"The Spectre: Crimes and Punishments"

"Niemal jak Vertigo"

 

Przez całe dziesięciolecia Spectre nie miał szczęścia do własnej serii. Już od momentu swego zaistnienia tułał się po magazynach takich jak "More Fun Comics", "Secret Origins" czy "The Brave and the Bold", a pierwszy, w całości poświęcony mu cykl liczył zaledwie dziesięć epizodów. Niewiele lepiej poradził sobie Doug Moench, któremu u schyłku 1986 roku zarząd DC powierzył reaktywowanie regularnego miesięcznika z udziałem tej postaci. Tytuł ten przetrwał niewiele ponad dwa i pół roku nie zyskując spodziewanego poklasku czytelników.

Chociaż przez następne kilka lat Anioł Zemsty jedynie z rzadka dawał o sobie znać (np. podczas wydarzeń znanych jako "War of the Gods"), to jednak już niebawem do dystrybucji miał trafić kolejny poświęcony mu tytuł. Początek lat dziewięćdziesiątych to wyjątkowo specyficzny moment w dziejach komiksu superbohaterskiego. Z jednej strony grupa twórców skupionych pod szyldem Image Comics (Rob Liefeld, Dale Keown, Jim Lee etc.) zaoferowała efektywną (choć nie zawsze w pozytywnym rozumieniu tego słowa) formułę komiksu przeznaczoną przede wszystkim dla nastoletnich czytelników. Z drugiej, sukcesywnej rozbudowie ulegał dział rynku opowieści obrazkowych skierowanych do bardziej wysublimowanego czytelnika. Miesięczniki takie jak "Hellblazer" czy "Sandman" zaistniały pierwotnie w ramach tzw. głównego nurtu. Niemniej już u ich zarania dało się dostrzec odmienność formalną tych tytułów, a i fabuły dalece odbiegały od ówczesnych standardów pokroju "Panic in the Sky". Nowa inkarnacja miesięcznika "The Spectre" w pierwotnym zamierzeniu również miał wpisywać się właśnie w tę manierę "proto-Vertigo"; stąd też wynikła konieczność zaangażowania twórców nieszablonowych, gwarantujących wyjątkowość planowanego cyklu.

Do takowego grona z pewnością wypada zaliczyć Johna Ostrandera, który nie raz już udowodnił swą biegłość w kreowaniu niebanalnych opowieści z superbohaterami w rolach głównych. Jak sam wspomina w przedmowie do niniejszego wydania zbiorczego, jego zadanie nie należało do szczególnie łatwych. Bowiem ów moment dziejowy nie był dobrą chwilą dla postaci dysponujących niemal nieograniczonym możliwościami, a za taką bez wątpienia należy uznać właśnie Spectre. Wszak jakie wyzwania mogłyby okazać się wystarczająco emocjonujące dla istoty podlegającej jedynie Wszechmocnemu? Na kartach przeszło sześćdziesięciu odcinków Ostrander z powodzeniem raz po raz udowadniał, że dla wybitnego scenarzysty nie ma rzeczy niemożliwych. Sprzyjała ku temu okoliczność, że w jego wysiłkach sekundował mu znakomity i ceniony grafik Tom Mandrake. Ci dwaj panowie mieli zresztą już okazje współpracować przy realizacji "Grimjacka" dla First Comics, a i w nie tak znowuż odległej przyszłości ponownie "skrzyżowali" swe twórcze "szlaki" (seria "Martian Manhunter" z lat 1998-2001).

Pierwsze epizody serii "The Spectre vol. 3" zdają się nie odbiegać w swej zasadniczej formule od wcześniejszej o niemal dwie dekady miniserii "Wrath of the Spectre". Przeistoczony w "Gniew Pana" James Corrigan nadal bezpardonowo rozprawia się z szubrawcami, jakich nie brak na ulicach Nowego Jorku. Wbrew pozorom nie czuje się z tym dobrze, bowiem stanowiąca główny imperatyw jego działań żądza zemsty staje się dlań coraz bardziej uciążliwa. Nie potrafiąc zaznać ukojenia, nawet w obliczu wyeliminowania ostatniego spośród grona osobników odpowiedzialnych za jego zgon, Corrigan niemal zatraca się w swej "krucjacie". Niespodziewanie na jego drodze pojawia się kolejna kobieta, Amy Beitermann. I tak, jak to miało miejsce w przypadku Madame Xanadu z serii "Vol. 2", także i ona staje się mimowolnym świadkiem traumy ówczesnego "żywiciela" Anioła Zemsty. Za jej pośrednictwem dotąd niezaznajomieni z perypetiami Spectre czytelnicy zyskali okazję nadrobienia zaległości. Z kolei dawni fani mieli sposobność do zapoznania się z nieco zmodyfikowaną wersją "narodzin" tej postaci. I chociaż mało kto jest w stanie stawić czoła tak potężnemu bytowi, to jednak on sam stanowi dla siebie wyzwanie. Pomimo przeszło pięciu dekad koegzystencji duszy Corrigana i Anioła Zemsty, Spectre wciąż nie stanowi spójnej, pogodzonej z sobą istoty. A to z kolei generuje interesujące fabularnie sytuacje. Zaistniałe tu retrospekcje ukazujące epizody z dzieciństwa głównego bohatera być może nie należą do najoryginalniejszych, niemniej wnoszą interesujący rys do i tak już zmaltretowanej osobowości niegdysiejszego detektywa.

