"Biocosmosis" tom 3: "Quiciuq"

 

 

Kto by się spodziewał, że Ministry na zwieńczenie kariery nagra taką dobrą płytę? I - skoro już o tym mowa - kto oczekiwał, że kolejny tom Biocosmosis będzie tak cudownie zakręcony?

Autor uwielbia palindromy - Quiciuq to imię głównego bohatera tego tomu - emnicha i negocjatora. Jest to jedna z ciekawszych postaci polskiego komiksu SF i muszę przyznać, że seria rozwinęła się w naprawdę intrygujący sposób.

O ile tom poprzedni - "Savas", zawierał już pewne nieśmiałe zwiastuny tego, co miało nastąpić dalej, to zawiła filozofia emnichów wydawała się być tylko pretekstem do pokazania walk (zaiste imponujących) olbrzymich futrzaków. Tym razem autorzy poszli w zupełnie inną stronę - co prawda znów mam skojarzenia z "Gwiezdnymi Wojnami", ale tym razem z nowym cyklem, gdzie większy nacisk położono na polityczne intrygi niż kosmiczne nawalanki. Ale poza realistycznym systemem politycznym, który w takim cyklu jest czymś w rodzaju fundamentu, można dopiero budować wciągającą intrygę. Tutaj "Quiciuq" radzi sobie naprawdę dobrze, do tego stopnia, że nie zawaham się przywołać genialny cykl Isaaca Asimova "Fundacja", aby dać wyobrażenia, jakim wzorom postanowili hołdować autorzy.

W istocie - w fantastyce powiedziano już chyba (prawie) wszystko i trudno wymyślać proch na nowo. Jednak, kiedy chcemy poczytać dobrą lekturę, oczekując rozrywki na wysokim poziomie, oryginalność nie jest może tak ważna, jak właśnie warsztat i styl. I tutaj "Biocosmosis" zaczyna w mojej opinii prezentować się nad wyraz korzystnie. Czy scenarzysta tak to planował od początku, czy może zaliczył jakieś nowe lektury, filmy i inspiracje - trudno zgadywać. Być może zresztą w kolejnym tomie pokieruje swą opowieść w jeszcze innym kierunku, ale czy nie na tym właśnie polega przygoda?

Co mnie w tek konstrukcji świata tak urzekło? Autor wymyśla różne kosmiczne rasy, frakcje i siły, jednak robi to z wyjątkową lekkością, nie pozwalając, by jedna z nich samoistnie zawłaszczyła całą konstrukcję świata (jak np. Nilfgaard u Sapkowskiego), albo żeby jakieś niezbalansowane idee potworzyły niezniszczalne ośrodki władzy. Przeciwnie - już z samej głównej idei emnichów - idei umiaru - wynika niejako, że scenarzysta będzie starał się utrzymać swoje uniwersum w równowadze. A okoliczności, w jakich poruszają się bohaterowie, wcale mu tego zdania nie ułatwiają. Jest to naprawdę fajna zabawa z własną wyobraźnią i czytelnikiem. Warto dodać, że kosmiczne rasy są rzeczywiście dobrze pomyślane i ich różnice sięgają głębiej niż tylko wzrost, kształt uszu i długość brody, jak to czasem bywa w realiach fantasy.

Nikogo pewnie nie zaskoczy też fakt, że warstwa graficzna jest jeszcze bardziej udana niż w poprzednim tomie. Jak każdy rysownik, także Nikodem Cabała rozwija się artystycznie z albumu na album i na szczęście nie odpuszcza sobie detali, co czasem praktykują doświadczeni graficy (bez nazwisk, ale wszyscy wiemy) aby zyskać na czasie. Zgoda - realistyczny rysunek jest trudny, pracochłonny, ale niech taki zostanie.

Dlaczego więc po tych wszystkich pochwałach nie dałem najwyższego Kizora? Dlatego, że w cyklu liczy się całość. Dajmy więc "Biocosmosis" czas na rozwinięcie skrzydeł - niech pokaże na co go stać i czy autorzy zdołają temu udanemu odcinkowi zapewnić godziwą kontynuację.

Arek Królak

Dziękuję wydawcy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


"Biocosmosis" tom 3: "Quiciuq"
Scenariusz: Edvin Volinski
Rysunki: Nikodem Cabała
Kolory: Grzegorz Krysiński
Wydawca: ProArte
Data wydania: 03.2008
Liczba stron: 52
Format: 22 x 30,2 cm
Oprawa: miękka i twarda (dwa wydania)
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja:
Cena: 27,20 zł (oprawa miękka), 34,70 zł (oprawa twarda)