie rozumiem, po co podnosić larum z tak błahego powodu.

W kwestii Yoryka, tłumaczenie to zawsze bardzo drażliwy temat, bo nie sposób uniknąć sytuacji, w której ktoś ma swoje własne zdanie na temat konkretnego akapitu, wypowiedzi czy nawet słowa. Powierzyliśmy "Ostatniego z mężczyzn" doświadczonemu tłumaczowi, Krzysztofowi Uliszewskiemu, i jesteśmy z efektu jego pracy bardzo zadowoleni. Yoryk się sprawdził.

KZ: Czy miała ona jakieś przełożenie na dalsze prace translatorskie nad tą serią i nad pracami translatorskimi w ogóle? Rozmawialiście na ten temat z tłumaczem?

Manzoku: Tłumacz sam na bieżąco śledzi opinie na temat jego pracy. Zdecydował się w kolejnym "Y" ograniczyć nieco liczbę przypisów - głównie dlatego, że wyklarowała się nam grupa docelowa; wiemy mniej więcej, jakie osoby kupują ten tytuł, wiemy także, że oni nie potrzebują tak szczegółowych adnotacji. Nie zamierzamy jednak z nich całkowicie rezygnować. Przygody Yoryka naszpikowane są odniesieniami do dzieł kultury XX wieku i nie oszukujmy się - mało kto wyłapie je wszystkie.

KZ: Manzoku jest postrzegane jako wydawnictwo, które dumnie zapowiada komiksy, a potem następuje seria przesunięć terminów ich publikacji. Skąd bierze się taka "strategia"?

Manzoku: Po prostu lubimy być w centrum uwagi. Cały czas przekładając datę premiery danego komiksu mamy zagwarantowaną uwagę czytelników i newsy w serwisach komiksowych. Ale tak serio, oczywiście nie jest naszym zamierzeniem wodzenie czytelników za nos. Dla przykładu: w przypadku "Mrocznych Miast" (bo zarzut przesuwania terminu publikacji najmocniej chyba dotyczy tego tytułu; polski czytelnik musiał rzeczywiście bardzo długo czekać by móc przeczytać dzieło Peetersa i Schuitena) wina leżała po stronie wydawcy oryginału. Nawet sobie nie wyobrażasz ile trzeba się natrudzić, by wyciągnąć od nich materiały. Szczególnie, gdy nagle okazuje się, że plansze zaginęły...

Niekiedy opóźnienie spowodowane jest terminarzem drukarni - są zbyt zawaleni robotą, by sprostać naszemu zleceniu. W takiej sytuacji zamiast drukować na chybcika i wypuszczać komiks z wyższą ceną okładkową niż obiecana, wolimy poczekać i oddać w ręce klientów to, co zapowiadaliśmy. To prawda, że czasami trzeba na to dłużej poczekać i za to przepraszamy wszystkich naszych czytelników. Obiecujemy poprawę i przystopowanie nieco naszego nieuleczalnego optymizmu.

KZ: Czy to faktycznie głosy czytelników zadecydowały o wyborze tych, a nie innych tytułów, które ukazały się, bądź są zapowiedziane przez Manzoku?

Manzoku: Tak. Może niektórym trudno w to uwierzyć, ale naprawdę posłuchaliśmy czytelników (śmiech). Licencji na niektóre tytuły nie udało nam się zdobyć. Te, które zaklepaliśmy ukazują się teraz w Polsce. I okazało się, że tego typu system dobierania publikacji się sprawdza - nie możemy póki co narzekać na wyniki sprzedaży. Gwoli ciekawości, podaję listę dziesięciu tytułów, które zdobyły najwięcej punktów w pierwszej ankiecie: " The Authority", "X-Men", "Global Frequency", "Ronin", "Hard Boiled", "Spider-Man", "Cromwell Stone"/"Planetarny", "Daredevil", "Koziorożec" plus "Rork", "Mroczne miasta". Część tytułów wydaliśmy my, część Egmont. Z łącznie z dwunastu pozycji znajdujących się na liście zaprezentowaliśmy polskim czytelnikom (lub zrobimy to wkrótce) sześć serii.

KZ: Wspomniany wcześniej "Y" to według mnie strzał w dziesiątkę. Możecie to potwierdzić, po kilkunastu tygodniach od wprowadzenia pierwszego tomu na rynek?

Manzoku: Tak - "Y" radzi sobie bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że zwiększymy częstotliwość publikacji kolejnych tomów - w styczniu rzucimy na półki drugi i trzeci TPB. Fani serii powinni poczuć się usatysfakcjonowani.

KZ: Czy polski czytelnik może być spokojny o to, że przeczyta tę serię do końca?

Manzoku: Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy rynek komiksowy nie dostanie palpitacji serca, a czytelnicy nie odwrócą się od Yoryka. Dopóki seria będzie się cieszyła zainteresowaniem, my będziemy ją wydawać. Jeśli zacznie przynosić straty - prawa rynku zadecydują o tym, co się z nią stanie. Może to brzmieć nieco okrutnie, ale tak to właśnie wygląda; Egmont był zmuszony do zamknięcia kilku świetnych serii, ponieważ po prostu nie znalazły nabywców. Jednak póki co nic nie wskazuje na taki obrót spraw w przypadku "Y" - wręcz przeciwnie, jak już wspomniałem powyżej.

KZ: Z kolei mit o świetności "The Authority" już chyba nieco przygasł. W mojej opinii zapowiadana przez Fun Media seria, która wówczas uchodziła za tak wyjątkową, dziś ma silniejszych przeciwników na rynku. Jak byś to skomentował?

