"Green Lantern": "Circle of fire"

 

Rok 2000. Kyle Rayner ma już dość ugruntowaną pozycje w świecie bohaterów. Po trudnych początkach, próbie zdobycia akceptacji w szeregach JLA, jego życie zaczęło się stabilizować. Przestał być nowicjuszem, a i inni przestali go za takowego uważać. Wydawałoby się, że wszystko może toczyć się tylko coraz lepiej. Niestety, mroczne sekrety z przeszłości wracają - to, co przeżyliśmy, zawsze będzie miało reperkusje w naszym życiu. A życie Raynera z pewnością do najczystszych nie należało...

"Circle of fire" to jedyna historia Briana K. Vaughana traktująca o Zielonych Latarniach. Twórca przyjął podczas jej tworzenia bardzo ciekawą strukturę. Mini-seria ta składa się z dwóch głównych numerów, będących swoistą klamrą całości, między którymi zostaje umieszczone pięć odcinków, przedstawiających team-upy poszczególnych bohaterów DC (o czym za chwilę) z Zielonymi Latarniami (o czym również za chwilę). Dzięki temu jest ona równocześnie zbiorem kilku one-shotów, luźno ze sobą powiązanych, które mimo że mogą stanowić osobną całość, to jednak dopiero w komplecie ukazują pełen obraz całej historii, która wbrew pozorom nie jest tak rozbudowana jak to się początkowo wydaje. Pozwoliło to na pewien rozdział pracy - jak często w takich przypadkach Vaughan, mimo że bez wątpienia jest pomysłodawcą całości, to jednak nie odpowiada osobiście za każdy numer z osobna. Do współpracy zaprosił trójkę innych twórców, z których każdy miał choć w drobnym stopniu coś wspólnego z Zielonymi Latarniami: Jaya Farbera, który bezpośrednio przed "Circle of Fire" odpowiadał przez krótki czas za miesięcznik "Green Lantern"; Scotta Beatty'ego, twórcę "Green Lantern 80-page Giant #3"; a także Judda Winicka, który właśnie przejmował tytuł opowiadający o przygodach Raynera. "Circle of Fire" zresztą można uznać za swoisty pomost między runami Farbera i Winicka. Wprowadza on zresztą wątki, które w swoim stażu do tego tytułu wykorzysta Winick i w pewnym momencie znajomość tego komiksu wydaje się być praktycznie całkowicie niezbędna do zrozumienia "Power of Ion" (niewiedzących o czym mówię, odsyłam do KZ 49, gdzie mniej więcej opisałem tą historię w artykule o wstępach do "SCW"). Jednak to właśnie Vaughan prowadzi główny nurt opowieści - to jemu przypadają aż dwa one-shociki, a także główne dwa numery, zawierające główne elementy fabularne.

Całość zaczyna się na Rann. Planeta jest atakowana przez potężną siłę znaną jako Oblivion. Adam Strange, ichniejszy heros z ziemskim rodowodem, widząc, jak nieskuteczny jest ich opór, postanawia wyruszyć na swą ojczystą planetę w celu sprowadzeniu pomocy złożonej z najpotężniejszych bohaterów wszechświata. Po skontaktowaniu się z JLA, drużyna postanawia mu pomóc - zwłaszcza, że Oblivion atakuje również Ziemię! Niestety, ten wydaje się być niepokonany - rozstawia najpotężniejszą z bohaterskich drużyn po kątach. Dlatego też Superman wysyła Kyle'a z powrotem, aby zwerbował nieco wsparcia. Niestety, w czasie, kiedy ten leciał na Ziemie, JLA znika. Szczęście w nieszczęściu - razem z ich przeciwnikiem. Co więcej, bohater spotyka po drodze Spectra, który ostrzega go przed jego własnymi towarzyszami! Co jak co, ale ostrzeżeń Ducha Zemsty należy słuchać, o czym przekonaliśmy się już nie raz. Rayner jednak nie przyjmuje słów Hala (bo to właśnie on kryje się pod Zielonym Kapturem), co jak można się domyśleć, na dobre mu nie wyjdzie. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy problem zaczyna się w momencie, gdy na jaw wychodzi geneza Pana Otchłani.