Nie zabrakło też drobnych "smaczków" takich jak nazwa lokalnego szpitala, w którym rozpoczyna się pierwsza scena tegoż cyklu - "Siegel-Bailey General Hospitals". Rzecz jasna to drobny hołd wobec twórców Spectre, Jerry'ego Siegela i Bernarda Baileya. Stylistyka ilustracji niemal na pierwszy rzut oka budzi skojarzenia z pracami Stephena Bisette, znanego przede wszystkim z jego pamiętnych dokonań na łamach miesięcznika "Saga of the Swamp Thing". Zaproponowana przezeń konwencja, przesycona czerniami i zamierzoną deformacją sylwetek ukazanych postaci u schyłku lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stała się wręcz znakiem rozpoznawczym komiksów DC przeznaczonych dla dojrzalszego czytelnika. Niedowiarkom wypada zaproponować przejrzenie pierwszych epizodów "Sandmana".

Czy tym samym Mandrake'a winniśmy uznać za epigona Bisette'a? W żadnym wypadku. Większość cech unikalnego stylu tego pierwszego była dostrzegalna już na wczesnym etapie jego twórczości. Jako przykład może nam posłużyć chociażby dziewiąty odcinek wzmiankowanej serii "Saga of the Swamp Thing", jak również rozrysowywane przezeń epizody "Batmana" i "Detective Comics". Owszem, wyraźnie inspirował się twórczością Bisette'a, niemniej czynił to usiłując odnaleźć nowe rozwiązania dla tej formuły graficznej. Polski czytelnik niestety rzadko miał okazje podziwiać dokonania Mandrake'a - w polskim przedruku "Batmana" nr 2/1993 (świetnie rozpisany przez Petera Milligana "Kryzys tożsamości") oraz 5/1994. Okazjonalnie nakładał tusz na szkice mentora realizatorów przygód alter ego Bruce'a Wayne'a - Jima Aparo (nr 11/1995). Zresztą w jego pracach da się dostrzec korzystanie z osiągnięć warsztatu kolejnych twórców - m.in. Joe Kuberta z czasów realizacji przezeń przygód Hawkmana na łamach magazynu "The Brave and the Bold". Nie ma w tym jednak nic złego; świadczy raczej o umiejętności Mandrake'a dostrzegania dobrych wzorców i ich twórczego rozwinięcia. Wizerunek tytułowej postaci uległ jedynie drobnym, acz dostrzegalnym modyfikacjom. Mroczna oprawa graficzna idealnie wkomponowuje się w przygnębiającą wymowę tej opowieści, za sprawą której twórczy tandem Ostrander/Mandrake udowodnił jak wiele odkrywczych motywów można wykrzesać z pozornie marginalnej postaci za jaką zwykło się postrzegać Spectre.

Ze względu na uwikłanie "Gniewu Pana" w główny nurt DC inplantacja tegoż osobnika na grunt formującego się wówczas Vertigo okazała się niewykonalna. Szkoda, bo trudno o bardziej "transcendentną" osobowość we wspomnianym uniwersum, a i nazwiska realizatorów cyklu wskazywały na takową szansę. Mimo to zarówno teraz jak i wówczas nikt jeszcze nie pokusił się o podobne przedsięwzięcie. W serii "Vol. 3", dla której "Crimes and Punishments" stanowi preludium, niemal się to udało.

Na koniec drobna ciekawostka. Ostatnia dekada XX wieku to także czas efektywnych, a momentami wręcz przesadnie ozdobnych okładek. Hologramy, czy liczne warianty tej samej ilustracji to jedynie niewielka część kolekcjonerskich atrakcji oferowanych wówczas niemal przez każdego, liczącego się edytora. Tak jest też w przypadku niniejszego wydania zbiorczego. Oto bowiem postać Spectre powleczono fosforyzującą substancją, która po odpowiednim nasyceniu światłem widoczna jest w ciemności jako szkielet. Ot, taki drobny dodatek wiele mówiący o ówczesnym komiksowym rynku za Atlantykiem.

Przemysław Mazur

"Spectre: Crimes and Punishments"
Scenariusz: John Ostrander
Ilustracje: Tom Mandrake
Okładki: Tom Mandrake, Glenn Fabry i Sandy Plunkett
Kolory: Digital Chameleon
Liternictwo: Todd Klein
Wstęp: John Ostarnder
Wydawca: DC Comics
Czas publikacji: październik 1993 roku
Okładka: miękka lakierowana
Druk: offset, kolor
Format: 17 x 26 cm
Liczba stron: 120
Cena: $9, 95 $

Pierwotnie opublikowano na kartach miesięcznika "The Spectre vol. 3" nr 1-4 (grudzień 1992-marzec 1993)