Manzoku: Ha, pamiętam, jak sam wyczekiwałem "Authority" z Fun Media. Sporo wody musiało jednak upłynąć Wiśle, nim ten tytuł trafił do Polski. Wydaje mi się, że w Polsce tak naprawdę nie ma alternatywy dla "The Authority". Grupa "badassów" gotowych skopać tyłek każdemu, kto wejdzie im w drogę, rozwiązujących problemy w radykalny sposób? To nie klasyczny "Spider-Man" czy "X-Men", tutaj Millar i Ellis pokazują, jak wyglądałby nasz świat, gdyby trykociarze rzeczywiście istnieli. Jak wykorzystaliby swoje umiejętności, z kim by się sprzymierzyli, kogo poparli. I jak zachowaliby się, zyskując światową sławę. Przyznam, że w kategorii komiksów o superherosach "The Authority" jest jedną z moich ulubionych pozycji (obok świetnego "Rising Stars" Straczynskiego) - szczególnie zaś zeszyty narysowane przez Quitely'ego. I nie wydaje mi się, by siła przebicia tego tytułu osłabła - wręcz przeciwnie. Jest brutalnie i jest kontrowersyjnie. Tak, jak to zamierzyli twórcy. Zresztą, najlepiej o popularności komiksu mówią chyba wyniki sprzedaży - "The Authority" nie zawiodło naszych oczekiwań.

KZ: Wydawnictwo planuje utrzymywać w swojej ofercie raczej serie, czy może traktujecie pójście w stronę one-shotów jako bezpieczniejsze?

Manzoku: Będziemy równolegle prezentować tak serie, jak i one-shoty. Mamy na celowniku pewne konkretne tytuły i bardzo chcielibyśmy pokazać je polskim czytelnikom. Ale póki co - cicho sza.

KZ: Jako wydawca śledzicie pewnie nieustannie rynek komiksowy. A jakie komiksy sam lubisz czytać?

Manzoku: Przeróżne. Moim odwiecznym faworytem jest "Calvin i Hobbes", najzabawniejszy komiks wszechczasów. Od czasu do czasu trafia się tytuł, który przykuwa moją uwagę na dłużej - tak było z absolutnie mistrzowskim "Hard Boiled". Poza tym mam długą listę pozycji, które po wsze czasy będą miały zapewnione miejsce na mojej półce, od "Akiry", przez "GTO", "Kota Rabina" i "Sandmana", aż po "Blankets" i komiksy Eisnera. Prawda jest taka, że czytelnik komiksów w Polsce nie ma na co narzekać - naprawdę mamy spory wybór, w tym prawdziwe arcydzieła komiksu światowego. Można narzekać na nakłady, można narzekać na ceny, ale te są tylko odbiciem rzeczywistej sytuacji rynku komiksowego w Polsce. Za to na dobór pozycji przez wydawców narzekać już raczej nie można.

KZ: Nowa strona internetowa to wyraźna wskazówka, że Manzoku szukuje się do ofensywy, tudzież ugruntowania swojej pozycji na polskim rynku komiksowym. Dobrze rozumiem?

Manzoku: Ofensywa to bardzo mocne słowo... Chcieliśmy raczej unormować kwestie związane z naszą stroną www - jej poprzednia wersja miała "przytulnie" cmentarny design i nadszedł wreszcie czas, by coś w tym zmienić. Nie chcieliśmy, by czytelnik odwiedzając manzoku.pl miał wrażenie, że snuje się tam, gdzie nie powinna trafić żadna szanująca się ludzka dusza. Większa liczba pozycji wymaga także lepszego silnika katalogującego (ten obecny na stronie przejdzie jeszcze pewną metamorfozę); chęć informowania czytelników o działaniach wydawnictwa - działu newsów, itd. To naturalna ewolucja w obliczu zwiększającej się liczby pozycji wydawanych przez Manzoku.

KZ: A dlaczego wydawnictwo unika promocji na takich imprezach, jak MFK czy WSK? Dla wielu innych to jeden z lepszych sposobów na pokazanie się, w tym wypuszczenie nowych tytułów do obiegu.

Manzoku: To prawda, że nie przygotowujmy żadnych premier na konwenty - komiksy Manzoku są dostępne w księgarniach przed, lub niedługo po nich. Rozważamy jednak taką opcję. Nasze tytuły są jednak dostępne na imprezach, przeważnie także ja na nich się pojawiam. W tym roku nie udało mi się, z powodu wyjątkowo złośliwego zrządzenia losu, dojechać na MFK, czego ogromnie żałuję. Nie dość, że była to świetna okazja, by spotkać się z czytelnikami, to i sam program Festiwalu prezentował się nad wyraz okazale. Zapewniam jednak, że na kolejnych imprezach przedstawiciela Manzoku nie zabraknie.

KZ: Podsumowując to, co powiedziałeś, czy mógłbyś zdradzić strategię wydawniczą, jaką Manzoku planuje realizować w najbliższym czasie?

Manzoku: W pierwszej kolejności zamierzamy dopracować kalendarz wydawniczy, tak by uniknąć w przyszłości dużych poślizgów i frustracji wśród czytelników. Na rynku będą się stopniowo ukazywać kolejne tomy poszczególnych serii, jednocześnie zamierzamy wprowadzić nowe tytuły - wśród nich zaś te, które cieszyły się największym zainteresowaniem czytelników w przeprowadzonej ostatnio ankiecie. Myślimy także nad dodatkowymi formami promocji naszych tytułów. O szczegółach będziemy oczywiście na bieżąco informować za pośrednictwem naszej strony www.

KZ: Życzę sukcesów. Dziękuję za rozmowę.

Manzoku: Ja także dziękuję za rozmowę.

Pytania zadał Jakub Syty