Kyle jest artystą i jak wiemy od dziecka był zafascynowany komiksem. W dzieciństwie popełnił również kilka własnych, autorskich. Jedna z wymyślonych przez niego postaci był właśnie olbrzymi twór o imieniu Oblivion, który ze wszelkimi szczegółami pasuje do opisu Adama. Od razu nasuwają się wątpliwości - o co w tym wszystkim chodzi. Nie muszę chyba dodawać, ze stosunek bohaterów do tych rewelacji jest bardzo krytyczny, co doprowadza do zbagatelizowania problemu. Priorytetem w tym momencie jest ratunek dla JLA i Rannu. W związku z tym formuje się dodatkowa grupa, w której skład wchodzą Ray "The Atom" Palmer, Firestorm, Power Girl i Adam Strange. Jak się jednak okazuje, nie będą oni skazani na samotną walkę. W tym momencie następuje zwrot akcji, który jednoznacznie określi dalszy kierunek rozwoju mini-serii. Na wezwanie o pomoc odpowiada nie kto inny, jak... sześć różnych Zielonych Latarni! Skąd one tutaj? Wyjaśnienie jest zgoła proste, jednak prowadzi do sporego zwrotu akcji.

Czyżby Kyle jednak nie był tym jedynym? I tak, i nie. Akcje Obliviona otwarły bramy czasowe (i nie tylko), co pozwoliło Zielonym Latarniom różnych epok trafić na Ziemię roku 2000. Tak więc mamy tutaj jeden z pierwszych prototypów robotów bojowych Manhunters, Daxamitę z czasów średniowiecza, potomkinię rodów Rayner i West (sic!), dziecięcą parę z czasów, kiedy wszyscy dorośli wymarli (skrzyżowanie "Bastionu" i "Dzieci Kukurydzy" Kinga?), a także, tutaj z pewnością największa niespodzianka, Alex DeWitte.

Fani komiksu nie raz spierają się, która śmierć komiksowa była najważniejszą. Miłośnicy Spider-Mana mają swojego wujka Bena i Gwen Stacy, miłośnicy X-Men Phoenix Sagę i legendarne poświęcenie Jean Gray (dzisiaj można się z tego śmiać, ale kiedyś to naprawdę musiało dawać niesamowitego kopa. Dla DC to z pewnością Barry Allen (niedawno przywrócony do życia) i syn Aquamana, który jest chyba pierwszym w historii zabitym dzieckiem superbohatera (ale tu mogę się mylić). Niestety, dość nieuczciwie w tym rankingu bardzo często zapomina się o Alexandrze, która swego czasu narobiła mnóstwo szumu w komiksowym światku, a jej śmierć spotkała się z otwartym sprzeciwem wielu komiksowych twórców, w tym samej Gail Simone. Doprowadziło to do opisu nowego komiksowego syndromu, nazwanego pieszczotliwie "Problemami kobiety w lodówce", który opisuje szczególnie brutalne przypadki śmierci towarzyszy papierowych (i nie tylko, gdyż coraz częściej można znaleźć odnośniki do tego terminu również w filmach) herosów. Alex deWitte z "Circle of Fire" to postać, która pochodzi z alternatywnej do tej nam znanej rzeczywistości - świata, gdzie pierścień dostała dziewczyna, a życie w walce z Majorem Forcem stracił jej chłopak, Kyle. Taka zamiana ról jest niezwykle ciekawa i pozwoliła na kilka znakomitych zagrywek w późniejszych numerach.

Po pierwszym odcinku mini-seria zmieniła swoją formułę - mamy do czynienia z pięcioma różnymi historiami, każdej przedstawiającej inną parę złożoną z jednego z ziemskich bohaterów i jednego Green Lanterna. Wyjątkiem jest tutaj duet Kyle - Alex, których wspólny występ nosi wspaniały tytuł "Green Lantern/Green Lantern". Oczywiście, każda grupa zajmuje się innym aspektem sprawy Obliviona, aby w konkluzji razem zmierzyć się z potężnym nieprzyjacielem. Pierwszy z pięciu one-shotów, pisany przez samego Vaughana, przybliża śledztwo prowadzone przez Atoma, który równocześnie zajmuje się niańczeniem Baby Lanterns, które wcale nie są z tego faktu zbytnio zadowolone... Sam komiks niestety nie prezentuje się zbyt ciekawie - trochę humoru, trochę akcji w wykonaniu Sacrecrowa i niewiele więcej. Sytuacje poprawia jednak duży zwrot akcji, jaki mamy okazje obejrzeć pod sam koniec odcinka - udowadnia on nam, że tak naprawdę nic nie jest takie, jakim się wydaje i nieco nasuwa pomysł na zakończenie całej opowieści.

Drugi one-shot to wspólny występ daxamickiego rycerza i Power Girl pod batutą Scotta Beatty’ego. Wybór jak najbardziej słuszny, biorąc pod uwagę kryptońskie korzenie obydwu. Ta historia przedstawia nam intrygę związaną z porwaniem Justice League i przedstawia to, co działo się z nimi od czasu ich zniknięcia. O ile sam pomysł jest bardzo prosty, to jednak scenarzysta zdobywa plusa, dobrze przedstawiając relacje między głównymi bohaterami. Wywiązuje się między nimi nic zainteresowania na iście średniowiecznych zasadach, co wprowadza do fabuły nieco pikanterii. Ogólnie rzecz mówiąc, komiks wypada całkiem przyzwoicie zarówno jako część eventu jak i pojedyncze, osobne dzieło.

Trzeci one-shot to Green Lighting i Adam Strange próbujący pomóc planecie Rann i obronić ją przed drążącym ją od środka szaleństwem. Scenarzystom jest ponownie Vaughan i w odróżnieniu od "Green Lantern & Atom", tutaj wykonuje swoja robotę znakomicie. Dostajemy doskonały rys postaci Adama Strange'a, możemy poznać dręczące go wewnętrzne wątpliwości i problemy natury egzystencjalnej, oraz swoiste poczucie niższości wobec innych rezydentów Rannu. Oprócz tego, scenarzysta przedstawia nam wewnętrzne rozdarcie Green Lighting, która jest zmuszona do życia w cieniu dwóch wielkich bohaterskich rodów i nie może poradzić sobie z ogromem wewnętrznego dziedzictwa. Naprawdę przyjemna i ciekawa lektura mimo dość prostackiego zakończenia.

Czwarty numer został napisany przez Jaya Farbera i jest chyba najmniej związana z głównym wątkiem. Przedstawia on wspólne poszukiwanie Obliviona przez Firestorma i Manhuntera, którzy podczas swojej wyprawy spotykają... poszukiwanego przez Nuklearnego Człowieka Doktora Steinera. Choćby ze względu na to jedno wydarzenie warto zwrócić uwagę na ten komiks, jednak wydaje mi się on najsłabszy z całej piątki - wnosi bardzo niewiele i jest raczej pozycją głównie dla fanów Firestorma, którzy w owym okresie nie mogli narzekać na zbyt częste występy swojego ulubionego herosa.

Z pewnością jednak to ostatni z zeszytów był tym, z którym wiązałem największą nadzieję. Duet pomiędzy Kyle'm i Alex - to nie mogło nie wyjść. I rzeczywiście, Winnick stanął na wysokości zadania, tworząc naprawdę świetny komiks, w którym niestety momentami umieścił zbyt wiele scen akcji. Mimo jednak sporej ilości wybuchów i pojedynków dialogi wypadają naprawdę soczyście, chociaż momentami zbyt mało emocjonalnie i nie odczuwa się wartości straty, jaką oboje ponieśli. Wina leży trochę po stronie rysownika - Randy Green nie potrafi niestety ukazać całej boleści, jaka stała się cechą tych bohaterów. Do tego numeru bardzo dobrze pasowałaby realistyczna kreska, a nie typowo kreskówkowe ilustracje.

Jak więc widać, jak do tej pory komiks to naprawdę dobry kawał czytadła, ale bez większych rewelacji - standardowy poziom jaki mają lepsze mainstreamowe mini-serie. Co jednak sprawia, że uważam ten album za najlepszą opowieść o Kyle'u Raynerze, jeden z najlepszych komiksów o Zielonych Latarniach i komiksów w ogóle? Zakończenie. Jest ono naprawdę znakomite (chociaż możliwe do przewidzenia), bardzo intensywne i przekonujące. Mamy w nim odnaleźć odpowiedź na to, czym jest prawdziwe bohaterstwo, a także dlaczego Kyle jest tak wyjątkowy w tłumie innych bohaterów. Co więcej, pierścień ponownie staje się jednym z najpotężniejszym artefaktów wszechświata, o czym twórcy zbyt często zapominają, robiąc z niego kolejny superbohaterski gadżet. Ogólnie rzecz mówiąc, ostatni numer znacznie podwyższa rangę komiksu i sprawia, że jest on lekturą obowiązkową dla każdego amatora amerykańskich opowieści obrazkowych.

Historia Vaughana i spółki przepełniona jest emocjami, ciekawymi wydarzeniami, a mimo kilku słabszych momentów utrzymuje równy, wysoki poziom. Żal, że DC nie planuje w najbliższym czasie wznowień wydania zbiorczego - stare już zostało dawno wyprzedane i jest możliwe do kupienia tylko na e-bayu i jemu podobnych serwisach po bajońskich cenach.

Artur "Articles" Skowroński


"Green Lantern": "Circle of fire"
Scenariusz: Brian K.Vaughan, Jay Faerber, Judd Winiak, Scott Beatty
Rysunki: Norm Breyfogle, Randy Greene, Trevor McCarthy, Cary Nord, Ron Randall, Robert Teranishi, Pete Woods
Wydawnictwo: DC Comics
Data wydania: 2000
Druk: kolor
Liczba stron: 210
Cena: $17,95